piątek, 24 czerwca 2016

Na Ziemi Świętej - VII: Eilat - wisienki na torcie (21-22 III 2016)

Eilat, 21 III

Poprzedni dzień na pustyni wyssał z nas całą energię - po dotarciu do hotelu popadaliśmy jak muchy. Rano dowiaduję się od Adama, o wyjącym w środku nocy alarmie przeciwpożarowym, który postawił na nogi większość gości i personel. Tak jak zwykle jest mnie w stanie zbudzić cokolwiek, tego faktu nawet nie zarejestrowałem - dopóki nie potrząsali mną strażacy, w tych godzinach nie było szans na mój powrót do świata żywych.
Nasz ostatni pełny dzień w Izraelu spędzimy w rejonie Eilatu. W samym mieście o tej porze roku mamy sporą szansę na czaple rafowe oraz mewy białookie - oba gatunki gniazdują dalej na południe nad Morzem Czerwonym, ale pojawiają się regularnie w Zatoce Akaba. Od kilkunastu dni z North Beach meldowany jest ponadto głuptak białobrzuchy, a więc już z samego rana czekają nas wielkie emocje! Po wizycie nad morzem planujemy zadośćuczynić Dawidowi, którego główną motywacją podczas decydowania się na wyjazd do Izraela, była chęć doświadczenia wiosennej migracji szponiastych nad Izraelem. Jeśli chodzi o te sprawy, Eilat jest z pewnością jednym z najlepszych miejsc na Świecie. Dla fanów "drapoli" Zachodniej Palearktyki - obok Batumi, Cieśniny Gibraltarskiej i Bosforu - pozycja wręcz obowiązkowa. Po południu zmierzymy się z kolejnym "ekstremalnym" gatunkiem - drozdówką czarną z Hai Bar, na którą nie starczyło już czasu wczoraj. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, popołudnie mamy wolne i chłodzimy się w Morzu Czerwonym.
Chęć zobaczenia czapli rafowych wymaga obecności skoro świt nad wąskim kanałem, ciągnącym się na północ od North Beach. Wczesna pora obserwacji podyktowana jest nie tyle zwyczajami ptaka, co zwyczajami innych ptasiarzy. Zbliża się Eilat Bird Festival, birdwatcherzy są wszędzie i ciężko przypuszczać, że jesteśmy jedynymi, którzy chcą zobaczyć rzadkie czaple - a te, mogą takiej presji nie wytrzymać ;). A więc krótko po świcie, jako pierwsza ekipa meldujemy się więc na małym mostku nad kanałem, skąd doskonale widoczny jest prawie cały ciek. Na pierwszy rzut oka sporo tu szczudłaków, a na jego obrzeżach, wron orientalnych. Po krótkiej chwili zauważamy nalatujące od strony morza dwie małe czapelki - jedna z nich to nadobna, ale druga ma żółtawe nogi i dziób - to czapla rafowa! Ptaki lądują na brzegu kanału dość daleko od nas, w odległości jedynie "lunetowej". Przez chwilę myślimy jak dostać się bliżej nich, ale nim dojdziemy do jakichś odkrywczych wniosków, na wałach kanału pojawiają się kolejni birdwatcherzy. Czapli nie trzeba było dostarczać więcej powodów do definitywnej ucieczki w jakieś bardziej odległe i ustronne miejsce. Mieliśmy dobry plan, ale i sporo szczęścia!

Miejsce obserwacji czapli rafowej - jeden z ptaków na lewym brzegu to właśnie ona! ;)
Wrona orientalna (Corvus splendens)
Wrona orientalna (Corvus splendens)

