Po wyprawie z późnej jesieni 2013 roku, w mojej birdwatcherskiej księdze w rozdziale zatytułowanym "Maroko" wciąż pozostawały niezapisane karty. Potwierdziła się stara prawda - nie da się zobaczyć wszystkiego na jednym wyjeździe. Przyczyn było co najmniej kilka - pora roku (część ptaków odleciała na zimowiska w głąb Afryki, inne były mocno nieaktywne), rozmiary Maroka (niemożliwym jest zwiedzenie całego kraju w 10 dni) oraz szczęścia (a raczej jego chwilowego braku). Powód pierwszy skutkował tym, że nie mieliśmy szansy zobaczyć niektórych gatunków pokrzewek, zaganiaczy, drozdówki rdzawej, żołn modrolicych i tym podobnych wędrowców. Konsekwencją drugiego, była konieczność rezygnacji z odwiedzenia rozległych terenów Sahary Zachodniej. O braku szczęścia można by z kolei pisać długo i rozwlekle - jak inaczej wytłumaczyć chociażby brak ibisa grzywiastego, którego nawet zimą widują w Maroku chyba wszystkie ekipy birdwatcherów? Suma sumarum, z ptasiarskiego punktu widzenia, było do czego wracać. Tym razem postanowiliśmy skoncentrować się na gatunkach pustynnych, występujących na pograniczu z Algierią i Mauretanią - terenach teoretycznie jeszcze bezpiecznych, ale których MSZ odwiedzać już nie poleca;). Główne uderzenie skierowaliśmy na Saharę Zachodnią, gdzie mieliśmy mieć większe niż gdzie indziej szanse spotkania brakujących nam ptaków Sahary. Dodatkową motywację stanowiły obserwacje wróbli cytrynowych z rejonu Dakhla, z początku bieżącego roku. Gatunek ten dopiero niedawno odkryto w Zachodniej Palearktyce i tylko nieliczni mieli szanse go tu zobaczyć. W obliczu szeregu wydarzeń, które w ostatnim czasie miały miejsce w krajach arabskich, ciężko wyrokować jak długo jeszcze region ten będzie przyjazny dla europejskich turystów. Trzeba było korzystać, póki jest to możliwe. W dużej mierze posiłkowaliśmy się danymi, które udało się przygotować dwa lata temu, uzupełniając je o informacje z najnowszych, bardzo nielicznych trip reportów. Pozostało tylko dopracować ostatnie detale. Termin: 24 marca - 2 kwietnia 2015. Skład: Staszek Czyż, Marian Domagała, Paweł Kołodziejczyk i ja.
* * * * *
24 III - Ciąg dalszy nastąpił...
Przed 8-mą rano we wtorek 24 marca wylatujemy z Berlina, gdzie żegnaliśmy się z Europą również podczas ostatniej afrykańskiej wyprawy. Sam lot przebiega bez problemów, ale zaraz po wylądowaniu w Agadirze zauważalne jest poruszenie na lotnisku. Za chwilę dowiaduję się, że w czasie kiedy byliśmy w powietrzu nad Alpami spadł niemiecki samolot - mam nadzieję, że mój sms o wylądowaniu dotarł do Polski wcześniej, niż zdawkowe informacje z mediów. Cóż, rozmyślania na niewiele się przydadzą - przed nami dopełnienie formalności związanych z wynajęciem auta. Dzięki poznanemu na pokładzie samolotu marokańczykowi Simo, który... jest bramkarzem w trzecioligowej drużynie piłkarskiej z Rudy Śląskiej;), udaje się nam wejść w posiadanie samochodu o 1/3 tańszego niż zakładaliśmy. No tak, wystarczy zadzwonić z lokalnego numeru i poprosić o auto w języku arabskim i dostaje się pojazd bez dodatkowej marży zarezerwowanej dla Europejczyków ;). Nasz wóz to mała, ale wygodna Dacia Logan, której jedynym mankamentem wydaje się być brak klimatyzacji. Ostatnim razem wynajęte przez nas auto nie miało pasa bezpieczeństwa i sprawnego akumulatora, więc chyba należy się cieszyć... przynajmniej póki nie wjedziemy w strefę upałów! Podczas kiedy Marian negocjuje cenę i warunki wypożyczenia auta, my możemy wypatrywać pierwszych ptaków - nad parkingiem kręci się kilkanaście jerzyków, w tym 4 małe i 4 blade. W pobliskim żywopłocie podśpiewuje pokrzewka aksamitna. Chrzest bojowy aparatów ma z kolei miejsce podczas sesji zdjęciowej bilbila ogrodowego.
Tak zielonego Maroka nie zaznaliśmy podczas ostatniej wyprawy...
Bilbil ogrodowy (Pycnonotus barbatus)
Wyprawa zaczyna się tak, jak skończyła się poprzednia - w drodze do Tamri, w rejonie którego znajduje się kolonia ibisów grzywiastów - gatunku, który ominął mnie nie tylko dwa lata temu, ale również podczas ubiegłorocznego wyjazdu do Andaluzji. Symboliki dopełnia mandat, który zaliczamy zaraz po wyruszeniu w trasę (tak samo zakończyliśmy wyjazd w 2013 roku...). Tym razem przekraczamy prędkość o... 6 km/h. Panowie z drogówki wykazują się nie lada pomysłowością - kiedy zauważają, że mają do czynienia z turystami, dokonują ponownego pomiaru na innym aucie i nagle okazuje się, że to my jechaliśmy o 11 km/h szybciej.;) Kara - 300 dirhamów, ale jak to w Maroku, targować się można wszędzie i o wszystko, więc ostatecznie odjeżdżamy tylko o 100 dirhamów szczuplejsi. Na przyszłość będziemy już ostrożniejsi...
Mural z ibisami grzywiastymi świadczy najlepiej o tym, że jesteśmy na dobrej drodze do kolonii :)
Postój taksówek i typowa "flota" - Mercedesy Benz 280 (czasem trafia się piękna 240-tka!)
I po co większy bagażnik? Tyle jest miejsca na dachu!
