niedziela, 4 września 2016

Na Dzikich Polach Lubelszczyzny (27-30 VIII 2016)

Na przełomie lata i jesieni południowo-wschodnie przestrzenie Lubelszczyzny przyciągają setki przelotnych i zalatujących ptaków, które znajdują tutaj dostatek pożywienia. Duże koncentracje szponiastych, siewkowców, czy szpaków stwarzają okazje do "wyczesów", nieraz spektakularnych rzadkości, takich jak drugie dla Polski strepety z 2012 roku. Lokalizacja i charakterystyka regionu sprawiają, że gatunki, takie jak kurhannik, błotniak stepowy, czy mornel - a więc jeszcze do niedawna "komisy" - są tutaj praktycznie corocznym standardem. Siłą rzeczy, Lubelszczyzna przyciąga więc nie tylko ptaki, ale i ptasiarzy. Kiedy pojawiła się perspektywa powrotu na Dzikie Pola po długich czterech latach, skorzystałem z okazji. Duże szanse na "raryty" to jedno, ale zadecydowały też inne czynniki. W ostatnim czasie moja aktywność terenowa ograniczała się głównie do obecności na polach Płaskowyżu Głubczyckiego - dla większego kolorytu, miło czasem pochodzić po innych ścierniskach i popatrzeć na inne myszołowy i pustułki - kto często drepcze po tym samym terenie, ten zrozumie ;). Dzikie Pola nie są zbyt często odwiedzanym terenem i każdy taki bezinteresowny (czyt. nie związany z tłiczem) wyjazd może być dobrą motywacją dla innych obserwatorów. No i wreszcie dobra i wesoła ekipa - Tomek Maszkało i Kamil Struś - zapowiadał się przyjemny "długi weekend".

*               *               *

Piątek/sobota

Wyjazd jeszcze dobrze się nie zaczął, a Tomek z Kamilem mieli już za sobą pierwszy trening siłowy - we Wrocławiu, staruszek Opel najechał na gwoździa i nie obyło się bez zmiany koła. Na dobrą wróżbę - podsumowuje Kamil! Z Opola wyjeżdżamy z godzinnym poślizgiem, po 23-ej. Dzięki autostradzie na długim odcinku, dojazd nie jest wcale taką katorgą, na jaką wskazywałaby odległość na mapie. Obserwacje zaczynamy de facto nocą - we wsi Wylewa na pograniczu Podkarpacia i Lubelszczyzny prawie rozjeżdżamy odpoczywającego na asfalcie lelka - na szczęście zarówno ptak, jak i Tomek za kierownicą pochwalili się brawurowym refleksem ;). 
Pierwszy przystanek o świcie w Rudzie Żurawlewskiej daje nadzieję na udany dzień - pierwsze przejrzane linie energetyczne i od razu dwa młode kobczyki! Porannym celem są rozległe pola w Żurawcach, gdzie jeszcze parę dni temu obserwowano kilka morneli. Teren wymaga jednak dłuższej eksploracji - godzina to zdecydowanie zbyt krótko. Z wyniesienia terenu próbujemy stymulacji głosowej - wszak siewki, jeśli są w pobliżu, powinny reagować dość dobrze. W porywie optymizmu odtwarzamy też głos kulona i po chwili w naszym kierunku zbliża się... siewka złota. Uff, podniosła nam ciśnienie. Z Żurawców to byłoby na tyle. Postanawiamy pokręcić się jeszcze po okolicy i znaleźć dobrej jakości zjazd między zaorane pola - najlepiej pokryte słupami energetycznymi. W jednej z mijanych wsi, Kamil zauważa z auta siedzącą na kominie pójdźkę - żeby było ciekawiej, swoją pierwszą! Kilka kilometrów dalej, w Jurowie, zauważamy, że nad jednym z pól kręci się spory "drapol" - najpewniej orlik, ale trzeba to sprawdzić. Wyboista droga prowadzi nas bliżej ptaka, który rzeczywiście okazuje się być premierowym orlikiem krzykliwym. Nagrodą za niedługi spacer zakurzoną drogą jest kolejny młody kobczyk. Wszędzie wokół trwają prace na ogromnych gospodarkach (przeważnie zbieranie skoszonego siana), praktycznie bez udziału "ciężkiego sprzętu". W niewielu miejscach w Polsce można już zobaczyć takie obrazki.

 Kobczyk (Falco vespertinus) - digiscoping
 Wschód pod Żurawcami
Pokląskwa (Saxicola rubetra)
 Pola pod Żurawcami
Tomek w akcji
 Pola pod Żurawcami
Pójdźka (Athene noctua) - digiscoping
 Paradoks czasowy


Jedziemy do Oserdowa, rozglądając się za szponiastymi. We wsi Hubinek zatrzymujemy się dla jednego, krążącego blisko orlika krzykliwego. Po chwili okazuje się, że samotność na pewno mu nie doskwiera - namierzamy jeszcze dwa kolejne orliki, rybołowa, samicę błotniaka łąkowego i kilka myszołowów. Upał zaczyna się mocno dawać we znaki, więc skwapliwie korzystamy z mijanego w Dyniskach zabytku-dawcy cienia, w postaci uschniętej sosny, towarzyszącej pośród pól pomnikowi Artura Grottgera i Wandy Monné - jedynej pamiątce po pięknym ongiś dworskim parku, w którym dziewiętnastowieczny malarz przeżywał swoje miłosne uniesienia. My, okazji do uniesień nie mamy zbyt wiele, bo podczas półgodzinnego postoju trafiają nam się jedynie myszołów i rybołów. Nieoczekiwanie ciekawie robi się bliżej samej wsi, gdzie po raz drugi adrenaliny dostarczają nam siewki złote - tym razem pięć ptaków, które chyba każdy z nas, siłą woli próbował zamienić w mornele ;). Obserwujemy też ciekawą scenkę rodzajową - na poboczu gromadzi się stadko 15 kuropatw, podczas gdy z naprzeciwka zbliża się do nich traktor. Ptaki do ostatniej chwili wahają się, czy przekroczyć drogę, czy też cofnąć się w przydrożne chaszcze. Wybierają pierwszą opcję i po chwili rozciągają się w tyralierę i uciekają pieszo w naszym kierunku. W końcu spostrzegają, że znajdują się między młotem i kowadłem i rozlatują się na boki.

 Przystanek na "drapole"
Orlik krzykliwy (Clanga pomarina)
 Uschnięta sosna Artura
Pomnik Artura Grottgera i Wandy Monné
Siewki złote (Pluvialis apricaria)
 Kuropatwy (Perdix perdix) - wyjść, czy nie wyjść?
Wyjść! Tyralierą!

W południe dojeżdżamy do Budynina, gdzie rozpoczyna się wąska, wykładana płytami droga, prowadząca do kultowego kurhanu w Oserdowie - idealnego miejsca do obserwacji szponiastych na samym krańcu Dzikich Pól. Mijamy zabytkową cerkiew z 1887 roku, z ładną drewnianą i najpewniej jeszcze starszą dzwonnicą i znajdujemy właściwy skręt. Zanim udamy się na "oserdowską smażalnię", próbujemy znaleźć jeszcze sklep, celem zakupu zimnych "środków dopingujących". Okazuje się, że w Budyninie pojawia się tylko sklep objazdowy i musimy wrócić się parę kilometrów do Chłopiatyna. Pół godziny nas nie zbawi, a niewątpliwie podnosi to nasze morale - zwłaszcza, kiedy w sklepie dostajemy gratis, niechcący uszkodzoną przez ekspedientkę butelkę piwa ;) Ostatnie chwile cienia dają nam zadrzewienia wokół zabytkowej drewnianej greckokatolickiej cerkwi Zesłania Ducha Świętego z XIX wieku, obecnie pełniącej rolę kościoła rzymskokatolickiego.


