środa, 6 listopada 2013

Spełnione marzenie - sowa jarzębata (Surnia ulula) na Mazowszu!

Zobaczyć sowę jarzębatą było moim marzeniem, od kiedy na poważnie zacząłem interesować się ptakami. Gatunek ten, na początku XX wieku pojawiający się w Polsce dość regularnie (notowano nawet obfitsze naloty, ostatni zimą 1906/07), po II wojnie światowej był już stwierdzany sporadycznie, zaledwie 5 razy: 16 VI 1970 1 ptak na Wolinie, w okresie 7.12.02 - 1.04.03 zimujący osobnik w Pogorzelcach k. Białowieży, od 30.10 do 2.12.06 - 1 ptak na Bagnie Ławki w Dolinie Biebrzy, w dniach 3-22.03.07 - 1 osobnik w Cedrach Małych na Pomorzu oraz 30.11.09 - 1 ptak przypadkowo wykryty i sfilmowany podczas wędrówki po Bieszczadach z kamerą. Jako że za "długodystansowe" tłiczowanie zabrałem się dopiero w 2008, a ptak z 2009 nie był stacjonarny, nie było mi dane swojego marzenia spełnić. Ponad trzy tygodnie temu ciśnienie podniosła mi informacja spod Wyszkowa - Michał Rycak wypatrzył z auta sowę jarzębatą! Pech chciał, że w tym czasie byłem nad morzem, a nazajutrz (13.10) ptak widziany był tylko do południa... W myślach wykreśliłem już "surnię" ze swoich najbliższych planów, kiedy niespodziewanie pojawiła się druga szansa - w ostatnią niedzielę, tj. 3 listopada, Mateusz Ściborski wykrył "jarzębatkę" (również z auta!) pomiędzy wioskami Pniewo i Lemany w powiecie pułtuskim, tj. 65 kilometrów w linii prostej od miejsca poprzedniej obserwacji! Nazajutrz ptaka szukało kilka ekip, ale tylko jednej z nich udało się ponownie zlokalizować sowę - ptak pojawiał się i znikał i tak naprawdę nie było pewności czy pozostał na miejscu do zmierzchu. Mimo to szykuję się na wyjazd w nocy z poniedziałku na wtorek - raz kozie śmierć! 
Na miejscu jesteśmy przed 7 rano i niestety nie zapowiada się na to, żeby było "lekko, łatwo i przyjemnie" - wstępny rekonesans okolicy zakończył się fiaskiem...  Nim dołączają posiłki ze Śląska rozmawiamy z lokalnym kierowcą ciężarówki, który twierdził, że wczoraj wieczorem widział "białego ptaka w czarne paski" koło młyna, po drugiej stronie szosy Pułtusk-Wyszków. Nie zaszkodzi nam spróbować się tam rozejrzeć, zwłaszcza że w międzyczasie przybywa ekipa z Warszawy i możemy rozdzielić się na kilka zespołów poszukiwawczych - szanse na sukces bądź co bądź wzrastają. Przez ponad godzinę wyglądało na to, że przyjdzie nam przełknąć gorycz porażki... aż w końcu dzwoni do nas Staszek Łubieński - surnia JEST w Lemanach!!! W naprawdę szybkim tempie dołączamy do znalazców z tego dnia - już z dalszej odległości widać sowę na wierzchołku samotnego drzewa na środku pastwiska - jest piękna! Niestety zdania tego nie podzielają najwyraźniej non-stop nękające ją kawki, pikujące na drapieżnika ze wszystkich stron. W końcu surnia nie wytrzymuje presji i odlatuje - na szczęście siada kilkadziesiąt metrów dalej na świerku. W locie jest dość charakterystyczna, choć z dalszej odległości nietrudno byłoby patrząc na nią pomyśleć w pierwszej chwili o krogulcu/jastrzębiu. W ciągu najbliższych kilkudziesięciu minut jeszcze dwa razy zmienia miejsce odpoczynku - trzeba tu dodać, że ani razu z powodu obserwatorów, których obecność spowodowała nawet przepłoszenie... kawek;) Za każdym razem ptak eksponuje się blisko wierzchołka drzewa i staje się dla nas jasne, że rzeczywiście można by ją zauważyć nawet z szybko jadącego samochodu (tym niemniej, gratulacje za czujność i refleks dla Michała i Mateusza - obu, tegorocznych "zmotoryzowanych" odkrywców!). Ostatecznie sowa skrywa się przed oczami skrzydlatych prześladowców w małej olszynce, gdzie przez dłuższą chwilę pozostaje niewidoczna również dla nas i tylko nerwowe skrzeczenie srok jest dla nas wskazówką, że sowa nie odleciała daleko - najwyraźniej wyjaśnia się zagadka, dlaczego poprzedniego dnia nie wszyscy przybyli na miejsce ptasiarze odnaleźli ptaka!
Liczna grupa tłiczerów (w szczytowym momencie było nas szesnastu) budziła nie lada sensację w spokojnej wsi. Bezcenna była mina jednej z pań, która wyszła z domu do ogrodu i dość szybko zorientowała się, że płot odgradzający jej posesję jest oblegany przez tłum ludzi "z długimi lufami" i "dziwnymi kamerami" na statywach: "My do sowy, która siedzi nad Panią" - wyjaśniamy. 
Dzięki dobrej dokumentacji obu tegorocznych stwierdzeń "jarzębatki", w najbliższych dniach powinno się wyjaśnić, czy osobnik obserwowany w październiku w Śniadowie i ten z Leman/Pniewa, to ten sam ptak. 

Sowa jarzębata (Surnia ulula)
Sowa jarzębata (Surnia ulula) atakowana przez kawki
 Sowa jarzębata (Surnia ulula)
 Sowa jarzębata (Surnia ulula)
 A sowa gdzieś na ogrodzonej posesji ;)
Opłaciło się przyjechać! Od lewej: ja, Michał Zawadzki, Staszek Łubieński i Janek Rapczyński
Rządek tłiczerów w Lemanach
Sowa jarzębata (Surnia ulula) niepokojona przez kawki
Sowa jarzębata (Surnia ulula)

4 komentarze:

  1. Fajnie było :)))
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bez dwóch zdań :) Pozdrawiam również!

    OdpowiedzUsuń

  3. Pikna :) Zbiegowisko i zamieszanie znów wśród okolicznych mieszkańców nastąpiło :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Co z rekompensatą za zniszczone wschodzące zboże?

    OdpowiedzUsuń