piątek, 10 czerwca 2016

Na Ziemi Świętej - VI: Hazeva i Yotvata... czyli powrót na pustynię (20 III 2016)

20 III, Arad

Budzik wkracza do akcji przed świtem. Cały dzień planujemy poświęcić na penetrację Pustyni Negev, więc każda godzina spędzona w terenie, zanim rozpęta się temperaturowe piekło, jest na wagę złota. Po szóstej opuszczamy Arad, który jest w zasadzie jedynym miastem w regionie Morza Martwego. Łatwo przeoczyć moment, w którym wysokie bloki mieszkalne ustępują miejsca surowym blokom skalnym - miasto kończy się tak nagle, jak noc nad pustynią. Przez kolejne 50 kilometrów droga wije się malowniczo przez górzysty bezkres Doliny Arawa - gdybym to ja władał kierownicą, zapewne co parę minut zatrzymywalibyśmy się na szybki plener fotograficzny:). Tuż przed dojazdem do krajowej "dziewięćdziesiątki" dochodzimy jednak do wniosku, że przysłowiowe pięć minut nas nie zbawi - przystajemy w miejscu, które służy jako punkt widokowy i przez chwilę chłoniemy energię z niesamowitego krajobrazu. Jest dość wcześnie, a nad górami lecą już pierwsze drapole - zauważamy m.in. orlika grubodziobego, kilkanaście kani czarnych oraz młodego orła stepowego - dla mnie nowy gatunek. Szkoda tylko, że ptaki migrują na tak wysokim pułapie - do pełni szczęścia jeszcze trochę brakuje... Miłym bonusem jest również stadko co najmniej dziesięciu jerzyków bladych.

Droga z Arad do szosy nr 90
Landszaft z punktu widokowego
Lecą drapole!

Głównym celem tego poranka jest Wadi Sheizav koło Hazeva - miejsce występowania endemicznej pokrzewki arabskiej - gatunku niełatwego, na którym wielu "Westpalowiczów" wyłamało już zęby. Jednak póki co, utrata zębów grozi nam w efekcie ostrego hamowania - Adam zauważył bowiem siedzącą przy drodze dzierzbę białoczelną! Gatunek z grupy "Będzie na pewno" (tak, słyszę to od pierwszego dnia - a tymczasem pozostały nam dwa i pół), ale z racji tego, że jesteśmy w Izraelu w okresie jej migracji, nie możemy polegać na żadnej pewnej miejscówce. Zatrzymujemy auto na poboczu i truchtem ruszamy do dzierzby, która pozwala się sobą nacieszyć zdecydowanie za krótko. No nic, spróbuję ją podejść... ale najpierw wyjaśnimy zagadkę, co rusza się w sąsiednim pasie przydrożnych zakrzewień. Wydaje się, że odpowiedzialne za zamieszanie są tylko piegże, ale nic bardziej mylnego - jednym z buszujących w gąszczu ptaków jest piękny samiec pokrzewki czarnogardłej! Niespodziewany i wspaniały bonus - gatunek ten notowany jest w Izraelu wyłącznie w okresie migracji na lęgowiska w Turcji i Grecji! W euforii przez chwilę nie wiem za co się zabrać, ale ostatecznie powracam do tematu dzierzby. Wydaje się, że słusznie - pokrzewka zaszyła się w gęstych krzakach, natomiast dzierzbę udaje mi się "podskoczyć" na bardzo przyzwoitą odległość. Ponadto wynagrodzony zostaję bliskim spotkaniem z lutniczką wschodnią - bardzo produktywny przystanek! A najlepsze dopiero przed nami, bowiem kiedy chcemy już wracać do auta, na niebie pojawiają się dwa młode orły stepowe! Niebiosa w końcu nam sprzyjają - wieje w naszą stronę i chwilę później jeden z orłów daje piękny i bliski pokaz szybowania. Na krótko, ale na równie niskim pułapie pojawia się ścierwnik - chyba jednak popłaczę się ze szczęścia.