Droga klifowym wybrzeżem Atlantyku dłuży się niesamowicie, ale w końcu zauważamy znajome elementy - Cap Rhir - najdalej wysunięty na zachód przylądek regionu, grupki kitesurferów i stojący na poboczach poławiacze ostryg. Przekraczamy Oued Tamri, mijamy położoną nieopodal wioskę i po chwili odbijamy w piaszczystą drogę wiodącą nad klify. Zanim osiągamy punkt, z którego możliwy jest rzut okiem na kolonię, drogę zastępuje nam Marokańczyk podający się za strażnika kolonii. Oznaką jego urzędu jest jednak tylko zielona kurtka, a poproszony o legitymację albo odznakę recytuje bez przerwy to swoje Je suis le vrai gardien ;). Kolejna próba wyłudzenia pieniędzy od naiwnych turystów? Na to wygląda ;). Zanim dochodzi do awantury o prawa autorskie do obserwowania kolonii, nasz "gardję" zauważa, że posiadamy poważny sprzęt fotograficzny i oferuje nam pokazanie miejsca gdzie ptaki żerują (belle photos, belle photos!). Koszt usługi to tylko 40 dirhamów, więc czemu by nie skorzystać? Pakujemy się w piątkę do auta i po kilku minutach zatrzymujemy pojazd na poboczu głównej drogi do Essaouira. Teraz zaczynają się podchody przez pagórki i jary przecinające płaskowyż nad klifem, aż w końcu tuż przed nami płoszy się stadko 36 ibisów grzywiastych! Na szczęście ptaki nie odlatują daleko i ponownie lądują tuż nieopodal. Przez kolejne kilkanaście minut próbujemy się podczołgać do najbliższej grupki ibisów. W końcu ta niełatwa sztuka (te cierniste rośliny...) udaje się i możemy cieszyć się bardzo bliską obserwacją i dobrymi zdjęciami. Kto powiedział, że ibisy grzywiaste to najbrzydsze ptaki świata, chyba nie widział ich z bliska, z postawionym zadziornie "czubem" i w dobrym świetle, kiedy mienią się całą gamą barw. Bardzo ukontentowani wracamy do auta, gdzie czeka nas niespodzianka - cena za pokazanie ibisów wzrosła w międzyczasie z 40 dirhamów do 40 euro! Oczywiście nie zgadzamy się na takie warunki i płacimy tylko tyle, ile było umówione - co więcej postanawiamy skorzystać z okazji że obrażony "strażnik" gardzi dalszą jazdą z nami i z werwą ruszamy do kolonii lęgowej. Okazuje się jednak, że nie doceniliśmy marokańskich biegaczy, bo "gardję" dociera na miejsce szybciej na przełaj, niż my szosą na czterech kołach! Teraz już kategorycznie żądamy, aby sprowadził tu swojego dyrektora, kalifa, żandarmerię, czy kogo tam jeszcze rzekomo ma nad sobą. Oczywiście równie dobrze moglibyśmy prosić o dostawę czterech leżaków i beczki zimnego piwa - jestem przekonany, że telefon, który wykonał przy nas został wykonany bez użycia przycisku "połącz";). Jedyne co możemy w tej chwili zrobić to wrzucić namolnego naciągacza do oceanu. Kuszące, przyznaję, ale z drugiej strony docenić trzeba spryt i zawziętość przeciwnika. Ustępujemy, ale niewykluczone, że wyręczą nas kolejni, mniej cierpliwi i tolerancyjni birdwatcherzy;). Na miejscu rzekomego strażnika przeniósłbym ten ryzykowny interes przynajmniej 100 metrów dalej od klifów.
Na poboczu swoje zdobycze oferują poławiacze ostryg
Skaliste wybrzeże w regionie Tamri - jedna z głównych światowych ostoi ibisa grzywiastego
We wsi napełniamy żołądki pierwszą harirą i marokańską herbatą z miętą i toną cukru, po czym kierujemy się w kierunku Oued Tamri. W międzyczasie załamuje się pogoda - dość silne ulewy przeplatają się z porywistym wiatrem. Zaraz po wyjściu w teren zalewa nas deszcz, w związku z czym przeglądamy tylko ptaki na największej lagunie. Z ciekawszych widzianych tu gatunków wymienię około 30 rybitw czubatych, podobną ilość mew śródziemnomorskich, 13 warzęch, młodą mewę cienkodziobą i 3 czaple nadobne. W przerwie między kolejnymi zadymkami próbujemy sił w krótkim seawatchingu, ale pomimo faktu, że ocean jest mocno wzburzony, nad wodą praktycznie nie ma ptaków... nie licząc grupki kilkunastu głuptaków polujących w oddali i wszędobylskich rybitw czubatych. Na samej plaży udaje się też zauważyć trzy sieweczki morskie, pliszkę siwą podgatunku subpersonata, a w pobliskich zakrzaczeniach - samca pleszki algierskiej. Tymczasem niebo staje się ciemnogranatowe co zwiastuje kolejny armaggedon. Salwujemy się ucieczką do auta, ale zanim udaje nam się schronić w samochodzie wpadamy pod kolejny prysznic. Wieczorną kąpiel mamy już za sobą.
Widok na Tamri
Mecz piłkarski na dnie wyschniętego uedu ;)
Jedno z moich ulubionych lokalnych dań - "pysznościowa" harira!
A po obiedzie czas na rytuał herbaciany!
Wzburzony ocean w pobliżu ujścia Oued Tamri
Oued Tamri
Załamanie pogody bardziej niż pewne...
Warunki do seawatchingu są ciężkie... ale udaje się wypatrzeć głuptaki
W drodze do Guelmin, gdzie zaplanowaliśmy nocleg, zatrzymujemy się jeszcze koło pałacu królewskiego nad Oued Souss pod Agadirem. Zgodnie z wieloma relacjami jest to najbardziej znane w Maroku miejsce na lelka rdzawoszyjego. Uspokajamy zaniepokojonych strażników przy jednej z blokad drogowych na drodze biegnącej wzdłuż murów i już za ich przyzwoleniem poruszamy się z głośnikiem po pobliskich zakrzaczeniach. Lelków jednak nie słychać - prawdopodobnie jesteśmy tu za wcześnie. Wkrótce jednak okazuje się, że diagnoza była błędna. Już podczas poszukiwań drogi dojazdowej do głównej szosy na Guelmin przypadkiem udaje się nam zasłyszeć lelki rdzawoszyje, tokujące z zadrzewień na pobliskim polu golfowym! Areał ten jest jednak szczelnie ogrodzony wysokim murem, a ptaki zupełnie nie reagują na stymulację głosową - ba, wręcz milkną. Poświęcamy im kilkadziesiąt minut czasu, po czym odpuszczamy zrezygnowani. Z pustego i Salomon nie naleje - a przed nami jeszcze 200 km jazdy. Do Guelmin docieramy o tak późnej porze, że już nie opłaca nam się korzystać z hotelu i kilka godzin do świtu spędzamy przy kawie na stacjach benzynowych i próbując złapać choć chwilę snu na parkingu. Do boju wyruszymy skoro świt.
25 III - Między Guelmin i Tan Tan
Jeśli higiena kiedykolwiek odwiedziła Guelmin opuściła to miejsce w pośpiechu. W zakurzonym miasteczku stanowiącym bramę do Sahary, wprawdzie najmocniej rzuca się w oczy ostra łososiowa barwa, pokrywająca fasady niemal wszystkich budynków, ale chwilę po tym nie sposób nie zauważyć rozpadających się pustostanów, oraz zaśmieconych ulic zasypanych ponadto stertami gruzu. Choć w Maroku takie widoki stanowią w sumie normę, tego poranka przygnębiły mnie jeszcze wyraźniej niż zwykle - może dlatego, że z powodu mocno zachmurzonego nieba wszystko to przedstawiało się w ponurych odcieniach szarości. Dodać tu muszę, że miasteczko było jednym z najmocniej doświadczonych powodzią, która nawiedziła zachodnie Maroko jesienią 2014 roku. Ślady tych wydarzeń są jeszcze dość wyraźne i ogólnego wrażenia Guelmin z pewnością nie poprawiają. Żeby nastroić się pozytywnie do dalszych godzin dzień rozpoczynamy dość pożywnym śniadaniem składającym się z placka nadziewanego bliżej nie sprecyzowanym słodkim syropem i oczywiście herbatą po marokańsku. Jeśli to prawda, że cukier pobudza, to w tym menu na pewno upatrywać należy przyczyny zapału z jakim, mimo pogody udaliśmy się w teren.;) W końcu wszystko wskazywało na to, że tego dnia znów porządnie zmokniemy i zmarzniemy...
Zakurzone ulice Guelmin
Ślady po niedawnej powodzi widoczne są w Guelmin po dziś dzień
Obserwacje rozpoczynamy w Oued Sayad znajdującym się niecałe 6 km od Guelmin. Na początek udajemy się na zachodnią stronę drogi, gdzie ściany i dno uedu są mocno zarośnięte niskimi zakrzaczeniami, z których podśpiewują rokitniczki i pokrzewki aksamitne. Najwięcej jest tu wróbli śródziemnomorskich, które zresztą gniazdują w pobliżu w kilku dużych koloniach lęgowych. Dość pospolite są też synogarlice senegalskie i bilbile ogrodowe. Jeszcze ciekawiej jest na przyległej do uedu równinie. W kępach traw stwierdzamy m.in. pokrzewkę kasztanowatą i okularową, rodzinkę dzierzb śródziemnomorskich podgatunku algeriensis, dudka oraz około 7 samców przepiórki. Nad terenami otwartymi krążą jerzyki - blade i małe, jedyny podczas tej wyprawy kaniuk, a co jakiś czas nad naszymi głowami przelatują migrujące żołny, wśród których nie udaje się jednak wypatrzeć żołny modrolicej. Następnie udajemy się na wschodnią stronę drogi - tu w krajobrazie dominują sady cytrynowe i oliwkowe oraz pola uprawne. Zadrzewienia okazują się być przystankiem dla licznych migrantów - oprócz kolejnych żołn obserwujemy tu turkawkę, 5 świstunek górskich, 3 zaganiacze płowe, 4 świstunki iberyjskie oraz liczne kulczyki i szczygły. W pasie traw oddzielających pola zauważamy z kolei pierwszego samca pokrzewki wąsatej. Jak się później okazało, o tej porze roku to liczny ptak w uedach, co nie zmienia faktu, że jeden z trudniejszych do sfotografowania poza lęgowiskami. Po raz pierwszy możemy usłyszeć "stylizowany na dziwonię" śpiew trznadla saharyjskiego.
Oued Sayad
Oued Sayad
Roślinność Oued Sayad
Ciągnąca się wzdłuż uedu zielona równina to dobre miejsce do obserwacji m.in. pokrzewek i dzierzb
Owoce kwitną - wiosna w pełni
Stare sady przy Oued Sayad
Turkawka (Streptopelia turtur)
Trznadel saharyjski (Emberiza sahari)
Ten z pozoru zwyczajny "krzak" to kolonia lęgowa kilkudziesięciu par wróbli śródziemnomorskich
Wróbel śródziemnomorski (Passer hispaniolensis) - samiec
Wróble śródziemnomorskie (Passer hispaniolensis) - samice
Zaganiacz płowy (Iduna opaca)
Zaganiacz płowy (Iduna opaca)
Świstunka górska (Phylloscopus bonelli)
Zaganiacz płowy (Iduna opaca)
Zaganiacz płowy (Iduna opaca)
Świstunka górska (Phylloscopus bonelli)
Po blisko czterech godzinach spędzonych w Oued Sayad kierujemy się na południe. Po kilku minutach jazdy naszą uwagę przykuwają stawy położone na wschód od szosy. Podjeżdżamy na wzgórza górujące nad kompleksem, dzięki czemu uzyskujemy dobry widok na zbiorniki, na których przebywa m.in. stadko 14 kazarek, szablodziób, brodziec piskliwy i mieszana grupa jaskółek (dymówka/brzegówka). W nadziei na lepszą niż dwa lata temu obserwację góropatw berberyjskich (widziałem wtedy zapadającego między skały ptaka, co trwało jakieś dwie sekundy...) drepczę dłuższą chwilę po kamienistych zboczach, ale procentuje to tylko pierwszą parą rudorzytek.
Kolejny przystanek przypada nam niecały kilometr dalej, gdzie droga przecina Oued Boukila. W jednym z trip reportów przeczytałem o obserwacji skotniczek podgatunku theresae, która miała miejsce 800 metrów na wschód od mostu nad uedem. Udajemy się więc dokładnie w tym kierunku krawędzią uedu, podziwiając niesamowite kolory, którymi zakwita niska roślinność. W fioletach i czerwieni pięknie prezentują się białorzytki pustynne - znajdujemy w sumie trzy ptaki. Nie brakuje też kolejnych pokrzewek aksamitnych i wąsatych. Dominantem (podobnie jak dla większości terenów otwartych) jest tu skowrończyk krótkopalcowy - akurat podziwiać możemy śpiewające ptaki w wolno dryfujących lotach tokowych. Wchodzimy w końcu w głąb błotnistego uedu i już po chwili do naszych uszu dociera szczebiot skotniczek! Obserwowanie tych żwawych i ruchliwych ptaków, co chwila kryjących się w bujnych zaroślach nie jest jednak rzeczą łatwą. Widziane przez nas skotniczki to prawdopodobnie jedna rodzinka składająca się z pięciu osobników.
Tym razem na "czerwonej równinie"
Białorzytka pustynna (Oenanthe deserti)
Białorzytka pustynna (Oenanthe deserti)
Białorzytka pustynna (Oenanthe deserti)
Białorzytka pustynna (Oenanthe deserti)
Białorzytka pustynna (Oenanthe deserti)
Białorzytka pustynna (Oenanthe deserti)
Osada pasterzy u podnóża gór, tuż za uedem
Wyschnięte koryto Oued Boukila
Kolory o tej porze roku są fantastyczne
Pierwsze pustynne ptaki obserwować można w zasadzie wszędzie pomiędzy Guelmin i Tan Tan. Sugerując się doniesieniami z zagranicznych relacji wybieramy okolice słupka kilometrowego "Guelmin 22" (przy odbiciu na Daza), gdzie pomiędzy 1993 i 2014 rokiem dość regularnie obserwowane były skowroniaki - jeden z kluczowych dla nas gatunków. Na miejscu okazuje się, że słupka nie sposób znaleźć, ponieważ... został wykopany w ramach remontu drogi i poszerzania pobocza;). Prace budowlane powodują, że nie ma większego sensu szukać ptaków w pobliżu drogi, decydujemy się więc na penetrację pobliskich terenów otwartych drogami gruntowymi odchodzącymi na wschód od głównej szosy. Na początek zatrzymujemy się, żeby obejrzeć zabawną scenkę kąpieli błotnej wróbli śródziemnomorskich - jest ich tu kilkaset. Przy okazji zauważamy nalatującego na nas sokoła, który okazuje się być rarogiem górskim podgatunku erlangeri! Próba penetracji gaju palmowego w pobliskiej wiosce spala na panewce z powodu silnego wiatru, więc poświęcamy się już tylko czesaniu ptasiej drobnicy na równinie. Na przekór obiecującym relacjom opisującym tę okolicę nie obserwujemy tu jednak niczego szczególnego...
Okolice wsi Daza
I niech ktoś powie, że ptaki nie lubią się bawić ;) - wróble śródziemnomorskie (Passer hispaniolensis)
Wróble śródziemnomorskie (Passer hispaniolensis)
Raróg górski (Falco biarmicus erlangeri)
Raróg górski (Falco biarmicus erlangeri)
Raróg górski (Falco biarmicus erlangeri)
I niech ktoś powie, że ptaki nie lubią się bawić ;) - wróble śródziemnomorskie (Passer hispaniolensis)
Wróble śródziemnomorskie (Passer hispaniolensis)
Raróg górski (Falco biarmicus erlangeri)
Raróg górski (Falco biarmicus erlangeri)
Raróg górski (Falco biarmicus erlangeri)
W biotopie skowroniaka... ale skowroniaka brak!
Skowrończyk krótkopalcowy (Calandrella brachydactyla)
Podlot rudorzytki (Oenanthe moesta)
Rudorzytka (Oenanthe moesta)
Gaj palmowy w Daza
Droga do gór
Dzierlatka iberyjska (Galerida theklae)
Skowrończyk krótkopalcowy (Calandrella brachydactyla)
Dzierlatka iberyjska (Galerida theklae)
Skowrończyk krótkopalcowy (Calandrella brachydactyla)
Przypadkowo napotkani pasterze sugerują nam żeby przenieść się w rejon wsi Aferk, położonej jakieś 15 km dalej na zachód w kierunku Tan Tan. Co prawda nie wiemy czy zaglądając w przewodnik Collinsa mieli na myśli konkretnie skowroniaki, czy ogólnie ptaki (raczej obstawiamy to drugie), ale co nam szkodzi spróbować? Po drodze zatrzymujemy się żeby obejrzeć stadko polujących wspólnie sześciu pustułeczek, a przy okazji "zaliczamy" pierwszego skowrona pustynnego tej wyprawy - znak, że właściwa pustynia coraz bliżej :). Po około kwadransie odbijamy w lewo z głównej drogi w wąską asfaltówkę prowadzącą w stronę gór. Wzdłuż drogi napotykamy dalszą dzierlatkę iberyjską i pierwszą białorzytkę saharyjską. Po krótkiej chwili dojeżdżamy do wioski, którą wskazali nam pasterze. O dziwo, teren wokół zabudowań wydaje się być optymalny dla skowroniaka. Raz jeszcze postanawiamy zasięgnąć języka wśród miejscowych, co nie jest łatwe, kiedy posługuje się językiem angielskim. Od czego jednak uniwersalny język migowy - przekaz jest dość intrygujący, albowiem wynika z niego, że skowroniaki tu są, ale... wieczorami schodzą z gór ;). No cóż, chyba jednak się nie dogadaliśmy. ;) Dzień powoli chyli się ku końcowi i korzystając z ostatnich promieni słonecznych poświęcamy się fotografii - wdzięcznym modelem jest samczyk pokrzewki okularowej.
Na serwis Mitsubishi raczej nie można tu liczyć...
Skowron pustynny (Alaemon alaudipes)
Tokujący skowron pustynny (Alaemon alaudipes)
Skowron pustynny (Alaemon alaudipes)
Tokujący skowron pustynny (Alaemon alaudipes)
A takiego ptaka kojarzysz? Sko-wro-niak! ;)
Meczet w Aferk
Dzierzba śródziemnomorska (Lanius meridionalis elegans)
Pokrzewka okularowa (Sylvia conspicillata)
Pokrzewka okularowa (Sylvia conspicillata)
Pokrzewka okularowa (Sylvia conspicillata)
Przebijamy się przez pofałdowany płaskowyż, na którym po horyzont rozciąga się pustynia kamienista - hammada i około 21-ej docieramy do Tan Tan - ostatniego dużego ośrodka miejskiego (ok. 70 tys. mieszkańców) na północ od Sahary Zachodniej, zamieszkałego w większości przez dawnych berberyjskich nomadów, do dziś noszących tradycyjne błękitne stroje. O tej porze centrum i boczne uliczki odchodzące od Boulevard Hassan II tętnią życiem, więc w jednej z nich bez trudu znajdujemy małą knajpkę, gdzie zamawiamy tradycyjne buły wypełnione mięsem - po dwie na głowę. Z racji bliskości terytorium Sahary Zachodniej w mieście stacjonuje dużo wojska i policji. Chociaż nie ma tu zbyt wielu atrakcji turystycznych, jest to ostatni przystanek dla wielu podróżnych udających się dalej na południe, więc pełno tu tanich hoteli. My wybieramy Hotel Texas, położony przy Boulevard Bir Anzarane. Dach nad głową i niewielka cena to jedyne atuty tego przybytku, ale nie potrzeba nam niczego więcej. Trzeba docenić to co jest nam dane - następne łóżko czeka nas za 48 godzin, 840 kilometrów dalej na południe...
26 III - Long, long way...
Wstajemy z mało budującymi perspektywami - przeważającą część nadchodzącego dnia spędzimy w trasie. Kolejnego dnia rano chcemy być już na obszarach pustynnych w rejonie Dakhla, więc na dłuższe obserwacje nie możemy sobie pozwolić. Niemniej, przy odpowiednim dysponowaniu czasem co nieco będzie dało się uszczknąć. Przynajmniej taką mam nadzieję...
Świta, ale Tan Tan obudzi się do życia dopiero za jakiś czas;)
Pierwszy postój wypada nam zaraz za Tan-Tanem - nie potrafimy się oprzeć pokusie przejrzenia sporego stada mew widocznego z drogi w pobliżu magazynów portowych El Ouatia. Mewy okazują się być w większości żółtonogimi (z domieszką romańskiej), za to pośród nich wypatrzeć można piaskowce, w łącznej liczbie 75 ptaków. Krótki rzut oka na wciąż wzburzony ocean procentuje widokiem stada około 100 markaczek i nawałnika - niestety nieoznaczonego. Wieje tak mocno, że ciężko utrzymać obraz w lunecie w jednym miejscu - seawatching póki co trzeba sobie odpuścić...
Wybrzeże w rejonie El Ouatia
830-kilometrowy odcinek pustynnej drogi z Tan Tan do Dakhla wiedzie przez dość monotonną okolicę. Po prawej ręce - ocean. Po lewej - bezkresna pustynia. Sama droga jest dobrej jakości, a ruch na niej jest niewielki - od czasu do czasu mija się obładowaną po brzegi stylową ciężarówkę, tira, albo terenówkę. Na trasie znajduje się zaledwie kilka miejscowości - Akhfennir (107 km), Tarfaya (207 km), Laayoune (310 km) oraz Boujdour (485 km) - w takich warunkach lepiej pamiętać o kontrolowaniu poziomu paliwa w baku (swoją drogą jest tu bardzo tanie!) i racjonowaniu żywności ;).
Typowy pojazd na marokańskich drogach...
Prawie samobieżna wyrzutnia rakiet... ;)
Stacje benzynowe również mają swój klimat...
... no i na kawę w dwóch wariantach - noir i avec lait zawsze można liczyć ;)
Dobrym sposobem na ucieczkę od monotonii krajobrazu jest zatrzymywanie się w uedach. Pomiędzy Tan Tan i Akhfennir mijamy co najmniej trzy interesujące uedy: Oued Chbeika, Oued Ma Fatma oraz Oued El Waaer. Zdecydowanie najciekawszy okazuje się być pierwszy z nich. Na rozległych płyciznach żerują m.in. warzęchy (20 os.), czaple nadobne (5 os.) oraz siewki kilku gatunków - kwokacze (2), szablodziób (1), kulik wielki (1), biegusy zmienne (2), siewnice (6) i piaskowce (4). Obserwujemy też rybitwy - wielkodziobe i czubate, rybołowa oraz grupę 20 kormoranów "białoszyich" podgatunku lucidus. Atrakcją pozostałych dwóch uedów były przede wszyskim mewy śródziemnomorskie. W konteście Oued El Waaer przestrzegam przed dłuższym postojem u podnóża klifu, zaraz przed mostem na uedzie. Lokalna ludność zamieszkująca lepianki na skałach przywitała nas tu... gradem kamieni ;).
Oued Chbeika
Oued Chbeika
Kormorany "białoszyje" (Phalacrocorax carbo lucidus) i warzęchy (Platalea leucorodia)
Kormoran "białoszyi" (Phalacrocorax carbo lucidus)
Kormorany "białoszyje" (Phalacrocorax carbo lucidus) i warzęchy (Platalea leucorodia)
Kormoran "białoszyi" (Phalacrocorax carbo lucidus)
Nad Oued Chbeika
Oued Ma Fatma
Oued Ma Fatma
Wybrzeże w ujściu Oued Ma Fatma
Na razie tylko psy szczekają... kamienie polecą kilka minut później ;)
Oued El Waaer
W Akhfennir zatrzymujemy się w celu zdobycia zezwolenia na wejście do parku narodowego Khenifiss, gdzie jeszcze relatywnie niedawno stwierdzono lęg niezwykle rzadkiej w "WestPalu" mewy południowej (Larus dominicanus). Jednak w biurze parku nie sposób dogadać się z jedynym obecnym pracownikiem... Na szczęście po kwadransie dociera le capitan i dowiadujemy się, że dostęp do laguny, na której gniazdowała mewa, nie jest w żaden sposób ograniczony - a więc zajrzymy tam! Żeby było jeszcze pikantniej, mewa południowa widziana była kilkanaście dni na wysypisku śmieci pod Akhfennir! Problem w tym, że śmieci jest pełno już za rogatkami miasteczka i początkowo to właśnie miejsce traktujemy za składowisko odpadów - tymczasem żeruje tu zaledwie niecała setka mew żółtonogich i romańskich. Większe stado (kilkaset ptaków) znajdujemy na plaży 3 km dalej. Poza mewami odpoczywa tu stadko 40 rybitw czubatych oraz około 100 piaskowców, które początkowo bierzemy za stertę kamieni - dopóki "sterta" ta nie przemieszcza się podmyta przez fale ;). Jeszcze większe ilości mew przesiadują na solance po drugiej stronie szosy. Jednak i tutaj nie znajdujemy poszukiwanej "dominikanki". Niepowodzenie rekompensują za to ciekawe odczyty plastików na mewach żółtonogich - najciekawszy jest ptak zaobrączkowany jako pisklę 15 lipca 2005 w Lindesnes na południu Norwegii - "fuscus" został przez nas odczytany po 3541 dniach, 3651 km od miejsca oznakowania!
Stylowa smażalnia ryb w Akhfennir
A za rogatkami miasteczka śmieciowa Sodoma i Gomora...
Plaża pod Akhfennir
Mewy pod Akhfennir
Mewy żółtonogie (Larus fuscus)
Rybitwy czubate (Sterna sandvicensis)
Rybitwy czubate (Sterna sandvicensis)
Mewy żółtonogie (Larus fuscus)
Rybitwy czubate (Sterna sandvicensis)
Rybitwy czubate (Sterna sandvicensis)
Wyschnięte jezioro w pobliżu którego żeruje sporo mew
"Śmietnik" pod Akhfennir
Mewa żółtonoga (Larus fuscus)
Mewa śródziemnomorska (Larus audouinii)
Dorosła mewa żółtonoga (Larus fuscus) odczytana po 10 latach od zaobrączkowania... w Norwegii!
Młoda mewa żółtonoga zaobrączkowana 93 dni prędzej pod Malagą w Hiszpanii - 1222 km od Akhfennir
"Śmietnik" pod Akhfennir
Mewa żółtonoga (Larus fuscus)
Mewa śródziemnomorska (Larus audouinii)
Dorosła mewa żółtonoga (Larus fuscus) odczytana po 10 latach od zaobrączkowania... w Norwegii!
Młoda mewa żółtonoga zaobrączkowana 93 dni prędzej pod Malagą w Hiszpanii - 1222 km od Akhfennir
Przy okazji poszukiwań mew obserwować możemy przeróżne kserofity, przeważnie sukulenty - rośliny gromadzące wodę w grubych i mięsistych liściach, co przystosowuje je do życia w warunkach ograniczonej dostępności tej niezbędnej do przetrwania substancji.
Wracamy jeszcze na chwilę do Akhfennir na syte tadżiny z koziną;), po czym ruszamy w dalszą drogę wzdłuż Atlantyku. Po kilkudziesięciu kilometrach krajobraz nieco się zmienia - hamada miejscami zdecydowanie ustępuje miejsca ergowi - pustyni piaszczystej. Dojeżdżamy do rozwidlenia dróg i skręcamy w prawo na Naila. Po chwili stoimy już nad południowym brzegiem turkusowej laguny Khnifiss. Już po chwili dociera do nas, że mewy południowej oczywiście nie uświadczymy (obszar jest ogromny), ale i tak jest na czym oko zawiesić: flamingi różowe, warzęchy, rybołowy, rybitwy wielkodziobe i czubate... Zachwycają ilości siewek, zwłaszcza siewnic i szlamników - oba gatunki tworzą tu stada liczące po około 500 ptaków! Blisko nas polują jerzyki blade, ale przy porywistym wietrze wykonanie ostrego zdjęcia graniczy niemal z cudem.
Tadżin z koziną
A mięso świeże - prosto z haka ;) W Polsce nalot Sanepidu murowany ;)
Tadżiny na paleniskach - znak, że dają tu dobrze zjeść ;)
Akhfennir - ulicówka na pustyni, czyli miasteczko w stylu westernowym
Drogi są w dobrym stanie, ale uważać trzeba na wzbijane przez ciężarówki chmury piachu
Za Akhfennir krajobraz zmienia się nie do poznania - hammada powoli ustępuje na koszt ergu
Laguna Khnifiss
Laguna Khnifiss
Erg w parku narodowym Khnifiss
Na takiej nawierzchni łatwo stracić panowanie nad samochodem...
W drodze do Laayoune
W drodze do Laayoune
W drodze do Laayoune
Przystanek w drodze do Laayoune
Ciekawa pustynna roślinność
Droga jest monotonna...
Po przerwie na obserwację powracamy na trasę, mijamy Tarfaja, pierwsze znaki ostrzegające przed ryzykiem kolizji z wielbłądami i po pół godzinie przekraczamy granicę prowincji Sahara Zachodnia. Dodać muszę, że obszar ten stanowi integralną część Maroka - jedyną oznaką przekroczenia granicy są wzmożone punkty kontrolne i policyjne blokady, które towarzyszyć nam będą odtąd w kilkakrotnie wyższym niż do tej pory natężeniu aż do Ausserd - ostatniej miejscowości na wschód od Dakhla, do której dotrzeć możemy autem. Na szczęście jeszcze w Polsce zostaliśmy uprzedzeni o drobiazgowych kontrolach, w związku z czym każdy z nas zabrał ze sobą kilkanaście wypełnionych formularzy, zawierających nasze dane osobowe, informacje o paszporcie, zawodzie, znaku zodiaku, celu podróży, ulubionym kolorze itp.;) Dzięki temu unikamy konieczności wypełniania podobnych druków na każdym z posterunków. Policja i wojsko są tu wszędzie. Pamiętać jednak należy, że Sahara Zachodnia jeszcze niedawno była areną zbrojnego konfliktu. Konfliktu o bardzo złożonym tle, którego ocena wypaczana przez media jest w moim odczuciu często mylna i krzywdząca dla Maroka...
Pierwsze znaki ostrzegające przed wielbłądami na drodze pojawiają się przed Laayoune
Posterunek Gendarmerie Royale - obowiązkowy element krajobrazu Sahary Zachodniej
O co właściwie chodzi w sporze o Saharę Zachodnią? Nietrudno się domyślić, że o pieniądze - bo przecież nikt nie walczyłby tylko o 266 tysięcy kilometrów kwadratowych piasku. Mówiąc ściślej: o prawdopodobnie największe na świecie złoża fosforytów, pokłady ropy naftowej oraz dostęp do oceanu. To dzięki tym dobrom marginalny obszar stał się przyczyną konfliktu, w który zaangażowały się Hiszpania, Maroko, Algieria i Mauretania (podkreślić trzeba, że konflikt ten nie dotyczy licznych plemion zamieszkujących Saharę Zachodnią). Już od XI w. ziemie te znajdowały się pod panowaniem władców Maroka. W 1346 roku do wybrzeży saharyjskich dotarli Portugalczycy, których w XV w. wyparli Hiszpanie. Do XIX w. kolonizacja europejska postępowała wolno, formalnie kraj był południową prowincją Maroka. Ostatecznie na mocy porozumień z Francją o podziale stref wpływów w północnej Afryce, Hiszpania otrzymała tzw. Saharę Hiszpańską i zmieniła status polityczny kraju z kolonii na hiszpańską prowincją zamorską. W 1963 roku specjalny komitet ONZ wezwał Hiszpanię do rozpoczęcia procesu dekolonizacji Sahary Zachodniej, a w 1966 roku – do zorganizowania referendum w sprawie jej przyszłości. Jednocześnie Maroko, opierając się na argumentach natury historycznej, wysuwało swoje zrozumiałe roszczenia do tych ziem. W listopadzie 1975 roku król Hassan II stanął na czele tzw. Zielonego Marszu - 350 tysięcy Marokańczyków "uzbrojonych" tylko we flagi i portrety monarchy wyruszyło z Tarfaya do granicy kolonii aby zademonstrować historyczne prawo Maroka do Sahary Zachodniej. Pod presją tych wydarzeń zawarto układ, na mocy którego Hiszpanię opuścili Saharę Zachodnią, a jej obszar podzielono między Maroko i Mauretanię - ta ostatnia w 1979 roku wycofała swoje wojska ze spornego obszaru, w zamian za rezygnację Maroka z planów zagarnięcia podlegających jej terenów. Władzom w Rabacie pozostało już tylko rozprawić się z grupą powstańczą Frontu Polisario, który proklamował utworzenie niepodległej Arabskiej Demokratycznej Republiki Sahary i rozpoczął 16-letnią wojnę partyzancką. W latach 1989-1991 opór powstańców tłumiło tu blisko 100 tysięcy marokańskich żołnierzy. Wskutek mediacji ONZ podpisano w końcu zawieszenie broni (na ogół przestrzegane do dziś). Rok później miało zostać przeprowadzone referendum, w którym ludność Sahary Zachodniej głosowałaby za niepodległością lub integracją z Marokiem, ale w wyniku związanych z jego organizacją sporów (dotyczących praw do głosowania) nie doszło do niego po dziś dzień. W ogniu ciągłych negocjacji prowadzonych przez ONZ Maroko inwestowało i wciąż inwestuje ogromne pieniądze w rozwój infrastruktury Sahary Zachodniej, rozwija miasta, sprowadza tu osadników (którzy nie muszą płacić podatków!), wspiera oświatę, przemysł i branżę turystyczną. Dodać muszę, że kilkakrotnie zdarzyło się nam otrzymać reprymendę od mieszkańców Dakhla czy Laayoune, kiedy nieopatrznie stwierdziliśmy, że jesteśmy first time in Western Sahara: - There is no Western Sahara - This is Morocco! Obecnie Sahara Zachodnia podzielona jest murem granicznym na dwie części: zachodnią kontrolowaną przez Maroko i wschodnią (około 1/3 terytorium) pozostającą w rękach Frontu Polisario. Skutki saharyjskiej zawieruchy na geopolitycznej mapie Afryki północnej widoczne są do dziś. Konflikt o Saharę Zachodnią mocno rzutuje na wciąż napięte relacje między Marokiem i Algierią. To właśnie z Algierii, która nie chciała wzmocnienia Maroka i liczyła na partycypowanie w zyskach z saharyjskich złóż ropy naftowej, jeszcze w latach 90-tych płynął strumień pieniędzy i broni na poparcie Frontu Polisario. Bazą partyzantów było zresztą algierskie Tindouf. Chociaż niejednokrotnie mówiło się w ostatnim czasie o próbach ocieplenia stosunków Algierii z Marokiem, zdaje się, że dopóki nie ucichną echa sporu o Saharę Zachodnią spalą one na panewce.
Ale dość już tego politycznego mętliku. Przed dojazdem do Laayoune zauważamy małe skupisko domów wyrastające z trawiastej półpustyni, widniejące na mapie jako Daoura. Może uda nam się kupić coś do jedzenia? Poza tym, tam gdzie ludzie, tam bez dwóch zdań tony śmieci i odpadów, a co za tym idzie - ptaki;). Dojeżdżając do miejscowości zauważamy dwie kazarki zapadające w zarośniętym jarze. Próba wykrycia miejsca ich spoczynku kończy się przypadkową sesją zdjęciową z rodzinką rudorzytek.
Uliczki Daoura, niczym ulice Bejrutu po nalotach
Daoura
Jeżeli ktoś z nas był niepocieszony efektami powyższej sesji, kolejna okazja do poprawienia ujęć nadarzyła się kilkanaście minut później. Na zaadaptowanym na wysypisko śmieci placyku pośrodku wsi znajdujemy kolejną parę rudorzytek karmiących młode, świergotka polnego oraz pliszkę żółtą podgatunku iberiae. Najwięcej uwagi poświęcamy jednak dwóm tajemniczym skowronkom, których za Chiny ludowe nie jesteśmy w stanie zidentyfikować. Ptaki mają wygląd któregoś ze skowrończyków, ale rudawego i piaskowego wyklucza wzór na ogonie - ogon rdzawy ze skrajnymi sterówkami czarnymi, biało obrzeżonymi. Takie ubarwienie ogona, podobnie zresztą jak ogólne jasne, piaskowo-cynamonowe ubarwienie ptaka wskazują na skowrończyka arabskiego podgatunku dunni! Problem w tym, że nie jest on zilustrowany w Collinsie i póki co musimy domyślać się na ile zmienną cechą jest widoczność maseczki na głowie i rozmiary dzioba. Jedna cecha zdaje się jednak wykluczać skowrończyka arabskiego - duża projekcja lotek... Hmm, no to może młody górniczek mały? Tylko, że te ptaki również nie pasują do wizerunku tego gatunku w terenowym przewodniku. No i skąd młode górniczki małe pod koniec marca i dość daleko od swojego geograficznego zasięgu? Na domiar złego ptaki nie reagują zupełnie na stymulację za pomocą głosów żadnego z wyżej wymienionych gatunków. Niezła zagwozdka, ale sami jej nie rozwikłamy. Póki co odkładamy temat do czasu, aż uda nam się zdobyć dostęp do wi-fi.
Bogaty w ptaki plac zieleni w Daoura
Rudorzytka (Oenanthe moesta) - samica
Rudorzytka (Oenanthe moesta) - samica
Tajemniczy skowronek z Daoura - jak się później okazało, młody górniczek mały (Eremophila bilopha)
Tajemniczy skowronek z Daoura - jak się później okazało, młody górniczek mały (Eremophila bilopha)
Tajemniczy skowronek z Daoura - jak się później okazało, młody górniczek mały (Eremophila bilopha)
Tajemniczy skowronek z Daoura - jak się później okazało, młody górniczek mały (Eremophila bilopha)
Godzinę przed zmrokiem dojeżdżamy do Laayoune, nieoficjalnej stolicy Sahary Zachodniej. Zamieszkałe przez 200 tysięcy mieszkańców, niegdyś zaniedbane garnizonowe miasto, zmieniło się nie do poznania, od kiedy powróciło do Maroka w 1975 roku. Dziś Laayoune to miasto wzorcowe, lśniące nowością i przeżywające prawdziwą rewolucję kulturalną. Jednym z niewielu reliktów kolonialnej epoki są tabliczki z nazwami ulic calle. Atmosfera miasta jest specyficzna i pociągająca i gdyby tylko starczyło czasu z chęcią zabawiłbym tu dzień lub dwa. Tym razem jednak jest to dla nas tylko "oaza", w której możemy nabrać sił przed ponad 500 kilometrowym odcinkiem drogi, który czeka nas w nocy. Zanim udamy się na poszukiwanie jedzenia zatrzymujemy się jeszcze na obserwacje nad malowniczym Oued Sakia El Hamra. Decyzja ta okazuje się strzałem w dziesiątkę - wzdłuż betonowej grobli wdzierającej się w ued tokują i gniazdują marmurki (widzimy w sumie 70 ptaków), kazarki rdzawe (para z 12 młodymi), kokoszki i szczudłaki. Miejsce jest też świetne do obserwacji mew - w stadzie 200 śmieszek zauważyć można około 30 mew cienkodziobych. Na noclegowisko zlatuje się ponad 150 czapli złotawych. Do listy gatunków wyprawy dopisujemy też pierwsze ibisy kasztanowate (4). Żałujemy tylko, że słońce tak szybko znika za horyzontem...
Wjeżdżamy do Laayoune
Layounne i Oued Sakia El Hamra
Oued Sakia El Hamra
Mewa cienkodzioba (Chroicocephalus genei)
Mewa cienkodzioba (Chroicocephalus genei)
Marmurki (Marmaronetta angustirostris)
Marmurki (Marmaronetta angustirostris)
I "żelazny ptak" się trafił! ;)
Mewa cienkodzioba (Chroicocephalus genei)
Mewa cienkodzioba (Chroicocephalus genei)
Marmurki (Marmaronetta angustirostris)
Marmurki (Marmaronetta angustirostris)
I "żelazny ptak" się trafił! ;)
Po udanym terenowym zakończeniu dnia zajeżdżamy do tętniącej życiem dzielnicy handlowej i dość szybko znajdujemy przytulny "Snack Bar" Amigos, w którym oprócz zaspokojenia głodu, zaspokajamy również ciekawość. Łączymy się z internetem i wyszukujemy zdjęcia skowrończyka arabskiego podgatunku dunni. Wygląda dobrze! Przy okazji kolejnego postoju może uda się nam zgrać zdjęcia z aparatu na tablet Staszka i podesłać do konsultacji naszym kolegom w Polsce. Podbudowani w każdym calu ruszamy na południe i po siermiężnej jeździe, około czwartej nad ranem osiągamy rejon Dakhla. Resztę nocy spędzamy na poboczu obok miejsca zwanego Gleb Jdiane - małego wodopoju, do którego o świcie mają zlatywać się stepówki. Zapowiada się emocjonujący dzień - teraz już na prawdziwej Saharze...
Super relacja z wyjazdu!
OdpowiedzUsuńDzięki Wojtek!
UsuńBrak tylko zdjęcia z mapką na której była by trasa przejazdu.
OdpowiedzUsuńBardzo lubie Twoje relacje. Zmien tylko prosze tlo strony. Pozdrawiam. Bernard
OdpowiedzUsuńZarąbiste relacje, nie tylko pokazujesz piękno zagranicznych ptaków ale również widoki oraz kulturę miejsc, które odwiedzacie. Naprawdę super.
OdpowiedzUsuńDzięki! Wszystko to mnie interesuje, a ponadto tekst staje się bardziej przyjazny dla czytelników:).
Usuń