Gdyby tydzień temu ktoś zapytał mnie jak wyobrażam sobie okoliczności zaliczenia pasterza (Pastor roseus) w Polsce, długo nie zastanawiając się odparłbym: "Lato. Przypadkowe znalezienie ptaka żerującego w stadzie szpaków na polu. Raczej nie twitch - bo i wcześniejszych pojawów w naszym kraju do stacjonarnych w zasadzie zaliczyć nie można". W ostatnich dniach rzeczywistość okazała się być z tymi wyobrażeniami mocno skontrastowana. Połowa listopada. Przydomowe podwórko w centrum miejscowości. Stacjonarny osobnik. Takie okoliczności zapewne nawet by mi się nie przyśniły. A jednak obserwacja mojego pierwszego w życiu "pastora" tak właśnie wyglądała!
11 listopada światło dzienne ujrzała informacja o stwierdzeniu pasterza w małej miejscowości Osieczna na Ziemi Leszczyńskiej - ptaka, który tego dnia powrócił po tygodniu nieobecności, już 4 XI odkrył na swojej posesji przy ulicy Małej Kościelnej lokalny ornitolog Janusz Stępniewski. Chwilę po puszczeniu tej rewelacji w ptasiarski eter na miejscu byli już pierwsi obserwatorzy - szybko okazało się, że zobaczenie ptaka przebywającego pomiędzy budynkami rozmieszczonymi w ścisłej, zwartej zabudowie jest niemożliwe bez współpracy mieszkańców. Zwłaszcza w dniu ponownego odkrycia, za zgodą Pana Janusza, na jego podwórku obserwowali rzadkiego gościa pierwsi przybyli na miejsce szczęśliwcy (ptak ostatni raz pojawił się tu 13 XI). Jednak już wtedy pasterz odwiedzał również niezamieszkaną posesję pod nr 8, a także (i to coraz częściej) podwórko pod nr 7, gdzie po dziś dzień przez większość czasu przebywa. Z pomocą szczęśliwie przyszli sąsiedzi Pana Janusza - niezwykle życzliwi i wyrozumiali Państwo Glapakowie, bez których - co by tu ukrywać - dziesiątki obserwatorów (w tym ja) mogłyby tylko pomarzyć o zobaczeniu rzadkości - gospodarze domu "spod siódemki" z pewnością na zawsze pozostaną w pamięci wszystkich tych, którzy odwiedzili i jeszcze odwiedzą pasterza. W imieniu swoim i współobserwatorów - DZIĘKUJĘ!!! :) Ptak upodobał sobie porastające posesję winogrona, na których niemal dzień w dzień żeruje. Jeśli przebywa na sąsiednim podwórku, do dyspozycji jest drabina (przez co twitch nabiera nieco angielskiego charakteru), z której dobrze widać pokryte bluszczem zadaszenia sąsiednich zabudowań gospodarczych.
Zdecydowana większość obserwatorów nie miała żadnych problemów z porządnym zobaczeniem ptaka - niestety mój przypadek okazał się być nieco karkołomny. 13 XI przybyłem do Osiecznej z Adamem Kuźnią i Michałem Zawadzkim: "O, Panowie na ptaszka?" - przywitał nas gospodarz - "W tej chwili go nie ma, ale na pewno wkrótce się pojawi, jak w poprzednich dniach". Czekamy jednak półtorej godziny wpatrzeni na przemian w porośnięty bluszczem dach sąsiedniej posesji i porastające podwórko winogrona. Dołączają do nas w międzyczasie Czarek Pióro z Mateuszem Matysiakiem. Najwyraźniej wybraliśmy jednak na przyjazd jedyny dzień, w którym ptak postanowił nie przylecieć na winobranie... I chociaż krótko przed zmierzchem, pasterz ni stąd ni zowąd przelatuje nam nad głową wracam do domu z mieszanymi odczuciami. Bądź co bądź, 4-sekundowa obserwacja nie jest szczytem moich marzeń... Chociaż nie mam najmniejszych wątpliwości co widziałem, odhaczając pasterza tego wieczoru na swojej internetowej lifeliście czuję się dosyć niezręcznie wobec własnego sumienia tłiczera...
Dlatego decyduję się na drugi wyjazd - kto wie, kiedy znów nadarzy się podobna okazja? Tym razem ruszam z Agą i Tomkiem Tańczukami oraz Karoliną Krawczak, rano 16 XI. Dzień wcześniej poprzez Ptasią Gorącą Linię przesłana zostaje informacja, że w niedzielę, słynna już na całą ornitologiczną Polskę posesja przy ulicy Małej Kościelnej będzie niedostępna, spodziewamy się więc sporych tłumów. Tym razem nie zdążyliśmy zadzwonić do drzwi - Pani gospodyni wychodzi nam naprzeciw i informuje, że "Ptaszek czeka w winogronie"! Przy pasterzu jest już spory tłumek obserwatorów z Wielkopolski i Pomorza - a w drodze jeszcze awizowanych kilkanaście osób ze Śląska. Wszyscy zostajemy ugoszczeni gorącą kawą, choć póki adrenalina nie opadła, zimno nam nie było! Dodać tu muszę, że sporo osób należycie doceniło gościnę gospodarzy i nie przybyło z pustymi rękoma:) A wracając do ptaka - przez cały czas zachowywał się dość apatycznie, kilka razy skubnął owoc, po czym powracał do swojej "pozycji wyjściowej" - najwyraźniej nie śpieszy mu się do powrotu w rodzinne strony. Pozostaje więc życzyć mu szczęścia w przetrwaniu nadchodzących mrozów!
Dzięki szybkiemu "objawieniu się" pasterza mogliśmy część dnia poświęcić na obserwacje ptaków w drodze do domu. Oczywisty wybór padł na Dolinę Baryczy. Ze względów praktycznych odwiedzamy część zachodnią rezerwatu. Niestety nie udaje się nam namierzyć żerujących na polach większych stad gęsi. Co nie znaczy, że nie było ciekawie. Chociażby na stawie Jelenim II koło Rudy Żmigrodzkiej, gdzie było na czym oko zawiesić - dla nas najciekawsza była koncentracja czapli białych licząca co najmniej 440 ptaków. Na ściernisku po kukurydzy w pobliżu wsi Ligotka obserwujemy też duże stado łabędzi - 188 czarnodziobych i 74 krzykliwe - warto było nadłożyć drogi!
Ekipa tłiczerów z Panem Kazimierzem, gospodarzem posesji
Życzliwa gospodyni z gorącą kawą dla ptasiarzy - na zdjęciu jest i pasterz (dla spostrzegawczych)
Kawa jeszcze nigdy nie smakowała tak dobrze :)
W końcu i pasterz zabrał się do konsumpcji...
... po czym z satysfakcją zaszczebiotał :)
W końcu i pasterz zabrał się do konsumpcji...
... po czym z satysfakcją zaszczebiotał :)
"Biotop" pasterza z Osiecznej
Zwarta zabudowa ulicy Małej Kościelnej - wypatrzenie ptaka stąd jest niemożliwe...
Ptaki na stawie Jamnik w Dolinie Baryczy
Staw Jeleni II koło Rudy Żmigrodzkiej w Dolinie Baryczy
Łabędzie krzykliwe (Cygnus cygnus) i łabędzie czarnodziobe (Cygnus columbianus)
Łabędzie krzykliwe (Cygnus cygnus) i łabędzie czarnodziobe (Cygnus columbianus)
Super!
OdpowiedzUsuńciekawa opowieść :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kto dał cynk o tym pasterzu? , P. Kazimierz???
OdpowiedzUsuń11 XI informacja przez PGL "inf. J. Stępniewski, ptak nadal obecny".
OdpowiedzUsuńJak dowiedziałem się od Pana Janusza - ptak przebywał u niego jedynie 4 i 11 XI, gdzie również obserwowało go pewne grono obserwatorów - w kolejnych dniach większość czasu spędzał pod nr 8 i nr 7. Jak z kolei dowiedziałem się od Pana Kazimierza zwrócił on uwagę na jasnego szpaka z żółtym dziobem, który wydawał się mu chory.
OdpowiedzUsuń