niedziela, 13 grudnia 2015

Requiem dla kuropatwy

Zbliżający się koniec roku zwyczajowo skłania mnie do refleksji nad tym, jaki był dla mnie ten ustępujący ptasi sezon. I choć jak zwykle (na szczęście!) kontemplacje te mają wydźwięk raczej pozytywny, to jednak pewne rozważania nie dają mi spokoju. Nie mówię tu nawet o tym, że rok 2015 będzie najwyraźniej pierwszym od dawien dawna bez "komisa" - tak to już jest: raz na wozie, raz pod wozem. O wiele bardziej niepokojący jest fakt, że rok bieżący ma szanse stać się pierwszym od chwili, kiedy na mojej szyi zawisła lornetka, bez obserwacji... kuropatwy. Może ten fakt nie zdziwiłby mnie aż tak, gdybym obniżył swoją aktywność terenową w krajobrazie rolniczym... ale nie w tym rzecz - kuropatw nie widziałem ani podczas przypadkowych wizyt w terenie, ani przy okazji liczeń MPPL-a i w ramach innych projektów badawczych. Pomijając trzy wiosenne obserwacje (Łukasz Berlik, Michał Zawadzki) gatunek ten nie był notowany podczas trwania okresu lęgowego na najczęściej odwiedzanym przeze mnie terenie: na opolskiej wyspie Bolko. Od kilkunastu lat obserwowaliśmy tu 1-2 pary lęgowe, w okresie zimowym stadka dochodzące do 17 osobników... natomiast od początku maja śladów ich obecności brak. Z ciekawości zajrzałem do notatek: począwszy od roku 2008 znalazłem 46 obserwacji tego gatunku. Ich wykres wygląda następująco: 


Pomijając katastrofalny wynik roku 2011, który mógł być następstwem srogiej zimy przełomu lat 2010 i 2011 (w całej KAŚ znalazłem tylko 6 rekordów z tego roku), zauważalna jest wyraźnie tendencja spadkowa. Obserwatorzy, którzy gromadzą dane z podobnego terenu, mają podobne spostrzeżenia: z roku na rok, niegdyś w miarę powszechny gatunek staje się dużą rzadkością. Dlaczego źle się dzieje z kuropatwą? Przyczyny są jak zwykle złożone. 
Jednym z bardziej istotnych czynników jest z pewnością postępująca modernizacja krajobrazu rolniczego i idącą z nią ramię w ramię chemizacja środowiska. Rozwój rolnictwa wielkoobszarowego powoduje, że coraz mniej mamy pól z zadrzewieniami, poszatkowanych zakrzewionymi miedzami i oddzielonych nieużytkami i śródpolnymi remizami - a takie właśnie preferuje kuropatwa. Pestycydy, herbicydy, nawozy sztuczne i tym podobne "udoskonalenia" zmniejszają ilość i różnorodność bezkręgowców, przyczyniając się do zubożenia bazy pokarmowej. Do bioróżnorodności nie przyczyniają się też coraz popularniejsze monokultury upraw - niewiele w takim układzie miejsc do zakładania gniazd i odchowu młodych, a i dieta też niezaprzeczalnie jest uboższa. Stosowanie herbicydów ma udokumentowany i szkodliwy wpływ na przeżywalność piskląt kuropatw - połowę ich diety stanowią bowiem owady, w wielkiej części "szkodliwe" dla człowieka i tępione chemikaliami. O mechanizacji nawet nie wspominam - ileż to razy musiałem interweniować na samej tylko wyspie Bolko, kiedy to trawy koszone były w okresie wysiadywania jaj, lub kiedy pisklęta nie uzyskały jeszcze lotności? Standardowym przykładem kraju, który zlekceważył wpływ wyżej wymienionych czynników na liczebność kuropatwy jest Szwajcaria. W wyniku intensyfikacji rolnictwa tamtejsza populacja kuropatwy przeżyła w latach 70-tych XX wieku gwałtowny spadek liczebności: z ponad 10 tysięcy osobników, do zaledwie kilku. W latach 90-tych wykazywano już tylko kilka par lęgowych w kantonie Genewa. W 2003 roku w północnej Szwajcarii stwierdzono zaledwie dwie pary lęgowe, natomiast w kantonie Shaffhausen ostatnią kuropatwę zaobserwowano w 1996 roku. Obecnie w kraju przeprowadza się reintrodukcję tego gatunku, przy użyciu hodowlanych ptaków m.in... z Polski (w 2002 wypuszczono 50 polskich kuropatw) - jakie będą jej długofalowe efekty - czas pokaże. 
O ile w temacie zagospodarowania krajobrazu możemy wiele poprawić, nic nie poradzimy na niekorzystne dla kuropatwy warunki klimatyczne. Srogich i śnieżnych zim jest w ostatnich latach zdecydowanie mniej, ale "rekompensują" to ulewne, chłodne wiosny i kapryśne lata z nawałnicami. Podczas podtopień ginie wiele zdolnych do rozmnażania ptaków dorosłych. Zniszczeniu ulegają również optymalne dla tego gatunku biotopy. 
Sporą rolę w trzebieniu populacji kuropatwy odgrywają też drapieżniki, przede wszystkim lisy. Dawniej ich pogłowie pustoszyły wybuchające co kilka lat epidemie wścieklizny. Od 1994 roku na masową skalę rozpoczęto jednak szczepienia lisów przeciw tej chorobie. Wzmocnienie populacji drapieżcy w sytuacji znacznego osłabienia populacji ofiar - to nie jest dobrze rokująca konfiguracja. Prawdopodobnie to właśnie lisy stoją za przetrzebieniem populacji kuropatw na wyspie Bolko. Dotychczas podejmowane działania, polegające m.in. na próbach ograniczenia liczebności populacji lisa, co doprowadziłoby do zwiększenia liczebności kuropatwy, nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Skuteczność ratowania populacji kuropatwy regulacjami terminów polowań na lisy daje bowiem bardzo niewiele i jest mocno dyskusyjna...
No i właśnie! Nie można zapominać o jeszcze jednym drapieżniku - w kapelusiku z piórkiem. Jeszcze w połowie lat 70-tych każdego roku przed lufami karabinów żywot kończyło niemal... milion kuropatw - czyli tyle, ile wynosił stan krajowej populacji na początku lat 90-tych. W 1973 mieliśmy w Polsce 7 milionów par lęgowych tego gatunku. W 2012 roku populację szacowano na zaledwie 180 tysięcy par, a tymczasem... kuropatwa nadal figuruje na liście gatunków łownych. Myśliwskie lobby w sejmie jednak nie narzeka. Na początku XXI wieku spora ilość kół łowieckich zrezygnowała z polowań na tego ptaka i rozpoczęła wprowadzanie do środowiska osobników pochodzących z hodowli. Prowadzone rzekomo w celu ochrony działania (oczywiście niemające nic wspólnego ze zwiększeniem szans na bardziej owocne polowania - co to, to nie!) okazują się dla naturalnych populacji wręcz szkodliwe - wsiedlane osobniki, pochodzą zwykle z odmiennych populacji genetycznych i nie są przystosowane do naszych warunków, wykazując m.in. zaburzenia preferencji siedliskowych, przez co przebywają w miejscach, gdzie narażone są na podwyższoną presję drapieżników. Nieliczne kury, którym udaje się przeżyć wystarczająco długo, charakteryzują się niższym o 1/3 w odniesieniu do osobników rodzimych sukcesem rozrodczym. Krzyżując się z rodzimymi ptakami, wolierowe kuropatwy powodują ponadto obniżenie wartości dostosowawczej osobników z dziko żyjących populacji. Suma sumarum - nie tędy droga z kryzysu. 
Podsumowując powyższe, nadmienić trzeba, że śmiertelność naturalna dorosłych kuropatw wynosi 50-80% rocznie i ciężko zakładać, że bez pomocy człowieka uda się naprawić to, co człowiek zniszczył. Rozwiązania nie stanowi jednak sama tylko redukcja drapieżnictwa, ani wsiedlanie ptaków pochodzących z hodowli (nazywane przez myśliwych "racjonalną gospodarką"). Czynna ochrona kuropatwy musi polegać na poprawie jej warunków środowiskowych oraz na objęciu jej ścisłą i całoroczną ochroną gatunkową. Katalizatorem do podjęcia takich kroków w Polsce może być sukces realizacji podobnych założeń w Anglii, gdzie 10 lat temu kuropatwa była bliska wymarcia - w ramach projektu odtwarzania odpowiednich siedlisk oraz przywracania racjonalnej gospodarki rolnej, uzupełnianej przez kontrolę drapieżnictwa, ochronę przed kłusownictwem oraz dokarmianie zimą, na terenie hrabstwa Herdfordshire populacja kuropatwy wzrosła w ostatnich latach sześciokrotnie. Dla chcącego, nic trudnego. Pozostaje wierzyć, że nim będzie za późno zechce się działać naszym włodarzom - najważniejsze decyzje zapaść muszą na stopniu ministerialnym. W przeciwnym wypadku kuropatwy oglądać będziemy już niedługo tylko w wolierach pokazowych. 





Takie zimowe stadka jeszcze niedawno obserwować można było zimą na opolskiej wyspie Bolko
Odlatująca kuropatwa - oby nie stałe z polskiego krajobrazu