Dzierzba białoczelna (Lanius nubicus)
Pokrzewka czarnogardła (Sylvia rueppelli)
Pokrzewka czarnogardła (Sylvia rueppelli)
Dzierzba białoczelna (Lanius nubicus)
Lutniczka wschodnia (Sylvia crassirostris)
Lutniczka wschodnia (Sylvia crassirostris)
Lutniczka wschodnia (Sylvia crassirostris)
Orzeł stepowy (Aquila nipalensis)
Orzeł stepowy (Aquila nipalensis)
Ścierwnik (Neophron percnopterus)

Po najlepszym przypadkowym przystanku wyprawy ruszamy na południe. Mijamy zjazd na Hazeva i jeszcze przez kilka kilometrów podążamy wzdłuż ogrodzenia oddzielającego pustynię od szosy. Z racji tego, że siatka poprowadzona jest kilkadziesiąt metrów od jezdni, właściwy zjazd do Wadi Sheizav byłoby naprawdę ciężko zauważyć bez pomocy nawigacji. Prostopadłą do głównej trasy szutrową drogą przemieszczamy się przez kilkaset metrów - zanim osiągniemy cel, z auta udaje się nam wypatrzeć dwie gazele pustynne - kolejny mocny akcent tego poranka! Oby tak dalej!

Gazele pustynne (Gazella dorcas)
Gazela pustynna (Gazella dorcas)

Wadi Sheizav to najlepsze w Zachodniej Palearktyce miejsce na pokrzewki arabskie. Cały problem z pokrzewkami polega na tym, że ptaki te mają w zwyczaju niezbyt chętnie współpracować z obserwatorami. Są płochliwe, niespokojne, ruchliwe i trzymają się kęp niskich i gęstych akacji, do których z racji jej naturalnych zabezpieczeń (kolce!) nie ma dostępu. Ponadto niezbyt są skore do podejmowania reakcji na stymulację głosową - trzeba je więc po prostu... wydeptać! Ued jest dość wąski, niemniej jest nas tylko piątka i jak tak na to spojrzeć, to krzaków nie jest znowu tak mało ;). Spora liczba przeróżnych jaszczurek i agam przypomina nam o konieczności zwracania uwagi na węże i skorpiony - zwłaszcza te pierwsze korzystać mogą z kąpieli słonecznej. Po godzinie, ued mamy już "przechodzony" w tę i we w tę, wylewamy z siebie siódme poty i nic nie wskazuje na to, żeby na jego obszarze występowała choć jedna pokrzewka arabska. Z ptaków udaje nam się za to zobaczyć m.in. dzierzbę rudogłową, białorzytki płowe, żołnę wschodnią, parę kuropatewek pustynnych i liczne szareczki, a ja nadrabiam ponadto zaległości ze skotniczką, której niestety nie udaje mi się udokumentować - pech!

Wadi Sheizav
Wadi Sheizav
Jaszczurka Acanthodactylus boskianus
Jaszczurka Acanthodactylus boskianus
Wypatrujemy pokrzewki arabskiej
Kuropatewka pustynna (Ammoperdix heyi)
Wadi Sheizav
Wadi Sheizav