 Cerkiew Niepokalanego Poczęcia NMP w Budyninie
 Cerkiew Zesłania Ducha Świętego w Chłopiatynie
 Dom w Chłopiatynie
Dom w Chłopiatynie

Oserdów to koniec Świata. Z kurhanu rozciąga się widok na fenomenalną, nieogarnioną przestrzeń oraz na pobliskie miejscowości leżące już na Ukrainie (dostrzec można połyskujące kopuły ukraińskich cerkwi). Podczas trzech godzin spędzonych na obserwacji szponiastych, pomimo nieoczekiwanych posiłków z Mazowsza, praktycznie nie ma na czym zawiesić oka (młody trzmielojad i kobuz nie są w stanie uratować sytuacji). Żeby trochę poprawić sobie nastroje, decydujemy się na wizytę na niedalekich "Suślich Wzgórzach" w Chochłowie - miejscu występowania susłów perełkowanych. Rezerwat położony jest w obrębie jednostki zwanej Grzędą Sokalską, która jest fragmentem Wyżyny Zachodnio-Wołyńskiej, stanowiącej pasmo wzniesień (powyżej 300 m. n.p.m.), rozciągających się po obu. Teren rezerwatu jest silnie pofałdowany, a jego większą część zajmują dwa rozległe, wydłużone wzgórza, których grzbiety przebiegają prawie równoleżnikowo, wzdłuż południowej granicy ostoi. Instalujemy się w cieniu i w krótkim czasie lokalizujemy kilka susłów. Ładnie pokazuje się orlik krzykliwy, którego dłuższą chwilę obserwować możemy siedzącego na drzewie. Co chwila wyzierające z norek susły prowokują i prowokują, aż w końcu próbuję zaczaić się na jednego z nich. Po pierwszych dwóch podejściach jestem bogatszy jedynie o liczne ukąszenia mrówek, ale za trzecim razem moja cierpliwość zostaje wynagrodzona - współpracujący osobnik daje się podczołgać na odległość ostrzenia mojej 400-tki. Z sesji wyrywa mnie krzyk Tomka: "Mornel, mornel!!!". Oczywiście, nim dołączam do ekipy jest już po przysłowiowych ptakach - przelatującego młodego osobnika widział tylko Kamil - Tomek, wybudzony z letargu zdołał już tylko usłyszeć charakterystyczny warkotliwy głos. W końcu coś drgnęło!


 Skręt na wykładaną płytami drogę pod kurhan w Oserdowie
 Zabudowania w Budyninie
Strażnik
 Kurhan w Oserdowie
 Widok z kurhanu w kierunku Ukrainy
 Radary włączone
 Przybyły posiłki z Mazowsza!
 Widok na Budynin
Szpaki (Sturnus vulgaris) - niestety, bez pasterskich akcentów...
Suśle wzgórza w Chochłowie
Suseł perełkowany (Spermophilus suslicus)...
... i suseł perłowany ;)
Suseł perełkowany (Spermophilus suslicus) - bliżej już się nie da - pełen kadr :)

Wymordowani słońcem i nieprzespaną nocą kierujemy się do Wożuczyna, gdzie zaplanowaliśmy nocleg. Dłuższa chwila schodzi nam jeszcze w Budyninie, na pogaduchy z mieszkańcem wsi - historia miejscowości i regionu w pigułce. W ostatnich promieniach słońca zajeżdżamy jeszcze na przydrożne stawy w Zimnie, gdzie mnie i Tomkowi udaje się wypatrzeć samca kobczyka polującego na nietoperze! Odzywają się też wodniki. W Łaszczowie uzupełniamy zapasy i już po zmroku docieramy do Agroturystyki "Spichlerz" w Wożuczynie. Gościnni gospodarze - Andrzej i Justyna - od pierwszej chwili dają odczuć, że wybór miejsca był jak najbardziej udany. Stosunek standardu do ceny jest aż nieprzyzwoicie dobry ;). Taras, ogród z miejscem na grilla, przestronne łazienki i kuchnia z jadalnią. Dostajemy jeden z pokoi na piętrze - pozostałe zajmują archeolodzy z Gdańska i Dolnego Śląska, którzy prowadzą badania na skarpach nadbużańskich - z Kamilem jesteśmy dość mocno w temacie, więc przynajmniej będzie o czym pogadać wieczorami.

Zachód słońca nad stawami
Sztuka współczesna - kobczyk (Falco vespertinus) polujący na nietoperza

Niedziela

Chcemy zobaczyć Bug. Spotkany dzień wcześniej "Budyninianin" (uff!) zdradza nam, że dość ładny widok na dolinę rzeczną oferuje okolica Gródka. Andrzej dorzuca nam jeszcze Kryłów i plan mamy już gotowy. Przed naszym wyjazdem, w ogrodzie najpierw słyszymy, a potem obserwujemy dzięcioła białoszyjego! Oby to była lepsza "dobra wróżba", niż wczorajsza przebita opona. Zresztą przygód motoryzacyjnych mamy ciąg dalszy - na szczęście, tym razem bez naszego udziału. Jeden z samochodów archeologów został pozostawiony na noc bez hamulca ręcznego i przed wygrzebywaniem z ziemi reliktów przeszłości, czeka ich wygrzebywanie auta z rowu przed posesją. 
Ujeżdżamy parę kilometrów, kiedy daję sygnał do zatrzymania. Stajemy, ale o chwilę za późno, o kilkanaście metrów za daleko... Krążącego na lasem po lewej sporego "drapola" tracimy z oczu po dwóch-trzech sekundach patrzenia przez lornetki, ale obaj z Kamilem widzimy to samo - długie skrzydła i ogon z wyraźnym ciemnym końcem i jaśniejszymi nasadami sterówek. Wygląda na orła przedniego! Wybiegamy na wyniesienie terenu ponad drogą, ale ptak przez te parę sekund znika... Tak ulotna obserwacja nadaje się między bajki. Już z lunetami, czekamy kilkanaście minut, podczas których nad las podrywa się z 7-8 myszołowów, ale bez naszego "orła". Na mapie znajdujemy drogę, którą powinniśmy objechać wąski zagajnik w trymiga. Dojeżdżamy nią do wsi Niedźwiedzia Górka, gdzie zaraz po wyjściu z auta wita nas widok stadka co najmniej 31 żołn! Piękna sprawa! Poszukiwania palą jednak na panewce, bowiem uciekinier albo dobrze się zaszył, albo szybko się ulotnił. Tak, czy siak, pozostaje wielki niedosyt...

 Krajobraz okolicy Wożuczyna
 Las z domniemanym orłem przednim
 Niedźwiedzia Górka
Żołna (Merops apiaster)
Na ulicach spotkać można i takie antyki, jak Syrena 104 z 1968 roku :)

Kolejny przystanek to już nadbużański Kryłów. Ścieżką dydaktyczną, prowadzącą wzdłuż skromnie wyglądającej rzeki, nad którą majaczą słupy graniczne, dostajemy się na platformę widokową, zwaną Strażnicą Natury 2000. Obserwować da się stąd jednak, co najwyżej, ustawione poniżej figury zwierząt występujących w okolicy (projektant figury żółwia błotnego ewidentnie szukał inspiracji na Galapagos). Co prawda, pojawiają się dwie kanie czarne, ale zgodni jesteśmy co do tego, że musimy poszukać innego miejsca do obserwacji szponiastych. Zanim opuścimy Kryłów, odwiedzamy jeszcze pobliski murowany zamek z przełomu XVI i XVII wieku, stanowiący jeden z nielicznych przypadków warowni na terenie obecnej Polski, ulokowanej na rzecznym ostrowie.

 Starorzecze Bugu w Kryłowie
 Granica
 Słup graniczny nad Bugiem w Kryłowie
Kanie czarne (Milvus migrans)
Ruiny zamku w Kryłowie

Wizyta w Gródku okazuje się być strzałem w dziesiątkę. Z wysokiej drewnianej wieży widokowej, stojącej na skarpie Królewskiego Kąta, rozpościera się ładna panorama użytku ekologicznego "Błonia nadbużańskie". Po kilku minutach prowadzenia obserwacji z wieży, przenosimy się pod wiatę, stojącą u jej podnóża - również daje cień, a dach nie zasłania nam przelatujących ptaków. W ciągu półtorej godziny dzieje się niewiele i stwierdzamy raptem parę ptaków: dwa trzmielojady, jastrzębia, krogulca, orlika krzykliwego i bociana czarnego. Nasze lunetowe komando jest za to z zaciekawieniem obserwowane przez wszystkich przybywających na wieżę. ;) Jednego z turystów, jeszcze bardziej, niż to, czym się zajmujemy, zastanawia fakt, że... Oplem Tomka można dojechać z Dolnego Śląska na Lubelszczyznę (Nie może być...)! O dziwo można - mam nadzieję, że można też wrócić! :)

 Wieża obserwacyjna w Gródku
Panorama użytku ekologicznego "Błonia nadbużańskie" 
Na punkcie obserwacyjnym w Gródku

I jeszcze jedna historyczna dygresja: we wsi Gródek zachowały się resztki grodziska z VIII-IX wieku. Według Długosza miał to być legendarny gród Wołyń, jeden z najważniejszych grodów plemienia Bużan, który dał nazwę całej krainie na prawym brzegu górnego Bugu. W 1018 roku, to tutaj rozegrała się zresztą Bitwa pod Wołyniem pomiędzy wojskami Bolesława Chrobrego i Jarosława Mądrego. Zwycięstwo wojsk Chrobrego umożliwiło Polakom ruszenie w pościg za umykającymi oddziałami wroga i wkroczenie po krótkim oblężeniu 14 sierpnia 1018 do Kijowa, w którym osadzono na tronie Świętopełka.
Po południu objeżdżamy jeszcze, wrzynające się w Ukrainę kolano Bugu, którego iglica w rejonie wsi Zosin, stanowi najdalej wysunięty na wschód punkt Polski. Znajdujemy ładne, rozległe pola, na których jednak z drapolami jest podobnie krucho, jak w odwiedzanych wcześniej miejscówkach. Morale podnosi nam jednak stado 80 bocianów białych w kominie pod wsią Hrebenne! Dojeżdżamy do asfaltu i przez chwilę jedziemy drogą, prowadzącą dnem wąskiego wąwozu lessowego, na którego ścianach widoczne są świeże nory żołn - ależ piękny musi być przejazd tędy w sezonie lęgowym!



Bociany białe (Ciconia ciconia)
 Gniazda żołn na skarpie wąwozu lessowego
Wąwóz lessowy

Nad mapą rozmyślamy, gdzie uderzyć wieczorem, ale wszelkie dywagacje przerywa dramatyczna chwila pod Strzyżowem - po krótkim postoju na przejrzenie pól za mornelami, auto nie odpala... Akumulator? Rozrusznik? Na pewno idealna awaria na niedzielny wieczór na Dzikich Polach... Żeby wykluczyć to pierwsze, próbujemy zorganizować kable rozruchowe. Na widok naszego Opla z podniesioną przednią klapą zatrzymują się wszystkie samochody z lokalnymi rejestracjami - niestety nikt nie posiada kabli rozruchowych... Pierwszym i jedynym, który ignoruje nasze gorączkowe wymachiwania rękami, jest kierowca auta o swojsko rozpoczynających się numerach rejestracyjnych: OKR... Tyle w kwestii regionalnych życzliwości :). Na szczęście, Tomkowi z Kamilem udaje się zorganizować pomoc w pobliskiej wsi. Rozrusznik nie kręci - palimy na pycha - stwierdza ze wschodnim zaśpiewem młody chłopaczek, który przybył na ratunek z dużo starszym kolegą. My, co prawda próbowaliśmy takiego rozwiązania, ale niestety w szkole nas nie uczono, że auto "rozpycha się" z trzeciego, a nie pierwszego biegu - ten deficyt wiedzy kosztuje nas uszczuplenie naszych zapasów napojów ;). Ale najważniejsze, że jedziemy! Pytanie: co będzie, kiedy wyłączymy silnik na prostej drodze bez spadku? Lepiej nie próbować, więc - czy to na ptaki, czy w celu sfotografowania znaku drogowego w Masłomęczy ;), czy pod sklepem w Tyszowcach, auto pozostawiamy "na chodzie"... Na domiar złego, na kwaterę dojeżdżamy na oparach ropy - jutro trzeba będzie bezwzględnie jakoś zatankować nasz wehikuł.

Pola pod Strzyżowem
 Pomocy!
Nadciąga odsiecz!

 Masłomęcz! :)


Z pomocą przychodzi Andrzej, który od razu oferuje nam pomoc znajomego mechanika. Ten jednak będzie w stanie zajrzeć do auta dopiero nazajutrz o 18-tej. Podejmujemy więc decyzję, że jutro spróbujemy znaleźć stację benzynową na górce (rzekomo jest w Łaszczowie), a potem przemieścimy się na kurhan w Oserdowie (górka gwarantowana!), gdzie posiedzimy do późnego popołudnia. Przypomina mi się przedwyjazdowy telefon od Tomka, w którym informował mnie o udanej wymianie koła. Teraz powinno być już z górki - pomyślałem wtedy. Błąd. Jak się okazało, teraz już MUSI być z górki - inaczej nie pojedziemy nigdzie!


Poniedziałek

Nieźle się wczoraj zasiedzieliśmy przy grillu i niektórym z łóżek zbiera się naprawdę ciężko ;). Andrzej przejmuję stery Opla i robimy próbę generalną - rozpychamy auto z podjazdu pod agroturystykę - silnik odpala! :) Jestem w najlepszej kondycji, więc zajmuję fotel kierowcy. Stacja w Łaszczowie na szczęście nie jest przereklamowana i znajduje się na pięknym kopcu. Przez chwilę rozważamy, czy nie próbować tankować auta na zapalonym silniku, ale nie chcę nam się wynosić sprzętu i bagaży, na wypadek gdyby wybuchło :). Trudno, gasimy. Przepraszam uprzejmie Panią, która przystanęła w kolejce do stanowiska na naszej "trajektorii jazdy" - Proszę Pani, tu się będzie startować! Dziękuję za wyrozumiałość! Włączam zapłon - wszystko gotowe. I raz i dwa, Opel toczy się w dół - gorączkowo przerzucam biegi, a auto wciąż zjeżdża na luzie! Kątem oka zauważam minięty znak stopu - moja droga startowa zaraz zetknie się z prostopadłą do niej drogą wojewódzką. Hamulec! Co poszło nie tak? Na razie nie wiemy - tak czy siak trzeba wepchać auto z powrotem pod górę. Trzeba, ale się nie da - dwóch chłopa to za mało :). No więc zjeżdżamy do najbliższych zabudowań i próbujemy rozbujać auto na prostej. Pierwsza próba - nie udaje się. Co robimy nie tak? A może by tak uwolnić sprzęgło? No przecież! Teraz odpalamy nawet z "dwójki". Wot, tiechnika! Człowiek uczy się całe życie :). 
W Budyninie skręcamy w wyłożoną płytami drogę pod kurhan. A w zasadzie, należałoby napisać: "pod kurhana" - po jakichś 300 metrach, z pola po naszej lewej stronie płoszy się dorosły kurhannik! Ptak siada głębiej w polu i można by próbować go podjeżdżać, ale nie chcemy kusić losu - jeśli auto zgaśnie nam gdzieś na ściernisku, może być różnie. Na kurhanie spędzamy ponad trzy godziny - najlepsze godziny na aktywność drapoli, ale - co by nie mówić - jest niewiele lepiej, niż wczoraj: stadko 10 bocianów białych, sześć orlików krzykliwych, 2 błotniaki łąkowe... Ponownie wypatrujemy naszego kurhannika, który nabiera wysokości i po chwili krąży już w kominie nad naszymi głowami, zanim odleci na Ukrainę. Przez większość czasu nie ma jednak na czym oka zawiesić i lustrujemy puste niebo - deprymujące! Chyba jednak ruszymy się stąd prędzej, niż zakładaliśmy.

Kurhannik (Buteo rufinus)
 Stanowisko obserwacyjne na kurhanie w Oserdowie
 Kurhannik (Buteo rufinus)
 Kurhannik (Buteo rufinus) w kontrze
Orlik krzykliwy (Clanga pomarina)
 Tomek na kurhanie
Ci, którzy w przelot zwątpili, mogą wzmocnić swoją wiarę...

Zapada decyzja - jedziemy na stawy w Wierzbicy! Chwila prawdy, bo "odpalamy" auto na polnej drodze pod kurhanem - udało się! :) Do przejechania mamy jakieś 30 kilometrów. Po kwadransie wyrasta przed nami sylwetka drewnianej cerkwi p.w. Objawienia Pańskiego w Korczminie - dzięki odkrytej podczas prac konserwatorskich inskrypcji z datą "1570" na południowm zrębie nawy, budowla zyskała rangę najstarszej drewnianej świątyni na Lubelszczyźnie. Na wysokości Krzewicy, poruszenie w szeregach wywołuje lądujące na polu duże mieszane stado czajek i szpaków. Znajdujemy drogę dojazdową, która prowadzi do małego śródpolnego stawu, w którego otoczeniu odpoczywają ptaki. Strzeżonego, Pan Bóg strzeże - nie gasimy silnika, ale zmieniamy zdanie, kiedy zagrzewa się on do temperatury prawie 100 stopni :). Czajek jest w sumie około 300 - wśród nich zauważamy też 5 siewek złotych i 8 batalionów. Żaden ze szpaków niestety nie nosi "pasterskich" znamion - można ruszać dalej - idzie nam to coraz sprawniej! ;) Jeszcze zanim dojedziemy do asfaltu dopisuję do notesu stadko 10 kuropatw - w większości młodych ptaków. Dobrze, że są jeszcze rejony Polski, gdzie sytuacja z tym gatunkiem, nie jest aż tak dramatyczna.

 Cerkiew Objawienia Pańskiego w Korczminie
  Cerkiew Objawienia Pańskiego w Korczminie
 Krzyż przed cerkwią Objawienia Pańskiego w Korczminie

Warstwa kurzu urosła w końcu na tyle, że można było podpisać Opla ;)
Kuropatwy (Perdix perdix)

Stawy w Wierzbicy tym razem nie dostarczają emocji, porównywalnych do tych, które panowały podczas mojej ostatniej wizyty tutaj, z gadożerem i kurhannikiem w rolach głównych. Niemniej teren jest bardzo ładny i z przyjemnością przechodzimy się groblami. Ożywczy chłodek od wody jest miłą odmianą po całym dniu prażenia się w słońcu na otwartym terenie. Najciekawszymi obserwowanymi tu ptakami są młoda rybitwa rzeczna oraz widziany po dłuższej przerwie jerzyk. Jeszcze jedno pchnięcie Opla - dochodzimy do wielkiej wprawy (patrz film!) i zmierzamy w kierunku kwatery. Z terenem żegnamy się w Machnowie Nowym, widokiem stada 26 żurawi przelatujących nad drogą...

 Stawy w Wierzbicy
Czapla siwa (Ardea cinerea) z zaburzeniami rzeczywistości ;)
Na stawach w Wierzbicy
Szpaki (Sturnus vulgaris)
Oplem przez Lubelszczyznę. Odcinek 1: Odpalanie ;)
Żurawie (Grus grus)

Wtorek

Wczorajszego wieczoru, mechanik zabiera auto, które odebrać będziemy mogli najpewniej dopiero około 17. Jeśli ten scenariusz się sprawdzi, czeka nas cały dzień w Wożuczynie. W pobliżu naszej agroturystyki znajduje się kurhan z dobrą ekspozycją na okoliczne pola. W nocy grzmiało i padało, spadła nieco temperatura i zmienił się kierunek wiatru z północnego na wschodni. W konsekwencji, ptaki lecą dziś aż miło. W najlepszych godzinach - między 9 i 11 - obserwujemy dwa trzmielojady, młodego kobczyka, co najmniej dziesięć orlików krzykliwych, rybołowa, jastrzębia, liczne myszołowy i parę błotniaków stawowych, stadko 18 bocianów białych oraz 64 żurawie w czterech ugrupowaniach. Najciekawsza obserwacja dotyczy jednak przelotnego stadka... siedmiu krzyżodziobów świerkowych! Jak się później dowiadujemy - na Lubelszczyźnie to większy raryt niż mornel :). 


 Kurhan pod Wożuczynem
 Widok z kurhanu
 Żurawie (Grus grus)
Bociany białe (Ciconia ciconia)
 Kobczyk (Falco vespertinus)
Orlik krzykliwy (Aquila pomarina)
Trzmielojad (Pernis apivorus)
Widok z kurhanu
Widok z kurhanu
Na kurhanie w Wożuczynie
 Obeliski bramne w Wożuczynie
Nie tylko my mamy problemy z autem!

Koło południa wracamy do "Spichlerza" spakować nasze rzeczy, wprowadzić obserwacje do lubelskiej kartoteki i przygotować coś do jedzenia. Po obiedzie chcemy wrócić na kurhan i zostać tam "do oporu", ale o 14-tej dostajemy nieoczekiwany dar od losu - telefon od mechanika z informacją o naprawionym aucie! Zdążymy pojechać w jeszcze jedno miejsce...
Wybór pada na Żurawce - jeszcze raz spróbujemy szczęścia z mornelami. Auto zatrzymujemy w tym samym miejscu co ostatnio i dajemy sobie godzinę czasu. Tomek wyrusza na pole jako pierwszy i po chwili słyszymy jego krzyki - MORNEL! :) Ptak odpoczywa na polu za linią fatamorgany, więc decydujemy się go z Tomkiem podejść, żeby mieć jakiekolwiek dowody tego stwierdzenia. Po przejściu niecałych 100 metrów okazuje się, że w obniżeniu terenu, którego wcześniej nie byliśmy w stanie dojrzeć, żeruje jeszcze... 17 ptaków - czyli w sumie 15 dorosłych i 3 młode osobniki! Ku naszemu zaskoczeniu, stadko w pewnym momencie podrywa się i podlatuje blisko nas - lecz tylko na chwilę, bo za moment ptaki dostrzegają nas i odlatują daleko w pola. W tym momencie podjeżdża do nas auto kolegi Adama Flisa, z którym widziałem się ostatnio na nieudanym "tłiczu" tamaryszki na Zatorszczyźnie: Tak myślałem, że podchodzicie mornele - a ja nie wdziałem żadnego! Kilkanaście sekund później przelatują przed nami... dwa mornele, które najwyraźniej odłączyły się od stada na prośbę Adama ;). Na polu żerują też dwa młode kobczyki, a nad naszymi głowami przelatuje grupa 24 kulików wielkich. Niesamowity koniec wycieczki! :)


 W drodze do Żurawców
 Pola pod Żurawcami
 Mornele (Charadrius morinellus)
Mornele (Charadrius morinellus)
Mamy mornele!!!
Kobuz (Falco subbuteo) - digiscoping
Kuliki wielkie (Numenius arquata)
Kamil w akcji
Niestety, nierzadki widok - barszcz Sosnowskiego (Heracleum sosnowskyi)

Myliłby się jednak ten, kto myślałby, że ostatnie słowo na tym wyjeździe należeć będzie do ptaków. Opel Tomka, tak jak z przytupem rozpoczął wyjazd, zagarnął również dla siebie Wielki Finał. Może nie tak spektakularny, jak można by tego oczekiwać, ale równie nieoczekiwany - jak widzicie na zdjęciu. 



Trzymajcie się - pewniej niż Kamil! :)

3 komentarze:

  1. No to Wam przyżarło! super eskapada z przygodami, ale takie się najbardziej pamięta :-)
    A-ha, popatrz na zdjęcia z ostatniego dnia, tam po zdjęciu orlika masz myszaka podpisanego jako trzmiela.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rafał tam jest młody trzmielojad, spójrz na dziób i głowę ptaka.

      Usuń
  2. Przeczytałem wasze całe sprawozdanie z wyjazdu na ptaki na lubelszczyznę,świetne!, tak się napaliłem że też wskoczę na wakacjach na susła perełkowanego i żołne.Lubię bardzo czytać wasze wyjazdy na ptaki.Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń