piątek, 28 grudnia 2012

Żubrze, minę uprzejmą zróbże...

"No, pokaż się, żubrze. Zróbże minę uprzejmą..."

6 VI 2012, Białowieża

Nieprzyzwoitym przejawem ignorancji, byłaby wizyta w Białowieży, bez podjętej próby zobaczenia żubra. Oczywiście takiego z krwi i kości, bo sztucznych, żubrzych wyobrażeń, przybierających rozmaite formy i kształty, w całej miejscowości zdecydowanie nie brak – chociażby przed gmachem Hotelu Żubrówka (to nie jedyny przykład monotematyczności miejscowych biznesmenów). Przy odrobinie szczęścia (albo nieszczęścia, w zależności od tego czy zdążymy wyhamować), na niekwestionowanego Króla Puszczy Białowieskiej natknąć się można przy drodze z Hajnówki do Białowieży, o czym informują, ku przestrodze, liczne znaki drogowe. Przeciętny byk waży ponad pół tony (a maksymalnie ponad 900 kg…), więc ewentualna kolizja nie należy, z pewnością z punktu widzenia obu stron, do miłych doświadczeń. Tak czy siak nasze safari się nie powiodło, a kiedy po reszcie dnia spędzonej na intensywnej, pieszej eksploracji, dość sporego fragmentu Puszczy, na liście widzianych ssaków mamy tylko jednego łosia, postanowiamy zaczerpnąć języka wśród autochtonów. Jak zwykle najciemniej okazuje się pod latarnią, bo nasz gospodarz jest świetnie zorientowany w temacie. Jak się dowiadujemy, najpewniejszym miejscem są trzy polany, wokół malutkich wsi położonych na północny – zachód od Białowieży, o stylowych nazwach: Pogorzelce, Teremiski i Budy. Poszukiwania zacząć należy równo o świcie, ponieważ niedługo potem ostatnie żubry znikają za ścianą lasu.
Ponieważ mamy do dyspozycji jedyny dzień, nie dane jest nam odpocząć po wyczerpujących doświadczeniach dnia minionego i zrywamy się na nogi nieco po 4 rano.  Szczęście nam sprzyja. Już na pierwszej polanie, Krzysiek zauważa z auta, pasącego się pod lasem byka. Mimo sporego dystansu, europejski krewniak bizona robi wrażenie i budzi respekt. Oczywiście nie satysfakcjonuje nas obserwacja z odległości pół kilometra i wpadamy na genialny w swojej prostocie plan – żubra można podejść kryjąc się w wysokiej trawie i przemieszczając w stronę lasu wzdłuż kępy zadrzewień, biegnących prostopadle do niego. Brnąc przez wysokie chaszcze po chwili tracimy orientację, jednak wydaje się nam, że póki co nie zmniejszyliśmy znacząco dystansu i kontynuujemy marsz. O tym, że byliśmy w sporym błędzie, przekonujemy się dopiero wychodząc spomiędzy niskich drzewek na odkrytą przestrzeń. Odległość między nami a żubrem trudno nazwać całkowicie bezpieczną, jesteśmy bowiem na tyle blisko, że w lunetach widzimy go w pełnych kadrach. Zauważamy, że żubr w międzyczasie zwiększył się kilkakrotnie, a powietrze stało się bardziej duszne. Staje się to namacalne zwłaszcza wtedy, kiedy zwierz obraca w naszą stronę wielki łeb i zaczyna spozierać beznamiętnie, ale jakby zastanawiając się nad tym, czy pozostawić intruzom (czytaj: nam) swoje spojrzenie do właściwej interpretacji, czy też wyrazić się bardziej dosadnie. Nagle uświadamiamy sobie, że strategiczny odwrót przez chaszcze, którymi przedzieraliśmy się przed chwilą, ze statywami nad głowami, byłby nieco skomplikowany. Żubr tymczasem wydaje się nad wyraz cierpliwy, tkwiąc w absolutnym bezruchu i niewzruszenie ku nam spoglądając. Zdecydowanie więcej emocji było w naszych, znaczących spojrzeniach, które wymieniliśmy naprędce. Pełną napięcia ciszę przerwał Marian:
- Panowie, jak dla mnie starczy
        - Nie mamy obiekcji – odpowiadamy zgodnie z Krzyśkiem.
Nasz przyjaciel spuścił z nas wzrok, dopiero kiedy oddaliśmy się na dobrych kilkaset metrów. Podziwu godna przezorność. Chwilę później uznał widocznie, że na dziś starczy mu już gapiów, bo zdecydowanym truchtem udał się w głąb puszczy.
Kilka tygodni później, przeglądając Internet dowiaduje się, że żubr biega z prędkością 40 km/h. Nieźle, prawda?
To jednak nie był koniec naszych poszukiwań – zostały nam jeszcze do skontrolowania dwie polany, a ciekawość nie pozwalała się wycofać. W Teremiskach napotykamy rowerowy zwiad Niemców, którzy byli już po pierwszej, nieudanej kontroli okolicznych polan. Pierwszej, dzisiejszej – wypada nadmienić – bo był to już któryś z kolei dzień poszukiwań. Mówimy im o napotkanym przed chwilą byku i wlewamy nadzieję w ich serca. Pierwsze rowery odjeżdżają w kierunku Pogorzelec, zanim zdążymy napomknąć, że zwierz się ulotnił. Niewiele by to zapewne zmieniło, bo nasza informacja była ostatnią, rzuconą im deska ratunku. Poza tym sprawiali wrażenie takich, co to nie uwierzą, jak nie zobaczą.
Postanawiamy udać się w stronę, z której nadjechali Niemcy i oczywiście po przejechaniu niecałego kilometra oczom naszym ukazuje się… stadko czterech żubrów żerujących na skraju wsi Teremiski, jakieś 150 metrów od drogi. Zanim rozpoczęliśmy sesję fotograficzną, zawróciliśmy dogonić naszych znajomych rowerzystów. Sądząc po tym jak wylewnie nam dziękowali, można uznać, iż był to wielki wkład w budowanie dobrych stosunków polsko – niemieckich J  Obserwacja tym razem przebiegała bezstresowo – żubry, mimo swoich możliwości sprinterskich, nie skaczą przez głębokie na metr rowy, a takowy oddzielał nas od podziwianego stada. Niewielki dystans (obserwacji – nie ucieczki!) sprawił, że wszyscy byli stuprocentowo usatysfakcjonowani.

 Demonstracja sił - żubr wyszedł z niej zwycięsko...
"Stadko" pod Teremiskami
                                                                                                                                                              
 M.K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz