sobota, 1 grudnia 2018

Majówka w Hiszpanii - II: Zachodnia Andaluzja (3-6 V 2018)

Opuściwszy Gibraltar, jeszcze przez parę dni kontynuowaliśmy zwiedzanie Andaluzji - tym razem, jej zachodnią część. Pierwsze kroki prowadziły do Tarify...

TARIFA

O Tarifie pisałem już szerzej na łamach relacji z poprzedniej wizyty w Andaluzji w roku 2014 - zainteresowanych informacjami w większym nakładzie, odsyłam zatem do wspomnianej lektury. :) Niewielkie miasteczko ma swój niezaprzeczalny klimat, zbudowany przez kontrastujące ze sobą arabskie i... hipsterskie wpływy. Za te ostatnie odpowiada panujący tu kult sportów wiatrowych - kitesurfingu oraz windsurfingu, który rozwinął się dzięki dwóm, wiejącym niemalże bez przerwy silnym wiatrom - levante (wschodnim) i poniente (zachodnim). Dzięki przylądkowi Punta de Tarifa, miasteczko jest też najdalej wysuniętą na południe miejscowością kontynentalnej Hiszpanii, oddaloną od Afryki o zaledwie dwadzieścia kilometrów. Choć Tarifę chciałem pokazać głównie Józi, sam również spacerowałem z satysfakcją w cieniu jej białych budynków - miło było wrócić pamięcią do poprzedniej wizyty tutaj! Zwłaszcza, że tym razem była ona o nieco bogatsza ornitologicznie - o ile jesienią było już za późno na stacjonarne pustułeczki, gniazdujące m.in. na murach Castillo de Guzmán, tym razem można było nimi napaść oczy do woli! Bardzo produktywna okazała się też wizyta w dobrze mi znanych okolicach Tarify, zwłaszcza na pobliskiej Playa de Los Lances, gdzie poza pięknym zestawem siewek (73 piaskowce, 22 szlamniki, 6 siewnic, 5 sieweczek morskich, 10 sieweczek obrożnych, 10 biegusów zmiennych, 6 biegusów malutkich), pokazał się m.in. głuptak i cała chmara jerzyków bladych. Na pożegnanie z okolicą: wypatrzony z auta immaturalny ścierwnik, dla którego żal było trochę nie nagiąć drogowych przepisów... 

Castillo de Guzmán
XV-wieczny Iglesia de San Mateo to jedna z głównych pamiątek w Tarifie
Iglesia de San Mateo
Warto przespacerować się zacienionymi uliczkami...
Jerzyk blady (Apus pallidus)
Szpak jednobarwny (Sturnus unicolor)
Pustułeczka (Falco naumanni)
Pustułeczka (Falco naumanni)
Casa Consistorial i plac ratuszowy
Ścierwnik (Neophron percnopterus) polujący nad okolicami Tarify
Dzień dobry, kontrola dokumentów

VEJER DE LA FRONTERA

Jednym z głównych motorów wizyty w zachodniej Andaluzji była chęć zwiedzenia kilku pueblos blancos - białych miasteczek, których nazwa pochodzi od fasad domów pomalowanych wapnem. Do ścisłej czołówki najpiękniejszych przykładów tej kategorii zalicza się bez dwóch zdań Vejer de la Frontera. Dawne mauretańskie miasteczko, położone na mającym 190 metrów wysokości wzgórzu, trzeba obejrzeć na dwa sposoby. Pierwszy, to rzut oka na fenomenalną białą panoramę z Mirador Don Quijote. Drugi, to kilkugodzinny spacer labiryntem krętych i wąskich brukowanych uliczek, które kryją w sobie pamiątki pięciu stuleci panowania Maurów, m.in. resztki murów Starego Miasta i miejskiej fortecy. Warto zobaczyć wewnętrzne dziedzińce domów z mnóstwem roślin i pięknymi azulejos - ceramicznymi, najczęściej kwadratowymi płytkami, pokrytymi nieprzepuszczalnym i błyszczącym szkliwem, które używane jako elementy barwnych mozaik, stały się jednym z najbardziej ekspresyjnych rodzajów sztuki hiszpańskiej. Stylistyka pueblos blancos, które bielono głównie ze względów na właściwości antybakteryjne i odkażające wapna, ma jeszcze jedną niewątpliwą zaletę - daje mnóstwo wytchnienia i zapewnia ożywczy chłód, bijący od białych budowli nawet w największe upały. Jeśli komuś mało cienia i ochłody, znajdzie obie te rzeczy na głównym placu Vejer - bardzo urokliwym Plaza de España, gdzie odpocząć można pod palmami, z widokiem na ciekawie zdobioną fontannę. Będąc w Vejer, nie mogliśmy sobie odmówić jeszcze jednej przyrodniczej atrakcji. Na skałach u podnóża miejscowości znajduje się bowiem kolonia ibisów grzywiastych. Jeden z najbardziej zagrożonych gatunków świata, którego 95% dzikich osobników gniazduje w jednej marokańskiej subpopulacji (około 115 par lęgowych - ponadto niewielka liczba lęgnie się w Turcji oraz Syrii), prawdopodobnie nie przetrwałby, gdyby nie podjęto prób jego introdukcji w Europie: w Alpach - skąd ptaki te skolonizowały Toskanię - oraz w południowej Hiszpanii. Do dramatycznego spadku liczebności ibisów przyczyniły się polowania oraz chwytanie młodych, w celu umieszczania ich w ogrodach zoologicznych. Dużo ibisów zginęło również wskutek zatrucia środkami owadobójczymi, stosowanymi w celu walki z szarańczą. Ale powracając do introdukcji: w latach 2004-2009 w południowej Hiszpanii wypuszczono w sumie 190 ptaków, a choć suplementacja populacji trwa nadal, z każdym rokiem staje się ona coraz bardziej niezależna i potencjalnie mogłaby wkrótce zostać włączona do oceny statusu tego gatunku. Chociaż w pierwszych latach od uruchomienia projektu śmiertelność wśród nieletnich była wysoka, dziś ptaki te rozmnażają się w trzech osobnych koloniach, łącznie o sile 25 par. Najbardziej dostępną jest właśnie kolonia w Vejer, położona w pobliżu ruchliwej trasy samochodowej. Obserwacje ibisów grzywiastych zapadają w pamięć - przez wielu ochrzczone mianem "najbrzydszych ptaków świata", rozczochrane istoty, przypominające czarną wersję Big Birda z Ulicy Sezamkowej, według nas są raczej "najzabawniejszymi ptakami świata". Trzymamy mocno kciuki za ich dalsze losy!

