piątek, 28 grudnia 2012

Dolina Biebrzy i Narwi (30 IV-03 V 2011)


Dolina Biebrzy i Narwi (30 IV-03 V 2011)

      Tylu niewiadomych nie było chyba jeszcze przed żadną naszą wyprawą... Ostatecznie, kiedy już - jakby to ujęto w minionych realiach politycznych - "wspólnym wysiłkiem udało się przezwyciężyć wszystkie obiektywne trudności", nad projektem wyjazdu zawisły kolejne czarne chmury. Dosłownie i w przenośni. Burze, wichury, ulewy - do wyboru z szerokiego wachlarza możliwych anomalii zapowiadanych na długi weekend.  Z tego też powodu zdecydowane "Jedziemy" padło dopiero na 5 godzin przed wyruszeniem w drogę (ach, to zaufanie do polskiej meteorologii:) Po tych wszystkich perypetiach, nie mógł nas już zrazić fakt, że do naszego samochodu, tylko cudem (bo tak można nazwać wynalezienie na chwilę przed wyjazdem bagażnika dachowego:) zapakowaliśmy wszystkie bagaże, i że co niektórych czekała jazda 500 km z nielekkim ekwipunkiem na kolanach. Mnie nie zraziło to na pewno - właśnie zaczynałem swoją pierwszą biebrzańską przygodę.


 30 IV - SOBOTA

 Czemu ten kogut taki czarny?

         Na miejscu - gdzieś w środkowym basenie Biebrzy - jesteśmy w sobotę przed 5 rano. Pora dobra, czego nie można powiedzieć o pogodzie. Czekamy w samochodzie na polnej drodze, w strugach deszczu i po raz pierwszy zwracamy honor meteorologom. W tej chwili nie jest nam do śmiechu - bo nikt nie ma pewności, czy ten stan rzeczy zmieni się w ciągu najbliższych paru godzin. Wreszcie, po pół godzinie przebijają się pierwsze promienie słoneczne, deszcz też jakby ustaje... Łapiemy za sprzęt i ruszamy na pierwszy przegląd terenu.

         Kapryśna pogoda najwyraźniej nie zakłóciła codziennego rytmu życia ptaków - w powietrzu tokują kszyki, czajki i krwawodzioby. Słychać derkacze, uszatkę błotną, bąka i liczne pokrzewki kilku gatunków. Po przejściu dwóch kilometrów - nie wydaje się nam - słyszymy tokujące cietrzewie! "Bulgotanie" dobiega z kilku stron, jednak daleko od szlaku, a do tego za pasem trzcin i wysokich traw - szanse na wypatrzenie tego wymarzonego dla nas gatunku są nikłe, mimo to rozstawiamy lunety i penetrujemy horyzont. Kiedy ostatnia osoba zdążyła już zwątpić w sukces, zauważamy pojedynczego ptaka lecącego w naszym kierunku... Pierwszy lornetkę do oczu podniósł Tomek, a jego mina po paru sekundach, oddawała w pełni wyraz twarzy obserwatora, który właśnie odpowiedział sobie na krążące po głowie pytanie: "Czemu ten kogut taki czarny?" Kiedy padło wreszcie "Cietrzew leci!", wszyscy są już przylepieni do okularów swoich lornetek i wizjerów aparatów. Po raz kolejny sprawdziła się zasada, że w terenie niczego nie można spisywać na straty.

            Rzecz jasna, nastroje zmieniają się diametralnie i pewnie ogólnej radości nie zakłóciłaby teraz nawet burza z gradobiciem.

 Gdzieś tam w tle bulgoczą koguty...
 Cietrzewi niet...
 Jeszcze czekamy...
 Nasz pierwszy w życiu cietrzew!
 Jest radość!
 Błotniak stawowy w obiektywie
Żuraw (Grus grus) na podmokłej łące

 Too wide white patches on a wings...

     Korzystając z okazji, że chwilowo zakotwiczyliśmy na rozległych łąkach, otoczonych lasem, kolejne kilka godzin poświęcamy na wypatrywanie szponiastych, licząc głównie na orlika grubodziobego. Spotykamy też belgijskiego birdwatchera, który na wstępie prezentuje nam swój temat przewodni: aigle criard... that is greater spotted eagle. Jak widać, myśli ornitologów całego świata, w tym miejscu planety krążą wokół tego samego gatunku. Po dłuższej rozmowie z Belgiem, który okazuje się bardzo doświadczonym obserwatorem, dowiadujemy się, że przybył on nad Biebrzę, głównie w celu zaobserwowania "clangi", której mimo wojaży po całym kontynencie, jeszcze nie ma na swojej pokaźnej liście życiowej.
     Przed południem, powietrze jest już nagrzane i na niebie pojawiają się pierwsze szponiaste, w tym również orliki. Po dwóch obserwacjach "pomarinek" ciśnienie podnosi nam ciemny orlik, który pojawia się w towarzystwie ewidentnego orlika krzykliwego. Po chwili "łapiemy" go w lunety - ptak jest ciekawy, ale zgadzamy się wszyscy, że ma "too wide white patches on wings". Wyraźny 7 palec, brak jasnych ramion i ciemnego "siodła" na grzbiecie pozwala sądzić, że mieliśmy do czynienia z mieszańcem. A na czystą "clangę" pozostanie nam jeszcze trochę poczekać.
     Od znajomego Belga, któremu pomagamy zorientować się w terenie, otrzymujemy bonus w postaci …orientacyjnej (i sprawdzonej!) mapki dojazdowej na tokowisko dubeltów! Niestety to ponad 100 km od planowanego miejsca naszego zakwaterowania, początkowo więc pomysł pojechania tam trafia do archiwum.
     Kogoś, kto pierwszy raz przyjedzie nad Biebrzę fotografować ptaki, zdziwi z pewnością łatwość dostępu do niektórych tematów. Niewątpliwie dobrą i sprawdzoną metodą jest fotografowanie z samochodu. Poruszając się polnymi dróżkami i zapomnianymi asfaltówkami, mamy niezliczone okazje uwieczniać z bliskiej odległości ptaki odpoczywające na pastwiskowych kołkach, zwalonych płotach, stylowych drucianych ogrodzeniach czy pozostałościach po strąconych piorunem drzewach. Poniżej efekty tego typu biebrzańskich plenerów.

Bocian biały (Ciconia ciconia)
 Orlik krzykliwy (Aquila pomarina)
 Typowy biebrzański krajobraz z wierzbą
 Pliszka żółta (Motacilla flava)
 Pliszka żółta (Motacilla flava)






 Czy Pan jest przewodnikiem?

     W drodze do Rusi nad Narwią, która przez najbliższe dni będzie naszą bazą wypadową, zatrzymujemy się w Goniądzu. Po obu stronach drogi, przy wylocie z miejscowości w kierunku Wólki Piasecznej, utworzyły się rozległe rozlewiska. Obserwujemy tu pierwsze "wyprawowe", większe stadka batalionów, rycyki, łęczaki i siewki złote. Nad nami polują rybitwy białoskrzydłe i czarne, kobuz i błotniaki stawowe. Z kęp zalanych turzycowisk odzywają się wodnik i kropiatka.
  Przy okazji podglądania ptaków w tym miejscu, komfort obserwacji zwiększa wejście na wieżę obserwacyjną, znajdującą się po prawej stronie drogi z Goniądza na Wólkę Piaseczną, za mostem na Biebrzy. Rzecz jasna, do podobnych wniosków dochodzą zwykle tabuny wycieczkowiczów zmierzające tą drogą, i przy dobrej pogodzie wieża jest oblegana. Pamiętać trzeba, że trudno tu liczyć na sytuację "sam na sam z ptakami" - dla obserwatorów-amatorów bez większego rozeznania i dobrego sprzętu do obserwacji, pojawienie się na wieży "luneciarza" wyglądającego na "terenowca z krwi i kości", jest okazją do zaczerpnięcia języka, przetestowania możliwości naszego sprzętu ("nie uwierzę, dopóki nie zobaczę"), podyskutowania o widzianych cudach natury, albo... wynajęcia przewodnika - bo i taką ofertę udało się mi usłyszeć.


 Bataliony (Philomachus pugnax)
 Rozlewiska pod Goniądzem
  Rozlewiska pod Goniądzem
 Z Tomkiem na stanowisku bojowym
Widok z wieży obserwacyjnej w Goniądzu

 Carski Trakt - Jedź Łośstrożnie!

     Chyba do większości birdwatcherów dotarła sława Carskiego Traktu. Znajdujące się przy nim takie miejsca jak Barwik, Grobla Honczarowska, czy Długa Luka, na stałe weszły do programów przyrodniczych wycieczek w Dolinę Biebrzy. Pomni tego, że dobre imię "Carskiego" nie wzięło się same z siebie, jeszcze przed zaplanowanymi na ten wieczór obserwacjami na Długiej Luce, postanawiamy przejechać się wspomnianym szlakiem. Po drodze kilkakrotnie przystajemy przy fragmentach podmokłego olsu, z nadzieją wypatrzenia dzięcioła białogrzbietego. Niestety, sztuka ta się nam nie udaje... Biebrza nie pozwala jednak na zbyt długo popaść w rozterki. Zaraz na początku Długiej Luki zauważamy pasącą się na podmokłej murawie samicę łosia! Takiej okazji do zrobienia zdjęcia nie można przegapić - po chwili czołgamy się już do naszego wspaniałego "obiektu zainteresowania". Jak wygląda fotografowanie łosia nad Biebrzą? Z pewnością jest kwestią szczęścia trafienie na niepłochliwego osobnika. Nam najwyraźniej szczęście dopisywało, bo do "naszej" klępy podczołgaliśmy się na 10 metrów!








 Ślady obecności bobra


 Wyścigi z zachodzącym słońcem

     Po przybyciu do Rusi, okazuje się, że "pod nosem" będziemy mieć teren o ogromnym potencjale - rozlewiska Narwi. Ogarniając je samymi tylko oczami, nie sposób nie zauważyć bogactwa batalionów, kolonii rybitw białoskrzydłych i białowąsych, licznie żerujących blaszkodziobych i siewkowców, które po bliższym przyjrzeniu się, okazują się być płaskonosami, cyrankami, rycykami i łęczakami. Na delektowanie się tymi widokami będzie jednak jeszcze mnóstwo czasu. Po szybkiej "obiadokolacji" ponownie ruszamy na Długą Lukę skontrolować stanowiska wodniczek.
       Po przybyciu na miejsce, w krótkie osłupienie wprawiają mnie tłumy spacerujące po kładce. Sytuacja ta jest jednak zrozumiała, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że jest to prawdopodobnie jedno z najlepszych miejsc do obserwacji zagrożonej wodniczki w Europie. W połowie kładki ponownie spotykamy znajomego Belga. Uśmiech od ucha do ucha  oznacza: wodniczki są. "Two, three males in short grass". Przystępujemy do poszukiwań. Po kwadransie zaczyna do nas docierać, że najprawdopodobniej spóźniliśmy się na główny koncert, z najwyższą aktywnością wodniczek. Co prawda, gdzieś tam śpiewa od czasu do czasu pojedynczy samiec, ptaki jednak nie eksponują się już w miejscach, gdzie dałyby się poobserwować. Po kolejnym kwadransie jest już prawie ciemno - milkną kolejno: tokujące rycyki, kszyki, żabie chóry, a co gorsza wodniczki - w oddali pohukuje jedynie uszatka błotna. Fortuna jednak ponownie jest przy nas - rzutem na taśmę udaje się zobaczyć samca wodniczki, który przez ponad minutę pozwala nam nacieszyć sobą oczy. Pierwszy dzień wykorzystaliśmy w stu procentach.




 Kuropatwa (Perdix perdix)







 Jedno z kilkunastu (!) bocianich gniazd w Rusi nad Narwią
 Ruś nad Narwią
 Kładka na Długiej Luce


 01.05 - NIEDZIELA

 Pierwszomajowe "safari"

      Ciemne chmury rozpoczynające "majówkę" nie zwiastują nic dobrego, toteż czym prędzej wyruszamy na Grądy Woniecko. Te witają nas strugami niesłabnącego deszczu, co sprawia, że przy okazaniu troski o sprzęt i zdrowie, obserwacje możliwe są tylko z samochodu. Przemieszczamy się więc wolno w głąb podmokłej grobli, na której co kilkadziesiąt metrów prezentują się samce batalionów, każdy z inną, wymyślną kryzą. Po obu stronach, rozlewiska Narwi pokryte są dywanem kaczeńców, nad którymi przewalają się kolejne fale polujących rybitw białoskrzydłych, których w tym miejscu jest kilkaset.
Tutaj jeszcze jedna dygresja – razi totalny brak słowików szarych… Jak się później okazało, obok braku kulika wielkiego, będzie to największe rozczarowanie wyprawy.

 Most na Narwi k. Rusi

 Rozlewiska Narwi na wschód od Rusi
 Grądy Woniecko
 Batalion (Philomachus pugnax)
 Batalion (Philomachus pugnax)
 Batalion (Philomachus pugnax)
 Grądy Woniecko
 Rybitwy białoskrzydłe (Chlidonias leucopterus) nad morzem kaczeńców
 Rybitwy białoskrzydłe (Chlidonias leucopterus)
 Rybitwy białoskrzydłe (Chlidonias leucopterus)
 Batalion (Philomachus pugnax)
 Batalion (Philomachus pugnax)
 Rybitwa białoskrzydła (Chlidonias leucopterus)
 Łęczak (Tringa glareola)
 Rybitwy białoskrzydłe (Chlidonias leucopterus)
Rybitwy białoskrzydłe (Chlidonias leucopterus)

 Le dublet? Oú est sont…?

     Pisząc o rozczarowaniach, nie można zapominać o pogodzie. Tego dnia prowadzenie obserwacji na otwartym terenie równało się z przemoknięciem do suchej nitki, dając jednocześnie znikome efekty. Jedyną szansą na zmianę tego stanu rzeczy, było więc „zakotwiczenie” na wieży obserwacyjnej w Burzynie. Niedzielne popołudnie „wygnało” gro składu wyprawy na mszę do Wizny – pozostaję więc początkowo sam na posterunku. W krótkim czasie udaje się spenetrować rozlewiska: z ciekawszych ptaków obserwuję tu perkoza rdzawoszyjego, 6 łabędzi krzykliwych, rybitwę białoczelną oraz w większych ilościach – rybitwy białowąse. Niewątpliwie najwięcej emocji wzbudził dorosły samiec łosia – zarówno u mnie, jak i wśród uczestników polskiej wycieczki, którzy w międzyczasie pojawiają się na wieży. Od nich też otrzymuję informację, która zaważy o dalszych planach na ten dzień - w niedalekich Mścichach są idealne warunki do nasycenia się widokiem rycyków – jest też spora szansa na dubelta!
     Niewątpliwą niespodzianką było spotkanie z Jackiem Betleją, który zajechał do Burzyna na krótki rekonesans. Majowy weekend nad Biebrzą, co chwila przysparza podobnych konfrontacji ze znajomymi ptasiarzami – nie spodziewałbym się jednak, że na wieży w Burzynie, przyjdzie mi odświeżyć moją – pokrytą już kurzem – znajomość języka francuskiego. Małżeństwo z Pirenejów, z którymi miałem okazję wymienić informacje, drążyło głównie temat „Dubleta”, dla którego bezowocnie odwiedzali już Skandynawię, Białoruś i Ukrainę. Dosłownie zdębiałem, kiedy we francuskim przewodniku, który otrzymałem do wglądu, znalazłem dokładne opisy (z mapkami dojazdu!) stuprocentowych miejsc na cietrzewie, dzięcioły białogrzbiete, pliszki cytrynowe i inne podlaskie rzadkości, tak skrzętnie ukrywane przez polskich przyrodników. Rozmowa o ptakach okazała się być prostszą, niż wydawało się z początku, a to dzięki prawie wspólnym dla francusko-polskiego, ptasiarskiego języka określeniom, jak „Le citreol”, czy „Le pomarine”.

 Rozlewiska pod Burzynem
 Na wieży obserwacyjnej
Łoś na rozlewiskach Narwi

 Hu-hu, jest tam kto?

      Ciekawym urozmaiceniem programu deszczowego dnia – kiedy chodzenie po terenie otwartym jest jeszcze bardziej mokre i wilgotne, niż zwykle w tych stronach – jest zwiedzanie tutejszej… architektury. I nie mam tu na myśli np. obiektów sakralnych, a raczej starą, stylową zabudowę mieszkalno – gospodarczą: wolnostojące na łąkach stodoły, pozostałości młynów, rozpadające się spichlerze. W tych stronach, dachy i kominy podobnych budowli dość często wykorzystują bociany, których – w odniesieniu do np. Opolszczyzny – jest multum. My przyglądaliśmy się tym obiektom pod kątem… sów: pójdźki i płomykówki. Tego dnia, w drodze do Mścich, naszą uwagę przykuła stodoła w Rutkowskiem – chyba nadal wykorzystywana przez gospodarzy, bo pełna, najwyraźniej używanego sprzętu, który w bardziej cywilizowanych rejonach Polski mógłby służyć za wyposażenie skansenu. Wewnątrz znajdujemy tylko poszlaki – pod poprzecznymi belami zawieszonymi pod sufitem, leżą białe pióra puchowe, ale ich proweniencję ciężko przypisać któremuś z poszukiwanych drapieżców. Cóż – nie zawsze wszystko udaje się za pierwszym razem…

Jedna z kontrolowanych stodół

 Rycykowe szaleństwo

      W Mścichach jesteśmy stosunkowo późno – pora zbliża się do tej idealnej, nadającej się do oczekiwania na dubelty, jednak światło średnio sprzyja fotografowaniu ptaków. Wyjazd traktujemy więc bardziej rekonesansowo, zakładając, że jeśli będzie warto, wrócimy tu dnia kolejnego. Odnalezienie gniazda rycyka okazało się jednym z łatwiejszych zadań podczas całej wyprawy. Wystarczyło podążać w ślad za dziesiątkami (!) samochodów – zwykle na „egzotycznych” rejestracjach (jak kanadyjska) – w momencie kiedy blaszana karawana przystaje, a z okien aut wyzierać zaczynają dziesiątki lornetek i obiektywów, wówczas na drodze paraduje rycyk – często w towarzystwie batalionów. Gniazdo rycyka jest z kolei wierzchołkiem trójkąta, którego podstawę stanowią ułożeni plackiem, jeden obok drugiego, fotografowie. A formowaniu trójkąta, nie przeszkadza błoto, zacinający deszcz, ani wysokie ISO.
Po nasyceniu oczu rycykami koncentrujemy się na reszcie tutejszej fauny. Wprawne ucho już na starcie wychwyci kilkanaście głosów. W zaroślach na mszarach śpiewa podróżniczek. Z fragmentu trzcinowiska słychać donośne buczenie bąka i głos kontaktowy kropiatki. Z pól dobiega „hukanie” dudka  i „ćwierkanie” pliszki cytrynowej. Przez lunety udaje się wypatrzeć spacerującego w wysokim turzycowisku łosia. Czekamy do późnego wieczora, ale żaden dubelt nie chce nas zaszczycić. Przez sekundę przebiega mi przez głowę myśl, że i mnie, podobnie jak świeżo poznanych Francuzów, czeka kilkunastoletnia tułaczka za tym gatunkiem. Formułowanie tych myśli w słowa odkładam jednak na kolejny wieczór. Nie ma nic gorszego niż defetyzm w szeregach, a przed nami jeszcze jeden, obiecujący dzień na Podlasiu.

 Rycyk (Limosa limosa) i batalion (Philomachus pugnax) spacerujące przed samochodami
 Rycyk (Limosa limosa)
 Rycyki (Limosa limosa)
 Rycyk (Limosa limosa)
 Rycyk (Limosa limosa)
 Rycyk (Limosa limosa)
 Rycyk (Limosa limosa)
 Rycyk (Limosa limosa)
Mścichy przed zmierzchem

 02.05 - PONIEDZIAŁEK

 Mścichy po raz drugi

     Dzień zaczyna się standardowym „czesaniem” Narwi. Tym razem zapuszczamy się bardziej na wschód, jednak po chwili droga staje się przejezdna „tylko dla jeepów”. Przeglądamy – dla nas już codzienny zestaw ptaków: rybitwy kilku gatunków – poza najliczniejszą białoskrzydłą, są 2 rzeczne i 1 czarna – siewki z przewagą bataliona i kszyka, z pojedynczymi rycykami. Niebo przecinają gęsi zbożowe i pojedynczy, polujący kobuz. Tak, taki poranek pomaga stanąć na nogi. Tak jak ustaliliśmy dzień wcześniej, „na rozgrzewkę” serwujemy sobie raz jeszcze Mścichy, ze swoim daniem głównym – rycykiem.
Wobec wczesnej pory tego dnia możemy na spokojnie przyjrzeć się okolicy samej miejscowości. Teren zachwyca – przejeżdżamy przez kolejne wioski, jakby żywcem przeniesione z wieków średnich, co najdziwniejsze – wciąż zamieszkane. W tym rejonie Polski ludność nadal potrafi żyć w harmonii z przyrodą, czego świadectwem są liczne bocianie gniazda, rozsypane na dachach i rozwalających się kominach chałup.
     Pogoda jest dziś zdecydowanie lepsza, w Mścichach natrafiamy więc na tłumy. Weekend majowy nie jest szczęśliwym rozwiązaniem, dla kogoś kto chciałbym oddać się tu kontemplacjom „sam na sam” z naturą. Kultowe dla tego regionu miejsca, zamieniają się wtedy w parkingi i deptaki dla spacerowiczów. Jednak darowanym… rycykom w dzioby się nie zagląda! Ptaki pozują na podmokłej łące, głównej ścieżce i na pastwiskowych kołkach, zapełniamy więc kilka gigabajtów kart i dopiero w ten sposób fotograficznie „wyżyci” ruszamy w dalszą drogę, której zwieńczeniem ma być krajobraz meandrującej Biebrzy w okolicy Karpowicz.

 Klucz gęsi zbożowych (Anser fabalis) nad Narwią


 Rycyk (Limosa limosa)
 Rycyk (Limosa limosa)
 Rycyk (Limosa limosa)
 Rycyk (Limosa limosa)
 Rycyk (Limosa limosa)

 Batalion (Philomachus pugnax)
 Mścichy
 Mścichy
 Mścichy


 Punkt kulminacyjny

      W dość krótkim czasie docieramy do Osowca – Twierdzy. Osada, leżąca w zwężeniu położonych wokół mokradeł, w zakolu na lewym brzegu Biebrzy, jest tłumnie odwiedzana przez turystów, którzy zwiedzają tu dobrze zachowane pozostałości carskiej twierdzy z XIX w. Warto jednak pamiętać, że w tej miejscowości ma również swą siedzibę Biebrzański Park Narodowy. Przejeżdżamy obok, więc grzechem byłoby nie zajrzeć. Po krótkiej wizycie w salach wystawowych, gdzie największe wrażenie robią wypchane okazy biebrzańskiej fauny, włącznie z łosiem, wilkiem i zaimprowizowaną pod szkłem areną batalionów, odwiedzamy stoisko z suwenirami. Szczuplejsi o kilkadziesiąt złotych przemieszczamy się do Goniądza. Tu mamy sporo szczęścia, bo udaje się nam usłyszeć płomykówkę – ptak nie dał się jednak zlokalizować – najprawdopodobniej odezwał się, z któregoś z otworów wentylacyjnych, jakich pełno na elewacjach tutejszych budynków.
     Dlaczego piszę o punkcie kulminacyjnym? Otóż w Goniądzu, dochodzi do nieoczekiwanego zwrotu akcji. Ciemne chmury, które kłębią się nad horyzontem w kierunku, do którego zmierzamy, powodują, że dokonujemy rewizji trasy. Z braku lepszego pomysłu, pomni słów, że „raz się żyje”, sięgamy… po mapkę otrzymaną od Belga! Pomysł wydaje się być szalonym, ale przecież dla chcącego nic trudnego. Po uzupełnieniu zapasów (głównie rewelacyjną „Podwawelską”) obieramy kierunek na Białystok.

 Osowiec-Twierdza - siedziba dyrekcji Biebrzańskiego Parku Narodowego



 Ulice Goniądza
 Flaga z herbem Goniądza
Błotniak stawowy (Circus aeruginosus)

 W krainie otwartych okiennic

      Przemieszczamy się bardziej na wschód, w stronę białoruskiej granicy, co odbija się na krajobrazie. Czas nas goni, więc z żalem mijamy tylko drewniane cerkwie unickie i nawiązujące do architektury moskiewskiej, odrębne stylowo, cerkwie prawosławne z drugiej połowy XIX w. W pamięci na zawsze utkwiła nam wieś Trześcianka, znana też jako „Kraina Otwartych Okiennic”. Unikatowe rozplanowanie wsi wraz z tradycyjną, drewnianą zabudową z XVI-XIX w., spowodowało wpisanie jej do rejestru zabytków. Ciasno ustawione domy w Trześciance – typowej obustronnie obudowanej ulicówce z okresu pomiaru włócznej (XVI w.) – zwrócone są frontami do ulicy. Jednakże tym, co najmocniej przykuwa uwagę jest niezwykłe zdobnictwo -  piękna ornamentyka zwłaszcza wokół okien, w szczytach i narożach, malowana dodatkowo w jaskrawych, kontrastowych barwach. Choć nie przepadam za tym subiektywnym sformułowaniem – to trzeba zobaczyć.

 Zabłudów - Cerkiew Prawosławna Zaśnięcia Bogurodzicy
 Trześcianka
 Trześcianka
 Cerkiew pw. Podwyższenia Krzyża Św. w Narwi




 W poszukiwaniu ptasiego Graala

    Jesteśmy na miejscu i tu zaczynają się przysłowiowe schody. Głos Hołowczyca z GPS-u oraz „Samochodowy Atlas Polski” na nic już się nie przydadzą i w dalszej nawigacji na dubeltowe bezdroża, zdać się musimy na enigmatyczne wskazówki nakreślone nam przez belgijskiego znajomego. Okazuję się też, że tutejszy dialekt baaaardzo się różni od znanych nam z południowej Polski. Niemniej zauroczeni jesteśmy tą mową do tego stopnia, że „naciągamy” na dłuższą dyskusję kilku naszych rozmówców, których pytamy o drogę.
     Po jakiejś pół godzinie zostajemy nakierowani na właściwe tory. Niemniej czas niepokojąco nagli – spóźnienie się na zlot dubeltów o godzinę, może się równać z całkowitym fiaskiem wyprawy. Z racji chęci ochronienia tego miejsca przed tłumami birdwatcherów, nie wdaję się w dokładny opis trasy. Powiem tylko, że dotrzeć TAM łatwo nie było! Zaliczyliśmy błądzenie po lesie i topienie w trzęsawisku, ale kiedy oczom naszym ukazał się tzw. okrąglak – grupa niskich krzaczków okalających arenę, gdzie tokowały dubelty, wszystkie trudy zostały wynagrodzone. Nadeszliśmy w samą porę, bo pierwsze ptaki właśnie zlatywały się na miejsce akcji. W ciągu najbliższej godziny naliczyliśmy 8 osobników. Scenerii tokowiska w zachodzącym słońcu, dopełniały ryczące jelenie i ciągnąca słonka. Miejsce, które tego wieczoru ukazało nam cząstkę swojej magii, na zawsze pozostanie w pamięci.
Do Rusi nad Narwią wracamy przed północą – zmęczeni jak diabli, ale równie szczęsliwi.

 "Dubelt-Arena"
Dubelt (Gallinago media) 
 Dubelt (Gallinago media) 
 Dubelt (Gallinago media) 



 03.05 – WTOREK

Rozstanie z Narwią

     Ostatni „dzień” nad Narwią rozpoczął się nader ciekawie i nader wcześnie – zegar wskazywał godzinę 00:01, kiedy rozległo się „chrapanie” płomykówki! Po przeżyciach dnia minionego, nie mieliśmy jednak energii na tyle, żeby uganiać się po wiosce za ptakiem. Wypada w tym miejscu dodać, że okna naszych pokoi, od strony podwórka wychodziły na piaszczystą skarpę, którą na kolonię lęgową wybrały brzegówki. Jednak to nie one były bohaterem nadchodzącego poranka, a… dudek! Ptaka namierzyłem przez okno, jak żerował w piaszczystej glebie za zabudowaniami gospodarczymi naszych gospodarzy. Po kilkuminutowych podchodach, leżałem już schowany za skrzynią na narzędzia, niecałe 10 m. od pięknego dudka, zajadającego się wyciąganymi z ziemi larwami turkucia podjadka. Kilka razy ptak odezwał się w mojej obecności i miałem okazję przekonać się, że podczas wykonywania tej czynności pulsuje mu cała pierś. Po kwadransie żerowania, w ramach którego dudek pożarł kilkanaście dorodnych larw, odleciał w kierunku lasu.

 Ruś nad Narwią

 Dudek (Upupa epops)
 Dudek (Upupa epops)
 Pulwy
 Bocian biały (Ciconia ciconia)
Pliszka żółta (Motacilla flava)

     Jeszcze ostatni przegląd Narwi – ptaki w stałym składzie: trochę więcej rybitwy białowąsej i czarnej, pojedynczy krwawodziób i brodziec śniady – i wyruszamy w drogę powrotną.
Z Narwią żegnamy się na Pulwach – rozległym obszarze mokradeł nieopodal Wizny – zresztą w języku Kurpiów, słowo „pulwy” oznacza właśnie bagno. Dopiero tutaj udaje się nam zaobserwować pierwsze tej wyprawy zauszniki. Niewątpliwie najmilszym akcentem był perkoz rogaty w szacie godowej - w Polsce trudnej do zaobserwowania.
     Ostatnie pożegnanie z tym urokliwym terenem następuje jednak we wsi Słomianka, gdzie oczom naszym ukazuje się typowy, sielski i idylliczny, „biebrzański” landszaft. Na powstałym w centrum podmokłego pastwiska rozlewisku, żeruje para łabędzi krzykliwych, polują rybitwy czarne, a wokół tokują rycyki. Przez kilka ostatnich dni zżyliśmy się z tym krajobrazem, dlatego z ciężkim sercem pakujemy się do auta w powrotną drogę do Opola.



 Łabędź krzykliwy (Cygnus cygnus)
Łabędzie krzykliwe (Cygnus cygnus) - w tle rycyk (Limosa limosa)
 Rybitwa czarna (Chlidonias niger)
 Rybitwa czarna (Chlidonias niger)


    To była niezapomniana majówka – od początku do końca, bo i wyjątkowy był powrót z niej – od Warszawy towarzyszyły nam opady śniegu, które w okolicy Częstochowy nabrały nawet na krótko rozmiarów śnieżycy, jakiej ze świecą by szukać w niejedne bożonarodzeniowe święta.
    Łącznie udało nam się zaobserwować, bądź usłyszeć 105 gatunków. Poniżej ich lista według kolejności obserwacji:

1. puszczyk
2. cietrzew
3. derkacz
4. uszatka błotna
5. kukułka
6. brzęczka
7. piegża
8. cierniówka
9. rokitniczka
10. kapturka
11. dymówka
12. piecuszek
13. bocian biały
14. potrzos
15. błotniak stawowy
16. rudzik
17. pierwiosnek
18. sikora uboga
19. bąk
20. batalion
21. kszyk
22. krwawodziób
23. śpiewak
24. żuraw
25. czajka
26. szpak
27. czapla siwa
28. kruk
29. skowronek
30. szczygieł
31. myszołów
32. trznadel
33. sroka
34. krzyżówka
35. kos
36. sójka
37. modraszka
38. bogatka
39. pliszka żółta
40. orlik krzykliwy
41. dudek
42. świergotek łąkowy
43. krętogłów
44. pokląskwa
45. pleszka
46. grzywacz
47. wrona siwa
48. makolągwa
49. wilga
50. zięba
51. błotniak łąkowy
52. pliszka siwa
53. kopciuszek
54. rybitwa czarna
55. łabędź niemy
56. śmieszka
57. łęczak
58. rycyk
59. kobuz
60. kropiatka
61. rybitwa białoskrzydła
62. czapla biała
63. siewka złota
64. remiz
65. wodnik
66. gołąb miejski
67. świstunka
68. kuropatwa
69. dzięcioł duży
70. kwiczoł
71. sierpówka
72. oknówka
73. wróbel
74. kormoran
75. rożeniec
76. rybitwa rzeczna
77. cyranka
78. rybitwa biało czelna
79. cyraneczka
80. dzwoniec
81. rybitwa Białowąsa
82. płaskonos
83. czernica
84. krogulec
85. dzięcioł czarny
86. łyska
87. kawka
88. strzyżyk
89. perkoz dwuczuby
90. perkoz rdzawoszyi
91. gawron
92. podróżniczek
93. pliszka cytrynowa
94. gęś zbożowa
95. srokosz
96. grubodziób
97. płomykówka
98. mysikrólik
99. dubelt
100. słonka
101. trzciniak
102. brodziec śniady
103. perkoz rogaty
104. zausznik
105. dzięcioł średni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz