czwartek, 17 października 2013

Operacja Ural - do pięciu razy sztuka

Nie sądziłem, że w tym roku nadarzy się jeszcze okazja do zapolowania na puszczyka uralskiego - jednego z trzech gatunków lęgowych w Polsce, których do tej pory nie dane mi było zobaczyć. W tym roku na przedwiośniu, zaliczyłem już jedną wpadkę w Puszczy Niepołomickiej - bardzo się nie przejąłem, ale morale trochę mi spadły, bowiem była to już czwarta próba zobaczenia urala - w tym druga we wspomnianej puszczy, gdzie podobno zobaczenie tego ptaka to czysta formalność. Byłem niemalże pewien, że kolejne podejście będzie miało miejsce dopiero w 2014 roku, kiedy kilka tygodni temu zadzwonił do mnie Tomek Maszkało z propozycją zorganizowania dwudniowej wyprawy w Puszczę Niepołomicką - takim propozycjom się nie odmawia! Początkowo mamy jechać w pięć osób - ostatecznie zostajemy jednak na placu boju w trójkę - Tomek, Dawid Panasiuk i ja. 
Wyjeżdżamy rano w środę 9 października, tak żeby na spokojnie dojechać do celu około południa i mieć jeszcze kilka godzin na rekonesans wybranych miejsc. Póki co pogoda jest bardzo obiecująca! Tomek potrzebuje odwiedzić sklep w Krzeszowicach, a poza tym nie chce sponsorować A4 "Serinusa";) więc za Gliwicami zjeżdżamy z autostrady i próbujemy przebić się przez Śląsk opłotkami, według instrukcji otrzymanej od koleżanki Tomka z Krakowa. Może wszystko poszłoby dobrze, ale mylimy S1 z A1 i tak zaczyna się nasz górnośląski dramat, czyli ponad godzinna walka o przetrwanie w gąszczu dróg, estakad i "ślimaków", bez nawigacji GPS i z mocno nieaktualną mapą... W końcu wydostajemy się żywi ze śląskiej aglomeracji, ale cały nasz trud idzie na marne kiedy powracamy na autostradę nie za Chrzanowem, ale tuż przed... bramkami! Przynajmniej było wesoło, choć niekoniecznie przy bramkach.
W pół do drugiej jesteśmy na miejscu i ruszamy w puszczę tzw. Szlakiem Bursztynowym, przecinającym południową część kompleksu. Ruch pieszy i samochodowy (mimo zakazu wjazdu...) jest jednak spory i ciężko liczyć na spotkanie sowy tuż przy asfaltowej drodze (a tak udawało się niektórym). Po trzech godzinach przemieszczamy się do północnej części puszczy, gdzie z kolei natrafiamy na brygady robotników umacniających leśne drogi przy użyciu ciężkiego sprzętu budowlanego - hałas jest ogromny... Cierpliwie czekamy do zmierzchu, aż teren się wyludni oraz przybędą nas wesprzeć posiłki z Krakowa. Już w czwórkę urządzamy objazdówkę wokół puszczy, w kilku miejscach przystając na nasłuch. I chociaż noc jest nad wyraz spokojna i bezwietrzna, nie odzywają się nawet puszczyki zwyczajne... Zarywanie całej nocki w takich warunkach mija się z celem... Około 22 udajemy się więc do Krakowa, gdzie Tomkowi udało się zorganizować kwaterę "po dobrej znajomości". Oczywiście dobrą godzinę błądzimy po zakamarkach Dawnej Stolicy Polaków;) w poszukiwaniu osiedla koło Tesco (czyt. Carrefour'a...), ale ostatecznie trafiamy na miejsce i bez zbędnych ceregieli idziemy spać, z mocnym postanowieniem pobudki o 5:30.


  Puszcza Niepołomicka
Puszcza Niepołomicka

Łatwo nie było, ale wstajemy na czas (może dlatego, że w konspiracji przestawiłem budzik na 5:10...). Cudem udaje się nam wyjechać z Krakowa bez zwiedzania Wawelu i Nowej Huty oraz dotrzeć do puszczy o przyzwoitej porze tj. 6 rano. Trudno dodać dramatyzmu chwilom, które potem nastąpiły - po prostu wchodzimy na drogę i po dwóch minutach przelatuje przed nami dorosły ural!!! Ptak siada tuż na krawędzi lasu, zupełnie nami nie zainteresowany. Niestety jest jeszcze zbyt ciemno na zdjęcia - tymczasem sowa odlatuje w głąb dość rzadkiego, mieszanego lasu, z przewagą buka i sosny. Na szczęście zauważamy ją ponownie po kilkunastu minutach podczas próby polowania. Tym razem można się już napatrzeć do woli - obserwacja trwa pół godziny i dla tej pół godziny warto było wstawać o pogańskiej godzinie! Zabrakło jedynie dobrego światła do zdjęć - lepiej było z filmowaniem, o czym można się przekonać oglądając filmik autorstwa Dawida.

 Puszczyk uralski (Strix uralensis)
  Puszczyk uralski (Strix uralensis)
Puszczyk uralski (Strix uralensis)
Udało się!

W związku z tym, że udaje się nam się dość szybko rozprawić z uralem, mamy przed sobą jeszcze cały dzień na ptaki. Pojawia się pomysł uderzenia na Rysiankę, albo Babią Górę. Musimy jednak mierzyć siły na zamiary - lepszym wariantem wydaje się być bliższy Beskid Mały - w końcu lepiej spędzić więcej czasu w terenie niż w samochodzie! Dawid przypomina sobie o szlaku na Mladą Horę (910 m. n.p.m.), gdzie powinna być szansa na jarząbka, sóweczkę i inne górskie gatunki. Wyruszamy ok. 11:30 w "szarówce", ale z biegiem czasu zaczyna się wypogadzać. Kiedy słońce oświetla zadrzewione zbocza gór, wydobywa z nich przepiękne i intensywne barwy jesieni, które na długo zapadną mi w pamięć... Prosty, choć momentami dość wyczerpujący szlak wiedzie przez Siodło Gibasowe i przełęcz Anula - najciekawszym ptasim akcentem był dzięcioł białogrzbiety. Sporo jest ptasiej drobnicy - lecą jery, gile, czyże, mysikróliki i krzyżodzioby świerkowe. Z nieptasich, zaszczycił nas niepłochliwy padalec.
















Padalec zwyczajny (Anguis fragilis  

Dzięcioł białogrzbiety (Dendrocopos leucotos) 
 
 

 
 
 

 

 
 
 
 
 
 
 


 
















Przed 18-tą wracamy do auta - czeka nas jeszcze jedna mordercza przeprawa przez Górny Śląsk, musimy bowiem odwieźć Dawida do Piekar Śląskich - w tym miejscu opuszczę kurtynę nad naszymi karkołomnymi perypetiami, z których wychodzimy jednak cało i bogatsi o wniosek, że "Mysłowice są wszędzie i nigdy się nie kończą". Z Tomkiem powracamy do Opola (myląc jeszcze zjazd na Pyskowice, z tym na Ptakowice), gdzie czeka już na nas kolejna przygoda... ale o tym w kolejnym wpisie!