Vejer de la Frontera
Vejer de la Frontera
Vejer de la Frontera
Vejer de la Frontera

Pozostałości murów miejskich



Plaza de España
Plaza de España
Plaza de España (fot. JG)




Wiele budowli kryje w sobie przepiękne mozaiki z azulejos
Iglesia Divino Salvador
Zegar na wieży Iglesia Divino Salvador
Pustułeczka (Falco naumanni) - lokator Iglesia Divino Salvador
Balkony domów mieszkalnych nierzadko uginają się pod ciężarem roślinności
Kolonia ibisów grzywiastych w Vejer de la Frontera
 Ibis grzywiasty (Geronticus eremita)
 Ibis grzywiasty (Geronticus eremita)
Ibis grzywiasty (Geronticus eremita)

LA JANDA

Kultowy przyrodniczo obszar pomiędzy Vejer de la Frontera i Facinas, podczas wizyty w 2014 roku odwiedzałem niemalże codziennie. Jedno z największych jezior i mokradeł Europy o powierzchni 3700 hektarów, w efekcie rozpoczętej w połowie XIX wieku melioracji konsekwentnie zanikało, aż do końca lat 60-tych ubiegłego wieku, kiedy proces ten zakończył się całkowitą degradacją terenów podmokłych... Wydawało się, że La Janda będzie już tylko "rajem utraconym", ale powstałe w miejsce mokradeł obszary rolne nadal zachowują istotne walory przyrodnicze, które wzmagają się w dobie silnych zimowych deszczy, zalewających dorzecze rzeki Barbate. Wzdłuż licznych kanałów odwadniających zachowały się resztki naturalnej roślinności i trzcinowisk, które nadal są atrakcyjne dla wielu lęgowych gatunków, m.in. pięknie ubarwionych i skrytych modrzyków. Ze względu na swoje położenie geograficzne, La Janda rokrocznie przyciąga tysiące ptaków migrujących przez Cieśninę Gibraltarską - w pamięci wciąż mam wrześniowe obrazki żerujących tu ogromnych stad bocianów. Obszar ten nieco inaczej prezentuje się w maju. Szuwarowiska nad kanałami rozbrzmiewają głosami wierzbówek, chwastówek i wróbli śródziemnomorskich. Nadal sporo ptaków przebywa na rozlewiskach, choć nie w tak spektakularnych ilościach: obserwujemy ibisy kasztanowate, warzęchy, kilka gatunków pospolitszych siewek oraz flaminga różowego. Pola, łąki i pastwiska patrolowane są przez błotniaki stawowe i kanie czarne - niestety, tym razem nie starczyło czasu na kontrolę północnej części La Janda, gdzie w lasach korkowych gniazdują m.in. kaniuk i orzeł iberyjski. Głównym powodem odwiedzin La Janda był bowiem lelek rdzawoszyi - po niedawnej wizycie w Izraelu, ostatni spośród czterech widzianych przeze mnie gatunków lelków, który nie doczekał się dotychczas zadowalającej fotografii. La Janda miała zaś zagwarantować obserwacje lelków i dać duże szanse na wykonanie zdjęcia. Tuż przed zachodem słońca zajmujemy więc pozycje przy drodze, na której lelki przesiadują najczęściej. Dojazd nieco nam się wydłużył z powodu zatracenia się większą chwilę przy kolonii czapli złotawych, które podbiły nasze serca niesłychanie zabawnymi wokalizacjami! Jeszcze zanim do głosu dochodzą lelki, dochodzi do niesamowitego i przypadkowego spotkania z Arkiem Broniarkiem, który cztery lata temu odkrył przed nami La Jandę i wprowadzał nas w arkana obserwowania ptaków w okolicach Tarify! Kolejne godziny pokazały jednak, że czasem łatwiej jest spotkać kolegę 3000 kilometrów od domu, niż sfotografować lelka rdzawoszyjego. Co prawda, tuż po zmroku ptaki zaczęły się odzywać, a jeden ładnie pokazał się podczas lotu patrolowego nad autem, nie chciały one siadać na drogach, które przemierzaliśmy naszą Pandą. Ale w końcu udaje się odnieść sukces - i to kiedy zrezygnowany odpuszczam temat... Chcąc uniknąć powrotu do głównej drogi dziurawym duktem, którym przybyliśmy tu popołudniu, spontanicznie wybieramy inną opcję powrotu i tylko dzięki temu natrafiamy na dwa odpoczywające na drodze lelki! Jak wiele czasem zależy od przypadku!

Jeden z licznych kanałów, które tworzą sieć hydrograficzną współczesnej La Janda
 Modrzyk (Porphyrio porphyrio)
Modrzyk (Porphyrio porphyrio)
Fotografowanie modrzyka od kuchni (fot. JG)
Fot. JG
Fot. JG
 Czapla złotawa (Bubulcus ibis)
  Czapla złotawa (Bubulcus ibis)
  Czapla złotawa (Bubulcus ibis)
 Czapla złotawa (Bubulcus ibis)
Lelek rdzawoszyi (Caprimulgus ruficollis)

JEREZ DE LA FRONTERA

Jerez de la Frontera jest niekwestionowaną stolicą wina sherry oraz andaluzyjskiego koniaku brandy de Jerez - choć niewielu delektujących się wspomnianymi trunkami zdaje sobie z tego tak naprawdę sprawę! Osada stała się centrum uprawy winorośli już w momencie osiedlenia się na Półwyspie Iberyjskim Fenicjan w 1100 roku p.n.e, a umiejętność tę kultywowano za czasów panowania Rzymian, to znaczy od około 200 roku p.n.e. W 711 roku n.e. region podbili Maurowie, którzy wprowadzając destylację, położyli kamień węgielny pod rozwój produkcji brandy i wzmacnianych win. Starczy dodać, że podczas ich panowania miasto nosiło arabską nazwę... Sherish! Wino produkowano przez pięć wieków arabskiego panowania, choć produkcja ta przeżywała wzloty i upadki. W 966 roku Kalif Córdoby Al-Hakam II nakazał zniszczenie winnic, ale mieszkańcy Jerez przekonali go, że winnice dostarczają też rodzynek dla żołnierzy, w wyniku czego władca podpisał wyrok jedynie na co trzecią winnicę. Po rekonkwiście w 1264 roku, Alfons X Mądry zmienił nazwę miasta na Xeres (następnie było to Xerez, a ostatecznie Jerez). Od tego czasu znacząco rosła produkcja i eksport sherry na całą Europę, aż do końca XVI-ego stulecia, kiedy zyskało reputację najznakomitszego wina na świecie. W swoich przygotowaniach do wyprawy dookoła świata w 1519 roku Ferdynand Magellan więcej czasu spędził na gromadzeniu zapasów sherry niż broni, czemu też trudno się dziwić, kiedy spróbuje się lokalnych wyrobów - są naprawdę wyborne! Dzisiejsze Jerez oferuje możliwość zwiedzania lokalnych winiarni. Najsłynniejszą z nich jest González-Byass słynąca z produktów marki Tío Pepe, z charakterystycznym logo przedstawiającym sylwetkę andaluzyjskiego cygana w kapeluszu i z gitarą. Jerez znane jest również jako jedno z najważniejszych miejsc na mapie andaluzyjskiego flamenco oraz hodowli koni - tutejsze stadniny oraz dedykowane andaluzyjskim koniom święto Feria del Caballo znane są wśród "koneserów gatunku" na całym świecie. Wystarczającym argumentem do odwiedzin Jerez może też być bogata i ciekawa architektura. Spośród licznych, reprezentujących wielorakie style kościołów i klasztorów, z pewnością nie można pominąć bogatego w zdobienia (świetne gargulce!) gotyckiego kościoła Iglesia del Salvador z wieloma elementami sztuki barokowej i neoklasycystycznej. Do klimatycznych miejsc wartych odwiedzin należą Plaza del Arenal z pomnikiem hiszpańskiego dyktatora z lat 1923-1930, Miguela Primo de Rivera oraz Plaza Esteve z budynkiem Mercado Central, mieszczącym gwarne i kuszące zapachami oraz kolorami targowisko. Najbardziej reprezentacyjną ulicą starówki jest Calle Larga. Jej wizytówką jest narożny gmach budynku Gallo Azul w stylu neomudejar. Pamiątką oczywistą każdego miasta regionu jest Alcázar - tutejszy, XII-wieczny, z kaplicą Santa Maria la Real wzniesioną w 1264 roku przez Alfonsa X, łączy w sobie elementy gotyckie z pozostałościami arabskiego meczetu. Jerez de la Frontera to wszechstronne miasto, w którym każdy znajdzie coś dla siebie.

Iglesia del Salvador
Iglesia del Salvador
Plaza del Arenal
Element zdobienia fontanny na Plaza del Arenal
Nawiązań do winiarskiej historii miasta nie brakuje - tutaj reklama lokalnej brandy marki Tío Pepe
Gallo Azul
W budynku Mercado Central
W budynku Mercado Central
W budynku Mercado Central


ARCOS DE LA FRONTERA

Kolejną miejscowością na trasie naszej podróży jest malownicze Arcos de la Frontera. Podróżując po zachodniej Andaluzji co chwila napotykamy miejscowości z przymiotnikiem frontera. Wreszcie staje się to na tyle intrygujące, że postanawiam sprawdzić w czym rzecz. Okazuje się, że frontera to z hiszpańskiego "granica" - w tym konkretnym przypadku, mamy tu odniesienie do XIII-wiecznych walk z Maurami, podczas których w pobliżu przebiegała granica ich wpływów na półwyspie. Arcos de la Frontera stanowi swoistą bramę do pueblos blancos w prowincji Cádiz, bowiem rozpoczyna się tu szlak Ruta de los pueblos blancos, podążając którym zwiedzić możemy cały szereg mniejszych i bardzo atrakcyjnych "białych" miasteczek i wsi. Kiedy jednak nie dysponujemy większymi nakładami czasowymi, Arcos jako wizytówka całego regionu z pewnością nie zawiedzie. Możecie spędzić tu długie godziny spacerując po niekończących się zakamarkach, a jeśli ktoś jest miłośnikiem sportów adrenalinowych, polecam przejażdżkę samochodem stromymi i nieludzko wąskimi uliczkami w rejonie starówki, połączoną z próbą zaparkowania pojazdu. Podobnie jak w przypadku Vejer, również tutaj zwiedzanie powinniśmy rozpocząć od wizyty na punkcie widokowym, Mirador Puente de San Miguel, skąd rozpościera się fenomenalny widok na dramatycznie położone na szczycie skalistego wapiennego grzbietu Arcos oraz uhonorowany w nazwie miradoru, zabytkowy most żelazny z 1920 roku na rzece Guadalete. Dopiero potem udać się trzeba na zwiedzanie miasta, w 1962 roku uznanego za narodowy pomnik historii sztuki. Większość zabytków, jak chociażby Castillo de los Arcos czy Basílica de Santa María de la Asunción, zlokalizowanych jest w rejonie Starego Miasta, a ich wynajdywanie w splątanym labiryncie brukowanych uliczek wymaga niezłej kondycji, ale za to dostarcza całkiem sporo satysfakcji. Jak można się spodziewać po tak spektakularnej panoramie z Mirador Puente de San Miguel, z krawędzi klifu u góry, rozpościera się równie cudowny widok na położoną poniżej równinę i dolinę Guadalete, który wynagradza tysiące kalorii, spalonych podczas zwiedzania Arcos... 

Arcos de la Frontera - widok z Mirador Puente de San Miguel
Arcos de la Frontera - widok z Mirador Puente de San Miguel
Arcos de la Frontera - widok z Mirador Puente de San Miguel
Arcos de la Frontera - widok z Mirador Puente de San Miguel
Malowniczo meandrująca wokół Arcos rzeka Guadalete



Castillo de los Arcos i Basílica de Santa María de la Asunción
Widok z Balcón de la Peña Nueva przy Plaza del Cabildo
Basílica de Santa María de la Asunción

Zwiedzając miasteczko napotkamy też pamiątki po inkwizycji...

Iglesia de San Pedro

BRAZO DEL ESTE

Delta rzeki Guadalquivir, nad którą położone są dwa kluczowe miasta regionu: Sevilla oraz Córdoba, jest obszarem o najwyższym poziomie bioróżnorodności na Półwyspie Iberyjskim. O ile w powszechnej świadomości, szeroko funkcjonuje rola i znaczenie mokradeł lewobrzeżnych dorzeczy Guadalquivir, objętych ochroną jako Park Narodowy Doñana, o tyle często pomija się znaczenie tzw. "wschodniego odgałęzienia" - czyli z hiszpańskiego właśnie "Brazo del Este" - naturalnego kanału, który tak naprawdę jest starorzeczem Guadalquivir, wyprostowanej swego czasu z uwagi na interesy rolniczo-handlowe regionu. Obecnie teren najłatwiej scharakteryzować jako dolinę meandrującej rzeki i przyległych doń terenów podmokłych, otoczoną polami uprawnymi i plantacjami ryżowymi. Obszar ten warto odwiedzić zwłaszcza w lecie, kiedy Brazo del Este staje się ostoją dla związanych z wodą gatunków, które "uciekają" z nierzadko dotkniętej suszą Doñany. Nawet podczas krótkiej popołudniowej wizyty, bez problemu obserwujemy tu cały szereg wodno-błotnych gatunków, takich jak czaple nadobne i purpurowe, ibisy kasztanowate, szczudłaki, sieweczki morskie oraz nieoczekiwane przeze mnie żwirowce łąkowe! Główną motywacją wizyty tutaj był jednak fakt, że otaczające główne koryto dawnej Guadalquivir zarośla i trzcinowiska słyną jako miejsca występowania obu wsiedlonych do Hiszpanii wikłaczy: czarnogłowego i słonecznego. Interesował mnie zwłaszcza ostatni spośród wymienionych, którego bezproduktywnie poszukiwałem już parę tygodni wcześniej w rejonie Lizbony. Kto wie, czy z kolejnej próby nie wyszedłbym zwycięsko - wszak od miejsca z wikłaczami dzielił nas w pewnej chwili jedynie przejazd sześciokilometrową groblą - gdyby nie załamanie pogody. A konkretnie - ulewa z gwałtowną burzą, która zamieniła pokonywaną przez nas właśnie drogę w rzekę gliny. W jednej chwili nasze auto zaczęło coraz wyraźniej grzęznąć w kleistej mazi, aż wreszcie utknęło w niej na dobre. Perspektywa kilkukilometrowego marszu w poszukiwaniu traktora, w burzy i po kostki w glinie, stała się w tym momencie bardzo realna i chyba tylko siłą woli, naszej Pandzie udało się wydostać z matni, a w ciągu kolejnych kilku nerwowych minut jazdy na wstecznym, powrócić na pewny grunt. Tego dnia osobiście nie potrzebowałem już więcej adrenaliny - wikłacz musi poczekać - a nam pozostało się delektować dramatycznym spektaklem natury, który uwieczniony został na poniższych zdjęciach. 




Żwirowiec łąkowy (Glareola pratincola)

DOÑANA

Co się odwlecze, to nie uciecze! Trzeci pod względem wielkości w Hiszpanii, rozciągający się na powierzchni ponad 50 hektarów park narodowy, chciałem odwiedzić już w roku 2014. Jednak panująca wówczas na lewym brzegu Guadalquivir susza spowodowała, że stało się to bezcelowe. Tym razem liczyłem na rekompensatę wrażeń. Park został założony w 1969 roku, a już piętnaście lat później wpisano go na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Nazwa parku, prawdopodobnie pochodzi od Doñi Any de Mendoza i Silva, żony siódmego diuka Medina Sidonia, Don Alonso Péreza de Guzmán. Był on panem na tych włościach po tym, jak kupił miejscowość Almonte i w 1589 roku zbudował pałac w sąsiedztwie rozlewisk rzeki Guadalquivir, przekształcając okolicę w rejon polowań dla arystokratów. Obecnie, rozlewiska te jeden z najważniejszych obszarów podmokłych dla lęgowych ptaków wodno-błotnych w Europie oraz jeden z najcenniejszych na świecie rezerwatów z systemem mokradeł, będących rokrocznie schronieniem dla ponad sześciu milionów ptaków wędrownych. Pod względem przyrodniczym Doñana to miejsce bardzo zróżnicowane - tereny podmokłe uzupełniają m.in. fragmenty pustynno-wydmowe oraz las śródziemnomorski. Park słynie z bogatej fauny, a jego wizytówką są bez wątpienia trzy gatunki: flaming różowy, orzeł iberyjski oraz ryś iberyjski. O ile pierwszych wymienionych jest wszędzie pod dostatkiem, o tyle zobaczenie orła i rysia wymaga już większej gimnastyki. Miejscowi twierdzą, że zdecydowanie łatwiej dokonać tego w mniej obleganych przez turystów Sierra de Andújar, co zresztą w naszym przypadku potwierdziło się w stu procentach... ;) 
Teren jest ogromny i nie sposób byłoby go spenetrować nawet w kilka dni - tym bardziej w naszym przypadku trzeba się było zdecydować na jakąś trasę. Rozpoczynamy od zwiedzania El Rocío - niewielkiej osady nad laguną Charco de la Boca, w której zatrzymał się czas i gdzie andaluzyjska tradycja jeszcze nie przegrała walki z nowoczesnością. Pierwsza rzecz, jaka uderza po dotarciu do El Rocío, jest brak utwardzanych dróg, chodników i znaków drogowych. Poruszamy się więc po piachu, który gdy jest sucho, kurzy się niemiłosiernie, natomiast gdy pada, pomaga w produkcji licznych kolein wypełnionych wodą. Większość mieszkańców porusza się tu więc samochodami 4x4, bądź po prostu... dosiada konia. Klimat niesamowity! Największym atutem El Rocío jest fakt, że ożywa jedynie podczas świąt maryjnych - za to w Zielone Świątki zjeżdża tu nawet milion pielgrzymów, którzy przybywają do Santuario de Nuestra Señora del Rocío. Legenda głosi, że pewien myśliwy z okolic Almonte, przedzierając się przez pobliskie góry, na jednym z drzew znalazł figurę Matki Bożej. Zabrał ją ze sobą, ale gdy się zatrzymał na odpoczynek figura w cudowny sposób powróciła na swoje miejsce... ;) Właśnie na kanwie tegoż "cudu" narodził się fenomen pielgrzymowania do El Rocío, w którym wybudowano najpierw kapliczkę Matki Bożej, a następnie sankturarium. Dodać trzeba, że pielgrzymowania zupełnie innego, niż to, które znamy z polskich dróg. Duża część uczestników przemierza trasę pieszo, reszta podróżuje konno lub wozami zaprzężonymi w woły. Gdy dodamy do tego tradycyjne stroje, łatwo sobie wyobrazić, iż w tym czasie El Rocío zamieniać się musi w westernowy plan filmowy. Po uroczystościach w świątyni, pielgrzymi przez trzy dni świętują na ulicach miasta tańcząc, śpiewając i racząc się tradycyjnym jedzeniem. Hiszpanie to jednak mają głowę do zabawy!
Pomijając El Rocío, cała reszta wizyty w Doñana to już tylko teren, teren i jeszcze raz teren! Będąc tu skorzystać można z kilku przygotowanych do obserwacji ptaków szlaków i spędzić tu naprawdę wiele ekscytujących godzin. Dzień rozpoczynamy na granicy mokradeł i lasu śródziemnomorskiego w El Acebuche, gdzie spełniam jedno ze swoich przedwyjazdowych marzeń, biorąc udział w niezwykle produktywnej foto-sesji z sójkami iberyjskimi, które tak jak tutaj, nie pozują nigdzie indziej! Drewnianą kładką spacerujemy też wzdłuż Laguna del Acebuche, która nie odsłania przed nami żadnych rewelacji, ale w pobliskich zaroślach obserwujemy kilka pokrzewek kasztanowatych i aksamitnych, a na niebie orzełka i parę jaskółek rudawych. Następnie przemieszczamy się na północ, w stronę mokradeł La Rocina, cały czas bacznie wypatrując rysia iberyjskiego. Z parkingu przy centrum turystycznym w La Rocina prowadzi wygodna drewniana kładka z licznymi ukryciami, którą podążać można południowym brzegiem mokradeł. Godzina już taka, że robię sobie ogromne nadzieje na orła iberyjskiego, ale podczas kilkugodzinnego marszu, z "drapoli" wynajduję jedynie kanie czarne oraz orzełki. Z innych ciekawych ptaków dają się zobaczyć dzierzby śródziemnomorskie i rudogłowe, ślepowrony, flamingi różowe, żołny, ibisy kasztanowate, jerzyki, a - na razie tylko posłuchać - skryte trzcinniczki tęposkrzydłe. Kilka lat temu, w wyniku badań genetycznych ustalono, że podgatunek trzcinniczka z południowej Hiszpanii, to tak naprawdę podgatunek afrykańskiego trzcinniczka tęposkrzydłego. Choć w Doñana odzywają się one z wielu miejsc, minie pół dnia zanim uda mi się zaliczyć pierwszego z nich... Ambitny plan zakładał przejazd kilkunastokilometrową drogą z El Rocío do Choza de Huerta Tejada, ale na dobrych chęciach się skończyło, bowiem nasza Panda zdecydowanie nie spełniała wymaganych kryteriów auta terenowego... Jak na jeden dzień i tak było bardzo atrakcyjnie - mam nadzieję, że na mokradła Doñany uda mi się jeszcze powrócić...

El Rocío
El Rocío
El Rocío
El Rocío - nawet wiatromierze przypominają o jednej z głównych atrakcji regionu, rysiu iberyjskim...
El Rocío
Santuario de Nuestra Señora del Rocío
Santuario de Nuestra Señora del Rocío
Chwila w El Rocío i już mamy nowych znajomych!
Flamingi różowe na Charco de la Boca (fot. JG)
Charco de la Boca
Tradycyjne stroje ludowe w jednym ze sklepów w El Rocío
 Ibis kasztanowaty (Plegadis falcinellus)
  Ibis kasztanowaty (Plegadis falcinellus)
 Ibis kasztanowaty (Plegadis falcinellus)
El Acebuche
 Sójka iberyjska (Cyanopica cooki)
 Sójka iberyjska (Cyanopica cooki)
 Sójki iberyjskie (Cyanopica cooki)
 Sójka iberyjska (Cyanopica cooki)
 Sójki iberyjskie (Cyanopica cooki)
 Sójka iberyjska (Cyanopica cooki)
Sójka iberyjska (Cyanopica cooki)
Laguna del Acebuche
Perkozek (Tachybaptus ruficollis)
 Orzełek (Hieraaetus pennatus) - ptak odmiany jasnej
Kania czarna (Milvus migrans) - jeden z pospolitszych ptaków w przestrzeni powietrznej nad Doñana
 
Bociany białe (Ciconia ciconia) gniazdujące na słupie energetycznym w pobliżu kładki na La Rocina
Gekon murowy (Tarentola mauritanica)
La Rocina
We wschodniej części parku narodowego bocian biały gniazduje bardzo powszechnie
Józia też wkręciła się w ptasie klimaty ;)

ÉCIJA

Przypadkowy przystanek na trasie z Doñana do Córdoby, który wymusiły na nas de facto wysokie ceny noclegów w docelowej lokalizacji, okazał się naprawdę trafiony jeśli chodzi o mnogość atrakcji. Ze względu na bardzo wysokie temperatury latem, Écija nazywana jest również La Sartén (patelnia), więc może to i dobrze, że zwiedzanie rozpoczynamy w chwili, kiedy słońce chyli się już ku zachodowi. Kumulacja wszystkich atrakcji na niewielkiej przestrzeni powoduje, że czasu na obejrzenie zabytków w świetle dziennych mamy akurat! Panoramę Écija tworzy jedenaście barokowych wież kościelnych, które górują nad miastem. Każda jest inna, ale i każda jest bogato zdobiona, błyszcząc z daleka zdobieniami z kolorowych azulejos. Dodatkową atrakcję stanowi fakt, że większość spośród nich jest zamieszkana przez ptaki. O ile nie dziwi fakt skolonizowania kościelnych wież przez pustułeczki, o tyle zlokalizowane na jednej z nich bocianie gniazdo, to już niezły czad! Zwiedzając miasto natkniemy się też na liczne wspaniale zdobione szlacheckie domy. Wiele z nich charakteryzuje się szczególną drobiazgowością i nadmiarem detali w stylu flamboyant, popularnym zwłaszcza na terenie XV-wiecznej Francji kierunku w schyłkowym okresie architektury gotyku, nazywanym często "płomienistym". Serce miasta tworzy Plaza de España, które od dwudziestu lat jest również stanowiskiem archeologicznym, bowiem podczas budowy podziemnego parkingu natrafiono tu na pozostałości rzymskiej świątyni, łaźni oraz muzułmańskiego cmentarza. 

Iglesia de la Victoria z widocznym zajętym gniazdem bociana białego
Bocian biały (Ciconia ciconia) gniazdujący na wieży Iglesia de la Victoria
Iglesia del Carmen
Bogato zdobiona fasada wieży Iglesia del Carmen
 Pustułeczka (Falco naumanni)
 Pustułeczka (Falco naumanni)
Plaza de España
Plaza de España
Iglesia de San Juan

CORDÓBA

Cordóba to po prostu zabytek z kategorii must see. Jedno z najbardziej charakterystycznych miast Andaluzji było swego czasu liczącą się na mapie Starego Kontynentu metropolią, skupiającą w sobie trzy społeczności: arabską, chrześcijańską i żydowską. Mówią, że Cordóba to miasto na jeden dzień i rzeczywiście - w konkretnym, lecz nie morderczym tempie, można je zwiedzić gruntownie w kilka godzin. A jest co zwiedzać! Najpierw jednak kilka słów o historii. Pierwotnie osada iberyjska, przeżyła czasy panowania kartagińskiego, a następnie rzymskiego. Od czasów Oktawiana Augusta była stolicą prowincji Betyka. Urodzili się tutaj wielcy rzymscy poeci i filozofowie – Lukan, Seneka Starszy i Młodszy. W 544 r. n.e. przechodzi pod panowanie Bizancjum, by 28 lat później być zdobytą przez Wizygotów, a w 711 roku - przez Arabów. To właśnie Muzułmanie najmocniej ukształtowali późniejszy charakter miasta. Od 756 roku, będąca stolicą niezależnego emiratu Cordóba, rozwijała się prężnie. Najmocniej, za panowania Abd ar-Rahmana I, ostatniego potomka Omajjadów, który zapoczątkował okres intensywnego budownictwa i wielkiego rozkwitu miasta. W 929 r. Abd ar-Rahman III ogłosił Al-Andalus (mauretańską Hiszpanię) osobnym kalifatem, niezależnym od Bagdadu (Kalifat Cordóby). Za jego panowania Cordóba była największym miastem w basenie Morza Śródziemnego, ważnym ośrodkiem nauki, kultury i sztuki. Miasto zamieszkiwało w porywach do miliona osób, posiadało ponad 300 meczetów, 300 publicznych łaźni, 50 szpitali, 20 publicznych bibliotek, 80 szkół i 17 wyższych uczelni. Biblioteka Al-Hakama mogła się poszczycić około 400 tysiącami tomów. To właśnie ten okres charakteryzowało - dziś jakże nierealne - pokojowe współistnienie i wzajemna tolerancja trzech cywilizacji – islamu, chrześcijaństwa i judaizmu. Czas świetności Kordoby trwał do śmierci Al-Mansura w 1002 r. Później nastąpił okres walk o władzę i powolny upadek metropolii, który przypieczętował rozpad kalifatu w 1031 roku. Z głównego miasta regionu, Cordóba stała się stolicą jednego z trzydziestu niewielkich państewek zwanych taifas. W XII wieku władza przypadła dogmatycznym Almohadom i skończyły się czasy tolerancji... W 1236 roku miasto zajęli chrześcijanie pod wodzą Ferdynanda III Kastylijskiego. Cordóba awansowała do rangi ośrodka handlu suknem i jedwabiem, jednak po okresie rozwoju gospodarczego, od końca XVI wieku nastąpił zastój, spowodowany wypędzeniem ludności arabskiej i żydowskiej, epidemiami i powstaniami. Już nigdy potem miasto nie stanęło nawet w cieniu dawnej świetności. Coś jednak jest w powiedzeniu, że zgoda buduje, niezgoda rujnuje...
Zwiedzanie rozpoczynamy od jednej z wizytówek miasta, Puente Romano - 16-łukowego mostu nad rzeką Guadalqivir, zbudowanego za czasów Oktawiana Augusta. Zanim jednak przejdziemy na północną stronę río, szybka wizyta w nadrzecznych zadrzewieniach... i wreszcie rozwiązany trudny temat dokumentacji trzcinniczka tęposkrzydłego! Przejście mostem przywołuje wiele przyjemnych refleksji - zwłaszcza widok na tonące w zieleni brzegi rzeki - obecnie już tak rzadki w polskich, wybetonowanych miastach... Tuż za mostem przekraczamy łuk triumfalny Triunfo de San Rafael de la Puerta del Puente, by niedługo potem stanąć u stóp Mezquity - najważniejszego zabytku Córdoby. Przebudowany na katedrę meczet, to zresztą w ogóle jedno z najwspanialszych dzieł architektury islamu. Zajmujący teren o wymiarach 179 na 128 metrów, otoczony murem z wieżą-dzwonnicą (dawnym minaretem, na którym wzorowano się w krajach islamskich) meczet, budowany był od 785 roku do końca X wieku na fundamentach świątyni rzymskiej i na murach istniejącej wówczas bazyliki Wizygotów. Po zdobyciu miasta przez chrześcijan, na środku sali modłów meczetu zbudowano w XVI wieku katedrę. Kiedy w 1526 cesarz Karol V przybył tutaj, był wstrząśnięty tym widokiem i podobno powiedział: zniszczyliście coś, co było jedyne w swoim rodzaju i postawiliście coś, co można zobaczyć wszędzie. Wnętrze o wysokości 11,50 metrów, z 850 kolumnami połączonymi podkowiastymi łukami robi wrażenie przeogromnego labiryntu, w którym fenomenalnie przeplatają się wpływy wszystkich obecnych w historii Córdoby kultur... Po zwiedzeniu meczetu warto ochłonąć chwilę w gąszczu zacienionych, ale niestety również potwornie zatłoczonych uliczek. Tak, pod względem liczby turystów, Córdoba to taka hiszpańska Praha... Mimo wszystko ze zwiedzenia zakamarków Córdoby zrezygnować po prostu nie wolno. Na każdym kroku starego miasta można zobaczyć kwitnące kwiaty w niebieskich doniczkach poprzyczepianych do ścian budynków. Jeśli dodać do tego fakt, że prawie wszystkie ściany są białe, tworzy nam to niezwykle urokliwy klimat. Bujne kwieciste patios to bez dwóch zdań jedna z atrakcji miasta - chcąc zobaczyć jedne z ładniejszych, należy się zatrzymać przy Calleja de las Flores. Krętymi uliczkami dochodzimy wreszcie do skweru Jardines de la Victoria, gdzie fotografujemy mnichy nizinne i którym schodzimy następnie do Alcázar de los Reyes Cristianos - zespołu fortyfikacji z czasów panowania Umajjadów, na ścianach których obserwujemy fotogeniczne jaszczurki Podarcis liolepis, a u ich stóp płochliwego zaskrońca żmijopodobnego (Natrix maura), który wywołuje niemałe poruszeni w szeregach ;). Wzdłuż Guadalqivir dostajemy się ponownie w rejon rzymskiego mostu, ale zanim przekroczymy raz jeszcze rzekę, odwiedzamy kilka dalszych lokalizacji na jej północnym brzegu. Najpierw Plaza del Potro, gdzie warto zwrócić uwagę na budynek Posada del Potro, na przykładzie którego można zobaczyć, jak żyli i mieszkali tu ludzie w XIV i XV wieku. Ten budynek stanowił jedno z ulubionych miejsc Cervantesa, który chętnie go wizytował i umieszczał w nim akcje swoich dzieł - między innymi przygód Don Kichota. Dalsze kroki prowadzą do spektakularnego prostokątnego Plaza de la Corredera, używanego dawniej do walk byków, skąd zresztą pochodzi jego nazwa. Zwiedzanie Córdoby kończymy przy ruinach Templo Romano... Zwiedzanie, aczkolwiek nie wizytę w mieście, bowiem tą pieczętuje dopiero zupełnie spontaniczny uliczny koncert flamenco! Na muzykę reagujemy tak entuzjastycznie, że przez kilku gości restauracji, w pobliżu której odbywa się występ, zostajemy zaproszeni do wspólnej fiesty. Córdobę zapamiętamy na długo!

Torre de la Calahorra - na resztkach arabskiej budowli Alfons XI w XIV w. wzniósł twierdzę, później wzmacnianą
Puente Romano - widok od strony południowej
 Trzcinniczek tęposkrzydły (Acrocephalus baeticatus)
Trzcinniczek tęposkrzydły (Acrocephalus baeticatus)
Uliczny grajek na Puente Romano (fot. JG)
Triunfo de San Rafael de la Puerta del Puente
Palacio De Congresos Y Exposiciones De Córdoba
Portal Palacio De Congresos Y Exposiciones De Córdoba
Bogate zdobienia portali robią wrażenie...
Bogate zdobienia portali robią wrażenie...
Mezquita
Mezquita
Mezquita
Mezquita
Mezquita
Mezquita
Mezquita
Mezquita
Mezquita
Mezquita
Mezquita
Kwieciste patios to jedna z głównych atrakcji miasta
Kwieciste patios to jedna z głównych atrakcji miasta
Mezquita
Kwieciste patios to jedna z głównych atrakcji miasta

 Mnicha nizinna (Myiopsitta monachus)
Mnicha nizinna (Myiopsitta monachus)
Ślady islamskiej przeszłości znajdziemy dosłownie na każdym kroku
Jaszczurka Podarcis liolepis
Jaszczurka Podarcis liolepis
Ruiny starego młyna, Molino de la Albolafia
Puente Romano - widok od strony północnej
Plaza del Potro
Plaza del Potro

Plaza de la Corredera
Plaza de la Corredera
Templo Romano
Będąc w Andaluzji koniecznie trzeba posłuchać ulicznego flamenco!

c.d.n.


1 komentarz:

  1. Witam Maciek
    Twoje relacje czyta sie jak najlepsza powiesc,szacun.przesylam lijnka do najnowszych danych o statusie ibisow grzywiastych
    https://www.rarebirdalert.co.uk/v2/Content/Northern_Bald_Ibis_no_longer_Critically_Endangered.aspx?s_id=814203818
    i prosze pozdrowic mojego starego kumpla Pawla Kolodziejczyka
    pzdrw Andrzej Zalisz

    OdpowiedzUsuń