sobota, 14 marca 2015

Ciężki kaliber - pelikan kędzierzawy (Pelecanus crispus) w Dolinie Bzury!

Zdarza się, że wyprawa na ptaki ma scenariusz nieprzewidywalny, pełen zwrotów akcji. Jedną z wycieczek tego typu był ubiegłoroczny wyjazd w Dolinę Baryczy na pelikana - w domyśle kędzierzawego, a ostatecznie małego, kwalifikującego się do niechlubnej kategorii "E" - uciekinier z niewoli (szczegóły w sierpniowym wpisie). Co więcej, rok 2014 pomimo nalotu wielu południowych gatunków był rokiem bez dzikiego pelikana w naszym kraju i na jego mecie wciąż nie miałem na swoim koncie nawet częściej odwiedzającego Polskę pelikana różowego. Rok 2015 zaczął się obiecująco - podczas wizyty w Holandii, w nadmorskim Callantsoog mogłem zobaczyć przebywającego tam od dłuższego czasu pelikana różowego. Uwzględniając niecodzienne okoliczności obserwacji nie dałbym jednak uciąć sobie dłoni w obronie jego naturalnej proweniencji (zdjęcia i opis obserwacji w lutowym wpisie). Chociaż opcja ta forsowana jest na holenderskich forach internetowych, jak to z nim będzie ostatecznie - czas pokaże... 
Nie minął miesiąc od niderlandzkiego epizodu, kiedy późnym popołudniem w minioną niedzielę (8 marca) dotarła do mnie niespodziewana o tej porze roku informacja o obserwacji pelikana kędzierzawego w Dolinie Bzury w województwie Łódzkim (6 stwierdzenie w Polsce). Dokładnie w miejscu bardzo adekwatnym - na stawach w Borowie w powiecie łowickim (A przecież w herbie Łowicza znajdują się... dwa pelikany!). Musimy się jakoś zorganizować! Zaraz po świcie kolejnego dnia otrzymuję PGL-a z potwierdzeniem - ptak nadal obecny. Nie zdążyłem jednak wykonać telefonów do wszystkich potencjalnie zainteresowanych wyjazdem, kiedy nadpływa kolejna wiadomość - "Pelikan odleciał z Borowa". Nieoczekiwanie zostajemy na lodzie - bo przecież 250 kilometrowej trasy (w jedną stronę) przy takiej konstelacji wydarzeń nie podejmiemy. Miało być tak pięknie, tymczasem znów pozostanie mi czekanie na kolejnego pelikana... Ile miesięcy czy lat tym razem?
Okazało się, że niecały tydzień! Wczoraj późnym wieczorem dowiaduję się, że ptak powrócił do Borowa i był tam obserwowany do zmroku. Godzina prawie 23, a przecież mając na względzie ostatnią poranną wycieczkę pelikana w nieznane, należało być na miejscu o świcie... Na wszelki wypadek ładuję akumulatory, przygotowuję plecak ze sprzętem i pozostawiam włączony na noc telefon (zresztą praktycznie nie wyłączam go od czasu kwietniowego ibisa kasztanowatego ;)). Dzwonek budzi mnie po drugiej w nocy - po drugiej stronie słuchawki Tomek Tańczuk - "Schodzisz? Zaraz będziemy na dole". No tego to się nie spodziewałem, ale podejmuję wyzwanie. ;)  Za chwilę jesteśmy już w trasie i ku naszej uciesze jeszcze przed świtem docieramy do Borowa... ale nie tego co trzeba... Gdzie my do licha jesteśmy?! Uff, na szczęście ten właściwy Borów jest zaledwie 40 km stąd, a nie pod Piotrkowem Trybunalskim;). U celu jesteśmy z małym poślizgiem o 6:40 - czy mniej więcej nie o tej porze pelikan ostatnio odleciał z Borowa? Lepiej o tym nie myśleć. Na posterunku są już Marian Domagała i Adam Kuźnia, tak więc wiemy, że ptak jest od rana obecny. Po wejściu na teren kompleksu nie możemy jednak znaleźć wejścia na groblę więc ponownie kontaktujemy się z Marianem i dowiadujemy się, że... ptak poderwał się i krąży nad stawem! Olaboga!!! Stąd zza budynków i trzcinowiska nic nie widać! W nerwach i w oparciu o komunikację niewerbalną (wymachiwanie rękoma;)) zaczyna funkcjonować głuchy telefon - dociera do mnie, mniej więcej, coś w stylu :"pelikan poleciał i tyle go Polska widziała". Na szczęście ta nieludzka nerwówka kończy się po krótkiej chwili, kiedy otrzymujemy nowy komunikat - "Pelikan wylądował"! W końcu znajdujemy miejsce skąd widoczna jest wyspa na największym stawie - pomimo dużego dystansu, obiekt naszego pożądania widoczny jest już gołym okiem;). A jakżeby inaczej - to kawał ptaszyska! Warunki obserwacji nie są zbyt korzystne - pochmurno i daleko - więc na dobre zdjęcia nie ma co liczyć. Na takie trzeba będzie chyba poczekać do wizyty na wschodzie Palearktyki - może już w tym roku nadarzy się ku temu okazja? Co najważniejsze, przez lunetę przyzwoicie widoczne są ważne cechy - ogólnie nieco jaśniejsza i bardziej szara tonacja upierzenia niż u różowego kuzyna, kędziorki z piór na potylicy i szarobiała skóra wokół oka. Pelikana kędzierzawego śmiało ochrzcić można "gwiazdą numer 1" dotychczasowej części sezonu - a więc per aspera ad astra, w końcu udało się dopiąć celu. 
Dziś ptak był bardziej tolerancyjny i pozwolił się obserwować sporej grupce obserwatorów z różnych stron Polski. Choć nie sprawiał wrażenia szykującego się do wędrówki (poza tym krótkim wybrykiem zaraz po naszym przybyciu...) warto pamiętać, że oprócz jednego osobnika z okolic Koszalina (1990 rok) poprzednie pelikany kędzierzawe w Polsce do "longstayerów" raczej się nie zaliczały. Jeżeli ktoś planuje zobaczyć tego rzadkiego w naszym kraju gościa - lepiej korzystać z okazji bez zwlekania. 

Nawet bez lornetki trudno przeoczyć pelikana;)
Pelikan kędzierzawy (Pelecanus crispus) - digiscoping
Pelikan kędzierzawy (Pelecanus crispus) - digiscoping w wersji hardcore crop ;)
 Bonus w postaci stadka łabędzi krzykliwych (Cygnus cygnus) i czarnodziobych (Cygnus columbianus)
 Amulet się przydał - pelikan zaliczony! ;) Na zdjęciu szczęśliwe 83% ekipy;)
Z motyką na słońce... Bobry na odżywce drożdżowej tu chyba hodują. ;)

3 komentarze:

  1. Szkoda, że to uciekinier...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co to tylko przypuszczenie, a niezbitych dowodów wciąż nie ma. Poczekamy na werdykt KF. ;)

      Usuń
  2. Pelikan kędzierzawy od kilku dni widywany jest w okolicach Jeziora Wierzbiczany w powiecie gnieźnieńskim

    OdpowiedzUsuń