Nie marnując czasu zmierzamy na pobliską North Beach, położoną między falochronem Nowej Mariny w Eilacie i falochronami zachodnimi mariny w jordańskiej Akabie. Głuptak białobrzuchy to atrakcja nawet dla starych "westpalowych" wyjadaczy, więc na plaży zgromadzony jest już spory tłum - głównie Anglików, którym "przewodzi" znany twitcher Lee Evans, założyciel brytyjskiego "Klubu 400". Ptaka, który najchętniej przesiadywać miał na bojach na wschód od plaży, póki co nie widać, ale wertowanie morza w jego poszukiwaniu przynosi premierową, choć nieprzyzwoicie odległą mewę białooką. W międzyczasie na bojach pojawiają się pierwsze ptaki - rybitwy czubate i mewy cienkodziobe i teraz brakuje już tylko głównej gwiazdy. Na szczęście dla naszych nerwów, głuptak nie każe na siebie długo czekać - najpierw zauważamy ciemną sylwetkę dużego ptaka polującego nad horyzontem, która następnie zbliża się w naszą stronę. Kiedy jesteśmy w stanie dojrzeć już jego cechy, ptak najwyraźniej dochodzi do wniosku, że widzieliśmy już wystarczająco dużo i ląduje - gdzieżby indziej, jak nie na jednej ze swoich ulubionych boi. Pechowo dla nas, wybiera te najbardziej oddalone, a więc i tym razem o zdjęciach będzie można pomarzyć - może lepiej będzie wieczorem? Póki co na plaży nic więcej "nie urodzimy". Zaglądamy jeszcze na pobliską lagunę, pełni nadziei, że może tam wylądowała nasza czapla rafowa, ale znajdujemy tylko pojedynczą czaplę białą. Dawid przestępuje już nerwowo z nogi na nogę ;), co oznacza, że zbliża się godzina, kiedy wypadałoby już instalować się z lunetami skierowanymi w niebo. Rzeczywiście, dochodzi ósma - za godzinę migracja szponiastych powinna już się rozpocząć.

North Beach - widok na jordańską Akabę
Wszyscy zgromadzeni w jednym celu - zobaczyć głuptaka białobrzuchego
Widok na Eilat z North Beach
Laguna w pobliżu North Beach
Eilat - oaza na pustyni
Eilat

Parę minut po ósmej parkujemy przed oddalonym o kilka minut jazdy Birdwatching Park. Tu znajdują się: słynna stacja obrączkarską, która rokrocznie wzbogaca Izrael o rewelacyjne stwierdzenia ptaków, centrum edukacyjne, rozległe saliny oraz - w naszym mniemaniu - punkt liczeń szponiastych. Krótka rozmowa z pracownikami stacji przekonuje nas jednak, że tkwimy w zasadniczym błędzie - "drapole" migrują nad pasmem górskim na zachód od Eilatu i tam też znajduje się główny punkt liczeń. Czas - kwadrans po ósmej. Odległość - 15 kilometrów. Dla Dawida scenariusz zawałowy - bo przecież nierzadko zdarza się, że główna fala ptaków przelatuje zaraz po wytworzeniu się prądów konwekcyjnych, a po niej lecą już tylko niedobitki. Na szczęście, jesteśmy na wylocie na obwodnicę. Na nieszczęście, po chwili okazuje się, że jest ona w remoncie - objazd przez miasto zakorkowany. Próbujemy przedrzeć się bocznymi uliczkami, bardziej na wyczucie. Dać Dawidowi rower - byłby na miejscu przed nami :). Szczęśliwie, instynkt nas nie zawodzi i wyjeżdżamy na rogatkach Eilatu. Godzina 8:30. Jeszcze siedem kilometrów wspinaczki pod górę i na niskich wzgórzach po prawej stronie drogi zauważamy obserwatora z lunetą i rozstawione krzesła :). W samą porę!

Birdwatching Park - jak się okazało, nie ma nic wspólnego z punktem liczeń "drapoli"
Oznakowanie - na 102!
W drodze na punkt liczeń
W drodze na punkt liczeń

Podobnie jak na południu Hiszpanii, również w Izraelu liczenia prowadzone są równolegle z kilku punktów - obserwatorzy znajdują się w stałym kontakcie, informując się przez krótkofalówki o zbliżających się ptakach, liczebnościach i kierunkach lotu - wszystko to, aby uzyskać jak największą precyzję wyników. Na "naszym" punkcie, tego dnia stacjonuje tylko Holender Guus (większość wolontariuszy to obcokrajowcy), który nie bez satysfakcji przyjmuje wsparcie dodatkowych pięciu par oczu. Jesteśmy dość wysoko i na punkcie jest chłodnawo, ale powietrze już się nagrzewa, o czym świadczy pogarszająca się widoczność. Chwilę po dziewiątej przelatuje kilka pierwszych myszołowów "wschodnich" oraz pojedyncza kania czarna. Wydaje się, że kolejne ptaki w zawrotnych liczbach, są teraz już tylko kwestią czasu, ale nic bardziej mylnego - po paru "drapolach" nastaje długa cisza w eterze, przerwana tylko obserwacją pary bocianów czarnych. Guus informuje nas, że na innych punktach jest póki co podobnie i wszystko wskazuje na to, że trafiliśmy na migracyjny dołek - być może zbyt silny wiatr zatrzymał ptaki... W nadziei, że może jednak coś się zmieni, trwamy na punkcie do jedenastej, ale na niebie pojawiają się już tylko pojedyncze pustułki, błotniak stawowy i kilka myszołowów "wschodnich", które można by policzyć na palcach jednej ręki. Na punkt docierają w międzyczasie kolejni Holendrzy oraz zorganizowana wycieczka niemieckich ptasiarzy, którym nie będzie dane zobaczyć praktycznie niczego, poza przewodnikiem, zapewniającym ich, że to najlepsze miejsce na "drapole" na Świecie ;). Ale łatwo mi się śmiać - gdyby nie przypadkowo spotkane wczoraj orły stepowe byłoby teraz bardzo niewesoło. Tak pozostaje tylko skonstatować, że cudu migracji nad Izraelem doznamy najpewniej dopiero podczas kolejnej wycieczki na Bliski Wschód... Paradoksalnie, najciekawsze ptaki obserwujemy na ziemi - mowa tu o dwóch białorzytkach saharyjskich oraz wyjątkowo ufnych skowronikach piaskowych, które co jakiś czas przylatują do przygotowanego dla nich poidełka.

Widok z punktu liczeń
Na punkcie - od prawej: Paweł, Guus, Dawid, Marian i ja
Skowronik piaskowy (Ammomanes deserti)
Białorzytka saharyjska (Oenanthe leucopyga)
Zamiast "drapoli", nadciągają kolejni birdwatcherzy
Najrozsądniej postąpił Adam... ;)

Nadwątlone morale jedziemy odbudować do Hai Bar. Wspominałem już, że drozdówki czarne uwiły sobie gniazdo tuż za bramą zoo. Po spokojnej ocenie sytuacji dochodzę jednak do wniosku, że raczej zostały przez zoo zaanektowane - prowizoryczne ogrodzenie, otaczające zadrzewienia z gniazdem, nie obejmuje żadnych wybiegów, ani niczego, co logicznie powinno nim zostać objęte i wygląda podejrzanie świeżo i mobilnie. Zmarnować taki interes byłoby grzechem. Jakby na potwierdzenie mojej teorii, w kasie, wraz z biletami (25 szekli!) otrzymujemy bezpośrednie pytanie: zoo or Black Bush Robin? Chwilę potem, zostają nam wskazane miejsca najczęstszego przebywania drozdówek - pozostaje tylko siąść i czekać. Przez chwilę zastanawiamy się czy znów nie przejedziemy się na niewłaściwej porze odwiedzin (południe), gdy w zakrzaczeniach koło bramy gospodarczej zoo pojawia się smoliście czarna drozdówka! Fakt, że zajęta jest karmieniem młodych nie sprzyja jej obserwowaniu, bo jest przez to potwornie skryta. Raz tylko wyskakuje na pobliskie ogrodzenie, gdzie przez kilka sekund pięknie pokazuje się w swojej klasycznej pozie: z zadartym niemalże pionowo długim ogonem. Tyle musi nam wystarczyć :). Skoro już zainwestowaliśmy w drozdówkę, w cenie jej obserwacji możemy zwiedzić zoo ;). Ekspozycja jest niezwykle ciekawa, ponieważ prezentuje faunę Izraela - gatunków takich jak m.in. puchacz pustynny, sokół śniady, kurhannik, kot pustynny, karakal czy malpolon nie zobaczymy w standardowym europejskim ogrodzie zoologicznym. Pomiędzy wolierami udaje nam się też dojrzeć "dzikie" tymale arabskie (dwie pary) oraz liczne bilbile arabskie i synogarlice senegalskie. Wracając do bramy wejściowej spotykamy "naszych" Anglików z plaży, którzy właśnie przybyli na drozdówkę. Kiedy pół godziny później opuszczać będziemy Hai Bar, wciąż będą jej bez skutku wypatrywać. Chyba znów mieliśmy szczęście.

Hai Bar - po prawej "tekturowy struś", a za nim prowizoryczna brama dzieląca nas od drozdówek
Drozdówka czarna (Cercotrichas podobe)

 Zwiedzamy zoo w Hai Bar
Tymal arabski (Turdoides squamiceps) - jak najbardziej dziki ;)

Dlaczego pół godziny później? Okazuje się, że w ramach biletu mamy też możliwość wzięcia udziału w samochodowym safari. Dzięki temu z bliska przyjrzeć się możemy zwierzętom, które przygotowywane tu są do reintrodukcji: oryksom szablorogim i arabskim, adaksom pustynnym, osłom somalijskim, kułanom turkmeńskim i strusiom afrykańskim. W odróżnieniu od safari, które oferują niektóre ogrody zoologiczne Starego Kontynentu, tutaj, w bezkresie pustyni, możemy chwilami zapomnieć, że wszystko wokół nas zostało zaaranżowane przez człowieka.

 Oryksy arabskie (Oryx leucoryx)
 Oryks arabski (Oryx leucoryx)
 Struś afrykański (Stuthio camelus)
 Oryksy szablorogie (Oryx dammah)
 Osioł somalijski (Equus africanus somaliensis)
Oryksy szablorogie (Oryx dammah)

Czas na popołudniowy relaks! Adam, który był już w rejonie Eilatu, w egipskiej Tabie, rekomenduje jako obowiązkową atrakcję rafę koralową w Morzu Czerwonym (kilka kilometrów na południe od miasta). Mamy co prawda okulary pływackie, ale ponieważ nie jestem szczególnym amatorem nurkowania, więc raczej nie nastawiam się na zapierające dech w piersiach widoki - dla nich z pewnością trzeba odpłynąć daleko od brzegu na głęboką wodę...

Flaga Izraela
Rafa to jedna z większych atrakcji rejonu Eilatu, o czym przypominają podobne konstrukcje

Po dotarciu na miejsce - myślę, że nie ja jedyny - przechodzę szok. Rafa jest na wyciągnięcie ręki, a jej zobaczenie wymaga wejścia do wody po szyję. Pierwsze zjawiskowe kolorowe ryby pływają już metr-dwa od brzegu! Po odejściu kilkudziesięciu metrów od plaży, założeniu okularów i zanurzeniu głowy, od eksplozji wrażeń dostać można dreszczy - nawet nie będę próbował opisywać podwodnego świata, bo słowa tego nie oddadzą. Widok na rafę, setki kolorowych ryb z kilkudziesięciu (!) gatunków i innych morskich organizmów oraz tę niesamowitą czarną głębię pod nogami, przenosi mnie do innej galaktyki. Bez maski z rurką (ma ją tylko Adam) nie jestem w stanie jednorazowo przebywać pod wodą dłużej niż kilkanaście sekund, więc chłonę to wszystko "małymi łyżeczkami", wynurzając się dopiero, gdy tlenu brakuje mi już niemal całkowicie. Chociaż stale mam ochotę na jeszcze więcej wrażeń, po godzinie wracam na plażę - z palcami skostniałymi z zimna i stopą brzydko rozciętą kolcem jeżowca, co dociera do mnie dopiero, kiedy zauważam, że barwię wodę i kamienie, niczym trafiony harpunem rekin. Naprawdę, oglądając rafę wyłączyłem się całkowicie, Na szczęście Adam posiada wodoodporny aparat i dzięki jego fotograficznym wyczynom mogę udowodnić, że z jakością przeżyć nie przesadzam - zresztą obejrzyjcie sami poniższe zdjęcia i filmy.





Rożec arabski (Rhinecanthus assasi)







Cyclichthys spilostylus gatunek ryby rozdymkokształtnej z rodziny najeżkowatych

W 15 sekundzie w prawym górnym rogu (na brzegu ławicy małych rybek) widać przez krótką chwilę w pełni nastroszoną skrzydlicę (Pterois volitans)
Ośmiornica


Adam w akcji

Jeszcze nie ochłonęliśmy po delektowaniu się cudami koralowej rafy (z plaży obserwujemy ponadto nierozpoznane delfiny), kiedy rozpoczęło się kolejne widowisko. Tym razem, nad naszymi głowami - po godzinie piętnastej stało się coś, na co już nikt z nas nie liczył - ruszyły "drapole". Wiatr, który do południa zakłócał migrację, teraz praktycznie ucichł, co uwolniło potężny strumień ptaków nalatujących na terytorium Izraela z Jordanii i Egiptu. Przez najbliższą godzinę nie mamy chwili na oddech - kominy liczące dziesiątki ptaków pokrywają niebo w pasie kilku kilometrów, a nad nami co rusz to przelatują mniejsze, lub większe fale "drapoli" w ślizgu. Co ciekawe, bez używania optyki, wydawałoby się, że niebo jest praktycznie puste, nie licząc pojedynczych ciemnych punktów widocznych gołym okiem! Poranna migracyjna farsa odchodzi w niepamięć - naszym łupem pada ponad 1000 myszołowów wschodnich, kilkaset kani czarnych, a także orzeł cesarski, 15 orłów stepowych, 3 orliki krzykliwych, kilka ścierwników, rybołów, 2 błotniaki stawowe, krogulec i dziesiątki jaskółek rudawych. Uff!

 Morze Czerwone między Eilatem i Tabą - ciemniejsze plamy na wodzie to rafa
 Zamiast ratowników - marynarze izraelskiej floty ;)
 Orzeł stepowy (Aquila nipalensis)
 Kanie czarne (Milvus migrans) i myszołowy wschodnie (Buteo buteo vulpinus)
 Kanie czarne (Milvus migrans) i myszołowy wschodnie (Buteo buteo vulpinus)
Morze Czerwone - widok na jordańskie miasto Akaba

Nasyceni popołudniowymi widokami wracamy w rejon North Beach w Eilacie, nacieszyć się tym, co rano zapisało się głównie w naszych licznikach ;). Pro forma, kontrolujemy kanał, na którym rano widzieliśmy czaplę rafową - co specjalnie nas nie dziwi, czapli brak. Nie dziwią też tłumy na plaży - w końcu głuptaki białobrzuche, dotąd najczęściej obserwowane były właśnie pod wieczór. Tym razem wszystko rozgrywa się naprawdę szybko: po paru minutach głuptak nadlatuje z otwartego morza i ku naszej uciesze wybiera nie tak daleko pływającą boję! Taka obserwacja jest już dość satysfakcjonująca. Chwilę potem jest jeszcze weselej, bo w lunetach pojawia się... kolejny osobnik! W obliczu takich rzadkości trochę bagatelizujemy przelatującego wzdłuż plaży rybaczka srokatego, który znika za falochronem po jordańskiej stronie. Tymczasem, jak się później okaże, w Jordanii to "komis"! Do szczęścia brakuje już tylko lepszej niż o poranku obserwacji mewy białookiej. Nad zatoką poluje wprawdzie 5 - 6 ptaków, ale poruszają się niewiele bliżej od tego, widzianego po świcie. Nadzieją obdarzeni zostajemy dopiero o zachodzie słońca - dwie mewy dolatują do brzegu i lądują na bojach koło promenady za basenem portowym, tzw. Laguną, gdzie najwyraźniej zamierzają nocować - od nas to jakieś trzy kilometry. Teraz wszystko w rękach kierowcy :). Powracamy do auta i próbujemy przebić się w pobliże promenady. Nie jest to łatwe, bo o tej porze dnia Eilat zaczyna dopiero tętnić życiem - zwłaszcza bliżej morza, gdzie skumulowane są hotele, punkty gastronomiczne, kasyna i tym podobne przybytki rozpusty, napędzane portfelami zagranicznych turystów. Nie bez trudu znajdujemy miejsce parkingowe w pobliżu Hananya Beach, ale po wyjściu na plażę okazuje się, że do ptaków jest wciąż daleko. Za drugim podejściem zastajemy już tylko jedną mewę, ale odległość jest bardzo przyzwoita i gdyby nie fatalne warunki oświetleniowe, pozwoliłaby na wykonanie porządnego digiscopingu. Najważniejsze jednak, że mewa białooka nie będzie już dla nas tylko poruszającym się nad morzem punkcikiem.



Bohater drugiego planu - głuptak białobrzuchy (Sula leucogaster)
Głuptak białobrzuchy (Sula leucogaster)

Gdzie ta mewa?
Mewa białooka (Ichthyaetus leucophthalmus)

Był to niestety jeden z ostatnich ptasich akcentów wycieczki...
Kolejnego dnia odlatujemy do Polski o 13:15, ale zgodnie z informacjami na biletach, do odprawy stawić się musimy aż... trzy godziny prędzej! Dojazd na lotnisko to niecała godzina, a przecież musimy jeszcze zdać samochód - szczęśliwym trafem, wypożyczalnia czynna jest od godziny 8:00. Z hotelu wymeldowujemy się o świcie i mamy czas jedynie na pożegnalną rundę po Eilacie. Tego poranka nie widzimy czapli rafowej i dopiero teraz należycie doceniamy wczorajszą obserwację... Na North Beach rzucamy tylko okiem na osławione boje - głuptak białobrzuchy obecny :). Po raz ostatni aparatu "z długą lufą" używam w Birdwatching Centre Park, gdzie dość ładnie pokazują się nam zaganiacz blady i świstunka złotorzytna. Na pożegnanie z awifauną Izraela, udaje się nam załapać na prezentację właśnie schwytanego w sieci słowika rdzawego - pierwszego tej wiosny w Eilacie. Cieplej robi się na sercu, kiedy pomyślę, że już za chwilę słowiki i reszta towarzystwa będą umilać mi powszedni dzień w Polsce. Ze stacji ruszamy do siedziby Eldana - szczęśliwym trafem w dokumentacji auta zapisane było otarcie na tym samym zderzaku, który spotkał się z kwietnikiem w Nazarecie - wszystko przebiega bez problemów. Jednak bez nerwów na zakończenie pobytu w Eilacie obyć się nie mogło. Sporo niepokoju wprowadzają najpierw debaty wokół lokalizacji przystanku, skąd odebrać nas ma autobus z Eilat Shuttle. Astral Coral. Czy chodzi na pewno o Astral Coral Hotel? A może o pobliskie Astral Nirvana Club? Jeśli pamięć nas nie zawodzi, to właśnie tutaj autobus przywiózł nas w drodze z lotniska. Trudno, zdamy się na intuicję. Do odjazdu jeszcze pół godziny, więc Paweł decyduje się na szybki "skok na miasto" po falafela. To się musiało tak skończyć - autobus przyjeżdża 25 minut przed czasem. Na szczęście panowie z Eilat Shuttle okazują się wyrozumiali i podchodzą do całej sytuacji bardziej bezstresowo od nas. Widok Pawła wyłaniającego się za załomu budynku na końcu ulicy, dostrzegającego autobus i sprintującego z falafelem w ręku - bezcenny.

Zaganiacz blady (Iduna pallida)
Zaganiacz blady (Iduna pallida)
Świstunka złotorzytna (Phylloscopus orientalis)
Birdwatching Centre Park - wszyscy zgromadzeni...
.. na prezentację słowika rdzawego (Luscinia megarhynchos)

Na lotnisku dość szybko przekonujemy się, że wymagany czas przybycia wcale nie był absurdalny. Najpierw, każdego z nas czeka kilkunastominutowy wywiad z toną podchwytliwych pytań. Przesłuchuje, chyba z czterech funkcjonariuszy służby ochrony lotniska - każdy kolejny ma mięśnie mimiczne twarzy rozwinięte o połowę słabiej niż jego poprzednik (ostatni nie posiada ich wcale). Maglowany jestem m.in. o znajomość z Pawłem (Dlaczego Paweł Kołodziejczyk jako leśnik był w Maroku?), swoje znajomości z Marokańczykami (Czy Pański znajomy wie i dlaczego wie, że jest Pan w Izraelu?) i... źródła finansowania wyprawy (Jak zarobił Pan pieniądze na wyjazd). Nareszcie! W końcu mogę przejść do kontroli bagażu. Gorzej wiedzie się Adamowi, bowiem Marian w odpowiedzi na jedno z podchwytliwych pytań (Czy ktoś dał coś Panu przed wejściem na lotnisko?) zeznaje, że otrzymał od niego... butelkę oliwy z oliwek. Nieważne, że z powodu bagażowych limitów. Zanim sytuacja się wyjaśnia, powstaje niemałe zamieszanie. Kontrola bagażu jest naprawdę drobiazgowa. Mój sprzęt optyczny i fotograficzny rozłożony zostaje na czynniki pierwsze (zdjąć muszę nawet pokrowiec na lunetę) - okulary, obiektywy i wszystkie "wykręcalne" części, każda z osobna, sprawdzane są na obecność narkotyków, materiałów wybuchowych, wypchanych ptaków, wieprzowiny i Bóg wie czego jeszcze. W pewnym momencie dochodzi do próby zdjęcia osłony przeciwsłonecznej w mojej "400-tki", która jest doń przymocowana na stałe. Do okularu lunety wdmuchany zostaje jakiś proszek - za późno, żeby powiedzieć, że tak się nie robi... Włos jeży się na głowie i nie ukrywam, że kiedy dostajemy sygnał aby na powrót spakować swoje plecaki kamień spada mi z serca. Nie wiedzieć czemu zmuszony jestem nadać szerokokątny obiektyw w bagażu głównym, natomiast długoogniskowy mogę przewieźć w podręcznym. Dlaczego? Nie wiem. Widocznie "szerokim kątem" porwać można samolot.

Granica Izraela z Egiptem - w drodze na lotnisko Ovda

Sam lot przebiega bezproblemowo, ale po wylądowaniu dowiadujemy się o mających miejsce przed paroma godzinami zamachach na lotnisku w Brukseli. Właśnie odwołana została część lotów... z Izraela. Uff. Ale kolacja w domach i tak nam nie grozi. Po przejechaniu kilku kilometrów od lotniska w Krakowie, auto Adama zaczyna dymić - najpewniej uszkodzona chłodnica. Przez dwie godziny jesteśmy unieruchomieni na pasie awaryjnym autostrady. Powrót lawetą do najszybszych i najwygodniejszych nie należy, ale cieszyć się trzeba, że nie wracamy pociągiem, lub "na stopa".
Kilka słów podsumowania...
W ciągu ośmiu dni (w tym siedmiu pełnych) udało się nam zobaczyć ptaki ze 186 gatunków. Ktoś mógłby powiedzieć, że jak na Izrael, to mało. Nawet jeśli, to zrealizowaliśmy praktycznie wszystkie kluczowe cele (nie liczę tu bardzo iluzorycznego syczka arabskiego, o którego zresztą dwukrotnie się otarliśmy), do których dołożyliśmy parę "mocnych" bonusów. Na "liście wstydu" pozostały jedynie stepówka białobrzucha i srebrnodziobek indyjski - gatunki, nad którymi nie należy rozpaczać, planując dalsze zwiedzanie "WestPala". Nie oznacza to jednak, że do Izraela nie będę chciał powrócić. Kraj ma niesamowity potencjał i przyjeżdżając tu nawet kilka razy do roku, za każdym razem mamy realną szansę na rewelacyjne rzadkości. No i nie powiem, że paru widzianym gatunkom jeszcze raz w oczy chciałbym spojrzeć...

Lista wyprawy (wielkimi literami moje "życiówki") - 186 gatunków  (wg kolejności systematycznej): gęsiówka egipska, cyraneczka, krzyżówka, krakwa, rożeniec, płaskonos, cyranka, głowienka, GÓROPATWA AZJATYCKA, KUROPATEWKA PUSTYNNA, FRANKOLIN OBROŻNY, przepiórka, perkozek, zausznik, GŁUPTAK BIAŁOBRZUCHY, kormoran, kormoran mały, pelikan różowy, ślepowron, czapla modronosa, czapla złotawa, CZAPLA RAFOWA, czapla nadobna, czapla biała, czapla siwa, bocian czarny, bocian biały, warzęcha, flaming różowy, kania czarna, ścierwnik, sęp płowy, gadożer, błotniak stawowy, błotniak stepowy, krogulec, myszołów podg. vulpinus, kurhannik, orlik krzykliwy, orlik grubodzioby, ORZEŁ STEPOWY, orzeł cesarski, orzełek, rybołów, pustułka, kobczyk, sokół wędrowny, sokół berberyjski, kokoszka, łyska, żuraw, HUBARA ARABSKA, szczudłak, szablodziób, kulon, sieweczka obrożna, CZAJKA SZPONIASTA, biegus zmienny, biegus malutki, biegus mały, batalion, kszyk, rycyk, brodziec śniady, krwawodziób, kwokacz, samotnik, brodziec piskliwy, śmieszka, mewa cienkodzioba, orlica, mewa armeńska, mewa żółtonoga, MEWA BIAŁOOKA, rybitwa czubata, rybitwa białowąsa, STEPÓWKA PRĄŻKOWANA, stepówka piaskowa, gołąb skalny, sierpówka, turkawka, synogarlica senegalska, TURKAWECZKA CZARNOGARDŁA, aleksandretta obrożna, KUKUŁKA CZUBATA, kukułka, płomykówka, syczek arabski (tylko słyszane), syczek, pójdźka, PUSZCZYK ARABSKI, LELEK PUSTYNNY, jerzyk, jerzyk blady, jerzyk alpejski, ŁOWIEC KRASNODZIOBY, zimorodek, RYBACZEK SROKATY, ŻOŁNA WSCHODNIA, dudek, dzięcioł białoszyi, krętogłów, skowronek, skowronik piaskowy, skowron pustynny, skowroniak, skowrończyk krótkopalcowy, dzierlatka, brzegówka, jaskółka skalna, JASKÓŁKA PŁOWA, dymówka, oknówka, jaskółka rudawa, świergotek polny, ŚWIERGOTEK DŁUGODZIOBY, świergotek rdzawogardły, siwerniak, pliszka żółta podg, feldegg, pliszka cytrynowa, pliszka siwa, BILBIL ARABSKI, DROZDÓWKA CZARNA, słowik rdzawy, podróżniczek, kopciuszek, pleszka podg. samamisicus, SZARECZKA CZARNOSTERNA, białorzytka płowa, białorzytka, białorzytka rdzawa podg. melanoleuca, białorzytka srokata, BIAŁORZYTKA ARABSKA, białorzytka saharyjska, kos, modrak, wierzbówka, chwastówka, PRINIA, skotniczka, zaganiacz blady, tamaryszka, rokitniczka, trzcinniczek, trzciniak, TRZCINIAK GŁOŚNY, pokrzewka aksamitna, POKRZEWKA CZARNOGARDŁA, POKRZEWKA ARABSKA, LUTNICZKA WSCHODNIA, piegża podg. curruca i althaea, cierniówka, kapturka, ŚWISTUNKA ZŁOTORZYTNA, pierwiosnek, TYMAL ARABSKI, bogatka, modraszka, kowalik skalny, NEKTARNIK PALESTYŃSKI, srokosz, dzierzba rudogłowa, DZIERZBA BIAŁOCZELNA, sójka podg. atricapillus, kawka, wrona siwa, WRONA ORIENTALNA, kruk pustynny, kruk, KRUK KUSY, CZARNOTEK ARABSKI, MAJNA BRUNATNA, wróbel, wróbel śródziemnomorski, WRÓBEL PALESTYŃSKI, KULCZYK SYRYJSKI, makolągwa, szczygieł, dzwoniec, GILAK BLADY, gilak pustynny, DZIWONIA SYNAJSKA, potrzeszcz, TRZNADEL SMUŻKOWANY, ortolan, TRZNADEL MODROGŁOWY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz