Dolina Biebrzy i Narwi (30 IV-03 V 2011)
Tylu niewiadomych nie było
chyba jeszcze przed żadną naszą wyprawą... Ostatecznie, kiedy już - jakby to
ujęto w minionych realiach politycznych - "wspólnym wysiłkiem udało się
przezwyciężyć wszystkie obiektywne trudności", nad projektem wyjazdu
zawisły kolejne czarne chmury. Dosłownie i w przenośni. Burze, wichury, ulewy -
do wyboru z szerokiego wachlarza możliwych anomalii zapowiadanych na długi
weekend. Z tego też powodu zdecydowane "Jedziemy" padło dopiero
na 5 godzin przed wyruszeniem w drogę (ach, to zaufanie do polskiej
meteorologii:) Po tych wszystkich perypetiach, nie mógł nas już zrazić fakt, że
do naszego samochodu, tylko cudem (bo tak można nazwać wynalezienie na chwilę
przed wyjazdem bagażnika dachowego:) zapakowaliśmy wszystkie bagaże, i że co
niektórych czekała jazda 500 km z nielekkim ekwipunkiem na kolanach. Mnie nie
zraziło to na pewno - właśnie zaczynałem swoją pierwszą biebrzańską przygodę.
30 IV - SOBOTA
Czemu ten kogut taki czarny?
Na miejscu - gdzieś w środkowym basenie Biebrzy
- jesteśmy w sobotę przed 5 rano. Pora dobra, czego nie można powiedzieć o
pogodzie. Czekamy w samochodzie na polnej drodze, w strugach deszczu i po raz
pierwszy zwracamy honor meteorologom. W tej chwili nie jest nam do śmiechu - bo
nikt nie ma pewności, czy ten stan rzeczy zmieni się w ciągu najbliższych paru
godzin. Wreszcie, po pół godzinie przebijają się pierwsze promienie słoneczne,
deszcz też jakby ustaje... Łapiemy za sprzęt i ruszamy na pierwszy przegląd
terenu.
Kapryśna
pogoda najwyraźniej nie zakłóciła codziennego rytmu życia ptaków - w powietrzu
tokują kszyki, czajki i krwawodzioby. Słychać derkacze, uszatkę błotną, bąka i
liczne pokrzewki kilku gatunków. Po przejściu dwóch kilometrów - nie wydaje się
nam - słyszymy tokujące cietrzewie! "Bulgotanie" dobiega z kilku
stron, jednak daleko od szlaku, a do tego za pasem trzcin i wysokich traw -
szanse na wypatrzenie tego wymarzonego dla nas gatunku są nikłe, mimo to
rozstawiamy lunety i penetrujemy horyzont. Kiedy ostatnia osoba zdążyła już
zwątpić w sukces, zauważamy pojedynczego ptaka lecącego w naszym kierunku...
Pierwszy lornetkę do oczu podniósł Tomek, a jego mina po paru sekundach,
oddawała w pełni wyraz twarzy obserwatora, który właśnie odpowiedział sobie na
krążące po głowie pytanie: "Czemu ten kogut taki czarny?" Kiedy padło
wreszcie "Cietrzew leci!", wszyscy są już przylepieni do okularów
swoich lornetek i wizjerów aparatów. Po raz kolejny sprawdziła się zasada, że w
terenie niczego nie można spisywać na straty.
Rzecz jasna, nastroje zmieniają się diametralnie i pewnie ogólnej radości
nie zakłóciłaby teraz nawet burza z gradobiciem.
Gdzieś tam w tle bulgoczą koguty...
Cietrzewi niet...
Jeszcze czekamy...
Nasz pierwszy w życiu cietrzew!
Jest radość!
Błotniak stawowy w obiektywie
Żuraw (Grus grus) na podmokłej łące
Too wide white patches on a wings...
Korzystając z okazji, że
chwilowo zakotwiczyliśmy na rozległych łąkach, otoczonych lasem, kolejne kilka
godzin poświęcamy na wypatrywanie szponiastych, licząc głównie na orlika
grubodziobego. Spotykamy też belgijskiego birdwatchera, który na wstępie
prezentuje nam swój temat przewodni: aigle criard... that is greater spotted
eagle. Jak widać, myśli ornitologów całego świata, w tym miejscu
planety krążą wokół tego samego gatunku. Po dłuższej rozmowie z Belgiem, który
okazuje się bardzo doświadczonym obserwatorem, dowiadujemy się, że przybył on
nad Biebrzę, głównie w celu zaobserwowania "clangi", której mimo
wojaży po całym kontynencie, jeszcze nie ma na swojej pokaźnej liście życiowej.
