"Najważniejszą rzeczą w wyprawie jest doprowadzenie jej do końca". Nie są to wprawdzie moje słowa, ale Czyngis-chana, niemniej obiema rękoma się pod nimi podpisuję. Pomijając bezpośredni kontekst oryginalnej wypowiedzi, bardzo nieprzyjemnym jest zostawić rozgrzebaną w połowie robotę i dotyczy to tak wielu aspektów życia, że nawet mongolski imperator mógł sobie nie zdawać z tego sprawy. Starczy wziąć na celownik ptasiarską pasję - niejeden tłiczer, fotograf czy obrączkarz (jak zwał, tak zwał) z wielkim bólem serca przeżywał pewnie sytuacje, w których do szczęścia czegoś zabrakło - czy to prostu ptaka (przypadek najczęstszy ;)), czy to lepszego światła albo plastikowej obrączki w kieszeni. Sen z powiek takie historie spędzają, więc dla własnej higieny psychicznej robimy wszystko, żeby temat jak najszybciej poprawić i przenieść go do depozytu radosnych wspomnień. Rzekłbym jednak, że Czyngis-chanowi było w pewnych sprawach łatwiej, bo mógł po prostu skrzyknąć tysiące wojowników, wsiąść na konia i spuścić łomot jakiejś nacji, która go szczególnie udręczała. W naszym ptasiarskim przypadku, nasze dobre chęci mogą być nieraz zaledwie katalizatorem. To, czy doprowadzimy naszą "wyprawę" do końca, zależy bowiem w głównej mierze od całego splotu okoliczności. A na czele tego poskręcanego jak świński ogon splotu przesiaduje sam ptak, którego niestety nasze prywatne ambicje obchodzą często tyle, co mnie losy bohaterów polskich telenoweli. Najlepszym tego przykładem, są moje perypetie z czerniczką.
Zaczęło się od, tak zwanych, "błędów młodości". W moim pierwszym roku tłiczowania - 2008, czerniczki przez dłuższą chwilę wizytowały dwa polskie zbiorniki. Czwarty dla kraju osobnik - samiec ze znacznikiem dziobowym - pojawił się we wrześniu na Zalewie Zemborzyckim pod Lublinem (S. Aftyka i in.). W listopadzie, wykryto samicę na Kuźnicy Warężyńskiej pod Dąbrową Górniczą (P. Kmiecik i in.). Jeśli napiszę, że chciałem zobaczyć estetycznego samca bez znaczników, to pewnie mało kto w to uwierzy, więc może dołożę jeszcze jeden, bardziej przyswajalny argument - tłiczerem byłem wtedy raczkującym oraz o zasięgu bardzo lokalnym i w zasadzie, w pogoni za rarytami prawie nie wyściubiłem nosa za własne podwórko.
Miałem tego żałować na przełomie późną wiosną 2011 roku. Ładny samiec (wykryty przez W. Lenkiewicza) kręcił się po kompleksie Ruda Sułowska w Dolinie Baryczy. Nie był to jednak dla mnie najlepszy czas do tłiczowania - egzaminy w WORD, egzaminy na studiach. Kiedy już zapaliło się dla mnie zielone światło do wyjazdu i byłem gotowy, by na tłicz umówić się we Wrocławiu z kolegą, skontaktowałem się z nim o godzinę za późno - był już w drodze...
Samochód wie, kiedy się zepsuć. Sentencja jeszcze bardziej życiowa, niż ta z początku wpisu. Kwietniowy tydzień 2014, podczas którego kolejnego samca czerniczki obserwowano koło Kiszkowa na Ziemi Gnieźnieńskiej (G. Dąbrowski, E. Marciniak), idealnie pokrył się z wizytami w warsztatach. Umówić się kimś na wyjazd nie było lekko - kto jeszcze z południa nie widział czerniczki? Trudy związane z organizacją wyprawy Amundsena z 1911 były zaś niczym wobec tych, związanych z próbą zaplanowania trasy z Opola do Olekszyna komunikacją zbiorową...
W lutym 2015 roku odwiedzam Holandię. We Vlaardingen koło Rotterdamu czerniczka obserwowana była regularnie od dobrego miesiąca. I co się wydarzyło? Akurat podczas dnia moich poszukiwań, ptak zmienił miejsce pobytu i przebywał na oddalonym o dwa kilometry kanale... Następnego dnia i przez najbliższych kilka tygodni znów był przywiązany do pierwotnego miejsca pobytu. Fatum jakieś z tą kaczką!
Kolejny ptak, kolejny samiec i kolejny tydzień - to Kołobrzeg i kwiecień 2016 roku (R. Rudzionek). Ale w tych dniach dzieje się w Polsce - jaskółka rudawa, tamaryszka, świstun amerykański... Wszędzie pojechać nie dam rady - czerniczka wydaje się być tym gatunkiem, który na pewno będzie jeszcze "do zrobienia" - do tego o wiele bliżej...
Kulminacja ma miejsce zimą tego roku. 22 stycznia w pobliżu ujścia Wisły Śmiałej znaleziony zostaje samiec czerniczki (D. Koprowska i in.). Kilkanaście godzin później wylatuję jednak z Katowic na Teneryfę... Swoją drogą, tam również kontroluję akweny, na których paręnaście dni temu obserwowano tę amerykańską kaczkę - rezultat łatwo przewidzieć. Ptak z Pomorza jest jednak meldowany przez najbliższe dwa tygodnie, co odbieram za dobry znak i kiedy wracam do kraju postanawiam się z nim rozprawić. Bilety kupione na 6 lutego - pierwszy możliwy termin. Przez trzy dni poprzedzające wyjazd monitoruję sytuację - ptak meldowany jest dzień w dzień na wysokości stacji meteo od strony Świbna. Przeszkodzić może mi już tylko jeden czynnik - pogoda. Kiedy wysiadam z pociągu w Gdańsku, sypie gęsty śnieg. To nic - na pewno przejdzie - mam cały dzień. Po dotarciu nad Wisłę rzędnie mi mina - całe niebo zaciągnięte jest ciężkimi śniegowymi chmurami... W dwadzieścia minut docieram we wskazane miejsce i zauważam jeszcze jedną rzecz - zmienił się kierunek wiatru i cała kra spływa teraz zachodnim brzegiem rzeki. A to oznacza, że ogromna większość ptaków przeniosła się pod brzeg wschodni, na stronę Mikoszewa... Próbuję nie składać broni, ale od świtu śnieżyca nie ustaje ani na minutę - gdyby chociaż opad skierowany był w stronę Mikoszewa... Jak jednak nietrudno przypuszczać, biednemu zawsze wiatr w oczy i śnieg w lunetę. Z trudem udaje mi się zauważyć kilkadziesiąt czernic na drugim brzegu - czerniczka pewnie jest wśród nich i tym bardziej boli mnie ta cała sytuacja. Gdybym jeszcze nie musiał być jutro w Opolu, mógłbym pomyśleć o jakimś noclegu i ponowieniu próby wypatrzenia ptaka przy lepszej pogodzie. Kiedy jednak sprawdzam meteo, okazuje się, że padać będzie jeszcze kolejną dobę. Skruszony, przemarznięty do szpiku kości i z brutalnie zdeptanym morale, wracam do domu...
Kiedy pogoda się poprawia, trzy dni później czerniczka zostaje ponownie wykryta - rzeczywiście, od strony Mikoszewa. Przez chwilę myślę o tym, że chyba wolałbym, żeby już nikt ponownie jej nie wykrył ;). Następnie zaczynam jednak racjonalnie oceniać sytuację i postanawiam wreszcie zakończyć nurtujący mnie temat - mogę jechać do Gdańska 13 stycznia, w poniedziałek. Ptak po raz ostatni widziany jest w sobotę, na wschodnim brzegu, na wysokości stacji meteo. Dotarcie nad Wisłę od Mikoszewa nie jest takie proste bez samochodu, ale chwilę przed ósmą wyruszam w górę rzeki od przeprawy promowej. Na szczęście nie pada, ale jest jeden problem - kra płynie dziś mikoszewską stroną i praktycznie cała kacza zupa rozlana jest wzdłuż świbnieńskiego brzegu... Co jeszcze mnie czeka? Dochodzę w końcu do miejsc, w których kaczkę widziano w ostatnich dniach i zaczyna we mnie wzbierać rozpacz - nie widać nie tylko czerniczki, ale również grupek czernic, których się trzymała. Przyzwoitość nakazuje jednak sprawdzić cały odcinek rzeki do ujścia. Dochodzę już prawie do betonowego falochronu, kiedy 50 metrów przed sobą zauważam kryjące się między płatami kry po mojej stronie, stadko gągołów. Po chwili wielki głaz spada mi z serca - pomiędzy nimi jest poszukiwana czerniczka! Szybka dokumentacja i... nerwowe gągoły płoszą się, a wraz z nimi cel mojej wyprawy nad morze... Ptaki odlatują na południe. Wracam się w kierunku promu, przeglądając wszystkie mijane stadka kaczek. Zguba odnajduje się... na wysokości promu - niestety, już po stronie Świbna. Ech, o dojeździe tam autobusem mogę pomarzyć, więc pozostaje cieszyć oko z drugiego brzegu. Przyznać muszę, że ptak jest o wiele prostszy w identyfikacji, niż wydawało mi się dotąd. Kontrast pomiędzy szarością i bielą na boku jest zauważalny nawet z dużej odległości, przy pobieżnym przeglądaniu gągołów, wśród których przebywa czerniczka. Z dużej odległości widoczny jest też gruby biały pasek przy paznokciu. Wyraźnie rzuca się w oczy wysklepiony tył ciemienia, który stwarza wrażenie "dużej głowy". W locie zwraca uwagę szary pas skrzydłowy. Naprawdę, piękny ptak i co najważniejsze, nie muszę już tego mówić jedynie na podstawie lektury "Collinsa" ;).
Czerniczka trafia na moje listy życiowe jako 341 gatunek widziany w Polsce oraz 554 w Zachodniej Palearktyce.
Tak było tydzień temu...
Tak było tydzień temu...
Tak było tydzień temu...
Czerniczka (Aythya collaris) - digiscoping
Czerniczka (Aythya collaris)
Czerniczka (Aythya collaris) - digiscoping
Oj rzeczywiście, musiałeś się namęczyć dla tej czerniczki :D
OdpowiedzUsuń