sobota, 29 grudnia 2018

Majówka w Hiszpanii - III: Extremadura, Castilla i La Mancha (6-9 V 2018)

Po opuszczeniu Córdoby, kierujemy się w górę mapy, na spotkanie z kolejnym hiszpańskim regionem - Extremadura... 

BELALCÁZAR

Na północ od prowincji Córdoba rozciąga się szerokie i długie pasmo gór Sierra Morena. U ich podnóża rozpościera się Valle de Los Pedroches - dolina, w której pejzażu przeważają pastwiska i dęby zimozielone. Po przebyciu niespełna 100 kilometrów, tuż przed granicą regionów, pośród tej bujnej przyrody odnajdujemy nasz ostatni andaluzyjski przystanek - niewielką wieś Belalcázar. Tutaj, pogrążony w absolutnie sielskim krajobrazie, wzmacnianym rozlegającym się zewsząd trelem żołn i pohukiwaniem dudków, wznosi się gotycki zamek z drugiej połowy XV wieku - dawna forteca strażnicza. Budowla wskrzeszona przez wielkiego mistrza Alcantary, magnata Gutierre de Sotomayor, jest jednym z najbardziej reprezentatywnych fundamentów czasów, w których szlachta starała się wszelkimi sposobami podkreślać swój status społeczny i ekonomiczny. Zbudowany w całości z bloków kamiennych zamek składa się z jakoby dwóch części: zewnętrznego muru, dostosowanego kształtem do nierówności terenu i wzmocnionego prostokątnymi wieżami oraz wewnętrznego prostokątnego zamku-pałacu z ośmioma wieżami, po jednej na każdym rogu i dodatkowej pośrodku każdej strony. Wykonawców muru można niewątpliwie pochwalić, bowiem o ile zewnętrzna część twierdzy jest dziś praktycznie nienaruszona, z wewnętrznej struktury pozostało niewiele. Tak czy siak, zamek sprawia wrażenie niszczejącego, co jednak najwyraźniej sprzyja lokalnej przyrodzie. W krótkim czasie doliczyłem się ptasich lokatorów reprezentujących sześć gatunków - zamkowe mury zamieszkują bociany białe, pustułeczki, oknówki, kopciuszki, jaskółki skalne oraz szpaki jednobarwne. 
Najwyraźniejszą kartę w historii zamku zapisał rok 1811, kiedy podczas wojny o niepodległość, wojska francuskie broniły go przed oblężeniem przez brytyjskich żołnierzy Wellingtona. Z Belalcázar wiążę się jednak jeszcze jeden ciekawy biogram. To właśnie nieopodal zamku, w roku 1479 lub 1480 na świat przyszedł Sebastián de Moyano - hiszpański konkwistador, który do historii przeszedł jako Sebastián de Belalcázar. Według wielu źródeł, wziął udział w trzeciej wyprawie Krzysztofa Kolumba w 1498 roku. Według innych, powodem jego wyjazdu do Nowego Świata była ucieczka przed biedą i brakiem perspektyw, a także uniknięcie kary za zabicie muła w 1507 roku. Faktem jest, że w roku 1524, wraz z Francisco Córdobą podbił tereny dzisiejszej Nikaragui. Tam założył miasto León i został jego pierwszym burmistrzem. Wyjechał w 1527 po sporach z gubernatorem, by pięć lat później dołączyć do ekspedycji Francisco Pizarro. Po pokonaniu armii inkaskiej i opanowaniu terytorium dzisiejszego Peru, wyruszył na północ celem podbicia Quito, jednak inkaski generał Rumiñahiu spalił miasto, zanim Belalcazar je zdobył. Wraz z Diego de Almagro, nasz konkwistador założył więc nowe miasto Quito, nazywając je na cześć Pizarra, San Francisco de Quito. W latach 1534-1535 opanował dla korony hiszpańskiej terytoria dzisiejszego Ekwadoru. Ruszając dalej na północ, w 1535 roku wkroczył do doliny rzeki Cauca, na terenie dzisiejszej północno-zachodniej Kolumbii, gdzie założył kilka miast jak Pasto, Cali czy Popayán. W 1539 roku król Karol I mianował go gubernatorem Popayán. Sprawując tę funkcję wdał się w konflikt o ziemię z innymi gubernatorami, Pascalem de Andagoyą i Jorge Robledo. Tego drugiego kazał stracić w 1546 roku, za co cztery lata później został zaocznie skazany na śmierć. Belalcazar postanowił udać się do Hiszpanii celem odwołania się, ale już nigdy więcej nie ujrzał ojczyzny - zmarł w 1551 roku, zanim zdołał wyjechać...

Zamek w Belalcázar
Zamek w Belalcázar
Zamek w Belalcázar
Zamek w Belalcázar
Piękna okolica zamku w Belalcázar
Zamek w Belalcázar
Najliczniejszy lokator zamku - bocian biały (Ciconia ciconia) (fot. JG)
Panienka z okienka - pustułeczka (Falco naumanni)
Kościół w Belalcázar również ma swojego bociana... ;)

Belalcázar

MIĘDZY ALMORCHÓN i PANTANO DEL ZÚJAR

Jeszcze tego samego wieczoru, już po przekroczeniu granicznej meandrującej Río Zújar, odwiedzamy kolejną fortecę - Almorchón. Jej ruiny sterczą dumnie na szczycie skalistego wzgórza, z którego dawniej kontrolować można było zapewne całą okolicę odległego o rzut kamieniem Cabeza del Buey. Pierwszą warownię w tym miejscu zbudowali Muzułmanie, natomiast w potężny zamek przekształcili ją dopiero Templariusze. Obecny wygląd nadały jej poprawki "naniesione" przez Zakon Alcántara. W czasach świetności, za małymi wieżami znajdowały się kolejne trzy cylindryczne wieże oraz pięciokątna twierdza.  Do dzisiejszych czasów zachowała się zaledwie jedna z głównych wież - jeszcze do końca XX wieku funkcjonowała druga, która niestety nie wytrzymała próby czasu i zawaliła się. Dziś Almorchón to już głównie zwałowisko kamieni. Zamek został zbudowany w strategicznym miejscu - tak, aby nikt nie mógł do niego wejść niepostrzeżony - i zdaje się, że dzisiejsi jego właściciele postanowili kultywować dawną tradycję. Spory teren wokół obiektu otoczony jest ogrodzeniem, które uniemożliwia zwiedzanie ruin. Na szczęście w rejon ten przybyliśmy nie tyleż dla zamku Almorchón, co dla ptaków!

Ruiny zamku Almorchón
Ruiny zamku Almorchón

Pomiędzy Cabeza del Buey a znajdującym się niecałe 30 kilometrów na północ, przypominającym latającego chińskiego smoka zbiornikiem Pantano del Zújar, na powierzchni około 600 km² rozpościera się pagórkowaty bezkresny obszar łąk, pastwisk i ekstensywnie uprawianych pól uprawnych z niską roślinnością, który jest prawdziwym ptasim rajem. Teren przecina kilka szutrowych dróg dojazdowych do zagród hodowlanych oraz miejsc wypasu owiec i kóz, dzięki czemu można go bardzo skrupulatnie i wygodnie spenetrować. Spędzamy tu jeden wieczór i jeden poranek, ale chętnie spędziłbym tu cały tydzień. Jako miłośnika wielkich przestrzeni, miejsce to, przypominające chwilami północnoamerykańską prerię w otoczeniu gór, ujęło mnie całkowicie. Powód odwiedzin tego obszaru był w zasadzie jeden - strepet. Mitycznego i niewielkiego ptaka z rodziny dropi, który do początków XX wieku gniazdował na terenie naszego kraju, podziwiałem już co prawda na Lubelszczyźnie (była to wówczas obserwacja dwóch samic, drugie stwierdzenie w nowożytnej historii Polski i pierwsze po 62 latach!), ale od zawsze marzyło mi się spotkanie z tokującym samcem w pełnym upierzeniu godowym. Udało się już za pierwszym podejściem! Najpierw zobaczyłem przelatującego ptaka, z charakterystycznymi białymi plamami na skrzydłach. Następnie, w pobliżu miejsca, w którym zapadł w trawy, udało mi się usłyszeć jego specyficzny cichy głos tokowy, przypominający nakręcanie zabawki, aż w końcu dostrzec nieczęsto eksponującego się i rewelacyjnie ubarwionego Pana Strepeta. Samiec w szacie godowej ma wierzch głowy płowobrązowy z ciemnymi plamkami, boki głowy szaropopielate, szyję czarną z dwoma białymi pasami: górnym w kształcie litery "U", a dolną w formie półobroży. W ciągu dwóch dni widziałem w sumie do dziesięciu ptaków, w większości samców lokalizowanych po głosach tokowych, zwykle w polach lucerny, w której doskonale się maskują. Obserwacje strepetów do łatwych nie należą, bowiem raz zaalarmowane ptaki, zaprzestają popisów wokalnych i odbiegają skulone w niskich trawach na spore dystanse. Ku mojemu zadowoleniu, strepet nie był jedynym stwierdzonym tu przeze mnie przedstawicielem dropi - obok najmniejszych, udało się też zobaczyć tego największego - dropia zwyczajnego! Majestatycznie przechadzający się, pięknie wybarwiony kontrastowy samiec z rozłożystym ogonem pojawił się ni stąd, ni zowąd, w polu widzenia mojej lunety! Kolejnym nowym dla wyprawy gatunkiem była kalandra szara - w zasadzie to ich głosami rozbrzmiewała cała okolica, a zadzierając na chwilę głowę nie sposób było nie dostrzec któregoś z ptaków w wysokim locie tokowym. Ponieważ cała okolica usiana jest drobnymi zastoiskami wodnymi i rozlewiskami, co chwila trafiam na lęgowe szczudłaki. Kwestią czasu, było też zobaczenie jakichś stepówek. Pierwszego dnia były to "tylko" stepówki czarnobrzuche, ale już kolejnego dnia udało mi się zdjąć jedną z największych ptasich klątw - stepówkę białobrzuchą! Dodam tylko, że ptaków tych poszukiwałem bezowocnie - dwukrotnie w Maroku, czterokrotnie w Izraelu oraz raz w Hiszpanii... Tak żyzny rejon jest niezwykle atrakcyjny dla szponiastych - obok pospolitszych błotniaków łąkowych i orzełków, obserwujemy tu duże ilości sępów obu gatunków, dla których spora kumulacja zwierząt hodowlanych jest wystarczającym zaproszeniem do wzmożonej aktywności żerowiskowej. W pamięć zapadnie mi najmocniej sytuacja, kiedy z odległości kilometra wypatrujemy parę sępów kasztanowatych krążących nisko nad drogą, którą chwilę brawurowej jazdy potem, udaje się je podjechać na "pełne kadry"! Innymi ciekawymi gatunkami, napotkanymi podczas objazdówki bezkresem Cabeza del Buey, są m.in. pójdźka, kulon i kraska. Gdyby tylko takie miejsce istniało w Polsce, odwiedziałbym je kilka razy do roku!


Strepet (Tetrax tetrax)
Wieczór pod Cabeza del Buey (fot. JG)
Gdzie ten strepet? (fot. JG)
 Kalandra szara (Melanocorypha calandra)
 Strepet (Tetrax tetrax) - digiscoping
 Strepet (Tetrax tetrax) - digiscoping
 Krajobraz z dropem (Otis tarda)
Drop (Otis tarda)
 Pierwsze stepówki białobrzuche (Pterocles alchata)


fot. JG
 Stepówki białobrzuche (Pterocles alchata)
 Stepówki czarnobrzuche (Pterocles orientalis)
Stepówki czarnobrzuche (Pterocles orientalis)
Sęp kasztanowaty (Aegypius monachus)
 Sęp kasztanowaty (Aegypius monachus)
Sęp kasztanowaty (Aegypius monachus)
Orzełek (Hieraaetus pennatus)
Orzełek (Hieraaetus pennatus)
 Strepet (Tetrax tetrax)
Strepet (Tetrax tetrax)
Pójdźka (Athene noctua)
Jedna z licznych zatok Pantano del Zújar

VEGAS ALTAS 

Kolejną ptasią misją w Extremadura było zobaczenie bengalika czerwonego. Jeden z kilku introdukowanych na Półwyspie Iberyjskich azjatyckich gatunków, umknął mi podczas wizyty na Laguna de Torelo w roku 2014 (wtedy udało się go zobaczyć tylko kolegom: Marianowi i Krzyśkowi). Miałem nadzieję, że stepówka białobrzucha zapoczątkowała czas rozliczeń z demonami przeszłości i korzystając z faktu wykrycia czterech miejscówek na bengalika w rejonie Vegas Altas, postanowiłem podjąć temat tego popołudnia, w czym zechciała wspierać mnie Józia. Pomiędzy wspomnianą miejscowością, a drogą numer N-430, rozciąga się spory obszar pól ryżowych, powstałych w dolinie Río Gargáligas - właśnie tu należało szukać ptaków. Pierwsza miejscówka - zarośla nadrzeczne w południowej części opisywanego obszaru - spaliła na panewce. Druga - gaj oliwny kilkanaście kilometrów dalej na wschód, okazałby się zupełną farsą, gdyby nie polująca nisko nad nami, dawno nie widziana kania ruda. Ponieważ temat wydawał się beznadziejny, nie chciałem w nieskończoność naciągać i tak napiętego grafiku i pogrążać się w poszukiwaniach nieistniejących bengalików, kosztem dalszych atrakcji przewidzianych dla nas obojga, postanowiłem sprawdzić jeszcze tylko jedno miejsce - fragment pól ryżowych w pobliżu samego Vegas Altas. Dwieście metrów przed planowanym miejscem zatrzymania auta Józia pyta mnie nagle - cytuję: "Czy widziałem tego czerwonego ptaka z białymi plamkami na skrzydłach, który właśnie poderwał się z pobocza?" Nie, nie widziałem!!! Wiadomości tej nawet nie próbowałem traktować jako żartu, bowiem Józia nie miała prawa znać wyglądu samca bengalika (wspaniałomyślnie nie powiedziałem jej tym jedynym razem czego szukamy...), a opisała go z totalną precyzją... Dodawać nie muszę, że pół minuty później ptaka we wspomnianym miejscu już nie było... Dajemy sobie godzinę na penetrację pól ryżowych, co nie jest proste, zważywszy na ilość kanałów nawadniających i groble porośnięte ciernistą roślinnością, ale w "doliczonym czasie gry" ;) trud zostaje wynagrodzony, pod postacią sześciu samic bengalika żerujących na przydrożnych chwastach! Tyle tylko, że do końca wyjazdu słuchać będę opowieści o tym, jaki to ładny był ten czerwony samiec... ;)

W drodze do Vegas Altas - bociany mają się w Hiszpanii naprawdę dobrze!
Krajobraz w którym szukamy bengalików
Bengalik czerwony (Amandava amandava)

MEDELLÍN

Dalszy przystanek rodzi się spontanicznie, a zachęcają nas do niego przydrożne drogowskazy, mówiące o oddalonej o kilka kilometrów od głównej drogi, rzekomo atrakcyjnej miejscowości Medellín. Pierwsze spojrzenie na wyłaniającą się panoramę wsi ze stylizowanym na rzymski kamiennym mostem z XVII wieku na pierwszym planie, kazał sądzić, że drogowskazy nie kłamały. Cała reszta najważniejszych zabytków wznosi się na malowniczym wzgórzu ponad miejscowością. Pierwszym z nich jest XIII-wieczny Iglesia de San Martín. Tuż za nim znajduje się średniowieczny zamek, którego początki sięgają tego samego stulecia - czasów wzniesienia warowni w miejscu starego rzymskiego obozu warownego. W 1234 roku twierdza została podbita i zajęta przez wojska Ferdynanda III Kastylijskiego (1199-1252). Na przestrzeni wieków zamek był kilkakrotnie przebudowany i powiększany, aż do osiągnięcia swojej obecnej formy, w której jest dziś udostępniany zwiedzającym. U podnóża góry znajduje się ostatnia spośród atrakcji "wzgórza zamkowego" - pozostałości starożytnego rzymskiego teatru, zlokalizowane w granicach ważnego stanowiska archeologicznego, którego początki sięgają późnej epoki brązu i okresu orientalizacji. Wykopaliska, prowadzone tu od roku 2007 ujawniły szczegóły konstrukcji widowni i sceny, a ponadto odzyskano wiele elementów dekoracyjnych oraz fragmenty kolumn i rzeźb, na podstawie których zakwalifikowano obiekt, jako pozostałość czasów późnego okresu republikańskiego. Chociaż stan zachowania trybuny teatru jest wyjątkowy, sytuacja jego zewnętrznej ściany obwodowej pozostawia już wiele do życzenia. Obecnie prowadzone są prace renowacyjne, mające na celu jej odbudowę, wraz ze zniszczoną przez erozję skarpą północną. Szkoda tylko, że z powodu wspomnianych prac, obiekt jest wyłączony ze zwiedzania... Pozostaje wykonanie kilku nie do końca satysfakcjonujących "rzutów okiem" przez ogrodzenie...

Medellín - Iglesia de San Martín
Medellín - zamek
Medellín - widok na miasto
Kościół oczywiście zdominowany - przez bociany (fot. JG)
Zamek i ruiny teatru rzymskiego

MÉRIDA

Następujący przebieg trasy wycieczki nie pozwolił jednak na dłuższy niedosyt niedostatkiem starożytnych pamiątek. Kolejną miejscowością, którą postanowiliśmy odwiedzić była bowiem Mérida, zwana "hiszpańskim Rzymem". Miasto zostało założone w 25 roku p.n.e. przez Oktawiana Augusta pod nazwą Emerita Augusta, w darze rzymskim żołnierzom-weteranom wojny kantabryjskiej i szybko stało się stolicą Luzytanii - najbardziej wysuniętej na zachód prowincji w cesarstwie rzymskim. Właśnie w tym okresie powstał cały szereg imponujących budowli, z których wiele po dziś dzień tworzy charakter miasta. Spacer śladami rzymskich pamiątek rozpoczynamy od wzniesionego poza murami starożytnej Méridy, Circo Romano. Jeden z największych i najlepiej zachowanych cyrków z torem do wyścigów rydwanów w imperium rzymskim, o wymiarach 403 metrów długości na 96,5 metrów szerokości, przeznaczony był aż dla 30 tysięcy widzów. Założę się też, że bilety były wtedy w rozsądniejszych, niż dziś cenach - sześć euro to bądź co bądź trochę dużo za tego typu atrakcję... Spod cyrku przenosimy się na Avenida Estudiante, przy której zlokalizowane są najbardziej rozpoznawalne zabytki miasta, skrzętnie otoczone szczelnym żywopłotem ograniczającym "darmową" widoczność do minimum. Pierwszy z nich to Teatro Romano, powstały w latach 16–15 p.n.e. z inicjatywy Marka Agrypy, zięcia Oktawiana Augusta. Budowla została skonstruowana częściowo w oparciu o istniejące wzgórze, co pozwoliło zmniejszyć koszty budowy i mogła pomieścić około sześciu tysięcy widzów. Tuż obok znajduje się jeszcze okazalszy Anfiteatro Romano – amfiteatr na 15–16 tysięcy widzów, którego budowę rozpoczęto w roku 8 p.n.e. i prowadzono etapami w latach następnych. Obiekt służył takim widowiskom jak: walki gladiatorów między sobą lub z dzikimi zwierzętami, bądź też walki pomiędzy dzikimi zwierzętami w sztucznej scenerii przedstawiającej lasy, dżunglę czy pustynię. Zwiedzanie obu atrakcji kosztuje 12 euro, co wydaje się już rozsądniejszą kwotą za taką dawkę historii, jednak czas w mieście mamy mocno ograniczony i z pewnym bólem serca je odpuszczamy, decydując się na krótki spacer po centrum. Skłania on do pewnej refleksji - na widok publiczny wystawione są zabytki z okresu arabskiego (jak Alcazaba Árabe – składający się z 25 wież połączonych murami zamek arabski, wznoszony przez emira Abd ar-Rahmana II z dynastii Umajjadów od 835 roku n.e.) i czasów chrześcijańskich (jak znajdująca się przy głównym placu miasta, Plaza España - Concatedral de Santa María). Rzymskie dziedzictwo miasta to już jeden wielki biznes skoncentrowany na zdzieraniu pieniędzy z turystów, nawet przy tych mniejszych atrakcjach, takich jak Templo de Diana – pozostałości świątyni Diany czy Arco de Trajano – monumentalna brama stanowiąca dostęp do temenos – obszaru świątynnego. Bezpłatnie udostępnione są jedynie te monumenty, których z oczywistych przyczyn nie dałoby się ukryć. Taką atrakcją jest np. Puente Romano – spektakularny kamienny most na rzece Guadiana, pierwotnie zbudowany jako dwa mosty dochodzące do wyspy na środku rzeki, połączone w całość poprzez dodanie pięciu łuków pomiędzy konstrukcjami w XVII wieku. W czasach dzisiejszych liczy prawie 800 metrów długości, wznosi się w najwyższym punkcie na wysokość 12 metrów nad lustro wody i składa się z sześćdziesięciu łuków kołowych. W mieście i w jego najbliższych okolicach sporo jest też dobrze zachowanych śladów rzymskiej inżynierii wodnej. Mamy więc dwa zbiorniki zaporowe: Embalse de Cornalvo oraz Embalse de Proserpina, Conducción Hidraúlica Aqua Augusta - pozostałości kamiennego kanału jednego z czterech wodociągów, które doprowadzały wodę do miasta z pierwszego ze wspomnianych akwenów oraz kilka akweduktów. Najokazalsze są pozostałości konstrukcji przeprowadzającej kanał wodny nad doliną strumienia Albarregas, dawna część rzymskiego wodociągu doprowadzającego wodę do centrum Méridy ze zbiornika w Proserpinie, o nazwie Acueducto de los Milagros. Długość zachowanej części budowli, wzniesionej w początkach istnienia miasta, wynosi około 800 metrów, a obiekt w najwyższym punkcie wznosi się na wysokość 20 m ponad poziom lustra wody. Na północnym krańcu akweduktu znajdował się kiedyś basen oczyszczający wodę przed wprowadzeniem jej do miasta, który służył jednocześnie jako fontanna. Dziś akwedukt ogrywa ważną rolę jedynie dla turystów oraz... lokalnej populacji bocianów białych, służąc jako lokalizacja gniazd kilkunastu par tych ptaków.

Circo Romano
Teatro Romano

Plaza España
Statua wilczycy kapitolińskiej na rondzie w pobliżu Puente Romano
Autor przy Puente Romano (fot. JG)
Acueducto de los Milagros
Acueducto de los Milagros i bociany (fot. JG)
Acueducto de los Milagros
Acueducto de los Milagros

CÁCERES i okolice (stepówki)

Nieco ponad pół godziny jazdy na północ od Méridy znajduje się niepozorne Cáceres, które okazało się jednym z najbardziej trafionych punktów hiszpańskiego programu. Kiedy zagłębimy się w ciasne uliczki niespełna stutysięcznego miasta, na którego historii odcisnęły piętno kultury Rzymian, Wizygotów, Maurów i Chrześcijan, możemy poczuć się jak podczas podróży w czasie do prawdziwie średniowiecznej metropolii. Pierwsze słowa w księdze dziejów Cáceres zapisali Rzymianie, którzy w w 25 roku p.n.e. założyli tu kolonię o nazwie Norbensis Caesarina. Po upadku Imperium i niewiele wnoszącym w rozwój miejscowości panowaniu Wizygotów, rozpoczął się jej renesans za czasów dominacji muzułmanów, którzy inwestowali w strategicznie położone na granicy wpływów chrześcijańskich miasto. Ostatecznie w roku 1229, po kilku dziesięcioleciach walk, król Alfons IX na trwałe włączył je do terytorium katolickiej monarchii. Cáceres otrzymało przywilej wolnego handlu, co ściągnęło w te okolice kupców i arystokrację z całego Półwyspu Iberyjskiego. Miasto w epoce swojej świetności rozkwitało na skutek potężnych majątków zdobywanych za oceanem przez hiszpańskich konkwistadorów. Odkrycie Krzysztofa Kolumba dało wyjątkową szansę na wzbogacenie się mieszkańcom tego regionu, uchodzącego za najbiedniejszy. Większość, spośród zbudowanych dzięki bogactwom Nowego Świata budowli, zachowała się w świetnym stanie po dziś dzień. Mowa tu o licznych kościołach, pałacach i domach arystokratów. Najważniejsze zabytki (około 40 budowli) skumulowane są na szczycie wzgórza i domknięte we wstędze mauretańskich murów obronnych tworzą tzw. Barrio Monumental - dzielnicę zabytków, który w roku 1986 wpisany został na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Zwiedzanie rozpocząć jednak najlepiej od głównego placu - Plaza Mayor, położonego poza linią fortyfikacji. Wokół przestronnego rynku rozlokowane są liczne kamienice z arkadami z różnych epok mieszczące aktualnie restauracje, kawiarnie oraz hotele, a także parę zabytkowych budowli takich jak wieże Torre de Bujaco i Torre de los Púlpitos, kaplica Ermita de la Paz oraz ratusz. Na teren Barrio Monumental wkraczamy XV-wieczną bramą: Arco de la Estrella, do której wspinamy się długimi schodami. Dalej przemieszczamy się bardzo klimatycznym labiryntem, który jak po sznurku prowadzi nas od jednej atrakcji do drugiej. Spośród licznych zabytków architektury sakralnej z pewnością pominąć nie wolno Iglesia Concatedral de Santa María - trzynawowej gotyckiej katedry z przełomu XV i XVI wieku oraz Iglesia de San Mateo, zbudowanego na ruinach meczetu. Pałace i kamienice najznakomiciej reprezentują: Palacio Episcopal (renesansowa budowla naprzeciw katedry), Palacio de los Golfines de Abajo (wielkie wrażenie robią wykonana z pietyzmem korona fasady, gotycka okiennica przedzielona kolumną nad którą widnieje herb Królów Katolickich), Palacio de las Veletas (największy pałac, wzniesiony w XV wieku na ruinach arabskiego alkazaru), Palacio de las Cigüeñas (posiadający charakterystyczną wieżę z krenelażem i wbrew nazwie - żadnych bocianich gniazd), Palacio de Carvajal (z okazałym narożnym balkonem i ogrodem z 400-letnim figowcem) oraz Casa de los Solís (dom rodu Solís, przypominający miniaturową fortyfikację).

Plaza Mayor
Plaza Mayor: Torre del Horno i budynek ratusza
Plaza Mayor. Po lewej - Torre de Bujaco. Po prawej - Torre de los Pulpitos
Plaza Mayor
Arco de la Estrella
Plaza Mayor - widok od strony Arco de la Estrella
Palacio de Ovando
Bogate zdobienia na fasadzie Palacio de los Golfines de Abajo (fot. JG)
Iglesia Concatedral de Santa María. W tle Iglesia de San Francisco Javier
Iglesia de San Francisco Javier przy Plaza de San Jorge
Convento de San Pablo
Palacio de las Cigüeñas
Uliczki Cáceres
Uliczki Cáceres (fot. JG)
Panorama Cáceres

W rejonie Cáceres zaplanowaliśmy również niewielki przerywnik ornitologiczny. Rozległy obszar równin, rozciągających się na wschód od miasta, aż po miejscowość Trujillo, otoczony przez górskie formacje Sierra de San Pedro, to Llanos de Cáceres y Sierra de Fuentes - jeden z kluczowych obszarów dla hiszpańskich populacji strepeta i stepówki białobrzuchej. Mnie interesuje zwłaszcza ta druga, wobec której nadal odczuwam niedosyt fotograficzny. ;) Aby móc zameldować się na stepówkach skoro świt, nocujemy w pobliżu Plasenzuela, w absolutnie fantastycznej lokalizacji - domu położonym pośród lasów, gdzie za dnia królują sroki iberyjskie, a po zmroku zewsząd nawołują lelki rdzawoszyje. Samą agroturystykę prowadzi bardzo ekologiczna hiszpańsko-łotewska para, która żyje tu w pełnej zgodzie z przyrodą. Od gospodarzy dowiadujemy się wielu interesujących rzeczy na temat żyjących w regionie ptaków (pół domu tonie w ornitologicznych plakatach!), a smak domowej roboty sera i wina pozostanie w naszych pamięciach na długo! Wracając jednak do porannego "polowania" na stepówki - okazało się, że mogę być naprawdę wdzięczny, że udało mi się rozprawić z tym gatunkiem poprzedniego poranka. Pod Cáceres udaje mi się zobaczyć jedynie cztery przelatujące bardzo daleko ptaki... Przewodnik grupy amerykańskich turystów, która dołącza do mnie chwilę potem, tłumaczy że to efekt wyjątkowo suchej i późnej wiosny. W tym momencie jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, o daleko poważniejszych dla mnie skutkach tego stanu rzeczy... Tymczasem pozostało się cieszyć śpiewem kalandr szarych, szpaków jednobarwnych i dzierlatek iberyjskich oraz widokiem błotniaków łąkowych polujących nad lawendowymi polami na tle ośnieżonych szczytów Sierra de San Pedro...

Stepówki białobrzuche (Pterocles alchata)

MONFRAGÜE

W trójkącie pomiędzy miejscowościami Plasencia, Trujillo i Navalmoral de la Mata, w miejscu w którym rzeka Tiétar uchodzi do Tagu, położony jest jedyny w Extremadura park narodowy - Parque Nacional Monfragüe. Co ciekawe, jego nazwa pochodzi jeszcze z czasów rzymskich, kiedy nazywano go Mons Fragorum, co oznaczało: las pełen zarośli, trudno dostępny. Dziś ze względu na powstałą infrastrukturę jest już dostępny o wiele bardziej, natomiast - na szczęście - lasem pozostał. Główne ekosystemy parku Monfragüe stanowią po dziś dzień lasy śródziemnomorskie, iberyjskie lasy dębowe czyli dehesa (z charakterystycznym dębem korkowym), a ponadto liczne formacje skalne i rzeki. Całość tworzy malowniczy pejzaż płaskowyżu, falującego aż po horyzont zielenią pagórków, pociętych szachownicą lasów i pastwisk. Nad obszarem dominuje skaliste wzgórze z zamkiem Monfragüe, który był naszym głównym celem wizyty tutaj. Pomijając walory krajobrazowe okolicy, dla mnie najistotniejszy był fakt, iż na skałach w rejonie castillo gniazduje ostatni z brakujących mi lęgowych jerzyków Zachodniej Palearktyki - jerzyk widłosterny. Od momentu przybycia do parku, co chwila zadzieram więc głowę z nadzieją, że uda się zrealizować cel... Pobyt w parku rozpoczynamy na parkingu Salto del Gitano, skąd rozpościera się fenomenalny widok na Embalse de Alcántara. Na wyróżniającej się na drugim brzegu zbiornika nagiej skale zobaczyć możemy kolonię sępów płowych, liczącą sobie 80 par, ale również gniazdujące tam mniej licznie bociany czarne (3 pary), sokoła wędrownego (1 para) i rybołowa (1 para?). Kompletu pięknych doznań dopełniają obserwacje jaskółek rudawych i skalnych, głuszka i świetnie wybarwionego samca modraka. Zjeżdżamy na położony niżej parking i wśród pachnącej roślinności rozpoczynamy ostrą (i w niemałym upale) wspinaczkę pod Castillo de Monfragüe, podczas której towarzyszą nam krążące tuż nad naszymi głowami sępy. Widok na zielony bezkres z Torre del Homenaje, jedynej pozostałej wieży IX-wiecznej fortecy, wynagradza włożony trud, ale właśnie w tym momencie uświadamiam sobie rangę słów wypowiedzianych pod Cáceres przez hiszpańskiego przewodnika. Nad zamkiem raz na jakiś czas pojawia się pojedynczy jerzyk alpejski... i to by było na tyle. W normalnych okolicznościach, jerzyki widłosterne powinny tu być już od tygodnia... Tymczasem trzeba będzie przełknąć gorzką pigułę porażki... Niepowodzenie nie kończy jednak naszej wizyty w Monfragüe. Mostem Fuente del Francés forsujemy wody zbiornika i przedostajemy się na jego północną stronę, skąd meldowane są inne charakterystyczne dla parku ptaki szponiaste: sępy kasztanowate, ścierwniki, orły iberyjskie, orły przednie oraz orły południowe. Łatwo nie było, bowiem dopiero na którymś z kolei "miradorze" wynajduję orła iberyjskiego. Trafia się też sęp kasztanowaty. Ale chyba najprzyjemniejszą niespodzianką tej części Monfragüe jest pięknie śpiewający samiec pokrzewki wąsatej, którą w końcu udaje mi się porządnie sfotografować!

Embalse de Alcántara
Jaskółki rudawe (Cecropis daurica) - digiscoping
 Jaskółka skalna (Ptyonoprogne rupestris)
Embalse de Alcántara
Modrak (Monticola solitarius)
"Sępia skała" nad wodami Embalse de Alcántara
Sęp płowy (Gyps fulvus)
 Sępy płowe (Gyps fulvus) - digiscoping
Pejzaż z zamkiem Monfragüe

Zamek Monfragüe
Sępy płowe (Gyps fulvus)
 Sęp płowy (Gyps fulvus)
Sęp płowy (Gyps fulvus)
 Jerzyk alpejski (Apus melba)
Widok z zamku Monfragüe
Widok z zamku Monfragüe (fot. JG)
 Gekon murowy (Tarentola mauritanica)
Proporzyca marzymłódka (Tyria jacobaeae)
 Pokrzewka wąsata (Sylvia cantillans iberiae)
Pokrzewka wąsata (Sylvia cantillans iberiae)
Sęp kasztanowaty (Aegypius monachus)
Orzeł iberyjski (Aquila adalberti)

TOLEDO

Droga na wschód wprowadza nas do kolejnej prowincji - Kastylia-La Mancha - w znacznej części pokrywającej się terytorialnie z krainą historyczną o nazwie Nowa Kastylia. Jeden z najsłabiej zaludnionych rejonów Hiszpanii, znany jako zagłębie produkcji wina, unieśmiertelnia jednak przede wszystkim legenda Don Kichota, który właśnie tutaj na swoim Rosynancie i w towarzystwie wiernego Sancho Pansy, toczył słynne walki z wiatrakami... W regionie leży kilka interesujących ośrodków, spośród których na pierwszy plan wybija się stolica prowincji (a w latach 1085-1561 - Hiszpanii), Toledo. Miasto otacza nimb jednego z najcenniejszych klejnotów hiszpańskiej architektury i nie bez powodów nazywane jest "miastem-muzeum". Mnogość pamiątek wielu kultur - wizygockiej, arabskiej, żydowskiej i chrześcijańskiej - rzuca na kolana. Zanim jednak rozpoczniemy zwiedzanie Toledo, koniecznie musimy zatrzymać się na Mirador del Valle, żeby obejrzeć jego panoramę. Wyniesione na skalistym wzgórzu, otoczonym z trzech stron głębokim wąwozem Tagu miasto tworzy piękny pejzaż, tak bardzo utrwalony dzięki obrazom mistrza El Greca, który mieszkał tu i pracował pod koniec życia. Zwiedzanie najlepiej rozpocząć od... pozostawienia auta na wschodnim brzegu Tagu. Najdoskonalej smakować urok tego miejsca, spacerując niespiesznie, kontemplując widoki i chłonąc niepowtarzalną atmosferę, umiejętnie dozując kolejne atrakcje, w czym samochód mógłby nam tylko przeszkadzać (nie mówiąc już o problemach z parkowaniem). Tag przekraczamy mostem  Puente de Alcántara, zbudowanym przez Rzymian tuż po założeniu tu przez nich osady Toletum (192 p.n.e.). Tuż za mostem przydarza się nam niespodziewany akcent ornitologiczny, w postaci bliskiego spotkania ze śpiewającym zaganiaczem szczebiotliwym, który jednak nie okazał się tolerancyjny dla moich prób wykonania zdjęcia... Toledo, jak przystało na miasto, którego największy rozwój nastąpił w średniowieczu, posiada wiele murów i bram. Te ostatnie stanowiły element przejścia na teren miejski lub pomiędzy dzielnicami zamieszkiwanymi przez społeczności różnych wyznań. Większość z nich powstała w czasach panowania Maurów (711-1085). Pierwszy etap naszej wędrówki po mieście można by nazwać właśnie "Szlakiem bram Toledo". Rozpoczynamy od Puerta de Alcántara, by następnie wspinając się wzdłuż fortyfikacji zwiedzić kolejne: Puerta de Alarcones, Puerta Nueva de Bisagra, aż do Puerta de Alfonso VI, którą dostajemy się do starej części miasta. Tutaj zabudowany został dosłownie każdy skrawek ziemi: kościoły, synagogi, meczety i kamieniczki sprawiają wrażenie, jakby stawiano je jedne na drugich, a między nimi poprowadzono wąskie i ciasne, brukowane uliczki, niemalże szczelnie domknięte od góry dachami domów, położonych po obu ich stronach - tu najłatwiej dostrzec arabskie Toledo. Ciasna zabudowa miasta sprawia, że największe zabytki zdecydowanie najlepiej ogląda się zza rzeki, choć nie do wyobrażenia jest, aby będąc w Toledo nie stanąć u stóp Catedral de Santa María de Toledo czy Alcázar. Katedra, której budowę rozpoczęto w 1227 roku za panowania Ferdynanda III Świętego, a zakończono dopiero w 1493 roku za panowania Królów Katolickich, uznawana jest za najbardziej znaczącą budowlę gotycką w Hiszpanii - obok katedry w Burgos. Alcázar - wzniesiona w najwyższym punkcie miasta XI-wieczna twierdza, przypomina nam nieodparcie zamek w Bratislave. Burza weryfikuje nasze plany przyjrzenia się budowli od wewnątrz i może to i dobrze - przed nami jeszcze droga do Cuenca...

Puente de San Martín - jedna z historycznych dróg prowadzących do miasta
Panorama Toledo z Mirador del Valle
Panorama Toledo z Mirador del Valle
Panorama Toledo z Mirador del Valle - wraz z autorem ;) (fot. JG)
Puente de Alcántara i górujący nad nim Alcázar de Toledo
Puente de Alcántara
Fragment murów miejskich w okolicy Puerta de Alcántara (fot. JG)
Widok na północną część miasta
Widok na północną część miasta
Puerta de Alarcones
Calle Real del Arrabal
Puerta Nueva de Bisagra
Puerta de Alfonso VI
Iglesia de Santiago del Arrabal
Catedral de Santa María de Toledo od strony północnej
W licznych sklepach z pamiątkami zakupimy m.in. akcesoria do flamenco
Uliczki Toledo (fot. JG)
Uliczki Toledo (fot. JG)
Catedral de Santa María de Toledo
Catedral de Santa María de Toledo
Catedral de Santa María de Toledo
Ratusz w Toledo
Catedral de Santa María de Toledo
Catedral de Santa María de Toledo
Catedral de Santa María de Toledo (fot. JG)
Szukając czegoś do zjedzenia, trafiamy na smutne świadectwo polowań na góropatwy czerwone...:(
Widok na miejskie fortyfikacje z rejonu Alcázaru
Miguel de Cervantes - człowiek, który powołał do życia Don Kichota

CUENCA

Górzyste rejony Cuenca są jednym z najbardziej popularnych celów wycieczek mieszkańców Madrytu. Równie silne wrażenie wywiera jednak stolica tego regionu. Wszystko, co należy zobaczyć w Cuenca skoncentrowane jest w Starym Mieście (Ciudad Antigua), położonym na stromym wzgórzu i oddzielonym od nowszych i mało atrakcyjnych dzielnic wodami Río Huécar. Główny rynek - Plaza Mayor - należy do najbardziej klimatycznych w Hiszpanii. Znajdują się przy nim liczne budowle gotyckie (katedra z pałacem biskupim) i barokowe (Convento de las Petras, ratusz mieszczący się w budynku Casa Consistorial). Wyróżniają się także różnokolorowe fasady kamienic, w których znajdują się kawiarenki, restauracje oraz sklepiki z artykułami lokalnego rzemiosła i regionalnej gastronomii. Nad starówką wesoło trelują jerzyki alpejskie. :) Największą atrakcją miasta są jednak wiszące domy (Casas Colgadas), zawieszone tuż nad krawędzią klifu, na którym wznosi się starówka. Są to pozostałości po średniowiecznych budowlach, które w większości przypadków musiały zostać w znacznym stopniu przebudowane w czasach nowożytnych. Na tle licznych domów zawieszonych nad przepaścią wyróżniają się trzy budynki z drewnianymi balkonami, istniejące w tym miejscu co najmniej od XV wieku. Najokazalej prezentują się one z Puente de San Pablo - mostu, który nie należy być może do arcydzieł architektury inżynieryjnej, ale braki te rekompensuje dawka adrenaliny, którą dostarcza spacer mierzącą około 100 metrów długości stalową konstrukcją, wznoszącą się nad głębokim wąwozem rzeki Huécar. Przeprawa z 1902 roku zastępuje XVI wieczny most, który uległ zniszczeniu na skutek trzęsienia ziemi pod koniec XIX wieku. Ciekawa jest etymologia nazwy miasta. Pochodzić ona może od łacińskiego wyrazu conca, oznaczającego dosłownie „dorzecze”, w odniesieniu do położenia starej osady w kleszczach dwóch rzek: Huécar oraz Júcar. Etymologii nazwy Cuenca można jednak doszukiwać się też w zrujnowanym obecnie zamku arabskim, nazywanym Kunka.

Cuenca
Iglesia San Pedro i budowle Convento de las Camelitas
Miejscowość otaczają malownicze krasowe góry Serranía de Cuenca
Zabytkowe drzwi jednego z budynków mieszkalnych przy Calle San Pedro
Najważniejszą budowlą Plaza Mayor jest Catedral de Santa María y San Julián de Cuenca
Plaza Mayor - budynek z bramą pełni funkcję ratusza
Malownicze uliczki Cuenca (fot. JG)
Casas Colgadas
Casas Colgadas
Puente de San Pablo i skały podtrzymujące mury Catedral de Cuenca
Widok na Cuenca z Puente de San Pablo

SERRANÍA DE CEUNCA

Na północny wschód od Cuenca rozpościera się górzysty obszar Serrania de Cuenca, objęty ochroną  w ramach powołanego do życia w 2007 roku Parque natural Serranía de Cuenca. W miejscu tym z trudem dopatrywać się znamion obszaru wysokogórskiego - stanowi on raczej stromą płaskorzeźbę, którą tworzą skomplikowane krasowe formacje geologiczne, pokryte gęstymi lasami sosnowymi. Region przecinają trzy główne rzeki: Cuervo, Escabas i Júcar - zwłaszcza meandry tej ostatniej wyrzeźbiły spektakularne wąwozy, będące jedną z wizytówek Serrania de Cuenca. W parku z pewnością spędzić by można kilka dobrych dni na spokojnych wędrówkach. Dla nas czas był jednak na tyle ograniczony, że mogliśmy zdecydować się tylko na jedną z wielu geologicznych atrakcji. Nasz wybór padł na La Ciudad Encantada - Zaczarowane Miasto. Miejsce przypomina słynne czeskie skalne miasto - Adršpašskoteplické skály. Spacer trzykilometrowym, oznaczonym szlakiem wśród geologicznych osobliwości daje prawdziwy upust wyobraźni. Wielkie skały o fantazyjnych kształtach będących wynikiem erozji, tworzą tu ciekawe i spektakularne formacje. Większość z nich nosi własne, nierzadko przesadzone nazwy, jak Walka krokodyla ze słoniem. Z bardziej oczywistych znajdą się m.in. Most rzymski, Słoń, Grzyby, czy Zjeżdżalnia. Godzinna wędrówka pozwala też wzbogacić listę ptaków wyprawy, o szereg gatunków typowych dla lasu iglastego tych szerokości geograficznych. Najwdzięczniej spośród nich pokazał się nam zniczek. Miłym przyrodniczym akcentem były też wygrzewające się na skałach murówki hiszpańskie.



Zniczek (Regulus ignicapillus)







Murówka hiszpańska (Podarcis hispanicus)



c.d.n.