środa, 1 października 2014

Andaluzja pod skrzydłami ptaków - Podniebna uczta dla oczu (29 VIII - 31 VIII 2014)

Nie ma chyba wśród prawdziwych ptasiarzy takich, którzy choć raz nie marzyliby o zobaczeniu na własne oczy wędrówki ptaków przez duże "W". W Europie fenomen migracji na spektakularną skalę możliwy jest do zaobserwowania w zaledwie kilku lokalizacjach, m.in. w pobliżu Cieśniny Gibraltarskiej, która rokrocznie stanowi bramę do Afryki dla setek tysięcy ptaków kierujących się na zimowiska. O wyprawie nad El Estrecho (czyli Cieśninę właśnie) myślałem już kilka lat. Termin od początku był dla mnie oczywisty - przełom sierpnia i września miał dostarczyć fantastycznych widoków migrujących szponiastych, w tym orzełków, gadożerów i ścierwników. Jednocześnie jest to jeszcze czas, kiedy w Hiszpanii wciąż zobaczyć można różne pokrzewkowate i inne ptaki mniejszego kalibru. Przez ostatnie dwa lata planowałem dołączyć do grona wolontariuszy monitorujących migrację w ramach działania stowarzyszenia Colectivo Ornitológico "Cigüeña Negra" (hiszp. bocian czarny), ale dwukrotnie w ostatniej chwili plany te trzeba było zweryfikować. W tym roku pojawiły się nowe możliwości - stacja ornitologiczna w Tarifie udostępniła możliwość zakwaterowania również dla tych obserwatorów, którzy nie chcą uczestniczyć w wolontariacie. Dzięki pomocy Arka Broniarka udało się dopiąć ostatnie formalności i tak oto wiosną stało się jasne, że dwukrotnie odwlekany wyjazd dojdzie do skutku!

*          *          *

29 VIII - Szok termiczny i nie tylko

Na dwie godziny przed planowanym na 10:30 wylotem do Hiszpanii zbieramy się w komplecie na wrocławskim lotnisku - oprócz mnie: Marian Domagała, Marcela Jakubczyk, Krzysiek Ostrowski i Dawid Panasiuk. Dla ostatniej dwójki lot jest premierowym wystąpieniem w przestworzach, a dla Dawida wręcz przyjętym bez entuzjazmu złem koniecznym;). Jednak piloci, jak to bywa w 99,9% przypadków (o ile nie latamy malezyjskimi lub liberyjskimi liniami) znają się na swoim fachu i chwilę po 14:00 stawiają maszynę na pasie lotniska w Máladze. Wychodzimy z samolotu i staje się oczywiste, że spora część zabranych z Polski ubrań będzie dla nas tylko zbędnym balastem (długie spodnie przydały się jedynie jako poduszka). Upał to jedno, ale ta wszechobecna wilgoć! Po dziesięciu minutach w terminalu czuję się jak po tygodniu stania pod pylącym drzewem lipowym. Na szczęście lotniskowe perypetie nie trwają długo - Marian zgłasza fakt naszego przybycia do wypożyczalni, w której zawczasu zarezerwowaliśmy auto i wkrótce przyjeżdża po nas jej el jefe - Nacho, z którym odjeżdżamy na parking na przedmieściach Málagi. Tam czeka już na nas zamówiony Ford Focus SW Kombi - dzięki Bogu biały, idealny na tropikalną pogodę. Spisujemy umowę - full insiurens no hay problemas guaranteed. Uczciwie przyznać muszę, że pomijając przemożną słabość silnika na bardziej znaczących podjazdach, auto służyło nam bezbłędnie przez cały czas trwania wycieczki.

Za chwilę ruszamy!

Szczęśliwym trafem wypożyczalnia znajduje się w pobliżu nadmorskiej dzielnicy Málagi - Guadalmar, gdzie przed wyjazdem zaplanowaliśmy otwarcie naszych zmagań z hiszpańską ornitofauną. Parkujemy auto w cieniu oleandrów na eleganckiej Calle Wilkinson i już pieszo udajemy się nad brzeg pobliskiej Río Guadalhorce, której ujście do Morza Śródziemnego objęte jest ochroną w ramach paraje natural (w odróżnieniu od parque natural dopuszczona jest tu tradycyjna działalność człowieka, taka jak uprawa oliwek, wypas kóz, owiec itp.). Brzeg rzeki jest mocno zarośnięty, w większości przez eukaliptusy, a także różne gatunki tamaryszku, morwy, jesionu i akacji, przez co dość ciężko wypatrzeć odzywające się co jakiś czas, ale skryte o tej porze wróblaki. Río Guadalhorce jest popularna wśród ptasiarzy odwiedzających południową Hiszpanię, jako miejsce z dużą liczbą gatunków introdukowanych, które założyły tu dzikie populacje. Występuje tu m.in. kilka gatunków papug, wikłaczy, astryldy faliste i bilbile czerwonoplame - mówiąc w skrócie: zoo bez klatek;). Podczas pierwszych kilkunastu minut obserwacji zauważamy dwie samice wikłacza czarnogłowego i pierwsze szpaki jednobarwne. Nad naszymi głowami polują jaskółki, a wśród nich dominują jaskółki rudawe, które otwierają moją listę nowo zaobserwowanych w Hiszpanii gatunków ptaków. W nadrzecznych zaroślach śpiewa kilka wierzbówek, które zdecydowanie trudniej zobaczyć niż usłyszeć. Naszą uwagę przykuwają ciekawe ważki Brachythemis leucosticta, które ze względu na specyficzny układ barwny skrzydeł wyglądają jakby zawisały... w trzech niezależnie lewitujących kawałkach;).

 Na Calle Wilkinson w Guadalmar
 Río Guadalhorce
Wikłacz czarnogłowy (Ploceus melancopehalus) - samica
 Ważka Brachythemis leucosticta
Río Guadalhorce - w tle Málaga
Jaskółka rudawa (Cecropis daurica)

Przechodzimy przez most na rzece i kierujemy się jedyną wyraźną ścieżką w kierunku ujścia. Po lewej stronie rozpościera się porośnięty niskimi kępami zakrzaczeń polder zalewowy, położony między dwoma ramionami rzeki. Wkrótce zauważamy młodą dzierzbę rudogłową, a chwilę potem pięknie wybarwionego dorosłego osobnika. Wyszukiwanie ptasiej drobnicy późnym latem jest niebywale trudne - ptaki są ciche, skryte i nie reagują na wabienie. Zatrzymujemy się więc za każdym razem, kiedy zauważamy podejrzany ruch w przyziemnej roślinności. W ten sposób dopisujemy do listy zaganiacza szczebiotliwego, pierwsze pokrzewki aksamitne i chwastówki (dwa ostatnie wymienione gatunki dość liczne podczas całej wyprawy) oraz przypadkiem wypłaszamy trzy kalandry szare.

 Most na Río Guadalhorce
Dzierzba rudogłowa (Lanius senator)
Dzierzba rudogłowa (Lanius senator)
 Paraje Natural Desembocadura del Río Guadalhorce
Zaganiacz szczebiotliwy (Hippolais polyglotta) - digiscoping
Paraje Natural Desembocadura del Río Guadalhorce - przed chwilą wyłuskana w krzakach "polyglotta"!

Ścieżka dociera w końcu do sporego, zalanego wyrobiska o poszarpanej linii brzegowej. Liczne płycizny i piaszczyste łaszki są miejscem żerowania siewek - obserwujemy tu kilkanaście szczudłaków, 2 sieweczki morskie i ponad 20 rzecznych, 2 kuliki mniejsze, 2 siewnice, 5 biegusów zmiennych, kwokacza, 2 brodźce piskliwe i 2 krwawodzioby. Chociaż chwilowo obserwacje prowadzimy z zadaszonego schronu, do tej pory słońce mocno dało się nam już we znaki. Najgorsze, że po opuszczeniu lotniska zapomnieliśmy uzupełnić zapasy wody... Zgodnie stwierdzamy, że zamiar dojścia w panujących warunkach do oddalonego o kilometr ujścia to czyste szaleństwo...

 Paraje Natural Desembocadura del Río Guadalhorce
Szczudłaki (Himantopus himantopus)
 Paraje Natural Desembocadura del Río Guadalhorce - widok ze schronu do obserwacji
Sieweczka morska (Charadrius alexandrinus) - digiscoping
 Paraje Natural Desembocadura del Río Guadalhorce - widok ze schronu do obserwacji
 Paraje Natural Desembocadura del Río Guadalhorce
Mnichy nizinne (Myiopsitta monachus)

Aby nie podzielić losu wyprawy Leichhardta w głąb Australii wycofujemy się do auta. W rejonie mostu zatrzymujemy się jeszcze na chwilę zaintrygowani głosami dobiegającymi z nadrzecznych zadrzewień - części nie udaje się zidentyfikować, ale niektóre z nich na pewno należą do mnich nizinnych - zanim powrócimy do samochodu obserwujemy 11 ptaków, a kolejne 4-5 żeruje na palmach przy Calle Wilkinson w Guadalmar. Jak się okazuje, tutejsza populacja mnich pochodzi od ptaków, które w latach 70-tych i 80-tych minionego stulecia uciekły z niewoli, a w większości zostały wręcz wypuszczone przez swoich właścicieli kiedy minęła moda na ich hodowanie. Biorąc pod uwagę egzotyczny charakter fauny końcowego odcinka Rio Guadalhorce pozostaje mieć nadzieję, że do Guadalmar nie nadejdzie nigdy moda na aligatory i anakondy.

Calle Wilkinson w Guadalmar
Mnicha nizinna (Myiopsitta monachus)
Mnicha nizinna (Myiopsitta monachus)
Mnicha nizinna (Myiopsitta monachus)

Z Guadalmar powracamy w kierunku lotniska, po czym wjeżdżamy na biegnącą wybrzeżem Morza Śródziemnego autostradę (Autovía del Mediterráneo), będącą w gruncie rzeczy stukilometrową i zatłoczoną ulicą miejską, prowadzącą głównie po terenie zabudowanym. Po pierwszym postoju w Fuengirola, bogatsi o siedem zgrzewek wody, już ze spokojem możemy podziwiać krajobraz Costa del Sol, rozciągającego się od przylądka Cabo de Gata, aż po Gibraltar. Na większej części wybrzeża znajdują się zabudowania - głównie hotele, ośrodki wypoczynkowe, wille, parkingi i centra gastronomiczne - jak przystało na jeden z najlepiej rozwiniętych regionów turystycznych Europy. Plaże ukryte za niekończącym się betonowym ciągiem są przeważnie kamieniste, a wybrzeże skaliste. Po prawej stronie rozciągają się wzgórza, na których porozrzucane są bezładnie winnice, pola uprawne i małe rolnicze osady. Klimatu dopełniają mijane stadiony corridy i muzyka oparta na rytmach flamenco w radiowych głośnikach - zarówno corrida jak i flamenco pochodzą właśnie z Andaluzji. Dochodzi 20-ta, ale klimatyzacja w samochodzie pracuje pełną parą - gdyby nie ona, w kabinie można by z powodzeniem hodować i rozmnażać gekony;).

 Fuengirola - Castillo de Sohail
Autovía del Mediterráneo
 Rondo w Estepona
Bahía de Casares

Naszym oczom ukazuje się w końcu charakterystyczna skała Gibraltaru, kominy rafinerii w San Roque - głównego źródła zanieczyszczeń w regionie, a chwilę potem docieramy do Algeciras - ostatniego miasta po hiszpańskiej stronie Morza Śródziemnego. Przez kolejne 15 kilometrów droga wije się pośród wzgórz usianych turbinami wiatrowymi - wiele emocji wzbudza pierwszy, wypatrzony z auta gadożer na słupie. W końcu zjeżdżamy w kierunku Tarify i około 22 docieramy do budynku Estación Ornitológica De Tarifa, gdzie czeka na nas Arek Broniarek. Jeszcze dobrze nie zaparkowaliśmy auta, kiedy nad naszymi głowami przelatuje ponad 500 czapli złotawych kierujących się na noclegowisko! Po powitaniu zostajemy przedstawieni wolontariuszom, którzy będą dzielić z nami stację jeszcze przez najbliższy dzień, a następnie Arek wprowadza nas w sytuację z ptakami w okolicy. Doñana - największy obszar mokradeł w Europie - wyschnięta. Jerzyki widłosterne z Bolonii już odleciały. Na Gibraltarze jest już tylko jedna para góropatw berberyjskich - w dodatku na terenie wojskowym. Wygląda na to, że trzeba będzie poważnie zweryfikować nasz plan... Na szczęście Arek, Paco (el Comendante stacji;), Sari i pozostali hiszpańscy ornitolodzy służą pomocą, więc jesteśmy spokojni. Na koniec dnia jeszcze zła wiadomość - na stacji nie ma prądu. Gorsza jest taka, że nie będzie go prawdopodobnie dość długo, bo taki stan rzeczy spowodowany jest odwetem władz miasta Tarify za protesty stowarzyszenia Cigüeña Negra przeciwko mistrzostwom świata w Kitesurfingu, rozpoczynającym się nazajutrz na obszarze Natura 2000 Playa de Los Lances ... Dowiadujemy się, że codziennie rano i wieczorem na 1-2 godziny uruchamiany będzie agregat prądotwórczy, więc jakoś damy sobie radę (na szczęście zabraliśmy czołówki). Póki co nikt nie wpadł na pomysł dopytania co dla Hiszpanów oznacza "rano" i "wieczorem" - najbliższe dni miały to zweryfikować.

 Widok na Gibraltar i Pueblo Nuevo
 Farmy wiatrowe między Algeciras i Tarifa
Dojeżdżamy do Tarifa

30 VIII - Pierwsze wyginanie karków

Pobudka o 7:00. W nocy temperatura nie spadła poniżej 20 stopni, ale nic to nie znaczy wobec pomiaru sprzed paru dni, kiedy o 2 w nocy słupek rtęci dochodził do "trzydziestki"! Na 9-tą jesteśmy umówieni z Arkiem, który ma nas zabrać na punkt liczenia szponiastych, ale wcześniej chcemy jeszcze pokręcić się po okolicy za ptasią drobnicą. O 8-mej, kiedy kończymy śniadanie, stacja jest wciąż opustoszała - namacalne powody takiego stanu rzeczy mamy za oknami, gdzie dopiero poranne wstają zorze. No tak, nie wzięliśmy pod uwagę różnicy ponad 20 stopni długości geograficznej. Paco będzie potem dość zdziwiony naszym codziennym wstawaniem "w środku nocy" - podobnie jak my zbieraniem się Hiszpanów do życia przed przed południem. No, ale co kraj to obyczaj;).

Wschód słońca nad stacją

Czasu do spotkania nie mamy znowu tak dużo, niecałą godzinę spacerujemy więc wzdłuż asfaltowej drogi (Arrabal Sector Torre de la Peña) odchodzącej na północ od stacji. Zestaw gatunkowy nie zaskakuje nas niczym szczególnym - chwastówki, pokrzewki aksamitne, czapla złotawa - w Andaluzji to ptasi standard. Dłuższą chwilę poświęcam fotografowaniu jaskółek rudawych, ale zadanie mnie przerasta. Jedyne sensowne zdjęcie "rudawej" jakie przywiozę z wyprawy to fotografia ptaka siedzącego na linii energetycznej...

 Poranny rekonesans
Szpaki jednobarwne (Sturnus unicolor)
Widok na Gibraltar z osiedla La Peña (powyżej stacji)
Czapla złotawa (Bubulcus ibis)
Pokrzewka aksamitna (Sylvia melanocephala)
Chwastówka (Cisticola juncidis)
Jaskółka rudawa (Cecropis daurica)

Arek przyjeżdża punktualnie i nie zwlekając udajemy się na położony kilka kilometrów za Tarifą (w kierunku na Algeciras) punkt liczenia ptaków migrujących w Cazalla. Przelot obserwuje się tu z zadaszonego obserwatorium, które znajduje się na szczycie jednego z licznych wzgórz wyrastających na północny-wschód od miasta. Warunki niestety nie są zbyt dobre - jest niemalże bezwietrznie, a nad cieśniną unosi się lekka mgiełka, z powodu której praktycznie nie widać oddalonej tylko o 14 kilometrów Afryki. Słusznie obawiamy się, że przy takiej widoczności ptaki niechętnie podejmować będą ryzyko przelotu nad cieśniną... Arek próbuje nas uspokajać i zwraca uwagę na fakt, że warunki mogą się tu diametralnie zmieniać na przestrzeni kilkudziesięciu minut. Poza tym najlepsze godziny do obserwacji (10-12) dopiero przed nami. Pażywiom - pasmatrim;)! Póki co panuje względna cisza, jeśli nie liczyć pojedynczych gadożerów i kani czarnych oraz grupki około 30 jerzyków bladych, które przez kilkanaście minut krążą nad punktem. Widoki z obserwatorium są przednie, ale byłyby o niebo lepsze gdyby nie setki wiatraków szpecących wszystkie okoliczne grzbiety górskie i wyniesienia. Większość z nich powstała w czasie, kiedy nie istniały jeszcze regulacje prawne nakazujące uwzględnienie ich wpływu na środowisko. Strach pomyśleć jak często za ludzką głupotę muszą płacić ptaki przelatujące przez ten las turbin w okresie migracji...

 Aby dotrzeć na Cazalla jadąc od strony Tarify należy zawrócić przy El Mirador de Estrecho. Warto na chwilę wyjść tu z auta - przy dobrej widoczności (czyli nie takiej jak wyżej) Afrykę widać jak na dłoni
Panorama z obserwatorium w Cazalla
Z Marianito na punkcie w Cazalla;) (fot. MJ)
Jerzyk blady (Apus pallidus)
 Widok na Tarifa z Cazalla
Widok na Tarifa z Cazalla
Ptaki i wiatraki - kania czarna (Milvus migrans)...
... i orzełek (Aquila pennata)
Jerzyk blady (Apus pallidus) - fot. KO
Gadożer (Circaetus gallicus) - digiscoping
Kania czarna (Milvus migrans)

Dopiero przed 10-tą, kiedy powietrze dość mocno się już nagrzało podnosi się lekki wiaterek i wydaje się, że jest to moment, na który czekały odpoczywające w dolinach ptaki. Na niebie, daleko nad górami pojawia się grupa 44 sępów płowych - niestety nie ma wśród nich jednego z głównych ptasich celów wyprawy, sępa plamistego. "Rupele" (od nazwy łacińskiej - Gyps rueppelli) co roku właśnie o tej porze zalatują z Afryki w rejon Tarify - jest to praktycznie najlepsze miejsce i czas na zobaczenie tego subsaharyjskiego gatunku w Zachodniej Palearktyce. Zaczynają lecieć pojedyncze kanie czarne, trzmielojady, gadożery i jasne orzełki. Siła wiatru jeszcze lekko się nasiliła, co skutkuje przelotem grupy 42 kani czarnych i pięknego stada 80 trzmielojadów. W końcu doczekaliśmy się też pierwszych dwóch dorosłych ścierwników! Tymczasem dochodzi południe i przelot nagle ustaje, jak gdyby jakaś niewidzialna siła zakręciła kurek z ptakami. Nie doczekaliśmy się intensywnego nalotu dywanowego, ale przecież to dopiero nasz pierwszy dzień na punkcie. Morale grupy bez wątpienia wzrosły! Podsumowując: nasz chrzest bojowy w obserwacji migracji nie wypadł źle!

 Widok z Cazalla w kierunku Playa de Los Lances
Trzmielojady (Pernis apivorus)
Trzmielojady (Pernis apivorus) - najpierw nabieranie wysokości w kominie termicznym...
... a potem już lotem ślizgowym do Afryki
 Przeglądamy sępy nad wzgórzami (fot. MJ)
 Na punkcie w Cazalla
Trzmielojady (Pernis apivorus) i kanie czarne (Milvus migrans)
Ścierwnik (Neophron percnopterus)
Orzełek (Hieraaetus pennatus) - ptak odmiany jasnej
Gadożer (Circaetus gallicus)
Wiatrakowa aleja na wschód od Cazalla

Po 12-tej zjeżdżamy z Cazalla i udajemy się w stronę Tarify, umawiając się wcześniej z Arkiem na wyjazd na równinę La Janda o godzinie 18-tej. Do tego czasu możemy odpuścić sobie poważniejszy teren - sjesta u ptaków trwa jeszcze dłużej niż u Hiszpanów;). Po drodze na stację zatrzymujemy się pod "Mercadoną" w Tarifie - wygląda na to, że w Andaluzji lornetkę zabierać trzeba nawet do sklepu - nad parkingiem część z nas obserwuje 4 jerzyki alpejskie. Mi udaje się załapać "tylko" na jasnego orzełka i 2 młode ścierwniki.
Ze stacji do oceanu mamy niecałe 250 metrów - a więc po obiedzie vamos a la playa! Plaże w Tarifie słynne są na całą Hiszpanię, a to z powodu swojej "piaszczystości". Szkoda tylko, że na kamieniach sterczących z dna paręnaście metrów od brzegu połamać można nogi... Jest jednak na to proste lekarstwo (poznajemy je niestety dopiero po ładnych paru dniach pobytu w Tarifie) - 800-metrowy spacer w kierunku miasta, gdzie zaczyna się szeroka plaża, a co najważniejsze dno morskie w pasie przybrzeżnym wyczyszczone jest z kamieni. Oddalając się od brzegu uważać trzeba... na głowy. Tarifa nazywana jest widsurfingową i kitową stolicą Europy, więc morze zawsze pełne jest tu surferów - tym bardziej teraz, kiedy odbywają się mistrzostwa świata. Swą popularność zawdzięcza całorocznej i wietrznej pogodzie: wieją tu wiatry Levante (ciepły i silny, osiągający około 7-10 stopni w skali Beauforta) i Poniente (chłodniejszy), które tworzą duże fale na morzu. W Tarifie dodatkowo obserwuje się zjawisko „tunelu” powietrznego, które powstaje w Cieśninie Gibraltarskiej. Miasto otrzymało nawet miano Stolicy Wiatru. Seawatching w tych godzinach nie przynosi żadnych pozytywnych rezultatów, ale nadal obserwować można przelot ptaków - nawet pływając w oceanie udaje mi się zobaczyć m.in. kilka jerzyków bladych i parę sępów płowych. Lepszy widok rozpościera się z klifu nad plażą, ale wejście tam bez butów przepłaciłem utratą pełnosprawności na najbliższe dwa dni - przekonałem się, że przedstawiciele tutejszej flory w przeważającym procencie posiadają dotkliwie kłujące kolce - aaaałć!!! Na szczęście pozostały program dzisiejszego dnia nie zakładał forsownych marszów i nie musiałem odgrywać kreacji Roberta Shawa z filmu "Żądło".

Kuchnia w stacji ornitologicznej
Ciągłe coś się dzieje nad stacją... (fot. MJ)
 Playa de Los Lances Norte
Seawatching wypada słabo...
... jedynie rybitwa czubata (Sterna sandvicensis) ratuje honor
Playa de Los Lances Norte
 Tarifa to raj dla surferów...
 Tarifa to raj dla surferów...
Plaża w Tarifie
Widok na miasto Tarifa

Obszar La Janda reklamowały chyba wszystkie przewodniki i trip reporty, które wpadły mi w oko przed wyjazdem. Jeszcze 60 lat temu La Janda była jeziorem i jednym z najbardziej atrakcyjnych obszarów podmokłych w Europie. W pierwszej połowie lat 50-tych było to ostatnie miejsce gniazdowania żurawia w Hiszpanii. Na początku lat 60-tych podjęto jednak niezwykle kontrowersyjną i tragiczną decyzję o osuszeniu tego obszaru i zamienieniu na pola uprawne... Ponadto w latach późniejszych na krańcach równiny wyrosły dziesiątki turbin wiatrowych. Ale chociaż dawna sława La Janda minęła bezpowrotnie, wciąż jest to bardzo istotne miejsce żerowania i odpoczynku dla tysięcy migrantów zmierzających tędy do Afryki. Podczas pierwszej, blisko trzygodzinnej objazdówki po fragmencie tego obszaru pomiędzy Facinas i Benalup nie udaje się nam wprawdzie zobaczyć kluczowych dla nas gatunków - kaniuka i orła iberyjskiego, ale i tak jesteśmy pozytywnie zaskoczeni. Wrażenie robią spore ilości bocianów białych (170>), ibisów kasztanowatych (140>) i czapli złotawych (niepoliczalne...). Rozległe tereny otwarte są atrakcyjną stołówką dla drapoli - stwierdzamy m.in. sokoła wędrownego, 6 błotniaków łąkowych, 3 błotniaki stawowe, gadożera, trzmielojada, orzełka i migrującą grupę 50 kani czarnych. Pytamy Arka o góropatwy czerwone. "Będziemy musieli uważać, żeby ich nie rozjechać" - odpowiada. I rzeczywiście - kilka grupek przemknęło nam przed samochodem - w sumie widzimy 66 ptaków! Uważać trzeba nie tylko na góropatwy, ale i na wsiedlone tu w wiadomych celach bażanty oraz wszędobylskie króliki, których sfotografowanie stanie się w najbliższych dniach misją życia Krzyśka;). Do woli napatrzeć się można na dzierzby rudogłowe, ale na dobre zdjęcie trzeba będzie jeszcze poczekać. Chwilę przed zmierzchem natrafiamy za to na pięknie pozującą pójdźkę. Dużo radości przynosi obserwacja czapli modronosej - jak się potem okazuje, jedynej podczas całej wyprawy.

Typowe gospodarstwo rolne w pobliżu La Janda
 Wiatraki i bociany - mało szczęśliwe połączenie 
Widok na Facinas z La Janda
Ibisy kasztanowate (Plegadis falcinellus)
 Wszędzie te wiatraki...
La Janda - krajobraz z ibisami kasztanowatymi (Plegadis falcinellus)
Ibisy kasztanowate (Plegadis falcinellus) w kontrze
Jednak z głównych dróg przecinających obszar La Janda
Szablak wędrowny (Sympetrum fonscolombii) - samica
 Bociany białe (Ciconia ciconia) nad La Janda
  Bociany białe (Ciconia ciconia) nad La Janda
Bociany białe (Ciconia ciconia) nad La Janda
La Janda
Ibis kasztanowaty (Plegadis falcinellus)
Pustułka (Falco tinnunculus) pośród wróbli (Passer domesticus)
Góropatwa czerwona (Alectoris rufa)
 La Janda - środowisko góropatw czerwonych
 La Janda - lasy korkowe, wypisz wymaluj na kaniuka
 La Janda
 Desperados przed poszukiwaniami kaniuka;)
Marian i jego kosmiczna lornetka;)
Kania czarna (Milvus migrans) podczas migracji
Dzierzba rudogłowa (Lanius senator)
Królik (Oryctolagus cuniculus) w najczęściej fotografowanej pozie...
Pójdźka (Athene noctua)
Pójdźka (Athene noctua)
Pójdźka (Athene noctua)
Góropatwa czerwona (Alectoris rufa)
Góropatwy czerwone (Alectoris rufa)
Zachód słońca na La Janda

Po 21-tej zjeżdżamy z terenu i wszystko wskazuje na to, że to już koniec wrażeń na dziś. Ale tu tkwimy w zasadniczym błędzie. Wszyscy zmotoryzowani mieszkańcy Andaluzji najwyraźniej zmówili się, że dokładnie w tym samym czasie co my pokonają 20 km odcinek drogi od skrętu na Landa do stacji. W efekcie tej nieprzyzwoitej złośliwości do celu docieramy o 23-tej. W korku, jak to w korku - nie obyło się bez konfliktowych sytuacji, a jeden z hiszpańskich kierowców na długo zapamięta polską wiązankę "standard" ;). W momencie, kiedy parkujemy pod stacją agregat wyrzuca z siebie ostatnie opary benzyny. Można by to skomentować w paru dosadnych słowach, ale (cytując Dawida) czy nie lepiej to spokojnie żyć?

31 VIII - Szaleństwo nad El Estrecho

O 8 rano (w nocy wg czasu hiszpańskiego) wyjazd na pobliską Los Lances - najdalej na południe wysuniętą plażę Costa de la Luz. Uchodzące do oceanu rzeki Rio de la Jara i Rio de la Vega tworzą tu atrakcyjną dla wszelkiej maści wodnego ptactwa płytką lagunę, znajdującą się tuż za właściwą plażą i dobrze widoczną z zadaszonego schronu. Na "zapleczu" plaży rozciąga się pas niskich wydm - dawniej ulubione i tradycyjne miejsce polowań, zwłaszcza dla amatorów wszelkiej maści wróblaków, odławianych tu jesienią w sporych ilościach. Na szczęście w połowie lat 90-tych praktyki te zostały zakazane i dziś obszar ten objęty jest ochroną w ramach programu Natura 2000. Jak jednak pokazują bieżące wydarzenia, nie przeszkadza to w niczym władzom Tarify w organizowaniu tu imprezy sportowej... Zajmujemy miejsce w stanowisku obserwacyjnym i rozpoczynamy przeglądanie ptaków od mew i rybitw. Nie bez powodu - Playa de Los Lances słynie ze stosunkowo częstych jesiennych obserwacji rybitw bengalskich i królewskich. Ale tym razem zadowolić musimy się mewami śródziemnomorskimi (22) i rybitwami czubatymi (18). Sporo emocji wzbudza jedna mała rybitwa, która jednak ostatecznie pozostaje rybitwą białoczelną - ale czujnym być trzeba! Krótki "rzut lunetą" na ocean procentuje naszymi pierwszymi burzykami żółtodziobymi, latającymi dość blisko plaży. Zadowalający jest zestaw siewek na lagunie: ponad 20 sieweczek morskich, 70 piaskowców, 4 ostrygojady, szczudłak, szablodziób i kilka pospolitszych (z polskiego punktu widzenia) gatunków. Na przeciwległym brzegu laguny do mew dosiada się w pewnym momencie... trzmielojad! Kolejne dwa obserwujemy w przelocie nad oceanem. Z Krzyśkiem i Marianem ruszamy na wydmy, gdzie udaje nam się znaleźć grupkę skowrończyków krótkopalcowych (7-8) i kilka świergotków polnych (3-4). Chwilę później przelatuje nad nami stado 190 kani czarnych - wymowny znak, że pora już zbierać się na punkt w Cazalla!

 Przed wejściem do stacji - od lewej: Marian, Arek, Dawid, Marcela, Krzysiek i ja
 Playa de Los Lances - klimaty rodem z Camargue;)
 Playa de Los Lances
 Playa de Los Lances
Trzmielojad (Pernis apivorus)
 Playa de Los Lances - schron do obserwacji (fot. Arek Broniarek)
Czapla nadobna (Egretta garzetta)
Mewa śródziemnomorska (Larus audouinii) - digiscoping
Lagunowy zestaw: rybitwy - czubata i białoczelna, ostrygojady i biegus zmienny
Kania czarna (Milvus migrans)
 Trawiaste wydmy przy Playa de Los Lances - miejsce na skowrończyki

Skowrończyk krótkopalcowy (Calandrella brachydactyla)
Skowrończyk krótkopalcowy (Calandrella brachydactyla)
Skowrończyk krótkopalcowy (Calandrella brachydactyla) 
Playa de Los Lances i schron do obserwacji
Rybitwa białoczelna (Sternula albifrons) patrolująca lagunę na Playa de Los Lances w eskorcie rybitw czubatych (Sterna sandvicensis)
Czapla złotawa (Bubulcus ibis)

Zaraz po przyjeździe do obserwatorium dowiadujemy się od Hiszpanów, że wczoraj, kwadrans po naszym odjeździe przeleciał "rupell" i dwa orły południowe... Dodaje nam to motywacji do jeszcze bardziej intensywnego wypatrywania ptaków na niebie. Niestety, ale warunki nie różnią się wiele od wczorajszych. Ewentualnie tym, że Afryki nie widać wcale... Obserwujemy co prawda liczne szponiaste tworzące przyjemne dla oka kominy (np. 120 kani czarnych), ale po nabraniu wysokości, zamiast przejść w lot ślizgowy nad cieśninę, ptaki zapadają z powrotem w hiszpańskie doliny. Podczas złej widoczności ptaki wolą zatrzymać się na dłuższą chwilę w celu oszczędzenia energii i uzupełnienia zapasów tłuszczu, który straciły na poprzednim etapie wędrówki, niż podejmować ryzyko niepewnej przeprawy. W drogę do Afryki wybierają się tylko pojedyncze osobniki. Pośród dominujących kani czarnych udaje się nam zobaczyć m.in. 14 ścierwników (11 ad., 3 juv.), 8 gadożerów, 4 jasne orzełki, 11 sępów płowych, a z "nie-szponiastych": jerzyka bladego i alpejskiego oraz stadko 60 żołn. Pomni wczorajszych wydarzeń pozostajemy na punkcie trochę dłużej, ale o godzinie 13-tej, w obliczu całkowitego zastoju na niebie obserwacje na Cazalla uznajemy za skończone.

 Widok z Cazalla
 Gęste chmury i lekka mgiełka - niezbyt dobre warunki do obserwacji przelotu...
... ale walczymy!
Ścierwnik (Neophron percnopterus) nad Playa de Los Lances
"Rupell" był wczoraj - może trafi się i dziś? (fot. Arek Broniarek)
Kanie czarne (Milvus migrans)
 Nasza ekipa na Cazalla
 Widok z Cazalla w kierunku Tarifa
 Obserwatorium Cazalla
Ścieeeeeerwnik! (fot. Arek Broniarek)
Ścierwnik (Neophron percnopterus) przelatujący między wiatrakami
 Różne techniki obserwacji, czyli "Rupella Panie ziści nam, spuści nam..." ;)
Niełatwo wypatrzeć orzełka (Hieraaetus pennatus) przelatującego na tle zalesionego wzgórza...
Mgiełka nad cieśniną - Afryki nie widać choć oko wykol...

Dotarcie na stację zajmuje nam blisko 40 minut - wszystko to wina kilometrowego korka, który powstał wskutek... uruchomienia posterunku Guardia Civil przy skręcie na plażę w Tarifie. Dwóch Panów policjantów w odblaskowych kamizelkach sprawia wrażenie kierujących ruchem, ograniczając się przy tym do robienia groźnych min i wymachiwania prawą ręką w znaczeniu: "Jechać, nie zatrzymywać się, nie robić zbiegowiska". Gdyby pomagali w tym czasie staruszkom przechodzącym przez jezdnię w Tarifie wszystkim żyłoby się lepiej i dostatniej - no ale po co ułatwiać sobie i innym życie do tego stopnia?

 No to postoimy...
...

Na stacji poruszenie - przyjechała ekipa z głównej hiszpańskiej telewizji TVE żeby nakręcić materiał o pracy stowarzyszenia (a przy okazji niesnaskach z miastem Tarifa). Żeby nie przeszkadzać, rozkładamy się na siedzeniach przed budynkiem i... nie żałujemy! Podczas najbliższych dwóch godzin jesteśmy świadkami najbardziej intensywnego przelotu, jaki przyszło nam obserwować podczas całego pobytu w Andaluzji. Odnotowujemy kilkaset jerzyków ("nasze", alpejskie i blade), bocianów białych, kani czarnych i trzmielojadów, dziesiątki gadożerów, kilkanaście orzełków i ścierwników oraz pierwsze pustułeczki (5 + 2). Nasz entuzjazm nie uchodzi uwadze ekipie telewizyjnej, dzięki czemu zadebiutujemy już wkrótce w hiszpańskich mediach;).

Ale lecą! (fot. Arek Broniarek)
Kanie czarne (Milvus migrans) w locie ślizgowym
Jerzyki alpejskie (Apus melba)
Kania czarna (Milvus migrans)
 Kanie czarne (Milvus migrans) w kominie nad stacją
Kanie czarne (Milvus migrans) w kominie nad stacją
Gadożer (Circaetus gallicus)
Orzełek (Hieraaetus pennatus)
Bociany białe (Ciconia ciconia) migrujące na wysokim pułapie

Podczas obiadu przekonujemy się, że kryzys z prądem może dotknąć nawet nas, przygotowanych na najgorsze. Jedzenie pozostawione w niechłodzącej przez większość doby lodówce, skazane jest na pożarcie przez mrówki. Margaryna zamieniła się w mrowisko. Resztki konserwy - lepiej nie mówić. Mrówki są nawet w nieotwartej zupce błyskawicznej i dopiero co kupionym słoiku z pasztetem! Dwupasmowa i dwukierunkowa kolumna mrówek rozciągnięta od podwórka do naszego pokoju wskazuje na to, że nie zachował się nawet chleb ukryty na wyższej kondygnacji piętrowego łóżka. Od teraz wprowadzamy nowe zasady - nie wstajemy od stołu, dopóki nie zjemy wszystkiego, co zostało przygotowane do posiłku. Chleb i jedzenie w lodówce zawijamy w trzy foliowe worki.
Po obowiązkowej sjeście udajemy się na składowisko odpadów pod Los Barrios (nieopodal Algeciras). W miejscu tym żerują zwykle spore ilości sępów, które można obserwować z bliska. Co równie istotne, może uda nam się znaleźć wśród nich sępa plamistego? Na miejscu czeka nas jednak rozczarowanie - tego dnia nie ma tu ani jednego ptaka... Chwilę kręcimy się po okolicy z nadzieją, że najbliższe chwile przyniosą jakąś zmianę na lepsze, ale nic z tych rzeczy. Nie wiedząc co robić krzątamy się po okolicy, dzięki czemu natrafiamy na pierwsze dzierlatki iberyjskie. Nad naszymi głowami przelatuje stadko 50 bocianów białych, a co jakiś czas wypatrujemy sępy płowe, gadożery i orzełki - w tym pierwsze 3 odmiany ciemnej (najwyraźniej do tej pory przeoczane przez nas w większych stadach kani czarnych). Przypomina mi się, że przed wyjazdem czytałem o kolonii pustułeczek w Los Barrios - Arek odradza jednak plan jechania do miasteczka o 17-tej - "Teraz, w ciasnej zabudowie, nie ma tam czym oddychać". No to może pokręcimy się pomiędzy dębami korkowymi za świstunkami i zaganiaczami? Łatwo powiedzieć - trudniej wykonać! W Andaluzji włóczęga po lasach, polach i bezdrożach jest utrudniona - wszystko jest dokładnie pogrodzone i to bardzo szczelnie. Drogi odchodzące od głównych to dojazdy do gospodarstw, zwykle rozpoczynające się bramą z tablicą "El coto privado" (teren prywatny) lub "Ganado bravo" (byki!!!). Tam gdzie penetracja okolicy byłaby możliwa kręcą się hombres z psami i dwururkami. Nie mamy zamiaru dać się zastrzelić dla świstunki górskiej i decydujemy się na jedyne sensowne w tej chwili rozwiązanie: pustułeczek poszukamy w Tarifie. Jeszcze zanim powrócimy do autostrady Krzysiek zauważa pięknego samca odpoczywającego na linii energetycznej! Niestety, zbyt długo oczu nim nie cieszymy - ptak płoszy się od razu gdy zatrzymujemy auto...

 Okolice Los Barrios
Bociany białe (Ciconia ciconia)
Bociany białe (Ciconia ciconia)
Dzierlatka iberyjska (Galerida theklae)
Sęp płowy (Gyps fulvus)
Orzełek (Hieraaetus pennatus) - osobnik odmiany jasnej
Orzełek (Hieraaetus pennatus) - osobnik odmiany ciemnej

Tacy panowie z psami mogą zniechęcić człowieka do chodzenia po krzakach...
Pustułeczka (Falco naumanni)

Na przedmieściach Algeciras zobaczyć możemy jednego z tzw. byków Osbourne'a. Ich pierwotnym celem było reklamowanie brandy Veterano, produkowanej przez andaluzyjską firmę Osborne. Sylwetka byka stała się jednak po latach nie tylko znakiem handlowym firmy, ale też jednym z symboli Hiszpanii. Do tego stopnia, że kiedy w 1994 roku prawo nakazało usunięcie sylwetek z dróg w całym kraju w obronie byków stanęły niektóre ze wspólnot autonomicznych, liczne miasta, stowarzyszenia kulturalne i znani Hiszpanie. Władze Andaluzji zaliczyły je nawet do dóbr kultury, nic więc dziwnego, że 22 spośród 90 zachowanych byków znajdują się właśnie w tej prowincji. Trzy lata później rząd ostatecznie orzekł, że byki mogą pozostać przy drogach ze względu na "ważny interes estetyczny i kulturalny". Symbol ten wykorzystywany jest bezlitośnie w branży turystycznej i dziś w Hiszpanii kupimy z bykiem Osbourne'a praktycznie wszystko - od naklejek na auto, przez breloczki, po czapki i koszulki.

 Zabudowa Algeciras
 Byk Osbourne'a koło Algeciras
Byk Osbourne'a koło Algeciras

Przed 19-tą wjeżdżamy do Tarify - klimatycznego miasta zbudowanego wokół murów obronnych z czasów Maurów. W czasach starożytnych faktorię założyli tu Fenicjanie. Następnie Rzymianie zbudowali na jej miejscu miasto Iulia Traducta. W 710 r., rok przed najazdem Muzułmanów na Półwysep Iberyjski, na czele niewielkich sił wylądował tu Tarif ibn Malik, któremu miasto zawdzięcza swą nazwę. Zanim rozpoczniemy poszukiwania sokołów udajemy się na falochron wschodni Puerto de la Rada, zwieńczony sporych rozmiarów statuą Chrystusa. Seawatching z tego miejsca przynosi nam wprawdzie w krótkim czasie obserwacje rybitw czubatych i burzyków żółtodziobych, ale silny wiatr uniemożliwia spokojne przeglądanie oceanu.

Tarifa - ruiny średniowiecznych umocnień 

 Tarifa - Castillo de Guzmán el Bueno
 Tarifa - widok z falochronu wschodniego portu

Tarifa - widok z falochronu wschodniego na basen portowy
Mewa romańska (Larus michahellis)
Burzyk żółtodzioby (Calonectris diomedea) - na razie tylko dokument...
Pułapka na migrujące ptaki...

Powracamy w stronę zamku (Castillo de Guzmán el Bueno) - najbardziej charakterystycznej budowli Tarify i jednej z kilku w mieście, na której gniazdują pustułeczki. Zamek zbudowany został w 960 roku z rozkazu kalifa Abn ar-Rahmana III. który docenił strategiczne znaczenie Tarify. Przez ponad trzy stulecia znajdował się w rękach Muzułmanów, aż do 1292 roku, kiedy miasto wraz z zamkiem zostały zdobyte przez prowadzące rekonkwistę wojska chrześcijańskie pod przywództwem Sancho IV Bravo ("Odważny"), który w przymierzu z Nasrydami (muzułmanami z Grenady) odbił Tarifę z rąk berberyjskich Marynidów - pomnik Sancho IV zobaczyć możemy przed północno-zachodnią fasadą zamku. Warownia swą nazwę zawdzięcza Alonso Pérezowi de Guzmán "el Bueno" ("Dobry"), który dowodził obroną Tarify podczas próby odbicia miasta przez Arabów w 1295 roku. Dziewięcioletni syn Guzmána został wówczas wzięty do niewoli przez hiszpańskiego zdrajcę i jego życie zależało od tego, czy twierdza się podda. Wybierając "honor bez syna, zamiast syna bez honoru", Guzmán rzucił z murów swój własny sztylet, którym wykonano egzekucję. Mimo kilku dalszych prób w XIV wieku, zamek nie został już nigdy odbity przez Muzułmanów. W pierwszej połowie XVII wieku forteca została odrestaurowana, w związku z wzmożoną aktywnością piratów berberyjskich pustoszących wybrzeże Hiszpanii na przełomie XVI i XVII stulecia. W XVIII wieku na części ścian zainstalowano ciężką artylerię. Podczas wojny narodowowyzwoleńczej (1807-1814) zamek służył jako koszary dla wojsk hiszpańsko-brytyjskich, które skutecznie broniły Tarify przed armią napoleońską w 1811 i 1812 roku.

 Tarifa - Castillo de Guzmán el Bueno
 Tarifa - Castillo de Guzmán el Bueno
Tarifa - Castillo de Guzmán el Bueno i pomnik Sancho IV Bravo

Ponieważ nie udaje nam się znaleźć pustułeczek przy zamku kierujemy się wąskimi uliczkami w stronę Iglesia de San Mateo - XV-wiecznego kościoła ze zdobioną barokową fasadą, wzniesionego na miejscu dawnego meczetu. Przez chwilę rozdzielamy się i pustułeczki udaje się zobaczyć tylko Arkowi, Dawidowi, Marceli i Krzyśkowi. Z Marianem szukamy dalej, kręcąc się po labiryncie uliczek i zaułków. Przy okazji poznajemy specyficzny klimat Tarify. Z jednej strony to portowe miasto u wrót Afryki, z ciasno splecionymi białymi domami (o pięknych balkonach!), gwarnymi knajpkami z kuchnią śródziemnomorską i dziedzictwem starożytnego Rzymu i kultury Maurów. Z drugiej strony zauważalna jest nowoczesność, do uszu docierają wszystkie języki świata i z każdej strony atakuje nas kult surfingu. Podświadomie skupiając się bardziej na architekturze miasta, niż na poszukiwaniu ptaków;) dochodzimy w końcu do baszty przy Calle Amargura i tu udaje nam się zobaczyć pustułeczkę - niestety obserwacja trwa tylko kilka sekund. Dłuższy spacer przyniósłby zapewne kolejne spotkania z tymi ciekawymi sokołami, ale chociaż słońce w Hiszpanii wschodzi bardzo powoli, zachodzi bardzo szybko... No tak - przecież już prawie 21... Pora wracać na stację, jeśli chcemy załapać się chociaż na kilkanaście minut pracy agregatu!

 Uliczki Tarify
 Tarifa - Iglesia de San Mateo
 Uliczki Tarify
 Uliczki Tarify
 Uliczki Tarify
 Tarifa
 Tarifa
 Port w Tarifie
Tarifa

c.d.n.

3 komentarze: