wtorek, 23 grudnia 2014

Andaluzja pod skrzydłami ptaków - Dni pełne niespodzianek (5 IX - 8 IX 2014)

c.d.

5 IX - Słupy Heraklesa

Głównym punktem programu nadchodzącego dnia miała być wizyta na Gibraltarze - może nie tyle ptasia, ale po prostu byliśmy zdania, że jest to ważne miejsce, które trzeba w życiu zobaczyć. Z racji niewielkiej odległości ze stacji nie zachodziła potrzeba zrywać się tam skoro świt i poprzedniego wieczoru zapadła decyzja o przepustce dla wszystkich do dwunastej! ;). Marcela decyduje się na dłuższe (niekoniecznie długie) spanie i treking w okolicach stacji, natomiast reszta ekipy umówiona jest z Arkiem na drugie poszukiwania ibisów grzywiastych. O godzinie 8:30 spotykamy się w pobliżu Facinas, pod restauracją o kosmicznej nazwie (a pewnie o równie kosmicznych cenach) - "Apolo XI". Najpierw sprawdzimy miejsce, gdzie Arek obserwował wczoraj stadko 6 ptaków! Najkrótszy dojazd do pożądanej lokalizacji wypada przez La Janda, dzięki czemu ponownie możemy nacieszyć oczy sporymi ilościami ibisów kasztanowatych (170>), bocianów białych (240>) i czapli nadobnych (17). Do ciekawszych obserwacji zaliczyć można czaplę purpurową oraz "niemieckiego" bociana białego z nadajnikiem. Wyjeżdżamy w końcu na asfaltową drogę i po chwili docieramy do miejsca, w którym wczoraj żerowali "eremici" - ptaków niestety brak... W dalszej kolejności kontrolujemy wszystkie odwiedzane przez nas wcześniej miejsca w rejonie Barbate i Zahara, ale nasze wysiłki idą na marne. Przed planowaną zbiórką odwiedzamy jeszcze Los Alcornocales z nadzieją, że humory może poprawi nam "rupell". Zadowolić musimy się jednak 6 sępami płowymi, 3 orzełkami, 2 gadożerami oraz stadkiem 20 jerzyków bladych z jednym alpejskim. Na jednym z "korków" odzywa się świstunka górska, ale próba jej zwabienia kończy się tak jak poprzednim razem - ptak milknie zaraz po odtworzeniu głosu. Chyba pora wracać do stacji i przegrupować się na popołudniową wycieczkę...

Bociany białe (Ciconia ciconia) na La Janda
Bociany białe (Ciconia ciconia) na La Janda
Ibis kasztanowaty (Plegadis falcinellus)
Czapla purpurowa (Ardea purpurea)
Ibisy kasztanowate (Plegadis falcinellus)
Byk Osborne'a - symbol Andaluzji
Punkt obserwacyjny pod dębem korkowym - czekanie na sępa plamistego...
Jerzyk blady (Apus pallidus)
Sęp płowy (Gyps fulvus)

Droga na Gibraltar zajmuje nam prawie godzinę, co zawdzięczamy pokrętnej logice autorów nawigacji GPS. Plusem takiego rozwoju wydarzeń jest jednak krajoznawczy przejazd malowniczymi wioseczkami w rejonie Algeciras.

W drodze na Gibraltar
W drodze na Gibraltar
W drodze na Gibraltar - arena do corridy

Z przebojami dojeżdżamy w końcu do La Línea de la Concepción - niewielkiego kurortu i ostatniej miejscowości po hiszpańskiej stronie. Po zakończonej w 1985 roku izolacji przekroczenie granicy ogranicza się zwykle do rutynowego przejrzenia paszportów. Chociaż Hiszpanie ostrzegali nas przed wycieczką na Gibraltar autem, najwyraźniej udaje nam się uniknąć godzin szczytu i kilometrowych korków. Co nie oznacza, że ruch jest mały, bo w kontekście tego miejsca zdaje się, że nigdy nie można tego powiedzieć. Zaraz za posterunkiem celnym czeka nas jedno z ciekawszych przeżyć podczas całego wyjazdu - przejazd przez... pas startowy lotniska, przez który prowadzi jedyna droga lądowa łącząca Gibraltar z Hiszpanią. Na czas lądowania lub startu samolotu na ulicy zamykane są szlabany, co czyni tutejsze lotnisko jednym z najbardziej intrygujących lotnisk świata. Miejsce to ma też polski akcent - to stąd 4 lipca 1943 w swoją ostatnią podróż wyruszył Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych, generał Władysław Sikorski. Pomnik upamiętniający to wydarzenie usytuowany jest na południowym cyplu Gibraltaru - Europa Point, gdzie został przeniesiony w 2013 roku w ramach obchodów 70-rocznicy tragedii.

Winston Churchill Avenue i skutery, czyli witamy na Gibraltarze
 Najdziwniejsze lotnisko Europy...
Pomnik generała Władysława Sikorskiego na Europa Point

Wjeżdżamy do miasta i dziękuję Bogu (a właściwie Marianowi;), że nie muszę prowadzić naszego pojazdu. Wąskie uliczki, strome podjazdy, tysiące skuterów i jazgot klaksonów tworzą obraz z najgorszych snów każdego kierowcy. Nad ruchem czuwają policjanci w charakterystycznych spiczastych czapkach. Na rogach ulic stoją czerwone budki telefonicznie, mijamy piętrowe autobusy i sklepy reklamujące możliwość spożycia najlepszego w okolicy "Fish and chips" i zakupu Johnny Walkera w dobrej cenie. Angielskiego klimatu dopełniają nazwy ulic - Winston Churchill Avenue, Reclamation Road, Queensway Road... Trudno nie zauważyć niezwykłego charakteru tej jednej z ostatnich kolonii brytyjskich, rozdartej jakby pomiędzy dwoma światami. Po rekonkwiście (1462) miasto przez prawie dwa i pół wieku pozostawało pod panowaniem hiszpańskim. Sytuacja zmieniła się po krwawej wojnie o sukcesję tronu, która rozgorzała po bezpotomnej śmierci Karola II Habsburga i objęła swym zasięgiem również strategiczną pod względem militarnym skałę u wyjścia Morza Śródziemnego na Ocean Atlantycki. Podczas w sumie dwunastu oblężeń miasto przechodziło z rąk do rąk, aż w końcu na mocy pokoju utrechckiego w 1713 roku Gibraltar został przekazany Wielkiej Brytanii jako wieczysta kolonia. Dziś odnosi się wrażenie, że mieszkańcy otwarcie manifestują swoją odrębność. Okna domów często udekorowane są biało-czerwonymi flagami z trzywieżowym ceglanym zamkiem, symbolizującym twierdzę w Gibraltarze. Brytyjskie terytorium zamorskie posiada swoją własną walutę - funt gibraltarski (choć w powszechnym użyciu są zarówno euro jak i funt szterling), a de facto również własny język, którego potoczna nazwa - spanglish - sugeruje jego charakter: w dużym uproszczeniu to pomieszanie hiszpańskich czasowników z angielskimi rzeczownikami. Często słyszy się też coś, co dla niewyrobionego słuchacza brzmi jak dialektalna odmiana hiszpańskiego - jest to ilanito - dialekt andaluzyjski z zapożyczeniami z wielu języków, który chyba tylko Hiszpanie z południa potrafią odróżnić od czystego dialektu andaluzyjskiego. Od niedawna terytorium zamorskie posiada swoją własną reprezentację piłki nożnej w szeregach FIFA - uświadamiam sobie, że w sumie to pojutrze rozgrywa ona mecz z Polską w ramach eliminacji do mistrzostw Europy 2016! Gibraltar to miejsce wielokulturowe - przed tradycyjnymi marokańskimi sklepikami, w cieniu andaluzyjskich balkonów, paradują ortodoksyjni Żydzi, a przed kawiarniami Hindusi popijają bawarkę - czarną herbatę z mlekiem parzoną na modłę angielską. Wbrew krążącej w obiegu powszechnym opinii tutejsi mieszkańcy nie są ani pochodzenia brytyjskiego, ani hiszpańskiego, stanowią natomiast niezwykłą mieszankę etniczną, której rodowodu należy szukać w Genui, Portugalii, Hiszpanii, na Malcie i Minorce oraz wśród Brytyjczyków i Żydów. Niezły Meksyk! 

Gibraltar - angielskie klimaty
Gibraltar - tłok na ulicach i strome podjazdy

Przybysze z zewnątrz nie zdają sobie jednak sprawy z poczucia zależności, jakie odczuwają mieszkańcy Gibraltaru. Jeszcze do niedawna główne stanowiska w urzędach i armii były obsadzane przez starannie wyselekcjonowaną kadrę z Londynu. Znaczne obszary Gibraltaru, w tym prawie cała jego południowa część to military zone - teren zamknięty zajmowany przez wojsko. W tutejszej bazie Royal Navy regularnie cumują okręty podwodne o napędzie atomowym, przeciwko czemu regularnie protestuje lokalna ludność. Jednak mimo problemów z Brytyjczykami, mieszkańcy są bardzo przywiązani do obecnego statusu czyniącego z nich poddanych Korony, a wszystkie tutejsze instytucje wzorują się wręcz na... modelu brytyjskim.

Mieszkańcy Gibraltaru manifestują swoją niezależność, jak i... związek z Koroną Brytyjską

Rozdzielamy się w pobliżu wejścia do ogrodu botanicznego Alameda Gardens - Marian odjeżdża na seawatching na Europa Point, a nasza czwórka wysiada w pobliżu dolnej stacji kolejki liniowej (Cable Car) kursującej co kwadrans na Skałę. Kupujemy bilety, ale zanim wjedziemy na The Top of the Rock cofamy się spory odcinek zatłoczoną Main Street w kierunku centrum, w poszukiwaniu piekarni. Okazuje się jednak, że jest to chyba nieznana tutaj instytucja... Przy okazji przekonujemy się, że ceny czegokolwiek poza papierosami i alkoholem zbliżone są do skandynawskich - za małą kanapkę z serem i szynką należy zapłacić równowartość 20 złotych. Kupujemy dwie paczki najtańszych (czyt. i tak drogich) ciastek i powracamy na stację kolejki, obserwując po drodze pierwszą rodzinkę makaków! Przy okazji zauważamy znak informujący o zakazie dokarmiania małp w mieście, pod sankcją kary w wysokości 2000 funtów. Mało opłacalny interes, trzeba przyznać...








Pierwsze spotkanie z makakami magotami

Wjeżdżając kolejką na górę podziwiać możemy zapierający dech w piersiach krajobraz, który tworzy rozpościerające się pod nami miasto, El Estrecho i oddalone zaledwie o 14 km afrykańskie góry Atlas z wyróżniającym się szczytem Dżabal Musa (851 m. n.p.m.). Na przybrzeżnych wodach Atlantyku i Morza Śródziemnego rozrzucone są dziesiątki statków czekających na redzie jednego z największych portów handlowych w tej części świata. Port posiadał ten status również podczas okresu drugiej wojny światowej - tylko między grudniem 1942 a marcem 1945 roku przetransportowano przez Gibraltar niemal 540 tysięcy żołnierzy. Jeszcze wspanialszy widok rozpościera się z tarasów widokowych nieopodal górnej stacji kolejki, skąd widać również atlantyckie wybrzeże Gibraltaru. Warto było tu wjechać choćby dla zobaczenia z wysoka tych wszystkich wspomnianych wspaniałości.

Przyjeżdża nasz wagonik...
Wjeżdżamy na Skałę!















Starożytni Rzymianie nazywali skałę Mons Calpe. Było to prawdopodobnie zapożyczenie z języka fenickiego słowa kalph (tłum. "wydrążony"). Platon określił Skałę jednym ze Słupów Heraklesa, które według starożytnych zamykały Morze Śródziemne i wyznaczały koniec znanego im świata. Samo określenie "za Słupami Heraklesa" znaczyło tyle, co "za Cieśniną Gibraltarską", stąd czasami Słupami nazywa się również samą Cieśninę.




Z Europy do Afryki rzut kamieniem...

Afryka...

Większą część Skały Gibraltarskiej zajmuje rezerwat przyrody (Upper Rock Nature Reserve), a ich głównymi rezydentami są makaki (magoty) - jedyne żyjące na wolności małpy w Europie, których tutejsza populacja to około 250 par. Pierwsze zauważamy jeszcze przed opuszczeniem wagonika kolejki, siedzące na barierkach górnej stacji. Kolejne kręcą się po tarasie widokowym. Pomny opowieści kolegów, którzy byli tu przede mną i przez nieostrożność o mało co nie stracili cennych przedmiotów sprzęt mam stale pod wzmożoną kontrolą. Prowiant, zegarki i wszystko co mogłoby zainteresować zwierzaki ląduje w plecaku - lepiej nie kusić losu, chociaż makaki wydają się w większości ignorować ludzi, mogą "uderzyć" w każdej chwili;). Jednakże tylko dwukrotnie zarejestrowaliśmy interakcję - dwukrotnie z winy człowieka, należy dodać - skończyło się na odrapaniach, a w drugim przypadku straconej paczce chipsów. Legenda głosi, że jeżeli kiedykolwiek małpy znikną z Gibraltaru, to Wielka Brytania straci swoją enklawę i Brytyjczycy zdają się traktować to proroctwo poważnie. Być może z tego powodu od 1915 roku, podczas obu wojen światowych magoty znajdowały się pod opieką brytyjskiego wojska. Od 1991 roku opiekę przejęły cywilne władze Gibraltaru stosując ich znakowanie oraz systematyczne i kontrolowane dożywianie, m.in. poprzez wystawiane kontenerów z owocami. Podejmowania się na własną rękę tej ostatniej czynności zdecydowanie odradzam, choćby z uwagi na portfel - grzywna za dokarmianie małp na Skale wynosi 4000 funtów! Czy tego chcemy, czy nie, makaki (obok admirała Nelsona, którego zwłoki przywieziono tu po bitwie pod Trafalgarem) są wizytówką Gibraltaru i nie znajdziemy tu chyba jedynego sklepu, który nie oferowałby przynajmniej zakupu pocztówki z małpą w roli głównej.

Komitet powitalny czeka już przy wagoniku
Dokarmianie makaków jest średnio opłacalne...;)

Makaki magoty (Macaca sylvanus)
Makaki magoty (Macaca sylvanus)
Makaki magoty (Macaca sylvanus)
Cztery nowe małpiszony przywiozła kolejka z miasta...
Nie taki makak straszny...
Makaki magoty (Macaca sylvanus)
Makak magot (Macaca sylvanus) podejrzliwie spoglądający na fotografa;)
Makaki magoty (Macaca sylvanus)

Jak sjesta to sjesta!

Czy można dostać mandat za jazdę z makakiem na lusterku?

Gibraltar - kultowe miejsce dla birdwatcherów z całego świata, nie zawodzi nas również ptasio. Chyba pierwszymi skrzydlatymi, które obserwujemy po wyjściu na taras widokowy są - przeganiające się: sokół skalny i pustułka! "Eleonora" na naszych oczach odlatuje chwilę potem do Afryki - przybyliśmy rychło w czas;). Pięknych wrażeń dostarcza migracja szponiastych tuż nad naszymi głowami - może nie na dużą skalę, bo przelatuje "tylko" około 60 kani czarnych i 70 trzmielojadów, ale chyba pierwszy raz w życiu obserwować możemy migrujące drapole... pod nami;).

 Sokół skalny (Falco eleonorae)
Porównanie sylwetek w locie - sokół skalny (Falco eleonorae) i pustułka (Falco tinnunculus)
Sokół skalny (Falco eleonorae)
Kanie czarne (Milvus migrans)
Trzmielojad (Pernis apivorus)
Trzmielojad (Pernis apivorus)
Trzmielojady (Pernis apivorus)

Skała oferuje cały szereg atrakcji historycznych (m.in. zamek Maurów oraz Upper Galleries - umocnienia obronne wykute w skale podczas Wielkiego Oblężenia w latach 1779-1782, z których kierowano ogień na atakujące oddziały hiszpańskie) i przyrodniczych (m.in. jaskinię St Michael’s Cave - prawdopodobnie ostatnią "ostoję" neandertalczyka w czasach, kiedy całą Europę, Azję i Afrykę opanował juć Homo Sapiens), które jednak w większości dostępne są tylko dla posiadaczy droższej wersji biletu wstępu do rezerwatu. Nasza wersja "ekonomiczna" obejmuje jedynie bezpłatną możliwość zwiedzania wybranych bunkrów i schronów, przeważnie z okresu XVIII-XX wieku. Dłuższy pobyt na górze i tak średnio wchodził w grę. Po dwóch godzinach spacerowania po rozpalonej żarem Skale mam wrażenie, że za chwilę na mojej skórze dojdzie do samozapłonu. Ponadto zostaje nam po łyku wody na głowę i najrozsądniejszą rzeczą, którą mogliśmy zrobić, jest powrót kolejką do miasta. Jeszcze tylko kupujemy trochę "towarów luksusowych" dla Arka;) i dokonując kontrabandy ponownie wracamy na hiszpańską ziemię;). Nie wiem jak reszta, ale ja już dawno nie cieszyłem się tak z kąpieli w zimnej wodzie, jak tego wieczoru na Los Lances!



Snajpera na Gibraltarze zdradza tylko biel lufy Canona;)
Watch your back!

Pamiątki po admirale Nelsonie są wszędzie
Opuszczamy Gibraltar

6 IX - Pożegnanie z Afryką

Dzień wolny - zupełnie jakby poprzednie naznaczone były ciężką harówką;). Pełni huraoptymizmu i świadomi tego, że to nas ostatni dzień w Tarifie postanawiamy podjąć ostatnią (z cyklu: "teraz już na pewno się uda") próbę odnalezienia ibisów grzywiastych. Najpierw odwiedzamy jednak Playa de Los Lances żeby ostatecznie potwierdzić, że nie zobaczymy tego roku rybitw bengalskich i królewskich;). Bogatsi o kilkaset megabajtów całkiem udanych zdjęć krabów ruszamy w rejon Barbate, tylko po to, aby ostatecznie pozbyć się złudzeń i marzeń o ibisach. Wracamy na stację użyć sobie ostatniej mini-sjesty w tym klimatycznym miejscu i wrzucić coś na ząb, zanim wyruszymy do miasta. Dowiadujemy się, że chętni (ja, Krzysiek i Marian) raz jeszcze popłynąć mogą na rejs z Tarify - takiej okazji na pewno nie przepuścimy. Może tym razem pojawi się jakiś wieloryb, albo przynajmniej rzadsze rurkonose?

Playa de Los Lances
Playa de Los Lances
Kraby





Playa de Los Lances
Playa de Los Lances - szukamy rybitw bengalskich
W drodze do Barbate
Marismas de Barbate
Kulony (Burhinus oedicnemus)
Kulony (Burhinus oedicnemus)
Pamiątkowe zdjęcie z Paquito

Po południu wydajemy nadwyżkę euro w marketach Tarify na jadalne pamiątki (wino, oliwki i oczywiście świetna oliwa z oliwek!) i ponownie rozdzielamy się, ustalając uprzednio czas i miejsce zbiórki - okolice bramy głównej do portu, godzina 16:30. W mieście zostaję z Dawidem i Marcelą, a skoro przyjęliśmy, że dziś wypoczywamy jak należy, no to gdzie indziej te śluby wypełnić, jak nie na plaży?;) Fala jest dziś spora, słońce grzeje bez pardonu - do zatracenia się w toni Atlantyku nie trzeba nikogo namawiać. Po plażowej relaksacji mamy jeszcze nieco ponad godzinę do umówionego spotkania - wykorzystujemy ten czas na, chyba nie mogące się znudzić, błądzenie zacienionymi uliczkami Tarify.

Playa de Los Lances - przerwa od terenu:)

Playa de Los Lances
Taka ryyyyba!
Zabytki Tarify

Piękny mural na ścianie jednego z budynków.
Tarifa - Castillo de Guzmán el Bueno
Uliczki Tarify
Torre Del Corchuelo
Uliczki Tarify
Winiarnia Tio Pepe
Średniowieczna brama prowadząca na stare miasto
Uliczki Tarify
Uliczki Tarify
Mural przedstawiający rybaków nad El Estrecho
Wszystko gotowe na ceremonię koronacji królowej Tarify
Iglesia de San Francisco

O 17-tej ładujemy się na "Jackelin" - tym razem dysponujemy już wiedzą, z którego nadbrzeża odpływa statek i jako pierwsi ustawiamy się do kolejki (zanim jeszcze zdąży powstać;)), a tym samym zajmujemy na pokładzie najlepsze miejsca do obserwacji i fotografowania. Wiedza ta przydatna jest do momentu pierwszego poderwania się wszystkich pasażerów na okrzyk "dooolphins!!!", który jest zapowiedzią wpłynięcia w... ławicę tuńczyków! Wrzaski i piski zadowolenia są pięknym świadectwem tego, co potrafią zdziałać autosugestia i wyobraźnia;). Kiedy pływamy już ponad godzinę zaczynam się zastanawiać, czy obserwacje wyskakujących z wody tuńczyków nie będą najlepszymi z tego rejsu. Nasi przewodnicy najwyraźniej mają problemy z namierzeniem jakiegokolwiek stadka waleni. W poszukiwaniu celu wyprawy zapędzamy się pod sam brzeg Maroka, aż w końcu naszym oczom ukazują się pierwsze delfiny pręgobokie. W drodze powrotnej udaje się jeszcze namierzyć stadko grindwali, które podpływamy jeszcze bliżej niż na poprzednim rejsie. Z godzinnym opóźnieniem powracamy do portu po drodze wypatrując burzyków. Jest ich chyba jeszcze mniej niż ostatnim razem, ale nie ilość jest najważniejsza - ładnie poobserwować można 3 burzyki balearskie, a prawdziwym hitem jest, o tej porze roku nieczęsto tu widywany burzyk śródziemnomorski!

Przechodzimy przez kilwater większego promu - trochę kołysze;)
Wypatrując burzyki...
Pierwsze "delfiny" - tuńczyki ;)
Bliskie spotkania ze statkami to również atrakcja rejsów z Tarify
 Grindwal (Globicephala melas)
 Grindwal (Globicephala melas)
 Grindwale (Globicephala melas)
 Grindwale (Globicephala melas)
Grindwal (Globicephala melas)
Żegnaj Afryko!
 "Allah Al-Watan Al-Malik", czyli "Bóg, Ojczyzna, Król"
Burzyk śródziemnomorski (Puffinus yelkouan)

Po raz ostatni podczas wyprawy kierujemy swój wzrok w stronę afrykańskiego wybrzeża i dołączamy do Dawida i Marceli, którzy oczekują nas przy aucie. Niewiele brakowało, a czekaliby na nas przy policyjnej lawecie - tego wieczoru na placu obok portu odbyć się miała uroczystość o nazwie Coronacion Feria de Facinas, podczas którego wybierana jest królowa Tarify. Z tej okazji wszystkie auta, które parkowały przy sąsiednich ulicach po godzinie 18-tej są odholowywane! Szczęśliwym trafem wolne miejsce przed trzema godzinami trafiło się nam po tej stronie Avenida de la Constitución, której zakaz nie dotyczy. "Korzystanie" z policyjnego parkingu to w krajach śródziemnomorskich raczej droga impreza - możemy odetchnąć z ulgą. I to głęboko. Godzina już zaawansowana a od południa nie mieliśmy w ustach niczego poza pitną wodą, serowymi chrupkami i Aviomarinem. Znalezienie otwartej knajpki o tak "wczesnej" porze nie jest jednak łatwe. Z kolei czynne lokale pękają w szwach. Widmo tradycyjnego hiszpańskiego jedzenia znika jak sen jaki złoty, kiedy mocno zrezygnowani oraz poganiani upływem czasu i ssaniem w żołądku rozsiadamy się w małej, pozbawionej klimatu włoskiej restauracyjce. Niemiecka kelnerka przyjmuje od nas zamówienie na hawajskie pizze, które przyrządzone przez polskiego kucharza zostają nam wkrótce dostarczone na stół w... kartonowych pudłach. Tego wieczoru, podobnie jak rano - przegraliśmy.

Na szczęście nie nasze auto, ale... niewiele brakowało!

Po powrocie na stację czeka nas szybkie pakowanie w świetle ledwie się już tlących czołówek i oczywiście pożegnalne "posiedzenie" z Arkiem, Paco i wszystkimi obecnymi na stacji. Jeżeli czegoś nie lubię na swoich ptasiarskich wyjazdach to powrotów i pożegnań. Każdy z nas spędził tu bez wątpienia wspaniałe chwile i nazajutrz wyjedziemy z ciężkim sercem. No właśnie - nazajutrz. To już za chwilę...

7 IX - Mocny finał

Budzik zrywa nas na nogi bezlitośnie o 2:30. Z godną podziwu sprawnością pakujemy się do auta i punkt 3:00 wyruszamy w pięciogodzinną drogę do położonego 100 km na wschód od Cordoby Parque Natural Sierra de Andújar. Wizyta w górach miała dać nam ostatnią szansę spotkania sępów kasztanowatych, sójek błękitnych (ponoć tu powszechnych) oraz rysia iberyjskiego. Dla tego hiszpańskiego endemita i najrzadszego kotowatego świata (w 2005 roku wolno żyjącą populację szacowano na zaledwie 100-120 osobników) pasmo Sierra Morena (Sierra de Andújar są jego centralną częścią) stanowi najważniejszą ostoję, a my dysponujemy wiedzą o kilku obserwacjach z ostatnich lat, które miały miejsce przy drodze z Los Escoriales do tamy na zbiorniku Embalse del Encinarejo. Jak wynikało z relacji nielicznych szczęśliwców sukces był zwykle wypadkową potwornego szczęścia i determinacji do poszukiwań skoro świt. Na samo szczęście nie mogliśmy liczyć (wszak wspomniani szczęśliwcy spędzali tu niejednokrotnie po kilka-kilkanaście dni zanim udało im się zobaczyć rysia!) stąd nasza nocna mobilizacja. Czy mieliśmy realne szanse? Jedno było pewne - odpowiedź dadzą nam najbliższe godziny.
Do Los Escoriales dojeżdżamy zgodnie z planem. Już chwilę wcześniej, jeszcze w lekkiej szarówce, niemalże rozjeżdżamy stadko 20 sójek błękitnych żerujących na potrąconej pójdźce! Na zdjęcia jest jeszcze zbyt wcześnie i postanawiamy, że zatrzymamy się w tym miejscu w drodze powrotnej. Kwadrans po ósmej jedziemy już ostrożnie szutrówką wspominaną w trip-reportach. Mijamy pierwsze znaki ostrzegające o rysiach na drodze. O penetracji okolicy można zapomnieć - droga po obu stronach jest niemalże na całej długości ogrodzona kamiennymi murkami lub (częściej) stalową siatką. Wypasane tu i ówdzie stadka byków sugerują nam raczej zapomnieć o desperackich pomysłach forsowania ogrodzeń. Pozostaje nam liczyć na to, że wypatrzymy rysia z auta. Brzmi zabawnie - ile osobników z tych 100-120 może występować konkretnie na tym obszarze? 2? 4? 10? Oczywiście i w Polsce zdarzają się tego typu historie, że ryś zostaje sfilmowany z auta, ale są to tak rzadkie przypadki, że chyba nie warto obliczać rachunku prawdopodobieństwa. Ograniczony czas i przestrzeń do obserwacji - wszystko to stawia nas w przegranej pozycji. Zaczynam się zastanawiać czy nie porwaliśmy się z motyką na słońce.  I wtedy go zobaczyliśmy.

I jak tu iść tyralierą za rysiem?
...
Ganaderia Brava - wejście grozi śmiercią, kalectwem i innymi nieprzyjemnościami
Wszystko pogrodzone...
Środowisko rysia iberyjskiego

Pięćdziesiąt metrów przed nami wzdłuż ogrodzenia kroczył najprawdziwszy ryś iberyjski!!! W pierwszej chwili paraliżu, nie wiedząc czy łapać za lornetki, czy za aparaty, nie udaje nam się zrobić zdjęcia, kiedy ryś jest na odkrytym terenie. Przez krótką chwilę obawiamy się, czy za kilka sekund zwierz nie umknie nam pomiędzy drzewka oliwkowe, ale on wręcz przeciwnie - najwyraźniej zamierza forsować drogę! Kiedy tylko znika nam z oczu w obniżeniu terenu podjeżdżamy kilkanaście metrów żeby zmniejszyć dystans. W samą porę - ryś pojawia się na drodze dość blisko naszego auta, przez chwilę tylko obdarza nas przelotnym spojrzeniem i spokojnie przechodzi przez dziurę w ogrodzeniu na drugą stronę. Strzelają migawki aparatów, a kiedy ponownie tracimy kontakt wzrokowy z celem wysypujemy się z samochodu - niestety ryś znika w międzyczasie na dobre za jednym z pagórków. Liczne ślady w pobliżu wyrwy w siatce świadczą o tym, że jest to stała trasa rysich wędrówek. Ni mniej, ni więcej, znaleźliśmy się we właściwym miejscu, we właściwym czasie. Kiedy po powrocie do domu przesyłam zdjęcia Arkowi ten nie kryje zdumienia - "Znam ludzi, którzy pracują ponad 15 lat w parku i rysia nie widzieli!". Trafiło się nam jak ślepej kurze ziarno! Czasem warto próbować, nawet kiedy nikt nie stawia na nas złamanego grosza.

Ryś iberyjski (Lynx pardinus)

Kilkaset metrów dalej zatrzymujemy się na poboczu i bez względu na lekki deszczyk, przyrządzamy polowe śniadanie na masce samochodu - pomidory, dżem figowy i chyba zbyt długo dojrzewający w lodówce bez prądu żółty ser - dość ciekawy zestaw. W pewnym momencie naszą uwagę przykuwa dziwny, wibrujący rechot, którego nie potrafimy zidentyfikować. Po dłuższej chwili okazuje się, że należy on do dzięcioła iberyjskiego - dawnego podgatunku dzięcioła zielonego sharpei. Cenna i niespodziewana obserwacja! W pobliskich zadrzewieniach pogwizduje kilka świstunek górskich - jedną udaje się nawet zobaczyć, ale jest to widzenie z gatunku tych, co nie zdążą nawet zapaść w pamięć. Co jakiś czas nad drogą przelatuje sójka błękitna, ale za każdym razem znika szybciej niż podnoszę lufę obiektywu. Na niebie pojawiają się pierwsze sylwetki sępów - wszystkie to płowe. Może jednak nie będzie tak źle z drapolami pomimo kiepskiej pogody?

Śniadanie - po rysiu smakuje, a jakże!
Jeleń szlachetny (Cervus elaphus)

Sierra de Andújar to najsilniej zalesiony fragment Sierra Morena, jedna z lepiej zachowanych przestrzeni porośniętych lasem typu śródziemnomorskiego w Hiszpanii, w której krajobrazie dominują dąb korkowy, dąb luzytański, dąb ostrolistny i sosna pinia. Wspaniałe plenery parku zapierają dech w piersiach dopiero po przejechaniu 5-6 kilometrów od Los Escoriales - od tego miejsca droga wije się do tamy krawędzią urwiska opadającego niezbyt stromo w dół. Kilka przystanków w celu rozejrzenia się po okolicy procentuje modrakiem i pierwszym, prawdopodobnym sępem kasztanowatym.

Malowniczy krajobraz Sierra de Andújar
Droga do Embalse del Jándula
Malowniczy krajobraz Sierra de Andújar
Malowniczy krajobraz Sierra de Andújar

Droga dociera w końcu do widowiskowo położonego, sporych rozmiarów (342 hm³) zbiornika zaporowego na Río Jándula - prawym dopływie Río Guadalquivir. Rozkładamy się w pobliżu ruin nieistniejącej dziś wioski Jándula, jakby żywcem przeniesionych z filmu o Résistance w Normandii, w której do lat 30-tych minionego stulecia mieszkali budowniczowie zapory. Rozpościera się stąd znakomity widok na wzgórza po drugiej stronie rzeki, nad którymi krążą spore ilości sępów - ponad 20 płowych i co najmniej 4 kasztanowate! Udaje się też wypatrzeć odpoczywające na skałach 3 dorosłe orły iberyjskie, dla których Sierra de Andújar są główną ostoją w regionie i których populacja jest tutaj w ciągłej ekspansji. Nad naszymi głowami przelatują dwa stadka żołn - w sumie ponad 40 ptaków. Przez lunety wypatrujemy koziorożców pirenejskich - dla niektórych (niestety ja się do nich nie zaliczam) ich brak rekompensuje muflon.

Río Jándula
Río Jándula
Ruiny wioski Jándula
Ruiny wioski Jándula
Ruiny wioski Jándula
Orzeł iberyjski (Aquila adalberti) - digiscoping
Sęp kasztanowaty (Aegypius monachus) - digiscoping
Sęp kasztanowaty (Aegypius monachus) - sylwetka w locie
Z "sępimi górami" w tle!

Objeżdżamy mur, który niegdyś otaczał wioskę żeby rzucić okiem na zaporę - widok robi wrażenie. Spiętrzająca wodę konstrukcja, dzięki wybudowanej obok elektrowni z generatorem prądotwórczym (moc 15.000 kW) zamienia energię potencjalną wody na kinetyczną, a w konsekwencji elektryczną. Ale pomińmy zawiłe kwestie techniczne;). Z rzadka porośnięte górskie zbocza łagodnie schodzące do Río Jándula stwarzają możliwość pieszego rekonesansu, z którego skwapliwie korzysta Krzysiek. Na efekty nie trzeba długo czekać - po chwili na górę dolatuje wieść o głuszkach i raniuszkach hiszpańskiego podgatunku irbii. Marian zauważa z kolei krążącego nad górami orła przedniego - pierwszego w życiu dla Marceli i Dawida.

Embalse del Jándula
Przełom Río Jándula
Raniuszek (Aegithalos caudatus irbii) - fot. KO

W pół do drugiej wyruszamy z powrotem w kierunku Los Escoriales, po drodze dopisując jeszcze do listy wyprawy dzierzbę śródziemnomorską i obserwując pojedyncze - sępa kasztanowatego i orła iberyjskiego. Podejmujemy też niezliczone próby sfotografowania sójek błękitnych - wszystkie podejścia mają wspólny mianownik - "porażka". Nie inaczej jest na naszej porannej miejscówce z sowim truchłem. Po okolicy kręci się od kilkunastu do kilkudziesięciu osobników, ale obserwować je to jedno, a fotografować drugie. No nic, jeszcze tu wrócę.


Malowniczy krajobraz Sierra de Andújar
Malowniczy krajobraz Sierra de Andújar
Sęp kasztanowaty (Aegypius monachus)
Orzeł iberyjski (Aquila adalberti)
Tu nawet znaku ostrzegawczego nie trzeba...

Góropatwa czerwona (Alectoris rufa)
Krajobraz okolic Los Ecoriales
Sójka błękitna (Cyanopica cyanus)
Sójka błękitna (Cyanopica cyanus)

Od Málagi dzieli nas 250 kilometrów, tj. trzy godziny ciągłej jazdy. Mamy więc jakieś trzy, cztery godziny rezerwy, z których po odjęciu czasu spędzonego na przepakowaniu bagaży, odnowieniu zapasów prowiantu i coraz częstszych postojach na rozprostowanie kości pozostaje nieco ponad godzina na ostatnie hiszpańskie obserwacje. Skoro idzie nam dziś tak dobrze, wykorzystajmy fortunę do końca. Kilka dni temu z Polski napłynęła do nas informacja o sensacyjnym gniazdowaniu pary flamingów małych na lagunie Fuente de Piedra - jakieś 85 km na północ od Málagi. Informacja ta była utajniona w sezonie lęgowym i szczęśliwym dla nas trafem została podana do publicznej wiadomości na początku naszego pobytu w Hiszpanii. Ostatni raz ptaki były widziane około półtora tygodnia temu - nie byliśmy w stanie ustalić ani nowych faktów, ani dokładniejszej lokalizacji. A zauważyć muszę, że historia dotyczy największej laguny w Andaluzji, będącej naciąganym z wszystkich stron prostokątem o wymiarach 6,5 x 2,5 km! Mimo to postanawiamy spróbować. Szczęśliwym trafem podjeżdżamy nad akwen mniej więcej z dobrej strony - kilkaset flamingów różowych odpoczywa na "odległości lunetowej", ale nie zauważamy żadnego podejrzanego osobnika. Niestety, jeszcze większe stado usadowiło się na środku laguny. Przez kilkadziesiąt minut miotamy się szukając lepszego dojazdu do pierwszej z grup - drugą, ze względów czasowych odpuszczamy. W międzyczasie flamingi przetasowują się i do pierwszej z grup dolatuje kilkadziesiąt ptaków. Powracamy w miejsce skąd zauważyliśmy flamingi po raz pierwszy i MAMY GO! Tuż na skraju stada odpoczywa arcyrzadki w Europie flaming mały! Nie wierzymy własnemu szczęściu. Dla takich chwil warto w terenie być jak najczęściej!

Krajobraz z prowincji Cordoba
Mała lampka wina jeszcze żadnemu woźnicy nie zaszkodziła!
Nie ulega wątpliwości jaki zwierzak jest symbolem Andujar...
W drodze do Málagi
W drodze do Málagi
W drodze do Málagi
W drodze do Málagi
Laguna de Fuente de Piedra
Laguna de Fuente de Piedra
Laguna de Fuente de Piedra - flaming mały w lunecie!
Flaming mały (Phoenicopterus minor) - "raryt" Zachodniej Palearktyki

Z Fuente de Piedra ruszamy już bez przystanków do Málagi. O 21-tej przekazujemy wypucowane i wymyte do nieskazitelnej bieli auto wysłannikowi Nacho. Samochód jest w lepszym stanie, niż 10 dni temu, kiedy go odbieraliśmy... przynajmniej wizualnym - za wahacze, amortyzatory i inszą technikę nie dałbym złamanego peso. Do odprawy mamy długich siedem godzin i kiedy tylko zajmujemy miejsca w hali lotniska padamy pokotem - oczywiście na zmianę pełnimy warty przy bagażach, bo podejrzanego elementu niestety wokół nie brakuje. Po raz ostatni korzystamy z upalnej nocy - nawet w hali odczuwalny jest zaduch i potworna wilgoć - po powrocie do kraju trzeba się będzie na nowo klimatyzować do zaledwie kilku-kilkunastostopniowych temperatur. Z lotu pamiętam niewiele - budziły mnie tylko komunikaty stewardów o spodziewanych turbulencjach, a potem o podchodzeniu do lądowania. O 9:50 jesteśmy we Wrocławiu. Trudno uwierzyć, że dobę temu przybijaliśmy piątki po świetnej obserwacji rysia iberyjskiego. A nie tylko z powodu rysia wyprawę musimy uznać za bardzo udaną. Zobaczyliśmy kluczowe dla nas gatunki ptaków i wspaniałe krajobrazy, wyszaleliśmy się w oceanie, zdobyliśmy Skałę i poznaliśmy wiele życzliwych osób na stacji w Tarifie. Z perspektywy czasu nawet mrówki w prowiancie nie były takie złe - również w smaku.:) A więc Andaluzjo - iHasta luego! Mam nadzieję... :)

W drodze do Laguna de Málagi
Pożegnanie z Andaluzją...
Na lotnisku w Máladze
Hiszpańska przygoda dobiega końca...

Lista wyprawy (wielkimi literami moje "życiówki") - 161 gatunków (wg kolejności systematycznej): krzyżówka, płaskonos, marmurka, GÓROPATWA CZERWONA, bażant, perkozek, BURZYK ŻÓŁTODZIOBY, BURZYK ŚRÓDZIEMNOMORSKI, burzyk balearski, kormoran, kormoran czubaty, ślepowron, czapla złotawa, czapla modronosa, czapla nadobna, czapla biała, czapla siwa, czapla purpurowa, bocian biały, bocian czarny, ibis kasztanowaty, warzęcha, flaming różowy, FLAMING MAŁY, sęp płowy, SĘP PLAMISTY, SĘP KASZTANOWATY, ŚCIERWNIK, rybołów, orzeł przedni, ORZEŁ IBERYJSKI, gadożer, ORZEŁEK, kania ruda, kania czarna, błotniak stawowy, błotniak łąkowy, myszołów, trzmielojad, krogulec, jastrząb, kaniuk, pustułka, PUSTUŁECZKA, SOKÓŁ SKALNY, sokół wędrowny, wodnik, kokoszka, łyska, modrzyk, ostrygojad, szablodziób, szczudłak, kulon, sieweczka rzeczna, sieweczka obrożna, sieweczka morska, siewnica, czajka, biegus rdzawy, piaskowiec, kamusznik, biegus zmienny, biegus mały, biegus malutki, samotnik, brodziec piskliwy, krwawodziób, brodziec śniady, kwokacz, rycyk, szlamnik, kulik mniejszy, kszyk, płatkonóg płaskodzioby, wydrzyk wielki, śmieszka, mewa romańska, mewa śródziemnomorska, mewa żółtonoga, rybitwa białoczelna, rybitwa czubata, gołąb miejski, grzywacz, sierpówka, turkawka, MNICHA NIZINNA, puchacz, puszczyk, pójdźka, SYCZEK, jerzyk, JERZYK BLADY, JERZYK ALPEJSKI, jerzyk mały, dudek, zimorodek, żołna, kraska, DZIĘCIOŁ IBERYJSKI, dzięcioł duży, dzierlatka, dzierlatka iberyjska, lerka, SKOWROŃCZYK KRÓTKOPALCOWY, kalandra szara, brzegówka, dymówka, JASKÓŁKA RUDAWA, oknówka, świergotek polny, świergotek drzewny, pliszka żółta, rudzik, drozdówka rdzawa (nie widziana), pleszka, kopciuszek, białorzytka, BIAŁORZYTKA RDZAWA, kląskawka, kos, modrak, pokrzewka aksamitna, rokitniczka, chwastówka, wierzbówka, ZAGANIACZ SZCZEBIOTLIWY, piecuszek, świstunka leśna, ŚWISTUNKA GÓRSKA, muchołówka szara, muchołówka żałobna, bogatka, czubatka, raniuszek (podg. irbii), kowalik, pełzacz ogrodowy, dzierzba śródziemnomorska, gąsiorek, dzierzba rudogłowa, SÓJKA BŁĘKITNA, sroka, sójka, kawka, kruk, szpak, szpak jednobarwny, wilga, wróbel, wróbel śródziemnomorski, mazurek, WIKŁACZ CZARNOGŁOWY, ASTRYLD FALISTY, bengalik czerwony (nie widziany), zięba, makolągwa, szczygieł, dzwoniec, grubodziób, potrzeszcz, głuszek

"Wielcy nieobecni": IBIS GRZYWIASTY, RYBITWA KRÓTKODZIOBA, RYBITWA BENGALSKA, JERZYK WIDŁOSTERNY, POKRZEWKA WĄSATA