Przed południem, powietrze jest już
nagrzane i na niebie pojawiają się pierwsze szponiaste, w tym również orliki.
Po dwóch obserwacjach "pomarinek" ciśnienie podnosi nam ciemny orlik,
który pojawia się w towarzystwie ewidentnego orlika krzykliwego. Po chwili
"łapiemy" go w lunety - ptak jest ciekawy, ale zgadzamy się wszyscy,
że ma "too wide white
patches on wings". Wyraźny 7 palec, brak jasnych ramion i
ciemnego "siodła" na grzbiecie pozwala sądzić, że mieliśmy do
czynienia z mieszańcem. A na czystą "clangę" pozostanie nam jeszcze
trochę poczekać.
Od znajomego Belga, któremu pomagamy
zorientować się w terenie, otrzymujemy bonus w postaci …orientacyjnej (i sprawdzonej!)
mapki dojazdowej na tokowisko dubeltów! Niestety to ponad 100 km od planowanego
miejsca naszego zakwaterowania, początkowo więc pomysł pojechania tam trafia do
archiwum.
Kogoś, kto pierwszy raz przyjedzie
nad Biebrzę fotografować ptaki, zdziwi z pewnością łatwość dostępu do
niektórych tematów. Niewątpliwie dobrą i sprawdzoną metodą jest fotografowanie
z samochodu. Poruszając się polnymi dróżkami i zapomnianymi asfaltówkami, mamy
niezliczone okazje uwieczniać z bliskiej odległości ptaki odpoczywające na
pastwiskowych kołkach, zwalonych płotach, stylowych drucianych ogrodzeniach czy
pozostałościach po strąconych piorunem drzewach. Poniżej efekty tego typu
biebrzańskich plenerów.
Bocian biały (Ciconia ciconia)
Orlik krzykliwy (Aquila pomarina)
Typowy biebrzański krajobraz z wierzbą
Pliszka żółta (Motacilla flava)
Pliszka żółta (Motacilla flava)
Czy Pan jest przewodnikiem?
W drodze do Rusi nad Narwią,
która przez najbliższe dni będzie naszą bazą wypadową, zatrzymujemy się w
Goniądzu. Po obu stronach drogi, przy wylocie z miejscowości w kierunku Wólki
Piasecznej, utworzyły się rozległe rozlewiska. Obserwujemy tu pierwsze
"wyprawowe", większe stadka batalionów, rycyki, łęczaki i siewki
złote. Nad nami polują rybitwy białoskrzydłe i czarne, kobuz i błotniaki
stawowe. Z kęp zalanych turzycowisk odzywają się wodnik i kropiatka.
Przy okazji podglądania ptaków
w tym miejscu, komfort obserwacji zwiększa wejście na wieżę obserwacyjną,
znajdującą się po prawej stronie drogi z Goniądza na Wólkę Piaseczną, za mostem
na Biebrzy. Rzecz jasna, do podobnych wniosków dochodzą zwykle tabuny
wycieczkowiczów zmierzające tą drogą, i przy dobrej pogodzie wieża jest
oblegana. Pamiętać trzeba, że trudno tu liczyć na sytuację "sam na sam z
ptakami" - dla obserwatorów-amatorów bez większego rozeznania i dobrego
sprzętu do obserwacji, pojawienie się na wieży "luneciarza"
wyglądającego na "terenowca z krwi i kości", jest okazją do
zaczerpnięcia języka, przetestowania możliwości naszego sprzętu ("nie
uwierzę, dopóki nie zobaczę"), podyskutowania o widzianych cudach natury,
albo... wynajęcia przewodnika - bo i taką ofertę udało się mi usłyszeć.
Bataliony (Philomachus pugnax)
Rozlewiska pod Goniądzem
Rozlewiska pod Goniądzem
Z Tomkiem na stanowisku bojowym
Widok z wieży obserwacyjnej w Goniądzu
Carski Trakt - Jedź Łośstrożnie!
Chyba do większości birdwatcherów
dotarła sława Carskiego Traktu. Znajdujące się przy nim takie miejsca jak
Barwik, Grobla Honczarowska, czy Długa Luka, na stałe weszły do programów
przyrodniczych wycieczek w Dolinę Biebrzy. Pomni tego, że dobre imię
"Carskiego" nie wzięło się same z siebie, jeszcze przed zaplanowanymi
na ten wieczór obserwacjami na Długiej Luce, postanawiamy przejechać się
wspomnianym szlakiem. Po drodze kilkakrotnie przystajemy przy fragmentach
podmokłego olsu, z nadzieją wypatrzenia dzięcioła białogrzbietego. Niestety,
sztuka ta się nam nie udaje... Biebrza nie pozwala jednak na zbyt długo popaść
w rozterki. Zaraz na początku Długiej Luki zauważamy pasącą się na podmokłej
murawie samicę łosia! Takiej okazji do zrobienia zdjęcia nie można przegapić -
po chwili czołgamy się już do naszego wspaniałego "obiektu
zainteresowania". Jak wygląda fotografowanie łosia nad Biebrzą? Z
pewnością jest kwestią szczęścia trafienie na niepłochliwego osobnika. Nam
najwyraźniej szczęście dopisywało, bo do "naszej" klępy podczołgaliśmy
się na 10 metrów!
Ślady obecności bobra
Wyścigi z zachodzącym słońcem
Po przybyciu do Rusi, okazuje się,
że "pod nosem" będziemy mieć teren o ogromnym potencjale - rozlewiska
Narwi. Ogarniając je samymi tylko oczami, nie sposób nie zauważyć bogactwa
batalionów, kolonii rybitw białoskrzydłych i białowąsych, licznie żerujących
blaszkodziobych i siewkowców, które po bliższym przyjrzeniu się, okazują się
być płaskonosami, cyrankami, rycykami i łęczakami. Na delektowanie się tymi
widokami będzie jednak jeszcze mnóstwo czasu. Po szybkiej
"obiadokolacji" ponownie ruszamy na Długą Lukę skontrolować
stanowiska wodniczek.
Po przybyciu na miejsce, w
krótkie osłupienie wprawiają mnie tłumy spacerujące po kładce. Sytuacja ta jest
jednak zrozumiała, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że jest to prawdopodobnie
jedno z najlepszych miejsc do obserwacji zagrożonej wodniczki w Europie. W
połowie kładki ponownie spotykamy znajomego Belga. Uśmiech od ucha do
ucha oznacza: wodniczki są. "Two,
three males in short grass". Przystępujemy do poszukiwań. Po
kwadransie zaczyna do nas docierać, że najprawdopodobniej spóźniliśmy się na
główny koncert, z najwyższą aktywnością wodniczek. Co prawda, gdzieś tam śpiewa
od czasu do czasu pojedynczy samiec, ptaki jednak nie eksponują się już w
miejscach, gdzie dałyby się poobserwować. Po kolejnym kwadransie jest już
prawie ciemno - milkną kolejno: tokujące rycyki, kszyki, żabie chóry, a co
gorsza wodniczki - w oddali pohukuje jedynie uszatka błotna. Fortuna jednak
ponownie jest przy nas - rzutem na taśmę udaje się zobaczyć samca wodniczki,
który przez ponad minutę pozwala nam nacieszyć sobą oczy. Pierwszy dzień
wykorzystaliśmy w stu procentach.
Kuropatwa (Perdix perdix)
Jedno z kilkunastu (!) bocianich gniazd w Rusi nad Narwią
Ruś nad Narwią
Kładka na Długiej Luce
01.05 - NIEDZIELA
Pierwszomajowe "safari"
Ciemne chmury rozpoczynające
"majówkę" nie zwiastują nic dobrego, toteż czym prędzej wyruszamy na
Grądy Woniecko. Te witają nas strugami niesłabnącego deszczu, co sprawia, że
przy okazaniu troski o sprzęt i zdrowie, obserwacje możliwe są tylko z
samochodu. Przemieszczamy się więc wolno w głąb podmokłej grobli, na której co
kilkadziesiąt metrów prezentują się samce batalionów, każdy z inną, wymyślną
kryzą. Po obu stronach, rozlewiska Narwi pokryte są dywanem kaczeńców, nad
którymi przewalają się kolejne fale polujących rybitw białoskrzydłych, których
w tym miejscu jest kilkaset.
Tutaj jeszcze jedna dygresja – razi
totalny brak słowików szarych… Jak się później okazało, obok braku kulika
wielkiego, będzie to największe rozczarowanie wyprawy.
Most na Narwi k. Rusi
Rozlewiska Narwi na wschód od Rusi
Grądy Woniecko
Batalion (Philomachus pugnax)
Batalion (Philomachus pugnax)
Batalion (Philomachus pugnax)
Grądy Woniecko
Rybitwy białoskrzydłe (Chlidonias leucopterus) nad morzem kaczeńców
Rybitwy białoskrzydłe (Chlidonias leucopterus)
Rybitwy białoskrzydłe (Chlidonias leucopterus)
Batalion (Philomachus pugnax)
Batalion (Philomachus pugnax)
Rybitwa białoskrzydła (Chlidonias leucopterus)
Łęczak (Tringa glareola)
Rybitwy białoskrzydłe (Chlidonias leucopterus)
Rybitwy białoskrzydłe (Chlidonias leucopterus)
Le dublet? Oú est sont…?
Pisząc o rozczarowaniach, nie można
zapominać o pogodzie. Tego dnia prowadzenie obserwacji na otwartym terenie
równało się z przemoknięciem do suchej nitki, dając jednocześnie znikome
efekty. Jedyną szansą na zmianę tego stanu rzeczy, było więc „zakotwiczenie” na
wieży obserwacyjnej w Burzynie. Niedzielne popołudnie „wygnało” gro składu
wyprawy na mszę do Wizny – pozostaję więc początkowo sam na posterunku. W
krótkim czasie udaje się spenetrować rozlewiska: z ciekawszych ptaków obserwuję
tu perkoza rdzawoszyjego, 6 łabędzi krzykliwych, rybitwę białoczelną oraz w
większych ilościach – rybitwy białowąse. Niewątpliwie najwięcej emocji wzbudził
dorosły samiec łosia – zarówno u mnie, jak i wśród uczestników polskiej
wycieczki, którzy w międzyczasie pojawiają się na wieży. Od nich też otrzymuję
informację, która zaważy o dalszych planach na ten dzień - w niedalekich
Mścichach są idealne warunki do nasycenia się widokiem rycyków – jest też spora
szansa na dubelta!
Niewątpliwą niespodzianką było
spotkanie z Jackiem Betleją, który zajechał do Burzyna na krótki rekonesans.
Majowy weekend nad Biebrzą, co chwila przysparza podobnych konfrontacji ze
znajomymi ptasiarzami – nie spodziewałbym się jednak, że na wieży w Burzynie,
przyjdzie mi odświeżyć moją – pokrytą już kurzem – znajomość języka
francuskiego. Małżeństwo z Pirenejów, z którymi miałem okazję wymienić
informacje, drążyło głównie temat „Dubleta”, dla którego bezowocnie odwiedzali
już Skandynawię, Białoruś i Ukrainę. Dosłownie zdębiałem, kiedy we francuskim
przewodniku, który otrzymałem do wglądu, znalazłem dokładne opisy (z mapkami
dojazdu!) stuprocentowych miejsc na cietrzewie, dzięcioły białogrzbiete,
pliszki cytrynowe i inne podlaskie rzadkości, tak skrzętnie ukrywane przez
polskich przyrodników. Rozmowa o ptakach okazała się być prostszą, niż wydawało
się z początku, a to dzięki prawie wspólnym dla francusko-polskiego,
ptasiarskiego języka określeniom, jak „Le citreol”, czy „Le pomarine”.
Rozlewiska pod Burzynem
Na wieży obserwacyjnej
Łoś na rozlewiskach Narwi
Hu-hu, jest tam kto?
Ciekawym urozmaiceniem
programu deszczowego dnia – kiedy chodzenie po terenie otwartym jest jeszcze
bardziej mokre i wilgotne, niż zwykle w tych stronach – jest zwiedzanie
tutejszej… architektury. I nie mam tu na myśli np. obiektów sakralnych, a
raczej starą, stylową zabudowę mieszkalno – gospodarczą: wolnostojące na łąkach
stodoły, pozostałości młynów, rozpadające się spichlerze. W tych stronach,
dachy i kominy podobnych budowli dość często wykorzystują bociany, których – w
odniesieniu do np. Opolszczyzny – jest multum. My przyglądaliśmy się tym
obiektom pod kątem… sów: pójdźki i płomykówki. Tego dnia, w drodze do Mścich,
naszą uwagę przykuła stodoła w Rutkowskiem – chyba nadal wykorzystywana przez
gospodarzy, bo pełna, najwyraźniej używanego sprzętu, który w bardziej
cywilizowanych rejonach Polski mógłby służyć za wyposażenie skansenu. Wewnątrz
znajdujemy tylko poszlaki – pod poprzecznymi belami zawieszonymi pod sufitem,
leżą białe pióra puchowe, ale ich proweniencję ciężko przypisać któremuś z
poszukiwanych drapieżców. Cóż – nie zawsze wszystko udaje się za pierwszym
razem…
Jedna z kontrolowanych stodół
Rycykowe szaleństwo
W Mścichach jesteśmy stosunkowo
późno – pora zbliża się do tej idealnej, nadającej się do oczekiwania na
dubelty, jednak światło średnio sprzyja fotografowaniu ptaków. Wyjazd
traktujemy więc bardziej rekonesansowo, zakładając, że jeśli będzie warto,
wrócimy tu dnia kolejnego. Odnalezienie gniazda rycyka okazało się jednym z
łatwiejszych zadań podczas całej wyprawy. Wystarczyło podążać w ślad za
dziesiątkami (!) samochodów – zwykle na „egzotycznych” rejestracjach (jak
kanadyjska) – w momencie kiedy blaszana karawana przystaje, a z okien aut
wyzierać zaczynają dziesiątki lornetek i obiektywów, wówczas na drodze paraduje
rycyk – często w towarzystwie batalionów. Gniazdo rycyka jest z kolei
wierzchołkiem trójkąta, którego podstawę stanowią ułożeni plackiem, jeden obok
drugiego, fotografowie. A formowaniu trójkąta, nie przeszkadza błoto,
zacinający deszcz, ani wysokie ISO.
Po nasyceniu oczu rycykami
koncentrujemy się na reszcie tutejszej fauny. Wprawne ucho już na starcie
wychwyci kilkanaście głosów. W zaroślach na mszarach śpiewa podróżniczek. Z
fragmentu trzcinowiska słychać donośne buczenie bąka i głos kontaktowy
kropiatki. Z pól dobiega „hukanie” dudka i „ćwierkanie” pliszki
cytrynowej. Przez lunety udaje się wypatrzeć spacerującego w wysokim
turzycowisku łosia. Czekamy do późnego wieczora, ale żaden dubelt nie chce nas
zaszczycić. Przez sekundę przebiega mi przez głowę myśl, że i mnie, podobnie
jak świeżo poznanych Francuzów, czeka kilkunastoletnia tułaczka za tym
gatunkiem. Formułowanie tych myśli w słowa odkładam jednak na kolejny wieczór.
Nie ma nic gorszego niż defetyzm w szeregach, a przed nami jeszcze jeden,
obiecujący dzień na Podlasiu.
Rycyk (Limosa limosa) i batalion (Philomachus pugnax) spacerujące przed samochodami
Rycyk (Limosa limosa)
Rycyki (Limosa limosa)
Rycyk (Limosa limosa)
Rycyk (Limosa limosa)
Rycyk (Limosa limosa)
Rycyk (Limosa limosa)
Rycyk (Limosa limosa)
Mścichy przed zmierzchem
02.05 - PONIEDZIAŁEK
Mścichy po raz drugi
Dzień zaczyna się standardowym
„czesaniem” Narwi. Tym razem zapuszczamy się bardziej na wschód, jednak po
chwili droga staje się przejezdna „tylko dla jeepów”. Przeglądamy – dla nas już
codzienny zestaw ptaków: rybitwy kilku gatunków – poza najliczniejszą
białoskrzydłą, są 2 rzeczne i 1 czarna – siewki z przewagą bataliona i kszyka,
z pojedynczymi rycykami. Niebo przecinają gęsi zbożowe i pojedynczy, polujący
kobuz. Tak, taki poranek pomaga stanąć na nogi. Tak jak ustaliliśmy dzień
wcześniej, „na rozgrzewkę” serwujemy sobie raz jeszcze Mścichy, ze swoim daniem
głównym – rycykiem.
Wobec wczesnej pory tego dnia możemy
na spokojnie przyjrzeć się okolicy samej miejscowości. Teren zachwyca –
przejeżdżamy przez kolejne wioski, jakby żywcem przeniesione z wieków średnich,
co najdziwniejsze – wciąż zamieszkane. W tym rejonie Polski ludność nadal
potrafi żyć w harmonii z przyrodą, czego świadectwem są liczne bocianie
gniazda, rozsypane na dachach i rozwalających się kominach chałup.
Pogoda jest dziś zdecydowanie
lepsza, w Mścichach natrafiamy więc na tłumy. Weekend majowy nie jest
szczęśliwym rozwiązaniem, dla kogoś kto chciałbym oddać się tu kontemplacjom
„sam na sam” z naturą. Kultowe dla tego regionu miejsca, zamieniają się wtedy w
parkingi i deptaki dla spacerowiczów. Jednak darowanym… rycykom w dzioby się
nie zagląda! Ptaki pozują na podmokłej łące, głównej ścieżce i na pastwiskowych
kołkach, zapełniamy więc kilka gigabajtów kart i dopiero w ten sposób
fotograficznie „wyżyci” ruszamy w dalszą drogę, której zwieńczeniem ma być
krajobraz meandrującej Biebrzy w okolicy Karpowicz.
Klucz gęsi zbożowych (Anser fabalis) nad Narwią
Rycyk (Limosa limosa)
Rycyk (Limosa limosa)
Rycyk (Limosa limosa)
Rycyk (Limosa limosa)
Rycyk (Limosa limosa)
Batalion (Philomachus pugnax)
Mścichy
Mścichy
Mścichy
Punkt kulminacyjny
W dość krótkim czasie
docieramy do Osowca – Twierdzy. Osada, leżąca w zwężeniu położonych wokół
mokradeł, w zakolu na lewym brzegu Biebrzy, jest tłumnie odwiedzana przez
turystów, którzy zwiedzają tu dobrze zachowane pozostałości carskiej twierdzy z
XIX w. Warto jednak pamiętać, że w tej miejscowości ma również swą siedzibę
Biebrzański Park Narodowy. Przejeżdżamy obok, więc grzechem byłoby nie zajrzeć.
Po krótkiej wizycie w salach wystawowych, gdzie największe wrażenie robią
wypchane okazy biebrzańskiej fauny, włącznie z łosiem, wilkiem i
zaimprowizowaną pod szkłem areną batalionów, odwiedzamy stoisko z suwenirami.
Szczuplejsi o kilkadziesiąt złotych przemieszczamy się do Goniądza. Tu mamy
sporo szczęścia, bo udaje się nam usłyszeć płomykówkę – ptak nie dał się jednak
zlokalizować – najprawdopodobniej odezwał się, z któregoś z otworów
wentylacyjnych, jakich pełno na elewacjach tutejszych budynków.
Dlaczego piszę o punkcie
kulminacyjnym? Otóż w Goniądzu, dochodzi do nieoczekiwanego zwrotu akcji.
Ciemne chmury, które kłębią się nad horyzontem w kierunku, do którego
zmierzamy, powodują, że dokonujemy rewizji trasy. Z braku lepszego pomysłu,
pomni słów, że „raz się żyje”, sięgamy… po mapkę otrzymaną od Belga! Pomysł
wydaje się być szalonym, ale przecież dla chcącego nic trudnego. Po
uzupełnieniu zapasów (głównie rewelacyjną „Podwawelską”) obieramy kierunek na
Białystok.
Osowiec-Twierdza - siedziba dyrekcji Biebrzańskiego Parku Narodowego
Ulice Goniądza
Flaga z herbem Goniądza
Błotniak stawowy (Circus aeruginosus)
W krainie otwartych okiennic
Przemieszczamy się bardziej na
wschód, w stronę białoruskiej granicy, co odbija się na krajobrazie. Czas nas
goni, więc z żalem mijamy tylko drewniane cerkwie unickie i nawiązujące do
architektury moskiewskiej, odrębne stylowo, cerkwie prawosławne z drugiej
połowy XIX w. W pamięci na zawsze utkwiła nam wieś Trześcianka, znana też jako
„Kraina Otwartych Okiennic”. Unikatowe rozplanowanie wsi wraz z tradycyjną,
drewnianą zabudową z XVI-XIX w., spowodowało wpisanie jej do rejestru zabytków.
Ciasno ustawione domy w Trześciance – typowej obustronnie obudowanej ulicówce z
okresu pomiaru włócznej (XVI w.) – zwrócone są frontami do ulicy. Jednakże tym,
co najmocniej przykuwa uwagę jest niezwykłe zdobnictwo - piękna
ornamentyka zwłaszcza wokół okien, w szczytach i narożach, malowana dodatkowo w
jaskrawych, kontrastowych barwach. Choć nie przepadam za tym subiektywnym
sformułowaniem – to trzeba zobaczyć.
Zabłudów - Cerkiew Prawosławna Zaśnięcia Bogurodzicy
Trześcianka
Trześcianka
Cerkiew pw. Podwyższenia Krzyża Św. w Narwi
W poszukiwaniu ptasiego Graala
Jesteśmy na miejscu i tu
zaczynają się przysłowiowe schody. Głos Hołowczyca z GPS-u oraz „Samochodowy
Atlas Polski” na nic już się nie przydadzą i w dalszej nawigacji na dubeltowe
bezdroża, zdać się musimy na enigmatyczne wskazówki nakreślone nam przez
belgijskiego znajomego. Okazuję się też, że tutejszy dialekt baaaardzo się
różni od znanych nam z południowej Polski. Niemniej zauroczeni jesteśmy tą mową
do tego stopnia, że „naciągamy” na dłuższą dyskusję kilku naszych rozmówców,
których pytamy o drogę.
Po jakiejś pół godzinie zostajemy
nakierowani na właściwe tory. Niemniej czas niepokojąco nagli – spóźnienie się
na zlot dubeltów o godzinę, może się równać z całkowitym fiaskiem wyprawy. Z
racji chęci ochronienia tego miejsca przed tłumami birdwatcherów, nie wdaję się
w dokładny opis trasy. Powiem tylko, że dotrzeć TAM łatwo nie było!
Zaliczyliśmy błądzenie po lesie i topienie w trzęsawisku, ale kiedy oczom
naszym ukazał się tzw. okrąglak – grupa niskich krzaczków okalających arenę,
gdzie tokowały dubelty, wszystkie trudy zostały wynagrodzone. Nadeszliśmy w
samą porę, bo pierwsze ptaki właśnie zlatywały się na miejsce akcji. W ciągu
najbliższej godziny naliczyliśmy 8 osobników. Scenerii tokowiska w zachodzącym
słońcu, dopełniały ryczące jelenie i ciągnąca słonka. Miejsce, które tego
wieczoru ukazało nam cząstkę swojej magii, na zawsze pozostanie w pamięci.
Do Rusi nad Narwią wracamy przed
północą – zmęczeni jak diabli, ale równie szczęsliwi.
"Dubelt-Arena"
Dubelt (Gallinago media)
Dubelt (Gallinago media)
Dubelt (Gallinago media)
03.05 – WTOREK
Rozstanie z Narwią
Ostatni „dzień” nad Narwią rozpoczął
się nader ciekawie i nader wcześnie – zegar wskazywał godzinę 00:01, kiedy
rozległo się „chrapanie” płomykówki! Po przeżyciach dnia minionego, nie
mieliśmy jednak energii na tyle, żeby uganiać się po wiosce za ptakiem. Wypada
w tym miejscu dodać, że okna naszych pokoi, od strony podwórka wychodziły na
piaszczystą skarpę, którą na kolonię lęgową wybrały brzegówki. Jednak to nie
one były bohaterem nadchodzącego poranka, a… dudek! Ptaka namierzyłem przez
okno, jak żerował w piaszczystej glebie za zabudowaniami gospodarczymi naszych
gospodarzy. Po kilkuminutowych podchodach, leżałem już schowany za skrzynią na
narzędzia, niecałe 10 m. od pięknego dudka, zajadającego się wyciąganymi z
ziemi larwami turkucia podjadka. Kilka razy ptak odezwał się w mojej obecności
i miałem okazję przekonać się, że podczas wykonywania tej czynności pulsuje mu
cała pierś. Po kwadransie żerowania, w ramach którego dudek pożarł kilkanaście
dorodnych larw, odleciał w kierunku lasu.
Ruś nad Narwią
Dudek (Upupa epops)
Dudek (Upupa epops)
Pulwy
Bocian biały (Ciconia ciconia)
Pliszka żółta (Motacilla flava)
Jeszcze ostatni przegląd Narwi –
ptaki w stałym składzie: trochę więcej rybitwy białowąsej i czarnej, pojedynczy
krwawodziób i brodziec śniady – i wyruszamy w drogę powrotną.
Z Narwią żegnamy się na Pulwach –
rozległym obszarze mokradeł nieopodal Wizny – zresztą w języku Kurpiów, słowo
„pulwy” oznacza właśnie bagno. Dopiero tutaj udaje się nam zaobserwować
pierwsze tej wyprawy zauszniki. Niewątpliwie najmilszym akcentem był perkoz
rogaty w szacie godowej - w Polsce trudnej do zaobserwowania.
Ostatnie pożegnanie z tym urokliwym
terenem następuje jednak we wsi Słomianka, gdzie oczom naszym ukazuje się
typowy, sielski i idylliczny, „biebrzański” landszaft. Na powstałym w centrum
podmokłego pastwiska rozlewisku, żeruje para łabędzi krzykliwych, polują
rybitwy czarne, a wokół tokują rycyki. Przez kilka ostatnich dni zżyliśmy się z
tym krajobrazem, dlatego z ciężkim sercem pakujemy się do auta w powrotną drogę
do Opola.
Łabędź krzykliwy (Cygnus cygnus)
Rybitwa czarna (Chlidonias niger)
Rybitwa czarna (Chlidonias niger)
To była niezapomniana majówka – od
początku do końca, bo i wyjątkowy był powrót z niej – od Warszawy towarzyszyły
nam opady śniegu, które w okolicy Częstochowy nabrały nawet na krótko rozmiarów
śnieżycy, jakiej ze świecą by szukać w niejedne bożonarodzeniowe święta.
Łącznie udało nam się
zaobserwować, bądź usłyszeć 105 gatunków. Poniżej ich lista według kolejności
obserwacji:
1. puszczyk
2. cietrzew
3. derkacz
4. uszatka błotna
5. kukułka
6. brzęczka
7. piegża
8. cierniówka
9. rokitniczka
10. kapturka
11. dymówka
12. piecuszek
13. bocian biały
14. potrzos
15. błotniak stawowy
16. rudzik
17. pierwiosnek
18. sikora uboga
19. bąk
20. batalion
21. kszyk
22. krwawodziób
23. śpiewak
24. żuraw
25. czajka
26. szpak
27. czapla siwa
28. kruk
29. skowronek
30. szczygieł
31. myszołów
32. trznadel
33. sroka
34. krzyżówka
35. kos
36. sójka
37. modraszka
38. bogatka
39. pliszka żółta
40. orlik krzykliwy
41. dudek
42. świergotek łąkowy
43. krętogłów
44. pokląskwa
45. pleszka
46. grzywacz
47. wrona siwa
48. makolągwa
49. wilga
50. zięba
51. błotniak łąkowy
52. pliszka siwa
53. kopciuszek
54. rybitwa czarna
55. łabędź niemy
56. śmieszka
57. łęczak
58. rycyk
59. kobuz
60. kropiatka
61. rybitwa białoskrzydła
62. czapla biała
63. siewka złota
64. remiz
65. wodnik
66. gołąb miejski
67. świstunka
68. kuropatwa
69. dzięcioł duży
70. kwiczoł
71. sierpówka
72. oknówka
73. wróbel
74. kormoran
75. rożeniec
76. rybitwa rzeczna
77. cyranka
78. rybitwa biało czelna
79. cyraneczka
80. dzwoniec
81. rybitwa Białowąsa
82. płaskonos
83. czernica
84. krogulec
85. dzięcioł czarny
86. łyska
87. kawka
88. strzyżyk
89. perkoz dwuczuby
90. perkoz rdzawoszyi
91. gawron
92. podróżniczek
93. pliszka cytrynowa
94. gęś zbożowa
95. srokosz
96. grubodziób
97. płomykówka
98. mysikrólik
99. dubelt
100. słonka
101. trzciniak
102. brodziec śniady
103. perkoz rogaty
104. zausznik
105. dzięcioł średni
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz