czwartek, 6 marca 2014

Maroko, kraina kontrastów - V: Niedokończone sprawy (5 XII - 6 XII 2013)

Boumalne du Dades, 5 XII 2013

Nasz ostatni, pełnowymiarowy "ptasiarski" dzień, postanowiliśmy spędzić w rejonie schludnego miasteczka Boumalne du Dades, położonego na wzgórzu wynoszącym się ponad rozległą równinę pomiędzy zboczami centralnego Atlasu Wysokiego i Jbel Sarhro. Hamada i trawiaste doliny rozciągające się na południe od miejscowości napawały nadzieją i dawały nam ostatnią szansę na zobaczenie hubary saharyjskiej. Wprawdzie według przewodnika Bergiera gatunek ten wyginął w tym regionie, ale to właśnie tutaj obserwowała hubarę zeszłej zimy ekipa Zbyszka Kajzera. Polak potrafi!

Panorama Boumalne du Dades z okna hotelu Almanader

Najwygodniejszym sposobem na penetrację okolicznych obszarów pustynnych jest przemieszczanie się pustynną drogą biegnącą w kierunku południowo-wschodnim od Boumalne du Dades, w stronę pustynnej osady Tagdilt, leżącej w sercu doliny o bardzo obiecującej dla nas nazwie: Vallée des Oiseaux (Dolina Ptaków). Właściwa trasa rozpoczyna się we wschodniej części miasteczka, zaraz za wschodnim ogrodzeniem koszar i z tego powodu odpuszczamy ten wariant - marokańscy żołnierze sprawiają wrażenie takich co najpierw strzelają, a potem zadają pytania i nie chcieliśmy prowokować nieprzyjemnych sytuacji, gdyby przyszło nam nagle wysypać się z auta przed główną bramą jednostki, w celu obejrzenia krążącego nad autem "drapola". Wybieramy rozwiązanie alternatywne - przejeżdżamy 6 km na wschód i tuż za słupkiem "Er Rachidia 178" skręcamy w prawo na Iknioun. Chwilę potem zjeżdżamy z asfaltu na pustynię i rozpoczynamy obserwacje.
Najlepszą strategią na wyszukiwanie i fotografowanie ptaków jest powolna jazda samochodem i regularne przystanki na skanowanie równiny. Dla osób nie przyzwyczajonych do obserwacji w tego rodzaju biotopach pierwsze chwile mogą być rozczarowujące - zwykle zieje pustką po horyzont. Po pewnym czasie zauważa się jednak ruch w skąpej roślinności, który powoduje pustynna "drobnica" - w tym przypadku głównie rudorzytki i górniczki małe. Najwięcej radości sprawiła nam białorzytka "maghrebska", którą tym razem możemy do woli nacieszyć oczy. W międzyczasie równinę zalewają słoneczne promienie, a wznoszące się chmury odsłaniają coraz to nowe partie gór. Nie wiem jak resztę ekipy, ale mnie widok zwala z nóg.





No i ugrzęzliśmy - znów trzeba pchać!
Skowronik piaskowy (Ammomanes deserti)
 Białorzytka maghrebska (Oenanthe lugens halophila)
 Białorzytka maghrebska (Oenanthe lugens halophila)
Białorzytka maghrebska (Oenanthe lugens halophila)