Spoglądając na mapę satelitarną zauważyć można, że podobne do Wadi Sheizav zakrzewione uedy ciągną się południkowo również na północ od Hazeva. Co więcej, pokrzewki arabskie były z tego rejonu meldowane w poprzednim sezonie - może więc warto spróbować w tym miejscu. Sądząc po trip reportach okolica stwarza też sporą szansę na gilaki blade - być może to pierwsza i ostatnia szansa by je zobaczyć na tym wyjeździe?
Hazeva to jedna wielka spółdzielnia rolnicza - tzw. moszaw. Coś na kształt kibucu, z tym że jego mieszkańcy posiadają własność prywatną. Rolnicy zajmują się produkcją rolniczą na własny rachunek, jednakże ziemia stanowi wspólną własność - ewentualnie uspołecznione są zyski z upraw, dzielone po równo. Gospodarka tego konkretnego moszawu opiera się najwyraźniej na uprawach w szklarniach - przyznaję, że tak wielkich połaci użytkowanych w podobny sposób jeszcze nie widziałem (polecam spojrzeć na mapę - robi wrażenie). Podążając za nawigacją wjeżdżamy na teren jednego z gospodarstw i przebijamy się na otwartą półpustynię, w kierunku miejsca o nazwie Nahal Shahak. Kilka kilometrów przed dotarciem do celu, niespodzianka - teren objęty jest ochroną i dalej obowiązuje zakaz ruchu pojazdów... Po dłuższej chwili namysłu postanawiamy dostosować się do tych zakazów i parkujemy na placyku przeznaczonym pod parking. Perspektywa długiego spaceru w morderczym słońcu nie napawa optymizmem... Może dlatego do wymarszu zbieramy się nieco dłużej niż zwykle i może dlatego podczas tych czynności zwracamy większą uwagę na to, co dzieje się wokół: z najbliżej znajdującej się nas kępy akacji słychać ewidentny głos kontaktowy jakiejś pokrzewki! Po kilkunastu widzianych tego dnia piegżach może to nic nie znaczyć, ale takich sygnałów się nie lekceważy. Ptaki są w sumie dwa - eksponują się na krótko, lecz dość często i dostrzec można, że nieustannie kiwają ogonami - a jest to cecha pomocnicza pokrzewki arabskiej! Sugerując się rozmiarem można by wykluczyć piegżę. W grę wchodzą jeszcze lutniczki - niemniej widziane przez nas ptaki mają mocno czarne czapeczki, nieco krótszy "piegżowaty" dziób oraz - co najważniejsze - ciemne oczy! Z bliska widoczny jest też lekko stopniowany, nie tak ścięty jak u lutniczki ogon z jasnymi plamkami końcowymi, których lutniczka nie posiada! To bez dwóch zdań pokrzewki arabskie - ależ mamy szczęście! Ptaki nieco się różnią - ten z wyraźną białą obrączką oczną to samiec. Mamy więc do czynienia z terytorialną parą. Kiedy próbujemy obejść akację aby uzyskać lepsze światło do zdjęć, na jej czubku lądują dwa ptaki - szybki rzut oka: to gilaki blade! Widzimy je zaledwie kilkanaście sekund i pod słońce, ale i tak znów możemy przybijać piątki! Jakby tego było mało, niemalże w tym samym momencie słyszymy, znane mi z Maroka głosy stepówek piaskowych. Po chwili udaje się nam wypatrzeć przelatujące stado 24 ptaków, które ląduje daleko w pustyni. Zbyt daleko, aby próbować je podchodzić... Paweł słusznie zauważa, że gdzieś tu jednak musi być wodopój i już żadna siła nie jest w stanie powstrzymać go przed jego wykryciem ;). Na szczęście ułatwiają to słyszane z dużej odległości pracujące pompy, dzięki czemu w kwadrans docieramy do użytkowanego wyrobiska zalanego wodą. Żadnych ptaków tu jednak nie stwierdzamy, a widok wody wzmaga we mnie tylko pragnienie i chęć powrotu do pozostawionych w aucie butelek Ein Gedi ;). Po dotarciu do samochodu, na znajomych krzakach zauważamy naszą drugą dzierzbę białoczelną. Z okolic Hazevy wykrzesaliśmy wszystko co się dało - a nawet więcej.

Uprawy szklarniowe w moszawie Hazeva
Nahal Shahak
Pokrzewka arabska (Sylvia leucomelaena)
Pokrzewka arabska (Sylvia leucomelaena)
Gilak blady (Rhodospiza obsoleta)

Dochodzi południe, ale ani nam w głowach sjesta. W planach popołudniowa wizyta w Yotvata (110 kilometrów na południe), gdzie w rolniczym krajobrazie będziemy mieć najpewniej jedyną szansę na turkaweczki czarnogardłe oraz ostatnią na srebrnodziobki indyjskie. Ale atrakcje czekają nas jeszcze po drodze. Niecałą godzinę po wyruszeniu z Hazeva zatrzymujemy się na osławionym w ostatnich dniach 82 kilometrze drogi numer 90. Z okolicy, już przez dłuższy czas meldowane są skowroniaki - gatunek regularnie pojawiający się w Izraelu w okresie migracji, ale nie taki łatwy do zobaczenia w "WestPalu". Marian, Paweł i ja mieliśmy już to szczęście obserwować je w Maroku, choć kosztowało nas to sporo nerwów i poświęconego czasu. Ptaki są jednak na tyle zjawiskowe, że chętnie popatrzyłbym na nie raz jeszcze, nawet gdyby ekipa w komplecie miałaby już je "odhaczone". Na miejscu jest już kilkoosobowa grupa ptasiarzy z Anglii i Finlandii - najwyraźniej lepiej niż my wiedzą, w którym miejscu szukać, więc trzymamy się razem. Pustynia w tym miejscu różni się od tej z rejonu Morza Martwego czy Hazevy - jest kamienista, co chcąc nie chcąc przywołuje wspomnienia z ubiegłego roku - w identycznym biotopie obserwowałem skowroniaki w północnej Afryce. Poszukiwań nie ułatwia porywisty wiatr, który zagłusza nie tylko wszelkie odgłosy z otoczenia, ale i własne myśli. Jedynym dźwiękiem przedostającym się do świadomości jest uporczywe cykanie przelatujących szarańczy. W takim jałowym terenie ptaków jest bardzo niewiele i każdy ruch jeszcze mocniej niż zwykle przykuwa naszą uwagę - w ciągu pierwszego kwadransa obserwujemy jednak tylko dzierlatkę i białorzytkę płową. Rozdzielamy się na dwu - trzy osobowe grupki. Oddaliliśmy się już dość mocno od szosy, przez co zaczynamy wątpić w sensowność dalszego brnięcia w pustynię - w końcu ptaki meldowane były "przy drodze" - ale nerwowe ruchy w wykonaniu jednej z grup wskazują na to, że coś znaleźli ;). Skowroniak - niestety już tylko jeden, jest dość płochliwy i pokazuje się tylko na odległość lunetową, ale i tak jest się z czego cieszyć. W poszukiwaniu dalszych skowroniaków przeczesujemy okolicę, co skutkuje dopisaniem do listy wyprawy białorzytki pustynnej oraz tokującego skowrona pustynnego. Ten ostatni to mój ulubiony ptak pustyni - niestety, tym razem udaje mi się tylko usłyszeć jego fletowe pogwizdywanie.

W drodze do Yotvata
Na 82 kilometrze
Kamienista pustynia na 82 kilometrze
Skowroniaków szukamy w międzynarodowym składzie
Na 82 kilometrze
Szarańcza (Locusta sp.)
Kamienista pustynia na 82 kilometrze

Zadanie wykonane - wracamy do auta. Postanawiamy nadłożyć nieznacznie drogi i wrócić się pobliskim uedem Nahal Shita - a nuż w zakrzaczeniach uda się wypatrzeć coś interesującego? Manewr ten wzbogaca nas jednak tylko o dwie piegże i stadko 30 wróbli śródziemnomorskich. Już po dojściu do auta zauważam ponadto, że mnie nie tyle co wzbogacił, a zubożył - nie mam bowiem telefonu... Po przeszukaniu po raz dwudziesty czwarty wszystkich możliwych kieszeni i zakamarków ogarnia mnie niemoc. Próbuję dodzwonić się do siebie z telefonu Mariana - brak zasięgu. Czarna rozpacz. Resztkami sił udaje mi się jednak wykrzesać odrobinę racjonalnego myślenia - starając się odtworzyć przebieg wydarzeń dochodzę do wniosku, że jeśli telefon nie wyskoczył mi z kieszeni podczas marszu - dość mało prawdopodobne - mogłem go zgubić tylko w jednym miejscu: podczas krótkiego odpoczynku w uedzie, kiedy zdarzyło mi się usiąść na ziemi. Chwila ta została uwieczniona na zdjęciach i po chwili, z pomocą Dawida szukam już w krajobrazie kadru, który pasuje do tego z wyświetlacza. Wyraźnego azymutu jednak brak i błądzimy, kierując się bardziej pamięcią i intuicją. Dookoła pełno trawiastych kęp, kamieni i wykrotów, przez co wszystko wygląda tak samo. W pewnym momencie wydaje mi się (choć nie pierwszy raz), że znajduję się w miejscu ze zdjęcia - telefonu jednak nie widać. Załamany krążę jeszcze chwilę po najbliższych paru metrach kwadratowych i będąc już w szczycie rezygnacji zauważam telefon - leżący tuż koło mnie, w miejscu które sprawdzałem kilka razy. Chyba właśnie wyczerpałem limit szczęścia na dziś.

Ued Nahal Shita
Sukulent - roślina która przystosowała się do życia w warunkach ograniczonej dostępności wody

Kolejny przystanek to już, oddalona o pół godziny drogi Yotvata. Ściślej - pola znajdujące się na wschód od kibucu, które wymieniane są w trip reportach jako najpewniejsze miejsce w Izraelu na turkaweczkę czarnogardłą (co potwierdził nam dzień wcześniej Rami). Jest godzina 14:00 - cztery godziny światła powinny nam wystarczyć bez problemu. W pierwszej kolejności odwiedzamy najsłynniejszą lokalizację pod Yotvatą - dwa wielkie okrągłe pola, które na ujęciu satelitarnym przypominają ogromne kręgi zbożowe. Kształt pól wynika z kwestii praktycznych. Na suchej ziemi rośliny mają szanse wyrosnąć tylko tam, gdzie regularnie docierać będzie woda. W centralnych miejscach pól umiejscowione są pompy wodne, od których odchodzą maszyny podlewające, przywodzące na myśl długie cyrkle - wielkie rury z natryskami, jeżdżące po okręgu. Nic dziwnego, że tak żyzne miejsce przyciąga ptaki - w lutym rokrocznie zatrzymują się tu np. skowronki orientalne oraz świergotki szponiaste. Nam udaje się dojrzeć jedynie skowrończyki krótkopalowe. W zadrzewieniach na skrajach pól powinny występować turkaweczki, ale znajdujemy jedynie liczne synogarlice senegalskie, a także żołny wschodnie, bilbile arabskie i prinie.

Krajobraz w rejonie Yotvata
Gaj palmowy pod Yotvata
Jedno z charakterystycznych okrągłych pól pod Yotvata
Widok na Jordanię

Przez dalszą godzinę objeżdżamy okoliczne pola i plantacje daktylowe, z których część przylega do jordańskiej granicy. Z nowości trafiamy na dwa świergotki rdzawogardłe. Kiedy przejeżdżamy koło dyżurki jednej z plantacji, dozorca ręką daje nam sygnał do zatrzymania - najwyraźniej zauważył nasze lornetki i chce nam coś przekazać. Posługując się łamaną angielszczyzną, przekonuje nas, żebyśmy poszli za nim. Po chwili okazuje się, że na jego posesji, pod jednym z krzaków założył gniazdo jakiś "nocny ptak". W Collinsie pokazujemy mu najpierw lelka pustynnego, a następnie kulona, na którego reaguje z wyraźnym ożywieniem ;). Ze strzępów jego wypowiedzi dochodzimy do wniosku, że historia o której opowiada, niestety miała miejsce... rok temu ;). Korzystając z okazji, wypytujemy jednak o turkaweczki - nie poznamy wprawdzie żadnych szczegółów, ale przekaz jest motywujący - turkaweczki naprawdę są tu nierzadkie!

Świergotek rdzawogardły (Anthus cervinus)

Usłyszane historie wlewają w nas nowe siły. Raz jeszcze objeżdżamy te same pola uprawne - bezskutecznie. Dzień powoli chyli się ku końcowi i dalsze "turkaweczkowe safari" mija się trochę z celem. Podejmujemy zdecydowaną decyzję: w ostatnim podejściu tego dnia (bo jeśli się nie uda, raczej nie ma wątpliwości co do tego, że trzeba będzie wrócić tu jutro...) spróbujemy znaleźć turkaweczkę w zarośniętym uedzie, który rozpościera się na zachód od południowego kompleksu pól. Dawid decyduje się pozostać przy aucie, a ja ruszam z resztą ekipy na piesze poszukiwania. Po przejściu pół kilometra najciekawszą zdobyczą jest trzecia tego dnia dzierzba białoczelna. Ued doprowadza nas w końcu do małego stawku, w pobliżu którego wypatrujemy rodzinkę siedmiu tymali arabskich. Tuż obok znajdują się cztery niewielkie odstojniki otoczone niskim wałem i drucianym płotem. Aby przyjrzeć się przebywającym tam ptakom wdrapujemy się na nasyp. Jest na co popatrzeć: kilkanaście czajek szponiastych, pięć czapli modronosych, trochę szczudłaków i piątka gęsiówek egipskich, za których pochodzenie można przynajmniej ręczyć. Nagle, ni stąd, ni zowąd, z pobliskich zadrzewień płoszą się dwa ptaki - TURKAWECZKI!!! Dzięki temu, że stoimy na wale, widzimy jak oba malutkie gołąbki (bez ogonów byłyby nieco większe od wróbla!) lądują w znajdującym się 150 metrów dalej zadrzewieniu - ruszajmy! Pierwsza próba podejścia ptaków kończy się ucieczką w siną dal jednego z nich, ale... drugi przelatuje do kępy niższych akacji. Świadomi, że podejście numer dwa to raczej ostatnia szansa na zdjęcie, poruszamy się niemal wstrzymując oddech. Trzy kroki - stop. Kilka sekund na wyrównanie oddechu. I jeszcze raz. I ponownie. W końcu widać już ładnie wszystkie cechy ptaka. Udaje się zrobić zdjęcia. O jeden krok za daleko - turkaweczka zrywa się i po paru sekundach znika nam z oczu. Nie bez komplikacji, ale tego dnia udało się wszystko co zaplanowaliśmy - i to ze świetnymi bonusami.

Zadrzewienia przed nami to ostatnia tego dnia szansa na turkaweczki


Szczudłak (Himantopus himantopus)
Gęsiówki egipskie (Alopochen aegyptiaca)
Turkaweczka czarnogardła (Oena capensis)
Ued, w którym szukamy turkaweczek
W rejonie Yotvata

Nim powrócimy do samochodu obserwujemy przez chwilę polujące nad odstojnikami jaskółki rudawe. W drodze do Yotvata trafiają nam się jeszcze lisy z podgatunku palaestina - o nieco innych proporcjach ciała i tonacji barwnej niż "nasze", z podgatunku nominatywnego.

Jaskółka rudawa (Cecropis daurica)
Lis (Vulpes vulpes palaestina)

Dzień prędzej Rami podzielił się z nami informacją o sensacyjnym gniazdowaniu pary drozdówek czarnych w Hai Bar - ich lęgowiska znajdują się w subsaharyjskiej Afryce oraz w południowej części Półwyspu Arabskiego. Informację tę potwierdzili napotkani dziś Finowie, którzy widzieli tam ptaki przed wizytą na skowroniakach. Dowiadujemy się, że szukać należy koło... tekturowej podobizny strusia! Tak właśnie - w Hai Bar znajduje się mini zoo, w którym prezentowana jest fauna Izraela i gdzie podjęto ciekawą inicjatywę, mającą na celu przywrócenie do środowiska naturalnego wszystkich gatunków bibilijnych. Na ogromnym wybiegu, do reintrodukcji przygotowywane są więc m.in. oryksy szablorogie, adaksy pustynne, strusie afrykańskie oraz osły somalijskie. Drozdówki w Biblii nie wykazywano, ale najwyraźniej postanowiła dołączyć do tego szacownego towarzystwa, zakładając gniazdo tuż za bramą parku ;). Hai Bar znajduje się niecałe 10 kilometrów na południe od Yotvata, więc nie zaszkodzi nam spróbować przynajmniej rozejrzeć się na miejscu. Po dotarciu na miejsce zastajemy jednak ciszę. Słońce za chwilę spotka się z horyzontem - aktywność ptaków jest zerowa. Powrócimy tu nazajutrz.
Ale tego dnia nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. Przed dojazdem do bliskiego już Eilatu - punktu docelowego naszej dzisiejszej podróży - skręcamy na odwiedzony pierwszego dnia pobytu w Izraelu odstojnik "K20". Na groblę wchodzimy już w zaawansowanych ciemnościach, akurat w chwili, kiedy pojawiają się pierwsze stepówki prążkowane :). Ptaki nie chcą nas tym razem zaszczycić tak bliską jak ostatnio obserwacją - jest ich za to aż dziewięć. Przyjemny ptasi akcent na koniec udanego dnia!

 Stepówki prążkowane (Pterocles lichtensteinii)
Przy wodopoju tłoczno - od góry: ślepowron (Nycticorax nycticorax), kokoszka (Gallinula chloropus) i czajka szponiasta (Vanellus spinosus)

W Eilacie prędko znajdujemy naszą kwaterę o wdzięcznej nazwie Sea Princess Motel. Żadne tam luksusy, ale działa wifi, jest ciepła woda, a łóżka są wygodne - to najważniejsze, bo spędzimy tu ostatnie dwie izraelskie noce. Szybki prysznic (tego mi było trzeba po dniu na pustyni) i ruszamy na poszukiwanie jedzenia - od śniadania w Aradzie, nie licząc kilku daktyli, "żywimy" się wodą ;). W pobliżu hotelu znajdujemy całkiem niezłego i taniego fast-fooda z kebabami i falafelami. Co istotne, stoliki są na zewnątrz - temperatura o godzinie 21 sięga 25 stopni... Paweł pobudzony przypływem kalorii chce jeszcze poszukać syczka, którego dotąd nie widział. Wybijamy mu z głowy samotny wojaż do gajów palmowych w Yotvata (według Collinsa syczek nie występuje na południu Izraela) i zgadzamy się jedynie na spacer do najbliższego parku w mieście. Wybór pada na Gan Binyamin Central Park. Jak można było przypuszczać, syczków nie znajdujemy - co nie oznacza, że fatygowaliśmy się tu na darmo - park jest areną nocnych polowań rudawców nilowych - dużych nietoperzy o rozmiarach do około 20 cm i rozpiętości skrzydeł około 60 cm - jedynych przedstawicieli owocożernych rudawkowatych w Zachodniej Palearktyce. Tego dnia nie zapomnimy bardzo długo!

Rudawiec nilowy (Rousettus aegyptiacus)
Eilat: Gan Binyamin Central Park


c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz