sobota, 2 lutego 2013

Podlasie od A(quili) do Ż(ubra) - 3-6 VI 2012

Każdy, kto był na Podlasiu i duszę ma wrażliwą, zgodzi się chyba ze mną, że ten zakątek Polski ma w sobie coś magnetyzującego. Dziewicza przyroda, rozpadające się wioski, które na zachodzie Europy mogłyby w całości funkcjonować jako skanseny, wreszcie ludzie żyjący w harmonii z naturą... Wszystko to tworzy niezapomniany klimat, którego w pozostałych regionach kraju ze świecą szukać. Najsilniej odczuwa się go w Dolinie Biebrzy - kto raz ją odwiedzi, już na resztę życia pozostanie "biebrznięty" i będzie chciał tu regularnie wracać. A można być pewnym, że pretekst się zawsze znajdzie. Swój come-back początkowo planowałem na początek maja, ale ostatecznie wszystko przesunęło się w czasie o miesiąc. Nie oznacza to jednak, że było mniej ciekawie, zwłaszcza, że do programu czterodniowej wycieczki udało się włączyć Puszczę Białowieską. Skład wyprawy formował się dość długo - ostatecznie wyruszam z Marianem Domagałą i Krzyśkiem Ostrowskim. Jakie cele sobie postawiliśmy? M.in. zobaczyć zaroślówkę, znaleźć "czystą" clangę, poczuć dzikość "Białowieży" i wrócić jeszcze bardziej "biebrzniętymi".

03.06. - Dzień pierwszy

Na pierwszy ogień poszła zaroślówka - jak zaczynać to z przytupem. Wyjeżdżając, mieliśmy namiar na konkretnego ptaka, wykrytego 1 czerwca, w okolicy Turośni Kościelnej. Na miejsce docieramy krótko po północy i... namierzamy ptaka z jadącego samochodu - jego donośny trel dobiegł nas nawet przez zamknięte szczelnie szyby. Po mało regenerujących, czterech godzinach niby-snu w samochodowych fotelach (w których z natury rzeczy ciężko wypoczywać, zwłaszcza z głową wypełnioną myślami o zaroślówce, śpiewającej kilkanaście metrów obok), przystępujemy do obserwacji. Wiemy o tym, że niejedna osoba swoje spotkanie z tym gatunkiem, zakończyła na stwierdzeniu głosowym. "Nasz" osobnik zdaje się jednak być bardziej towarzyski - udaje się nam nagrać głos, zrobić dobre zdjęcia i nacieszyć oczy. Kilkakrotnie mamy też możliwość porównać bezpośrednio w terenie zaroślówkę z łozówką, a także przekonać się, że choć są to "kuzynki", niekoniecznie tolerują wzajemnie swoją obecność. Towarzyskość, o której pisałem, dotyczyła w zasadzie jedynie ludzi. Łozówki, które zbytnio zbliżyły się do okupowanej przez "dumetorkę" kępy zarośli, były przeganiane na kilkadziesiąt metrów! Przez ponad godzinę, do tego miejsca udało się podkraść jedynie... karczownikowi. 
Po krótkiej przerwie na tzw. "rozkulbaczenie" (w nocy był niezły ziąb!) ruszamy w stronę Doliny Biebrzy.

Zaroślówka (Acrocephalus dumetorum)
Zaroślówka (Acrocephalus dumetorum)
Zaroślówka (Acrocephalus dumetorum)
Zaroślówka (Acrocephalus dumetorum)
Zaroślówka (Acrocephalus dumetorum)
Zaroślówka (Acrocephalus dumetorum)
Zaroślówka (Acrocephalus dumetorum)

Biebrzańskie obserwacje rozpoczynamy na Carskim Trakcie, z którego odbijamy wkrótce na boczną drogę prowadzącą do rezerwatu "Barwik". Zostawiamy auto na śródleśnym parkingu, z którego kierujemy się na początek, długiej na 2,5 km ścieżki. Początkowo wiedzie ona przez las iglasty, potem liściasty, by w końcu przejść w zarośla, za którymi pojawia się otwarta przestrzeń, rozciągających się po obu stronach turzycowisk. Zewsząd słychać tu słowiki szare, dziwonie oraz tokujące kszyki, a także pojedyncze: gajówkę, świerszczaka, podróżniczka i strumieniówkę. Miejsce to słynęło do niedawna z dubeltów, aż do czasu, kiedy - jak wieść gminna niesie - przez mokradła przeszła ławą, grupa zagranicznych tłiczerów, chcących zaliczyć sobie, ten egzotyczny dla nich gatunek. Faktem jest, że w ostatnich latach obserwacje dubeltów są tu już bardzo sporadyczne. Niemniej, szczególną uwagę poświęcamy każdemu, podrywającemu się bekasowi. Z rzadszych ptaków, udaje się wypatrzeć samca pliszki cytrynowej, który jednak po paru sekundach znika w gąszczu przydrożnych zarośli. 

 Barwik - nie tak dawno, jedno z pewniejszych miejsc na dubelta w Polsce
Barwik - w biotopie pliszki cytrynowej

Ścieżka dociera w końcu do lasu iglastego. Wystarczy przyjrzeć się rosnącym na jego skraju świerkom i sosnom, aby przekonać się, że częstymi gośćmi są tu łosie. Regularnie podgryzane przez nie drzewka wyglądają wręcz komicznie, niczym gigantyczne bonzai. Kierujemy się w głąb lasu i dochodzimy do wieży widokowej, z której rozciąga się doskonały widok na fragment Bagna Podlaskiego, obecnie mocno zarastającego krzewami i drzewami. Jak głoszą przewodniki, miejsce to idealnie nadaje się do wypatrywania łosi, które są "niemal pewne". Tego dnia, najwyraźniej wzięły sobie wolne, bo nie udaje się zobaczyć żadnego. Naszą ciekawość budzą za to, dośrodkowe leje, licznie rozsiane wokół wieży. Jak się potem okazało, jest to pozostałość po niewybuchach, które ze względu na znaczną odległość tego miejsca od siedzib ludzkich, były tu licznie detonowane po II wojnie światowej.

Obgryzione przez łosie dolne partie iglaków

Do auta wracamy, w wymuszonym przez warunki pogodowe, pośpiechu - na szczęście tempo mamy na tyle dobre, że udaje się uniknąć bezpośredniej konfrontacji z burzą i ulewnym deszczem na odkrytym terenie. Po drodze zatrzymujemy się tylko raz, żeby przyjrzeć się krążącej daleko parze orlików, których jednak nie udaje się oznaczyć. Dochodzi południe, kierujemy się więc w stronę Goniądza, który jest kultowym miejscem do obserwacji orlika grubodziobego. 

Kościół św. Agnieszki - najbardziej rozpoznawalna budowla w Goniądzu
Muchołówka szara (Muscicapa striata)

Punkt widokowy zakładamy na wieży obserwacyjnej w Goniądzu. Niestety pogoda nie poprawiła się ani trochę, a do tego, od strony wschodniej, nad miejscowość nadciągać zaczęły ciężkie, burzowe chmury. W ciągu kilkunastu minut wiatr wzmógł się na tyle, że ciężko było utrzymać pion stojąc na wieży. Ciemne chmury w końcu całkowicie spowijają okolice, nad którą przetaczają się - na przemian - ulewne deszcze i gradobicia. Temperatura spada o ponad 10 stopni. Nie, to nie były optymalne warunki do obserwacji jakichkolwiek drapoli. Po kilku godzinach, podczas których scenariusz nie zmienia się ani trochę, kapitulujemy i wracamy do kwatery złapać trochę snu. 

Na posterunku, miedzy burzą, a gradobiciem
  Widok z wieży w Goniądzu
Błotniak stawowy (Circus aeruginosus) polujący w pobliżu wieży w Goniądzu
Błotniak stawowy (Circus aeruginosus) polujący w pobliżu wieży w Goniądzu
Jak clanga nie chce przylecieć, to może się chociaż przyśni...
Widok z wieży obserwacyjnej w Goniądzu - nadciągająca chmura nie zwiastuje niczego dobrego...
Łąki koło Goniądza

Późniejszym popołudniem warunki poprawiają się na tyle, że ponownie udajemy się na wieżę. Obserwujemy błotniaki stawowe, myszołowy, bociany białe i czarne, a także 2 orliki, które wyglądają na "pomariny" - żadnej "clangi"... W końcu postanawiamy poddać się losowi, w myśl zasady, że jak ma się udać, to się uda - nieważne gdzie. Próbujemy więc szczęścia kierując się na północ, w stronę Wólki Piasecznej, co jakiś czas przystając i kontrolując niebo. Kilka kilometrów dalej zmieniamy taktykę i pieszo ruszamy wzdłuż krawędzi lasu, przez podmokłą łąkę, co znacznie zwiększa nasze pole widzenia. Udaje nam się jednak wypłoszyć jedynie dwa łosie i stadko żurawi. 

Podmokła łąka w okolicy Wólki Piasecznej
Łos (Alces alces) spotkany w rejonie Wólki Piasecznej
Łoś (Alces alces) - inny osobnik, widziany w tym samym miejscu

Rozczarowani brakiem szponiastych wracamy do auta i udajemy się z powrotem w stronę Goniądza. Minutę ciszy przerywa Krzysiek:
- Mamy dzisiaj wszystko: pliszki, rybitwy, łosie, tylko clangi coś nie widać!
Wyobraźcie sobie teraz sytuację, w której Krzysiek kończy jeszcze wypowiadać te słowa, a w tym samym czasie, w stronę naszego auta, kilka metrów nad drogą nalatuje orlik grubodzioby, po czym przysiada metr od jezdni, na niskim, dwumetrowym drzewku, prezentując rozłożone skrzydła. Taki scenariusz wydaje się tak naiwny, że aż niemożliwy... a jednak się wydarzył! Na całe szczęście spotkanie to jest udokumentowane przez Krzyśka, który popisał się refleksem i zdążył wykonać zdjęcie przez przednią szybę auta, zanim ptak uświadomił sobie bliskość potencjalnego zagrożenia i wzbił się w powietrze. Po chwili zniknął między drzewami, a my potrzebowaliśmy chwili, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie: jawa to, czy sen? Dodam jeszcze, że ptak był na tyle blisko, że gołym okiem widać było jego cechy diagnostyczne. Niezła gratka!


Orlik grubodzioby (Aquila clanga) uwieńczona przez szybę auta... (fot. K. Ostrowski)

Jeśli jest się zakwaterowanym w relatywnej bliskości Carskiego Traktu, dobrym rozwiązaniem na spędzenie wieczoru z atrakcjami, jest wizyta na Długiej Luce, na Bagnie Ławki. My również nie odmówiliśmy sobie tej przyjemności i oczywiście opłacało się! Już z początku kładki słyszeliśmy wodniczki - co najmniej 6 śpiewających samców, było więc tylko kwestią czasu wypatrzenie któregoś z nich. Wodniczki nie były jedynymi muzykami w ptasim chórze, w którym głos co rusz zabierały rokitniczki, brzęczki i derkacze. Chyba najwięcej wrażeń dostarczyła nam obserwacja uszatki błotnej, przeganianej przez orlika krzykliwego. Całość uzupełniały polujące błotniaki: łąkowe i stawowe i całe chmary śnieżnobiałych motyli - piórolotków. Żyć, nie umierać!

Turzycowiska Bagna Ławki - królestwo wodniczek

Uszatka błotna (Asio flammeus) nad Długą Luką
Rokitniczka (Acrocephalus schoenobaenus)
Wodniczka (Acrocephalus paludicola)
Wodniczka (Acrocephalus paludicola) prezentuje diagnostyczny wzór na głowie


Rzadki storczyk, którego nazwy nie pamiętam:)

Nim wybiła północ, kontrolujemy jeszcze, znaną nam z lat poprzednich, miejscówkę na płomykówkę. Ptaki są obecne - jednego udaje się nawet zobaczyć. Chrapanie płomykówek przypomina nam jednak, że w ciągu ostatnich 24 godzin, prawie nie spaliśmy... a jutro przecież też jest dzień (i noc, żeby odwiedzić sowy).

Płomykówka (Tyto alba)

04.06 - Dzień drugi

Z samego rana wyjeżdżamy do Osowca-Twierdzy, gdzie zatrzymujemy się przy wieży obserwacyjnej, w okolicach II Fortu. Rejon ujścia Kanału Rudzkiego do Biebrzy jest świetnym miejscem do obserwacji dziwonii - tego dnia stwierdziliśmy co najmniej 6 ptaków. Udaje się również zobaczyć gajówkę, co nie jest znowu takie proste, biorąc pod uwagę skryty tryb życia tego gatunku. Jeszcze ciekawiej jest po drugiej stronie szosy Grajewo-Mońki. Obserwacje prowadzi się tu z drewnianej kładki, długiej na około kilometr, która prowadzi wzdłuż szuwarów i zakrzaczeń wierzbowych, znajdujących się w bliskim sąsiedztwie Biebrzy. Na jej początku, dłuższą chwilę poświęcamy karmiącym słowikom szarym - osobiście, pierwszy raz w życiu, mogłem się im wreszcie porządnie przyjrzeć. Przy samej kładce zauważamy też zajęte gniazdo remiza. Śpiewają podróżniczki i gajówki. Ścieżka dociera w końcu do pomostu obserwacyjnego, z którego rozpościera się doskonały widok na rozległe połacie szuwarów z sitowiem. Jest to wręcz podręcznikowy przykład biotopu dla chruścieli. I rzeczywiście, co jakiś czas odzywają się wodniki i zielonki - samca tej ostatniej, udaje się nam nawet zobaczyć! Kilkakrotnie naszą uwagę przyciągają szmery, dobiegające spod samej kładki - ich przyczyną okazuje się być żerujący karczownik. Usatysfakcjonowani wracamy do auta.
Wieża widokowa w Osowcu-Twierdzy
Ujście Kanału Rudzkiego do Biebrzy
Gajówka (Sylvia borin)
Dziwonie (Carpodacus erythrinus)
Dziwonia (Carpodacus erythrinus)
Dziwonia (Carpodacus erythrinus)
 Słowik szary (Luscinia luscinia)
 Słowik szary (Luscinia luscinia)
Słowik szary (Luscinia luscinia)
Zielonka (Porzana parva) przemykająca w szuwarach
Nasza "trójca" chwilę po obserwacji zielonki
Chruścielowy biotop
Kto wie, co z niej wyrośnie?
Remiz (Remiz pendulinus) przy gnieździe
Na kładce w Osowcu-Twierdzy

Kolejny przystanek organizujemy w Mścichach. Miejsce to znam dobrze, z poprzedniego wyjazdu nad Biebrzę. To właśnie tutaj miałem okazję spędzić długie chwile obserwując rycyki. Początek czerwca nie jest jednak optymalnym terminem - o tej porze roku nie można już liczyć na spektakularne loty tokowe, które są jednym z piękniejszych biebrzańskich spektakli.

Krajobraz z rycykiem (Limosa limosa)
Marian w poszukiwaniu dubeltów

Pora jest jeszcze wczesna, przed obiadem wracamy więc do Goniądza. Po kilkunastu minutach wyczekiwania na wieży, postanawiamy jeszcze raz spróbować szczęścia, próbując objazdówki wzdłuż drogi na Wólkę Piaseczną. Po raz kolejny mieliśmy tzw."czutkę" - pierwszym orlikiem jakiego udaje się nam wypatrzeć z auta, jest "clanga"! Z początku, ptak szybuje dość daleko od drogi, w dodatku na wysokim pułapie - jednak po chwili szybowanie to przechodzi w ślizg i zauważamy, że leci prosto w kierunku wieży obserwacyjnej! W szybkim tempie wracamy do Goniądza i wdrapujemy się na "basztę" akurat w chwili, kiedy orlik nad nią nalatuje. Przez kolejne kilka minut, obserwujemy tego rzadkiego drapieżcę, z relatywnie bliskiej odległości. Szkoda tylko, że niebo było całkowicie zachmurzone i nawet przy ustawieniu najwyższej ekspozycji, zdjęcia wyszły okrutnie ciemne... Ale "darowanej clandze w dziobala się nie zagląda";) Co ciekawe, był to inny osobnik, niż ten widziany dzień wcześniej, który miał założony nadajnik satelitarny z anteną.

 Orlik grubodzioby (Clanga clanga)
Orlik grubodzioby (Clanga clanga)
Orlik grubodzioby (Clanga clanga)
Rybitwa czarna (Chlidonias niger) nad rozlewiskiem w Goniądzu

Po południu pogoda znów drastycznie się pogarsza i ulewny deszcz nie ustępuje ani na chwilę. Nie chcąc jednak marnować czasu, postanawiamy pojeździć po okolicach Goniądza, z nadzieją, że uda się nam usłyszeć wójcika, który o tej porze roku, nie jest znowu tak rzadko widywany na Podlasiu. Mniej więcej co pół kilometra, przystajemy i prowadzimy nasłuch, połączony ze stymulacją głosową. Ostatni "punkt kontrolny" wypadł nam już w samym Goniądzu, na jednej z bocznych uliczek, odchodzących od rynku. I to właśnie tutaj usłyszeliśmy wójcika! Idąc za głosem, natrafiamy na wzniesienie terenu z gęstym zadrzewieniem. Po chwili, słyszymy stamtąd drugiego ptaka, a po kilku minutach udaje się zauważyć jednocześnie trzy osobniki! Niezły wynik, nawet jak na Podlasie. 

Wójcik (Phylloscopus trochiloides)
Wójcik (Phylloscopus trochiloides)

Wracając, zaglądamy do naszych znajomych płomykówek. W oczekiwaniu na zmrok szykuję swoje stanowisko fotograficzne: rozkładam statyw, aparat ustawiam nakierowany na wlot, z którego co jakiś czas odzywają się młode ptaki, instaluję wężyk spustowy, tak żeby uniknąć drgnięcia aparatu przy zwolnieniu migawki. W końcu kiedy ściemnia się całkowicie, ptak wychodzi! Strzelam serię zdjęć, zanim podrywa się i znika w mroku nocy. Kolejny dzień mogliśmy zaliczyć do bardzo udanych. Jednak dwa dni nad Biebrzą, to zdecydowanie za krótko, żeby móc się nią w pełni nacieszyć... Z ciężkim sercem, nazajutrz rano opuszczamy Podlaską Krainę Bagien, wyjeżdżając w stronę Białowieży...

Płomykówka (Tyto alba)

05.06 - Dzień trzeci

Plan zwiedzenia Puszczy Białowieskiej przy okazji wizyty nad Biebrzą, pojawił się na kilka dni przed wyjazdem. Kapitalną wycieczkę po bardziej i mniej dostępnych terenach Parku Narodowego, zawdzięczamy uprzejmości Grześka Hebdy, który dokonał niemożliwego i w niecały dzień pokazał nam to co w Puszczy najznakomitsze i najbardziej unikatowe. Cała nasza trójka była tu po raz pierwszy w życiu, więc wrażenie jakie wywarło na nas to miejsce, było tym większe. Przede wszystkim zobaczyliśmy kawał pięknego, pierwotnego lasu: od dominującego grądu, przez fragmenty boru mieszanego, po olsy i łęgi. Podczas kilkunastokilometrowego marszu, poczuliśmy wyjątkowy klimat Puszczy, kiedy trzeba było przedzierać się przez setki zwalonych drzew, gęstwiny splątanych gałęzi i liczne wykroty. I w zasadzie byłem już spełniony, z samego faktu uczestnictwa w tej marszrucie. Ale oczywiście, całości dopełniły wyśmienite obserwacje miejscowej fauny. W dwóch miejscach widzieliśmy parę dzięciołów trójpalczastych, a kolejnego werblującego słyszeliśmy. Udało się zobaczyć dwa dorosłe i jednego immaturalnego dzięcioła białogrzbietego. Miejscami, las tętnił głosami muchołówek: białoszyich, żałobnych i małych - te ostatnie widziałem zresztą pierwszy raz w życiu. Dzięki naszemu przewodnikowi, mieliśmy nawet okazję zobaczyć samicę "parvy" karmiącą młode przy dziupli - szybko jednak oddaliliśmy się, żeby nie niepokoić ptaków. Każdy z nas liczył po cichu na żubra albo wilka - rekompensatą, za niepowodzenie ujrzenia obydwu, była przyjemna obserwacja łosia w podmokłym lesie. Jedyne czego żałuję, to dużego pośpiechu, jaki towarzyszył wycieczce - czasu było mało, a miejsc do zobaczenia dużo:) Mamy nadzieję, że w tym roku będzie okazja do dłuższych, puszczańskich refleksji. Na te, "poza-puszczańskie", przyszła chwila przy wspólnym obiedzie w Białowieży, podczas którego udało się też nam "zaliczyć" pierwsze "Żubry" - były wyborne! 
Na zakończenie dnia, w strugach deszczu, udaliśmy się na obserwację sóweczki. Po niedługim oczekiwaniu w bezpiecznej odległości od dziupli, młode zaczęły upominać się o kolację, a chwilę potem zauważyliśmy dorosłego ptaka z pokarmem w dziobie. Tym akcentem zakończyło się, niemalże całodzienne zwiedzanie Puszczy Białowieskiej. W tym miejscu jeszcze raz serdecznie dziękuję Grześkowi - przede wszystkim za dobre chęci, wyrozumiałość - a co za tym idzie: dobre tempo.

Droga do bramy Parku Narodowego
Grzesiek pokazuje i objaśnia, na specjalnej tablicy dydaktycznej.



Samica dzięcioła trójpalczastego (Picoides tridactylus) karmiąca przy dziupli

Dzięcioł białogrzbiety (Dendrocopos leucotos)
Dzięcioł białogrzbiety (Dendrocopos leucotos)





Muchołówka mała (Ficedula parva)
Muchołówka mała (Ficedula parva)
Muchołówka mała (Ficedula parva)





Dzięcioł trójpalczasty (Picoides tridactylus)



Sóweczka (Glaucidium passerinum)

06.06 - Dzień czwarty

Nieprzyzwoitym przejawem ignorancji, byłaby wizyta w Białowieży, bez podjętej próby zobaczenia żubra. Oczywiście takiego z krwi i kości, bo sztucznych, żubrzych wyobrażeń, przybierających rozmaite formy i kształty, w całej miejscowości zdecydowanie nie brak – chociażby przed gmachem Hotelu Żubrówka (to nie jedyny przykład monotematyczności miejscowych biznesmenów). Przy odrobinie szczęścia (albo nieszczęścia, w zależności od tego czy zdążymy wyhamować), na niekwestionowanego Króla Puszczy Białowieskiej natknąć się można przy drodze z Hajnówki do Białowieży, o czym informują, ku przestrodze, liczne znaki drogowe. Przeciętny byk waży ponad pół tony (a maksymalnie ponad 900 kg…), więc ewentualna kolizja nie należy, z pewnością z punktu widzenia obu stron, do miłych doświadczeń. Tak czy siak nasze wczorajsze, poranne safari się nie powiodło, a kiedy po reszcie dnia spędzonej na intensywnej, pieszej eksploracji, dość sporego fragmentu Puszczy, na liście widzianych ssaków mamy tylko jednego łosia, postanowiamy zaczerpnąć języka wśród autochtonów. Jak zwykle najciemniej okazuje się pod latarnią, bo nasz gospodarz jest świetnie zorientowany w temacie. Jak się dowiadujemy, najpewniejszym miejscem są trzy polany, wokół malutkich wsi położonych na północny – zachód od Białowieży, o stylowych nazwach: Pogorzelce, Teremiski i Budy. Poszukiwania zacząć należy równo o świcie, ponieważ niedługo potem ostatnie żubry znikają za ścianą lasu.
Ponieważ mamy do dyspozycji ostatnie, kilka godzin, nie dane jest nam odpocząć po wyczerpujących doświadczeniach dnia minionego i zrywamy się na nogi nieco po 4 rano.  Szczęście nam sprzyja. Już na pierwszej polanie, Krzysiek zauważa z auta, pasącego się pod lasem byka. Mimo sporego dystansu, europejski krewniak bizona robi wrażenie i budzi respekt. Oczywiście nie satysfakcjonuje nas obserwacja z odległości pół kilometra i wpadamy na genialny w swojej prostocie plan – żubra można podejść kryjąc się w wysokiej trawie i przemieszczając w stronę lasu wzdłuż kępy zadrzewień, biegnących prostopadle do niego. Brnąc przez wysokie chaszcze po chwili tracimy orientację, jednak wydaje się nam, że póki co nie zmniejszyliśmy znacząco dystansu i kontynuujemy marsz. O tym, że byliśmy w sporym błędzie, przekonujemy się dopiero wychodząc spomiędzy niskich drzewek na odkrytą przestrzeń. Odległość między nami a żubrem trudno nazwać całkowicie bezpieczną, jesteśmy bowiem na tyle blisko, że w lunetach widzimy go w pełnych kadrach. Zauważamy, że żubr w międzyczasie zwiększył się kilkakrotnie, a powietrze stało się bardziej duszne. Staje się to namacalne zwłaszcza wtedy, kiedy zwierz obraca w naszą stronę wielki łeb i zaczyna spozierać beznamiętnie, ale jakby zastanawiając się nad tym, czy pozostawić intruzom (czytaj: nam) swoje spojrzenie do właściwej interpretacji, czy też wyrazić się bardziej dosadnie. Nagle uświadamiamy sobie, że strategiczny odwrót przez chaszcze, którymi przedzieraliśmy się przed chwilą, ze statywami nad głowami, byłby nieco skomplikowany. Żubr tymczasem wydaje się nad wyraz cierpliwy, tkwiąc w absolutnym bezruchu i niewzruszenie ku nam spoglądając. Zdecydowanie więcej emocji było w naszych, znaczących spojrzeniach, które wymieniliśmy naprędce. Pełną napięcia ciszę przerwał Marian:
- Panowie, jak dla mnie starczy
        - Nie mamy obiekcji – odpowiadamy zgodnie z Krzyśkiem.
Nasz przyjaciel spuścił z nas wzrok, dopiero kiedy oddaliśmy się na dobrych kilkaset metrów. Podziwu godna przezorność. Chwilę później uznał widocznie, że na dziś starczy mu już gapiów, bo zdecydowanym truchtem udał się w głąb puszczy.
Kilka tygodni później, przeglądając Internet dowiaduje się, że żubr biega z prędkością 40 km/h. Nieźle, prawda?
To jednak nie był koniec naszych poszukiwań – zostały nam jeszcze do skontrolowania dwie polany, a ciekawość nie pozwalała się wycofać. W Teremiskach napotykamy rowerowy zwiad Niemców, którzy byli już po pierwszej, nieudanej kontroli okolicznych polan. Pierwszej, dzisiejszej – wypada nadmienić – bo był to już któryś z kolei dzień poszukiwań. Mówimy im o napotkanym przed chwilą byku i wlewamy nadzieję w ich serca. Pierwsze rowery odjeżdżają w kierunku Pogorzelec, zanim zdążymy napomknąć, że zwierz się ulotnił. Niewiele by to zapewne zmieniło, bo nasza informacja była ostatnią, rzuconą im deska ratunku. Poza tym sprawiali wrażenie takich, co to nie uwierzą, jak nie zobaczą.
Postanawiamy udać się w stronę, z której nadjechali Niemcy i oczywiście po przejechaniu niecałego kilometra oczom naszym ukazuje się… stadko czterech żubrów żerujących na skraju wsi Teremiski, jakieś 150 metrów od drogi. Zanim rozpoczęliśmy sesję fotograficzną, zawróciliśmy dogonić naszych znajomych rowerzystów. Sądząc po tym jak wylewnie nam dziękowali, można uznać, iż był to wielki wkład w budowanie dobrych stosunków polsko – niemieckich J  Obserwacja tym razem przebiegała bezstresowo – żubry, mimo swoich możliwości sprinterskich, nie skaczą przez głębokie na metr rowy, a takowy oddzielał nas od podziwianego stada. Niewielki dystans (obserwacji – nie ucieczki!) sprawił, że wszyscy byli stuprocentowo usatysfakcjonowani.
Z Puszczą żegnamy się pod wsią Zastawa, na pożegnanie obserwując kunę leśną.

 Demonstracja sił - żubr wyszedł z niej zwycięsko...
"Stadko" pod Teremiskami
Żubry (Bison bonasus)
Żubry (Bison bonasus)

Kuna leśna (Martes martes) na pożegnanie z Białowieżą...

Podczas drogi powrotnej przez Podlasie, zatrzymujemy się w kilku urokliwych miejscowościach. Podlasie zachwyca swoją oryginalną architekturą. Jest to region z bardzo wyraźnie zarysowaną polikulturowością: co jakiś czas mijamy prawosławne cerkwie i katolickie kościoły. Nasz zachwyt budzą stare, stylowe wsie z drewnianymi chałupami, krytymi strzechą. Przykładem takiej właśnie wsi, która w całości mogła by służyć za skansen, jest Dasze w powiecie hajnowskim. 

 Cerkiew św. Mikołaja Cudotwórcy w Białowieży
Cerkiew Narodzenia św. Jana Chrzciciela w Hajnówce
Cerkiew Zaśnięcia Bogurodzicy w Kleszczelach
Pomnik upamiętniający 475 rocznicę nadania Kleszczelom praw miejskich przez Zygmunta Starego.
Wieś Dasze w powiecie hajnowskim
Wieś Dasze w powiecie hajnowskim
Wieś Dasze w powiecie hajnowskim
Przydrożny krzyż wotywny 

Powrót przez Lubelszczyznę urozmaicamy wizytą na stawach w Rykach. Większa część kompleksu jest nabita wodą, tak więc obserwujemy jedynie śladowe ilości siewek: 4 krwawodzioby, 2 czajki i samotnika. Ciekawiej jest na tafli - spośród kilkuset krzyżówek udaje się wyłuskać 2 krakwy, 10 zauszników, a także parę świstunów - pora dosyć sugestywna! Nad powierzchnią poluje grupka rybitw rzecznych, dwie białoczelne i pojedyncze: białowąsa i czarna. Dłuższą chwilę poświęcamy obserwacji szponiastych w kominach termicznych: poza standardem (bielik, myszołów, krogulec) obserwujemy trzmielojada i dość późnego myszołowa włochatego. Stawy są z pewnością godne polecenia, jako przerywnik, w drodze na wschód Polski. Ostatni, "obserwacyjny" postój, urządzamy nad Wisłą pod Puławami. Rozległe piaszczyste łachy i wyspy na rzece wyglądają kusząco, ale niestety nie przekłada się to na atrakcyjność obserwowanych tu ptaków: stwierdzamy zaledwie kilka sieweczek rzecznych i czajek. Szczęście nie opuszcza nas jednak do końca wyprawy. Po pierwsze dlatego, że w porę kojarzymy fakt pogorszenia się jakości powietrza w kabinie samochodu z jego awarią. Mianowicie, pękła rurka doprowadzająca płyn chłodzący do chłodnicy - było blisko zatarcia silnika, albo pożaru...  Po drugie dlatego, że chociaż wydarzyło się to w jakiejś zapadłej dziurze, kawał drogi od cywilizacji, to jednak prosto pod bramą... warsztatu samochodowego. Po trzecie dlatego, że jakoś dojechaliśmy do domu, lejąc do zbiornika płynu chłodzącego hektolitry wody... Podsumowując: wyjazd udany w 100%!

Stawy w Rykach (woj. lubelskie)
Na stawach w Rykach (woj. lubelskie)
Na stawach w Rykach (woj. lubelskie)
Most na Wiśle pod Puławami
Piaszczyste łachy na wyspie pod Puławami

Lista ptaków wyprawy - 156 gatunków: łabędź niemy, kormoran, gęgawa, krzyżówka, czernica, głowienka, cyranka, krakwa, świstun, nurogęś, perkoz dwuczuby, zausznik, perkozek, kuropatwa, przepiórka, bażant, czapla biała, czapla siwa, bocian czarny, bocian biały, trzmielojad, bielik, błotniak stawowy, błotniak łąkowy, krogulec, jastrząb, myszołów, myszołów włochaty, orlik krzykliwy, orlik grubodzioby, pustułka, kobuz, wodnik, zielonka, kokoszka, derkacz, łyska, żuraw, czajka, sieweczka rzeczna, kszyk, kulik wielki, rycyk, krwawodziób, samotnik, śmieszka, mewa siwa, mewa białogłowa, mewa srebrzysta, rybitwa rzeczna, rybitwa białoczelna, rybitwa białoskrzydła, rybitwa białowąsa, rybitwa czarna, gołąb miejski, grzywacz, siniak, sierpówka, turkawka, kukułka, uszatka błotna, płomykówka, sóweczka, puszczyk, jerzyk, dzięcioł zielony, dzięcioł zielonosiwy, dzięcioł czarny, dzięcioł duży, dzięcioł średni, dzięciołek, dzięcioł białogrzbiety, dzięcioł trójpalczasty, krętogłów, zimorodek, dudek, skowronek, świergotek łąkowy, świergotek drzewny, dymówka, oknówka, brzegówka, pliszka żółta, pliszka cytrynowa, pliszka siwa, strzyżyk, pokrzywnica, paszkot, słowik szary, słowik rdzawy, rudzik, podróżniczek, kopciuszek, pleszka, pokląskwa, kląskawka, kos, kwiczoł, śpiewak, droździk, świerszczak, strumieniówka, trzcinniczek, trzciniak, brzęczka, wodniczka, rokitniczka, zaroślówka, łozówka, zaganiacz, piegża, cierniówka, gajówka, kapturka, świstunka leśna, pierwiosnek, piecuszek, wójcik, mysikrólik, zniczek, muchołówka szara, muchołówka mała, muchołówka białoszyja, muchołówka żałobna, raniuszek, czarnogłówka, czubatka, sosnówka, modraszka, bogatka, pełzacz leśny, remiz, wilga, gąsiorek, srokosz, sójka, sroka, kawka, gawron, wrona siwa, kruk, szpak, wróbel, mazurek, zięba, kulczyk, dzwoniec, szczygieł, makolągwa, dziwonia, grubodziób, krzyżodziób świerkowy, trznadel, ortolan, potrzos, potrzeszcz.

Podziękowania dla Grześka Grygoruka i Michała Polakowskiego, za cenne wskazówki przed wyjazdem. 

2 komentarze:

  1. Dla mnie wielką niespodzianką tej wyprawy okazała się duża liczba napotkanych gatunków, mimo fatalnej przez większość czasu pogody.
    Pozdr
    Marian

    OdpowiedzUsuń
  2. Racja - nie brałem udziałem w żadnej polskiej wyprawie z większą ilością zaobserwowanych gatunków :)

    OdpowiedzUsuń