Fragment po fragmencie przeczesujemy teren znajdując coraz to nowe ptaki - poza już wymienionymi: kurhannika, skowroniki piaskowe, skowrony pustynne, dzierlatki, gilaki pustynne i skowrończyki małe. Spotykamy też pierwszych ludzi - pasterzy żyjących w niewyobrażalnych dla przeciętnego mieszkańca Starego Kontynentu warunkach - ich domostwa to... wydrążone w skale groty. W górzystych regionach Maroka, gdzie uprawa ziemi staje się niemożliwa, wypas zwierząt to jedyne źródło utrzymania. Mniej więcej do I w. n.e. znaczną część Maghrebu pokrywała sawanna i pastwiska. Postępujący proces pustynnienia, który trwał od tysięcy lat, a którego przyczyną były zmiany klimatu, stopniowo zmuszał ludność (głównie Berberów) do szukania schronienia w górach Atlasu. Obecnie to ingerencja człowieka, czyli niekontrolowany wypas owiec, osłów i wielbłądów przyśpiesza pustynnienie kolejnych obszarów. Szacuje się, że w Maroku rocznie pustynnieniu ulega 100 tysięcy hektarów ziemi! Pojawianie się obszarów bezpłodnej gleby rośnie więc w lawinowym tempie i nietrudno sobie wyobrazić jak drastyczne skutki może wywołać to w najbliższej przyszłości.

W takich warunkach żyją pasterze na marokańskich pustyniach...
W takich warunkach żyją pasterze na marokańskich pustyniach...

Górniczek mały (Eremophila bilopha)
Górniczek mały (Eremophila bilopha)
Górniczek mały (Eremophila bilopha)
Tagdilt Track
Dromadery jak zwykle fotogeniczne...

Dromader
Kurhannik (Buteo rufinus cirtensis)
Tagdilt Track
Widok na Boumalne du Dades

Na przełaj przebijamy się do środkowej części Tagdilt Track w rejon zarośniętego uedu, gdzie niektórzy widywali skowroniaki i gdzie jeszcze w latach 90-tych urządzane były polowania na hubary. My niestety rejestrujemy tylko pojedyncze skowrończyki małe. Kierujemy się drogą na północ w stronę miasta i naszym oczom ukazuje się ocean śmieci. Okazuje się, że tuż za miastem funkcjonuje dzikie wysypisko wielkości kilku boisk piłkarskich. Na naszych oczach ciężarówkami dowożone są kolejne tony odpadów. Pomiędzy hałdami dymiących nieczystości snują się stada bezpańskich psów i wirują foliowe worki, które wiatr rozgania po kilkudziesięciokrotnie większym terenie niż zajmuje samo wysypisko. Ludzka ignorancja stworzyła tu jeden z najbardziej przygnębiających i apokaliptycznych obrazów jakie miałem okazję oglądać... W tych dantejskich realiach obserwujemy białorzytkę saharyjską, kurhannika, jaskółkę skalną i liczne skowrończyki małe. W kominie termicznym nad szczytami Atlasu zauważamy 8 sępów płowych. Nawet z dość dużej odległości te majestatyczne szponiaste robią na nas spore wrażenie.

Pustynia śmieci...
Okropieństwo...
...
Kurhannik (Buteo rufinus cirtensis)
Skowrończyk mały (Calandrella rufescens)

Nowoczesność dotarła nawet tutaj...

Bez żalu odjeżdżamy z powrotem w głąb pustyni w stronę ruin, które Gosney określa mianem Wheatear Wall - Ściany Białorzytek. W sezonie lęgowym mają tu występować trzy gatunki z tej rodziny: białorzytka pustynna, saharyjska i maghrebska. Nie zauważamy ani jednej z nich - zimą to miejsce powinno się zwać Ścianą Rudorzytek - to chyba najpospolitszy gatunek na tym wycinku pustyni. Nad pobliskimi wzgórzami krąży sporych rozmiarów szponiasty - jak się okazuje po rozłożeniu lunet, dorosły orzeł przedni. Prażymy się w słoneczku, a tymczasem z Polski docierają do nas wiadomości o szalejącym nad Europą orkanem ze śnieżycami - już dziś zamknięte są niektóre lotniska w Niemczech, a główne uderzenie żywiołu ma dopiero nadejść w ciągu najbliższych dwóch dni. Nasz jutrzejszy powrót do domu staje pod znakiem zapytania, wpływu na to jednak nie mamy żadnego - co ma być, to będzie...

Wheatear Wall
 Rudorzytka (Oenanthe moesta)
Rudorzytka (Oenanthe moesta)



Kolejne trzy godziny poświęcamy dalszym poszukiwaniom hubary, które w odróżnieniu od poprzedniego dnia, nie przynoszą nawet widma tego pokaźnego ptaka;). Wybija 15 i decydujemy się na powrót do miasteczka. Kończą się nam dirhamy, a kto wie jak długo pracują kantory na takim odludziu? Podejrzewam, że każdy z nas czuł się podobnie, ale przynajmniej ja osiągam też stan, w którym na widok czegokolwiek co nadawałoby się do spożycia, poszerzają mi się źrenice. Gdybyśmy teraz znaleźli hubarę, skończyłaby niechybnie na ruszcie. Chcąc zachować zarówno wypłacalność do końca wycieczki, jak i resztki człowieczeństwa, wycofujemy się w stronę cywilizacji. Z wymianą pieniędzy nie było większego problemu. Z naszego punktu widzenia podobnie było z wyborem restauracji. Zdania tego nie podzielał jednak jeden z restauratorów, z którego lokalu śmieliśmy w ostatniej chwili zrezygnować, przechodząc do urzędującego "za miedzą" kolegi po fachu Podczas gdy czekamy na nasz obiad Panowie wygrażają sobie w najlepsze, obrzucają się obelgami, a tego poszkodowanego współpracownicy muszą powstrzymywać przed rękoczynami. Na szczęście udaje nam się dojeść nasz posiłek zanim w mieście wybucha wojna domowa.

Zasięgamy języka...
Boumalne du Dades
Boumalne du Dades - meczet przy głównej ulicy miasteczka
Boumalne du Dades
Boumalne du Dades
Boumalne du Dades

Na godzinę przed zachodem słońca powracamy jeszcze raz na pustynię, ale była to już wizyta czysto pożegnalna. Hubary nie udaje nam się zobaczyć, przez co, po fiasku poszukiwań szponiastonoga, zyskujemy drugi solidny argument za powrotem na ptaki do Maroka. Przed 18 wyruszamy w długą, ponad 500-kilometrową drogę na wybrzeże. W środku nocy dojeżdżamy do Tamri - naszej ostatniej ptasiarskiej destynacji, słynącej jako najlepsze miejsce w Maroku (a prawdopodobnie i w Zachodniej Palearktyce!) do obserwacji ibisów grzywiastych. Temperatura powietrza o 3 nad ranem przekracza 20 stopni i decydujemy się na nocleg "pod chmurką", tuż przy Atlantyku. Po kilku nocach udaje mi się zasnąć bez kołysanki wybijanej szczękającymi z zimna zębami.


Po 7 budzą nas pierwsze promienie wschodzącego nad oceanem słońca. Od razu zabieramy się do poszukiwań ibisów - o 15:30 musimy zgłosić się do odprawy w Marrakeszu, od którego dzieli nas jeszcze dystans prawie 300 kilometrów (3 h) - mamy więc niecałe 5 godzin na rozwiązanie ostatniego gatunkowego rebusu. Z drugiej strony zgodnie z tym co mówili koledzy i co głoszą przewodniki, miała to być bułka z masłem, czysta formalność. Gdzieś już to słyszałem (patrz np. tutaj i tutaj i tutaj... Coś bym jeszcze powiedział na temat najlepszych w Polsce miejsc na jarząbka, ale to temat na osobną książkę).

Wschód słońca nad Atlantykiem

Przed wyprawą dowiedziałem się, że ibisy często żerują na stokach wzgórz pomiędzy Cap Rhir i położonym 10 km dalej na północ ujściem Asif n'Srou. Przejeżdżamy wolnym tempem wspomnianą trasę i nie zauważamy ani śladu ibisów. Zjeżdżamy z asfaltu na ścieżkę prowadzącą na lagunę między oceanem i uedem - jeśli ibisów nie ma na wzgórzach, muszą być tutaj. Ale najwyraźniej nie dziś... Pomimo braku najważniejszego gatunku, wizyta w tym miejscu pozostawia pozytywne wrażenia - na plaży wypoczywa ponad 200 mew śródziemnomorskich. Zauważamy też około 10 pliszek siwych podgatunku "subpersonata" (wcześniej przeze mnie nie widzianych), 5 sieweczek morskich, 5 hełmiatek, ohara, rybołowa, kaniuka oraz liczne czaple nadobne.

Ujście Asif n'Srou poniżej Tamri
Sieweczka morska (Charadrius alexandrinus)
Pliszka siwa (Motacilla alba subpersonata)
Pliszka siwa (Motacilla alba subpersonata)

Mewy śródziemnomorskie (Larus audouinii)
Mewy śródziemnomorskie (Larus audouinii)
Mewy śródziemnomorskie (Larus audouinii) i mewy żółtonogie (Larus fuscus)
Mewy śródziemnomorskie (Larus audouinii) i mewy żółtonogie (Larus fuscus)

Jeszcze raz próbujemy szczęścia na kontrolowanym wcześniej odcinku drogi N1, po czym postanawiamy zmienić taktykę i poszukać ibisów na północ od Tamri. Po drodze, z auta dostrzegamy cudownego samca modraka - bynajmniej ostatniego, bo w ciągu najbliższych godzin nie wychodząc z pojazdu, wypatrzymy jeszcze kilka kolejnych. W miasteczku zasięgamy języka wśród miejscowych - wszyscy zgodnie pokazują na ujście poniżej Tamri. No cóż, może jeszcze przylecą, choć czasu zostało nam niepokojąco mało. Przez chwilę kręcimy się wyraźnie bez celu nie wiedząc co robić. Bezradność emanująca z naszego stylu jazdy nie umknęła uwadze starszego krajowca na sfatygowanym motorze, który - uwaga - po wyprzedzeniu nas o 100 metrów zatrzymał się, zawrócił do nas spytać czego potrzebujemy, a kiedy dowiedział się w czym rzecz, kazał podążać za sobą przez kilka kilometrów, aż dojechaliśmy do klifu, na którym lęgną się ibisy grzywiaste! Co za wspaniały kraj! O tej porze roku kolonia była jednak pusta i "na pocieszenie" pozostał nam widok pokrytych odchodami półek skalnych (Pan wie kto po nich stąpał...) chyba największej na świecie kolonii lęgowej tego zagrożonego w skali globalnej gatunku. Nasza nieustępliwość została wynagrodzona obserwacją trzech kormoranów czubatych, prawdopodobnie afrykańskiego podgatunku riggenbachi oraz siedmiu burzyków balearskich.

Modrak (Monticola solitarius)
W poszukiwaniu ibisów grzywiastych - oto co nam zostało...
Trochę wysoko...
Klify w rejonie Tamri
Impresja - burzyki balearskie (Puffinus yelkouan)
Kormoran czubaty (Phalacrocorax aristotelis)
Klify w rejonie Tamri
Nasz ostatni marokański posiłek - oczywiście należycie zaprawiony
Ulice Tamri

Ulice Tamri i nieśmiertelny Bedford

Przed odjazdem stajemy jeszcze na chwilę na wzgórzu powyżej ujścia Asif n'Srou - ibisów nie ma i - nie oszukujmy się - dla nas już nie będzie. Jakże ciężko jest przełknąć gorycz tej porażki! Na lagunę zjeżdżają tymczasem dziesiątki surferów - ktoś pozuje do zdjęcia w czapce Świętego Mikołaja - no tak, przecież dziś 6 grudnia! Naprawdę ciężko o tym pamiętać w tutejszych realiach, zwłaszcza kiedy nie dostaliśmy wymarzonych, gatunkowych prezentów...

Ujście Asif n'Srou

Poławiacze owoców morza

Trochę przeciągamy strunę odjeżdżając w kierunku Agadiru dopiero o 12:30 - do Marrakeszu mamy 3 godziny jazdy i dokładnie po upływie tego czasu musimy się stawić do odprawy. Na autostradzie zyskujemy 10 minut jadąc przez pewien czas 140 km/h (o 20 km/h więcej niż nakazuje marokańska litera prawa), a następnie tracimy tyle samo czekając na wypisanie mandatu - niestety zbyt późno dostrzegamy ukrytego za filarem wiaduktu policjanta z radarem. Cudem płacimy tyle, że wystarcza nam akurat na uiszczenie opłaty za przejazd autostradą. Fortuna najwyraźniej chce się zrewanżować za to, że dokopała nam w ciągu ostatnich dni podczas poszukiwań hubary i ibisów. O 15:40 docieramy na parking przed lotniskiem, oddajemy Omarowi jego stajnię Augiasza na kółkach i 10 euro na doprowadzenie jej do porządku. Pędem udajemy się do terminalu i przez chwilę mamy serca w gardłach, bo naszego lotu nie ma na tabeli odlotów. W informacji dowiadujemy się jednak, że lotnisko w Berlinie póki co działa i nasza podróż powinna (jak to "powinna"??) się odbyć bez komplikacji.
Z Marrakeszu startujemy przed 18:20 - z ponad 40 minutowym, złowrogim poślizgiem. Lot przebiega bez komplikacji dopóki nie zbliżamy się do Niemiec - pogoda wyraźnie się pogarsza. Nad Berlinem za oknem widzę już tylko mgłę, a samolotem zaczyna niemiłosiernie trząść. Najwyraźniej orkan Ksawery bawi się w najlepsze, a o ewentualnym zamknięciu lotniska zadecyduje dopiero pomyślność naszego lądowania. Fantastycznie. Za pierwszym podejściem mam wrażenie, że jadę rollercoasterem i za chwilę zostanę wyrzucony z wagonika. Pilot najwyraźniej nie lubi ryzyka (i chwała mu za to), bo tuż przed lotniskiem odchodzimy na drugi krąg. Podchodzimy do lądowania po raz drugi choć wiatr nie daje za wygraną. W końcu jesteśmy tak nisko, że nie ma już odwrotu - teraz wóz, albo przewóz - mówię do Michała. Chyba raczej przewóz - odpowiada. Samolot z płynnością starego epileptyka uderza w pas startowy, chwilę podskakuje niczym pchła i osiada wreszcie stabilnie na płycie lotniska, co część pasażerów nagradza oklaskami - jest dobrze. Wychodzimy z samolotu i uderza w nas mroźny, mocny wiatr. Dokoła zamarznięte kałuże, na trawnikach płaty śniegu. Willkommen in Europa!
Podczas 12 dni w Maroku pokonaliśmy 3517 kilometrów przez góry, wybrzeże, płaskowyże, równiny i pustynię. Zobaczyliśmy ptaki ze 193 gatunków, z tego 68 było moimi "życiówkami". Liczba te przerosła najśmielsze oczekiwania. Cieniem na naszym wyniku położył się brak ibisa grzywiastego, którego rozpatrywaliśmy w kategoriach "pewniaka". Ibis, hubara, szponiastonóg i jeszcze kilka gatunków lęgowych (np. endemiczna muchołówka atlasowa i białorzytka czarnogardła) to powody, dla których do Maroka trzeba będzie w celach "ptasich" wrócić. Jeśli tylko sytuacja pozwoli nie trzeba będzie mnie długo namawiać - Maroko zapamiętam jako barwną i inspirującą krainę kontrastów, a przede wszystkim ptasi raj.
Lista ptaków wyprawy - 194 gatunki (pogrubioną czcionką nowości dla mnie): gęgawa, ohar, kazarka rdzawa, krzyżówka, krakwa, rożeniec, płaskonos, świstun, marmurka, cyraneczka, cyranka, głowienka, hełmiatka, podgorzałka, markaczka, sterniczka, szponiastonóg zbrojny, góropatwa berberyjska, zausznik, perkozek, perkoz dwuczuby, burzyk balearski, burzyk szary, głuptak, kormoran (podg. carbo i mauretanica), kormoran czubaty (podg. riggenbachi?), czapla złotawa, czapla modronosa, czapla nadobna, czapla biała, czapla siwa, bocian biały, ibis kasztanowaty, warzęcha, flaming różowy, sęp płowy, rybołów, orzeł przedni, orzeł południowy, błotniak stawowy, kurhannik (podg. cirtensis), myszołów, krogulec, kaniuk, pustułka, sokół wędrowny, sokół berberyjski, drzemlik, raróg górski (podg. erlangeri), kokoszka, łyska, łyska czubata, modrzyk, żuraw, ostrygojad, szablodziób, szczudłak, rączak, sieweczka rzeczna, sieweczka obrożna, sieweczka morska, siewnica, siewka złota, czajka, biegus rdzawy, piaskowiec, kamusznik, biegus zmienny, biegus krzywodzioby, biegus malutki, łęczak, samotnik, brodziec piskliwy, krwawodziób, kwokacz, rycyk, szlamnik, kulik wielki, kulik mniejszy, kszyk, bekasik, batalion, wydrzyk wielki, wydrzyk ostrosterny, śmieszka, mewa cienkodzioba, mewa czarnogłowa, mewa romańska, mewa śródziemnomorska, mewa żółtonoga, rybitwa czubata, rybitwa wielkodzioba, stepówka czarnobrzucha, stepówka rudogardła, stepówka piaskowa, gołąb skalny, grzywacz, sierpówka, turkawka, synogarlica senegalska, puchacz pustynny, uszatka błotna, uszatka mauretańska, płomykówka, pójdźka, jerzyk mały, zimorodek, dzięcioł algierski, dzięcioł duży, skowronek, dzierlatka, dzierlatka iberyjska, lerka, skowrończyk mały, skowronik piaskowy, skowronik rudawy, kalandra szara, górniczek, górniczek mały, skowrończyk sierpodzioby, skowron pustynny, brzegówka mała, jaskółka skalna, dymówka, jaskółka rudawa, siwerniak, świergotek łąkowy, świergotek drzewny, pliszka siwa (podg. subpersonata i alba), pliszka żółta (podg. iberiae), pliszka górska, pluszcz, rudzik, pleszka, kopciuszek, pleszka algierska, białorzytka, białorzytka srokata ("maghrebska", podg. halophila), białorzytka saharyjska, białorzytka żałobna, białorzytka pustynna, rudorzytka, kląskawka, śpiewak, paszkot, kos, modrak, skotniczka, kapturka, pokrzewka aksamitna, pokrzewka okularowa, pokrzewka saharyjska, pokrzewka kasztanowata, pokrzewka algierska, tamaryszka, chwastówka, wierzbówka, piecuszek, pierwiosnek, strzyżyk, bogatka, sosnówka, modraszka kanaryjska, kowalik, pełzacz ogrodowy, dzierzba śródziemnomorska (podg. algeriensis i elegans), czagra senegalska, bilbil ogrodowy, tymal saharyjski, sroka, sroka gołooka, sójka, kawka, wrończyk, wieszczek, kruk, kruk pustynny, szpak jednobarwny, wróbel, wróbel śródziemnomorski, wróbel skalny, wróbel pustynny, zięba (podg. coelebs i africana), makolągwa, szczygieł, dzwoniec, kulczyk, gilak pustynny, gilak białobrody, potrzos, cierlik, potrzeszcz, głuszek, trznadel saharyjski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz